Strony

Dramione - Utracona Przyjaźń

Miniaturki

sobota, 19 marca 2016

Rozdział XXXIX ,,Dramione - Utracona Przyjaźń"

Hej, kochani! 
Jest i przedostatni rozdział, dedykowany Julce, która już dawno temu podsunęła mi na niego pomysł ;) 
Next w piątek :) 
Zapraszam do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy :* 
****** 



Żelazna brama Malfoy Manor była roztopiona. Willow nie zastanawiała się jednak, jakim cudem tak twardy metal został wygięty. Biegła tak szybko, jak tylko mogła, aby znaleźć się blisko Gavina.
Wrota domu również były zniszczone. Kobieta przeszła przez nie, próbując nie wbić w swoje nogi, okryte jedynie cienką spódnicą, zbyt dużej ilości drzazg. Ruda wkroczyła do majestatycznego holu Malfoy Manor i na chwilę straciła oddech. Jeszcze nigdy nie widziała tak bogato zdobionego wnętrza. Obrazy w złotych ramach wisiały na każdej ze ścian. Na podłodze leżał ozdobny, najpewniej perski dywan. Na pięknie rzeźbionych piedestałach stały wazony i popiersia przodków Lucjusza Malfoy’a. Willow na chwilę zatrzymała się, by podziwiać te wszystkie cuda, ale po chwili przypomniało jej się, dlaczego przybyła do dworu.
- Gavin?! Gavin, gdzie jesteś?! – krzyknęła kobieta. Rozejrzała się po holu, zastanawiając się, do którego pokoju ma się skierować najpierw.
Zobaczyła, że jedne z drzwi nosiły na sobie ślady pożaru. Ostrożnie do nich podeszła i przez nie wyjrzała. Podłoga pomieszczenia – najprawdopodobniej salonu, którego wystrój został całkowicie zniszczony – była zasłana ciałami. Ruda wzdrygnęła się z obrzydzenia. Widziała, że niektóre osoby zostały jedynie spetryfikowane, inne zaś nie żyły.
- Willow? Willow, czy to ty?  
Kobieta szybko się odwróciła i ujrzała Lunę, która weszła do holu. Ruda od razu odeszła od progu salonu i rzuciła się swojej kuzynce w objęcia.
- Luna! Tak bardzo się o ciebie martwiłam! – przygładziła potargane włosy blondynki – Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłam, gdy odkryłam, że razem z Harrym jesteś w Malfoy Manor. Powinniście mi o tym powiedzieć.
- Przecież dobrze wiesz, że nie zgodziłabyś się – powiedziała poważnie Luna - A dzięki temu, że napadliśmy dzisiaj na ten dom, zrobiliśmy dużo dobrego. Pokonaliśmy armię Lucjusza. Prawie całą.
- Prawie? – zdziwiła się Willow.
- Jeszcze nie wiemy, gdzie przebywa Lucjusz – powiedziała nieco zmieszana Krukonka – Ale to tylko kwestia czasu. O wiele łatwiej pokonać mężczyznę bez armii.
Willow wolno pokiwała głową, wciąż przytulając kuzynkę. W końcu jednak nie wytrzymała i zadała jej najważniejsze z pytań, które kłębiły się w jej głowie.
- Pomagał wam Gavin, prawda?
- Tak – potwierdziła Luna, nagle pochmurniejąc.
- Gdzie on jest? Muszę z nim natychmiast porozmawiać… - powiedziała ruda, ledwo hamując emocje, które ją przepełniały.
- Gavin… Gavin jest tam – dziewczyna drżącym palcem wskazała na ciemny korytarz, który zaczynał się zaraz za schodami prowadzącymi za piętro.
Kobieta wypuściła z objęć blondynkę i szybko pobiegła we wskazanym jej kierunku. Z oddali słyszała już głosy, jednak nie były one zbyt radosne. Ktoś cicho płakał, ktoś pocieszał drugą osobę. Willow nieco zaniepokojona tymi odgłosami przyspieszyła kroku i już po chwili natknęła się na grupkę czarodziejów, którzy klęczeli wokół czyjegoś ciała na podłodze.
Oczy martwego były jeszcze otwarte, a ciemne włosy były rozwichrzone. Kilka osób próbowało równo ułożyć ciało zmarłego.
Momentalnie zrobiło jej się czarno przed oczami. Upadła na kolana, nieświadomie krzycząc. Dopiero wtedy inni zauważyli jej przybycie.
- Willow? Willow, co tu robisz? – zapytał szybko Harry, podchodząc do niej. Jednak ona go już nie słyszała. Podpierając się drżącymi rękami, zaczęła czołgać się w stronę nieruchomego ciała Whitmore’a.
- Gavin… Gavin… - mówiła cicho, a łzy wartkim strumykiem płynęła po jej policzkach.
Usiadła przy głowie swojego ukochanego i zaczęła jeszcze głośniej szlochać. Jak przez mgłę słyszała głosy czarodziejów, którzy ją otaczali i składali jej kondolencje. Jednak w tym momencie było dla niej ważne jedynie to, by po raz ostatni dotknąć skóry mężczyzny, pocałować jego usta, nos, powieki, przeczesać jego włosy i spleść z nim palce. W ogóle nie zwracała uwagi na osoby, które były wokół niej.
Mimo że nie czuła pulsu w jego szyi, a jego klatka piersiowa się nie unosiła, to wszystko było dla niej nierealne. Wydawało jej się, że Gavin za chwilę otworzy swoje oczy, w których jak zawsze będą lśnić wesołe iskierki, zaśmieje się i przyciągnie do siebie Willow. Wybaczy jej to wszystko, co działo się po wojnie i znów zaproponuje jej, by razem mieszkali. Willow będzie budzić się przy nim, spędzać z nim popołudnia i tańczyć w rytm piosenek puszczanych z zabytkowego gramofonu rodziców Whitmore’a, tak, jak zawsze.
Rzeczywistość była jednak o wiele okrutniejsza. Nie wiedziała, ile razy pocałowała zimne i już siniejące wargi Gavina z nadzieją, że wszystko potoczy się tak, jak w jednej z mugolskich baśni. Milion razy przytykała palce do nadragstka mężczyzny, mając nadzieję, że w którymś momencie poczuje choć słaby puls. Po raz tysięczny nie skupiała się tam, co mówił do niej Harry, Luna i inni czarodzieje. Nie chciała im wierzyć, gdy mówili, że Whitmore został potraktowany Avadą Kedavrą.
Nie wiedziała, ile minęło czasu. Czuła się, jakby zawiesiła się w jakimś półśnie. Jedyną rzeczą, którą mogła robić, było płakanie i nieustanne dotykanie zmarłego. 
  - Gavin… Gavin, kocham cię – szeptała – Chciałabym cię przeprosić za to wszystko, co działo się pomiędzy nami w ostatnim czasie. To, co ci mówiłam, wcale nie było prawdą. Nigdy nie wierzyłam w to, że mnie zdradziłeś. Gavin, tak bardzo cię kocham… Proszę, obudź się…

Isa wstała z podłogi i podeszła do Molly i Artura, którzy stali  w innej części korytarza, cicho rozmawiając.
- Biedna Willow – powiedziała cicho pani Weasley, zerkając na kurczowo obejmującą Gavina kobietę. Raz po raz szeptała coś w sine wargi mężczyzny. Wyglądała, jakby zapadłą w trans. Harry co jakiś czas próbował oderwać rudą od zmarłego, jednak w ogóle nie reagowała ona na Wybrańca.
- Niestety, nie możemy już na to poradzić – rzekła smutno Isa. Cała ta scena przypominała jej moment, w którym narzeczony Grace, Thomas, znalazł jej martwe ciało w swoim domu.
- Gdybyśmy zorientowali się trochę wcześniej, że Gavina z nami nie ma… - pan Weasley pokręcił głową – Był jednym z najlepszych aurorów, jakich znałem.
Zamilkli. Jedynym odgłosem, który niósł się po korytarzu był szloch Willow. Żałosny płacz płynący prosto z jej złamanego serca kobiety był tak przejmujący, że po jakimś czasie stał się nie do wytrzymania. Florence również wstała z podłogi i zbliżyła się do swojej przyjaciółki.
- Chodźmy do holu, Iso. Nie mogę się tutaj skupić, a musimy przecież zacząć myśleć, co robić dalej.
Pociągnęła blondynkę za rękę, a już po chwili znalazły się w przestronnym pomieszczeniu, nieco zniszczonego przez niedawną bitwę. Podeszły do wyłamanych z zawiasów drzwi i spojrzały na otaczający Malfoy Manor ogród.
- Musimy zlokalizować Lucjusza – powiedziała z mocą Florence – Najlepiej, jeżeli zaczniemy poszukiwania już teraz.
- W jaki sposób? Może być przecież wszędzie – Isa wzruszyła ramionami – Lepiej sprawę Malfoy’a zostawmy ministerstwu, a sami zajmijmy się znalezieniem Draco i Hermiony.
 - Oni też mogą być wszędzie – zauważyła ruda – Nie kazałaś im przecież teleportować się w konkretne miejsce. A pamiętaj, że kilka godzin temu miałam wizję, w której Lucjusz atakował Hermionę. Musimy jak najszybciej go złapać.
- O wiele łatwiej będzie znaleźć Ślizgonów. Zapewne bardzo się zdziwisz, gdy powiem ci, że byłam na tyle przemyślna, że zamontowałam Draconowi namiar – blondynka uśmiechnęła się z dumą.
- Spędziłam tylko kilka dni w Azkabanie, a już nie umiem cię poznać – Florence spojrzała na przyjaciółkę z uznaniem– Wydoroślałaś, Iso. Nie przypuszczałam, że stać cię na taki… plan.
- Widzę, że miałaś o mnie naprawdę dobre mniemanie – mruknęła kobieta.
- Nie o to mi chodziło – zaśmiała się Flo.
- Wiem, wiem… - blondynka szeroko się uśmiechnęła - Jeżeli chodzi o namiar, zamontowałam go już w dzień, kiedy Hermiona zniknęła. Napoiłam Dracona eliksirem słodkiego snu, po czym rzuciłam na jego różdżkę zaklęcie lokalizacji. Teleportował się wtedy niemal po całym świecie, więc wolałam wiedzieć, gdzie przebywa.
- Naprawdę jestem z ciebie dumna – powiedziała szczerze wokalistka i mocno ją przytuliła – No, ale teleportujmy się już. Im szybciej upewnimy się, że są bezpieczni, tym lepiej.
Ruda wypuściła z objęć swoją przyjaciółkę, która cicho wypowiedziała magiczną formułę. Po chwili na jej nadgarstku pojawił się adres wypisany ciemnym atramentem.
- Rynek, Linlithgow, Szkocja – przeczytała Isa.
- Więc teleportujmy się – rzekła Flo.
Chwyciła blondynkę za ręce i skupiła się na miejscu, w którym przebywał obecnie Draco. Już po chwili obraz holu Malfoy Manor rozmył się, by zmienić się w budynki szkockiej wioski. Ruda rozejrzała się wokół siebie i próbowała zlokalizować Ślizgonów. Jej wzrok przesuwał się po skromnych zdobieniach domów, podcieniach, które znajdowały się w niektórych miejscach oraz studni stojącej na środku rynku. Na placu było jednak cicho i nic nie świadczyło o tym, by ktokolwiek na nim przebywał.
- Gdzie oni są? – mruknęła Isa.
Nagle Florence głośno wciągnęła powietrze. Zakryła usta dłonią, a z jej gardła wyrwał się zduszony jęk. Drżącym palcem wskazała na północny fragment rynku.
- Isa… - wyjąkała – Moja wizja…
- Będziemy musiały wezwać ludzi z ministerstwa. Natychmiast.

***
Percival Graves pochylił się nad stołem, na którym leżała różdżka zakończona popiersiem smoka. Delikatnie jej dotknął, uważając, by nic się jej nie stało.
- Znalazłeś coś, Hammond? – zapytał, odwracając się do swojego podwładnego. Mężczyzna stał przy dużym regale i kartkował grubą księgę.
- Jak na razie tylko metody, które wymagając obecności osoby, której odebrano pamięć – odpowiedział markotnie.
- Cholera, musi być jakieś inne wyjście. Nie zdołamy znaleźć przecież wszystkich ludzi, którym Lucjusz zmienił albo usunął wspomnienia – Percival przytknął swoje dłonie do twarzy.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Jedynym dźwiękiem, który monotonnie się powtarzał, było przewracanie kolejnych kartek księgi. Graves przymknął oczy i zaczął zastanawiać się nad tym wszystkim, co wydarzyło się wczorajszego popołudnia, gdy patronus Isabelli Summers pojawił się w gabinecie ministra magii.
Najpierw zapanował chaos – informacje o bitwie, która stoczyła się w Malfoy Manor oraz ilości pokonanych w niej śmierciożerców mocno zdziwiły pracowników ministerstwa. Nikt nie wiedział, do czego najpierw się zabrać – transportowania spetryfikowanych popleczników starszego Malfoy’a z dworu do Azkabanu czy teleportowania się na rynek Linlithgow, na którym przebywał Lucjusz. Długowłosy został tam obezwładniony przez swojego syna jedynie za pomocą kamienia. Wielu czarodziejów bardzo podziwiało za to Dracona, szczególnie, że pokonał tak potężnego czarodzieja, mając na głowie własne problemy.
Tego ranka do biura Percivala przyszedł sam minister magii. Przyniósł ze sobą różdżkę Lucjusza Malfoy’a, która została mu odebrana poprzedniego wieczora. Nakazał, aby auror znalazł sposób na wydobycie zaklętych w niej wspomnień bez obecności wszystkich ofiar rzucanego przez długowłosego Oblivate.
Mijała już trzecia godzina, od kiedy Graves i jego pomagier, Felix, szukali sposobu, by wypełnić polecenie ministra. Wydawało się to już niemal niemożliwe, gdy głos Hammonda poniósł się po pomieszczeniu.
- Mam! Znalazłem!
Szef aurorów poderwał się ze stołka i podbiegł do swojego podwładnego, który z zadowoleniem przyglądał się otwartej na 234 stronie księdze ,,Remedia na najsilniejsze zaklęcia”.
- To dosyć ryzykowny sposób, ale najprawdopodobniej jedyny. Polega na tym, by wypowiedzieć odpowiednią formułę, łamiąc w tym samym czasie różdżkę, którą wysyłane były zaklęcia – wytłumaczył Felix Hammond.
- Na czym polega jego ryzykowność?
- Jeżeli różdżka nie zostanie przełamana w odpowiednim momencie, zaklęcie nie zadziała, a wszystkie wspomnienia ulecą i już nigdy nie będzie można ich odzyskać. Obojętnie, jakim sposobem.
Percival przygryzł swoja wargę i przez chwilę intensywnie się zastanawiał.
- Chyba musimy zaryzykować, prawda? – spojrzał na Felixa.
- Nie mamy innego wyjścia – potwierdził mężczyzna.
Zbliżyli się do stołu, na którym leżała różdżka. Hammond położył obok niej księgę z tekstem magicznej formuły. Graves kilka razy głęboko odetchnął, po czym wziął do swoich rąk magiczny atrybut Lucjusza Malfoy’a.
- Czyli mam wypowiedzieć te zaklęcie i jednocześnie złamać różdżkę? – upewnił się szef aurorów. Nie czuł się dobrze z tym, że wspomnienia tak wielu osób dosłownie leżały w jego rękach.
- Konkretniej, gdy będziesz wypowiadał słowo ,,wyzwólcie” – rzekł mężczyzna.
- Życz mi szczęścia, Hammond – powiedział lekko drżącym głosem Percival, po czym zaczął wypowiadać słowa formuły – Wspomnienia, zaklęte w różdżce bez przyzwolenia, wyzwólcie się i lećcie do właściciela.
Szef aurorów spojrzał na trzymaną w dłoniach złamaną różdżkę. Z jej środka wydobywał się biały dym, dokładnie taki sam, który jest obecny podczas odbierania wspomnień.
- Proszę, powiedz mi, że to dobry znak – szepnął Graves.
- Jak najlepszy, szefie! – ucieszył się Felix – W księdze właśnie takie zjawisko zostało zakwalifikowane jako potwierdzenie tego, że zaklęcie zostało dobrze wypowiedziane. 
- W takim razie zostaje nam tylko czekać, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście wszystko poszło dobrze.
Spojrzeli w górę, gdzie biały dym już się rozwiewał.

***
Narcyza siedziała przed dużymi drewnianymi drzwiami, od czasu do czasu mocno uderzając w nie pięściami. Spojrzała na ozdobny zegar, który stał na kominku i uświadomiła sobie, że jest zamknięta w tej komnacie już ponad dwadzieścia godzin.
Poprzedniego ranka dało się wyczuć w Malfoy Manor atmosferę podniecenia, dokładnie taką samą, jaka panowała w szeregach Czarnego Pana przed bitwą w Hogwarcie. Narcyza próbowała dowiedzieć się od swojego męża, szczęśliwego tego dnia jak nigdy, co było powodem zadowolenia mieszkańców dworu. Mężczyzna nie chciał jednak podać jej szczegółowych informacji. Wspominał jej tylko o specjalnym gościu, który miał tego dnia przybyć do posiadłości oraz o planie, który w końcu miał wejść w życie. Kobieta próbowała zdobyć jakieś dane od innych osób, które zamieszkiwały Malfoy Manor od czasu, gdy uciekli z Azkabanu, lecz wszyscy byli tak samo milczący jak Lucjusz.
Narcyza podejrzewała, że cała ta sprawa ma związek z krzykami, które od dwóch dni codziennie można było słyszeć w dworze. Dochodziły one z lochów posiadłości. Jasnowłosa poprzedniego dnia chciała zakraść się do podziemi, by odkryć, kogo tym razem torturuje jej mąż, jednak strażnik zagrodził jej wejście. Zaraz potem została zaprowadzona przez Lucjusza do tej komnaty, która zamknięta została najsilniejszymi zaklęciami.
Na początku kobieta krzyczała, próbując zwrócić na siebie uwagę. Szybko jednak zorientowała się, że na pokój zostało rzucone również zaklęcie wyciszające. Wydawało jej się, że znała niemal wszystkie wady swojego męża, ale nie wiedziała, że umie on być okrutny dla członków swojej rodziny.
Po kilku godzinach od zamknięcia, z parteru posiadłości doszły ją odgłosy walki. Słyszała, jak czarodzieje wykrzykują formuły zaklęć, a meble i ozdoby rozpadają się pod wpływem klątw. Narcyza bardzo chciała dołączyć do walki, którą śmierciożercy toczyli zapewne z armią Zakonu Feniksa. Kobieta nienawidziła członków organizacji założonej przez Albusa Dumbledore’a i zrobiłaby niemal wszystko, by w momencie walki być na parterze i móc wysyłać zaklęcia niewybaczalne w stronę służącym ministerstwu czarodziejom. Szczególnie, że miała dziwne wrażenie, że w jej domu przebywał ten okrutny blondyn, który podawał się za jej syna. Narcyza postanowiła, że nigdy nie wybaczy mu tego, że zeznawał na niekorzyść Lucjusza, oskarżając go o zbyt okrutne rzeczy. Chciała się zemścić – tak szybko, jak tylko  było to możliwe. Jednak od kiedy wydostała się z Azkabanu, jej mąż nie pozwolił wychodzić jej poza teren Malfoy Manor. A gdy w końcu doszło do walki, ona siedziała uwięziona w  komnacie.
Zmęczona gniewem, zasnęła poprzedniego wieczoru niczym suseł. Położyła się na ogromnym łożu, które stało na środku pokoju. Owinęła się ciemnozieloną jedwabną kołdrą, która leżała na posłaniu. Była pewna, że znała kogoś, kto uwielbiał taką pościel, jednak nie umiała sobie przypomnieć.
Gdy tylko obudziła się następnego dnia, znów biła dłońmi w drzwi, mając nadzieję, że jakimś cudem ktoś ją usłyszy. Jednak po trzech godzinach dała za wygraną. Teraz mogła jedynie mieć nadzieję, że jej mąż przypomni sobie o niej i ją uwolni.
Nagle okno komnaty, wcześnie również szczelnie zamknięte, otworzyło się. Do pokoju wleciał zimny wiatr, który targał srebrnymi zasłonami. Narcyza objęła swoje ramiona, by ochronić się przed zimnem i wstała z podłogi. Podeszła do okna, by sprawdzić, czy jest możliwość, by wydostać się przez nie z komnaty.
Wychyliła się i zobaczyła, że znajduje się dobre piętnaście metrów nad ziemią. Zadrżała, gdy pomyślała, że może to być jej jedyne wyjście z komnaty. Przymknęła swoje oczy, próbując oswoić się z myślą, że zaraz spróbuje wyskoczyć przez okno i nie połamać nóg.
Gdy uchyliła powieki, była już pewna, że chce to zrobić. Wszystko było lepsze od siedzenia w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. Lecz gdy stawała już na parapecie okna, zobaczyła, że oprócz wiatru do pokoju wleciało coś jeszcze – smuga białego dymu. Kobieta ze zdziwieniem wpatrywała się w nią, gdy ta zbliżała się do niej, a w końcu wniknęła w jej głowę.
Leżała na łóżku, przytulając do siebie małe zawiniątko. Co chwilę wzrokiem pełnym miłości spoglądała na chłopczyka, który leżał w jej ramionach. Miał kilka jasnych włosków na głowie oraz oczy takiego samego koloru jak Lucjusz. Urodził się w czasach wojny z Voldemortem, jednak Narcyza przysięgła sobie, że będzie go chronić tak długo, jak tylko będzie mogła.

Spoglądała przez okno Malfoy Manor na ogród, w którym siedział jej syn. Nie biegał jednak po nim lub grał w quidditcha, tak jak robiłyby to inne dzieci w jego wieku. Draco siedział pod jednym z drzew i czytał książkę. Jego mina wyrażała ogromne skupienie. Z jednej strony Narcyza cieszyła się, że ma tak mądrego syna, z drugiej jednak nieco się niepokoiła. Bała się, że sposób, w który Lucjusz wychowywał chłopczyka nie był odpowiedni. I mimo że próbowała okazywać mu jak najwięcej uczuć, wciąż widziała, że Draco czuje się w ich domu niemal obco.

Stała razem z nim na peronie 9¾. Opiekuńczo obejmowała go ramieniem, jednak jej mąż wciąż szeptał coś do uch chłopaka. Była pewna, że znów przypomina mu o tym, by nie zadawał się z mugolakami oraz Gryfonami. Denerwowało ją to, że od wojny minęło już jedenaście lat, a Lucjusz wciąż głosił poglądy Voldemorta.

Draco podbiegł do niej i mocno ją przytulił.
- Mamo… Mamo, ja już nie mogę – szlochał cicho wprost w jej szatę.
- Co się stało, synku? – zapytała z troską.
- Ciocia Bella torturowała wczoraj w nocy Hermionę – wyznał szeptem – Ja… nie mogę już dłużej być w szeregach Sama Wiesz Kogo. Muszę jak najszybciej przejść na stronę Zakonu Feniksa.
- Spokojnie, Draco, wszystko będzie dobrze… - uspokoiła go – Razem z Alecto już dawno postanowiłyśmy, że zaczniemy pomagać śmierciożercom, którzy zmienią poglądy.
- W jaki sposób? – zdziwił się blondyn.
- Nawiązałyśmy kontakt z Severusem. Jeżeli chcesz, możesz zostać szpiegiem Zakonu. Po wojnie, Snape poręczy za ciebie w ministerstwie – wyjaśniła – Jednak poważnie się zastanów, czy chcesz się tego podjąć. To niebezpieczne zadanie.  
- Wchodzę w to – odpowiedział bez chwili wahania.

Właśnie przeglądała się w lustrze, gdy do jej komnaty wszedł Lucjusz.
- Coś się stało? – zapytała go.
- Nie. Jeszcze nie. Właśnie mam zamiar temu zapobiec – podszedł do niej i chwycił ją za kark – Twoja miłość do naszego syna tylko nam przeszkadza. Oblivate.

Z wrażenia oparła się o framugę okna. Wszystkie te wspomnienia pojawiły się przed jej oczami, uświadamiając, co działo się z nią przez ostatnie pół roku.
Jej mąż usunął jej wspomnienia, zastępując fałszywymi. Chciał, by Narcyza nienawidziła Dracona i nie uznawała go nawet za swojego syna. Niestety, udało mu się to. Kobieta przypomniała sobie, jak podle nazywała swojego syna na styczniowej rozprawie oraz jak bardzo chciała go zabić, a łzy napłynęły do jej oczu. Nie przypuszczała nawet, że długowłosy jest w stanie zmienić ją w takiego człowieka.
Mimo wszystko żądza zemsty nie opuściła Narcyzy. Teraz skierowana była jednak w stronę innej osoby – Lucjusza.
Za to, że ją zmienił, skrzywdził ich syna, a na koniec zamknął ją w komnacie. Nie wiedziała, jakim cudem te wspomnienia do niej wróciły, ale chciała to wykorzystać.
Jeszcze raz wychyliła się przez okno, po czym spuściła swoje nogi w dół. Jej czarna szata powiewała na wietrze, gdy spadała na ziemię.

***
Siedział na krześle przed drzwiami sali szpitalnej w Mungu. Jego ramiona się trzęsły, a w głowie panował mętlik. Nie mógł myśleć o niczym innym, jak o tym, że wielu ludzi ucierpiało, napadając na Malfoy Manor. Najbardziej bolało go jednak to, że w większości były to osoby, których kochał. Gdy usłyszał, że Gavin zmarł, a Florence poważnie złamała sobie nogę, próbując podbiec do niego na rynku w Linlithgow, niemal się rozpłakał.
A gdy powiedziano mu, że jedna z najważniejszych dla niego kobiet zaginęła, myślał, że zemdleje.
Próbował ratować ją przed Lucjuszem jak tylko się dało, lecz długowłosy był niemal nie do pokonania. Zawsze był o krok przed nim. Tylko on mógł pomyśleć o zaklęciu usuwającym wspomnienia. To zdecydowanie utrudniło wszystkie plany, jakie miał Draco. Nie mógł patrzeć się w jej puste oczy, niewyrażające miłości.
A teraz przepadła.
Nie wiedział nawet, kiedy i co zrobił z nią Lucjusz. W duchu prosił wszystkie bóstwa, jakie znał, by się odnalazła – żywa, zdrowa.
- Panie Malfoy, może pan wejść do sali.
Głos magomedyka wybudził go z rozmyślań. Zadarł głowę i spojrzał na mężczyznę, który obok niego stał.
- Czy wie pan może coś o tym, by ktokolwiek znalazł… wie pan, kogo – nie chciał nawet wypowiadać jej imienia.
- Tak mi przykro, panie Malfoy – magomedyk pokręcił głową – Wciąż nic nie wiadomo.
Draco podziękował mu za informacje, po czym wstał z krzesła. Już chciał wejść do szpitalnej Sali, by w ukryciu przed całym światem wylewać kolejne łzy, gdy ujrzał białą smugę, która szybowała w jego stronę. Nie zdążył się nawet zastanowić, czym była, gdy przez ucho wleciała wprost do jego głowy.
Usłyszał krzyki dobiegające z podziemi dworu. Zaintrygowany opuścił swoja komnatę i zszedł na parter, z którego następnie skierował się w stronę podziemi.
- Wypuśćcie mnie! Ja nic nie wiem! – krzyczał ktoś.
- Uważaj, bo ci uwierzę, Whitmore – wysyczał Lucjusz – Podczas pierwszej wojny byłeś jednym z najważniejszych aurorów. Nie możesz teraz ,,niczego nie wiedzieć” – przedrzeźnił go.
- Przysięgam, to prawda!
Draco zszedł po krętych schodach i znalazł się w lochach Malfoy Manor. Był w nich tylko kilka razy – w tym wtedy, kiedy ojciec chciał pokazać mu konsekwencje niestosowania się do jego poleceń.
- W takim razie, mam nadzieję, że małe Crucio przywróci ci pamięć.
Krzyki torturowanego poniosły się po zimnym korytarzu. Blondyn szedł za nimi, aż znalazł się przy najgorszej celi w całych podziemiach. Była ona mała, a czary, które zostały na nią rzucone, potęgowały jedynie uczucie klaustrofobii. Z własnego doświadczenie wiedział, że nawet kilka minut spędzonych w tym pomieszczeniu było bardzo nieprzyjemne.
W na środku celi leżał mężczyzna. Wił się z bólu, jednak Lucjusz Malfoy nie przestawał wysyłać w jego stronę zaklęcie niewybaczalnego.
- Kto to jest, ojcze? – zapytał cicho chłopak.
Długowłosy gwałtownie się odwrócił, zapominając o swoim więźniu.
- Co ty tu robisz? – zapytał zirytowany – Przecież miałeś razem z innymi być na zebraniu w domu Snape’a.
- Źle się czułem. Mama pozwoliła mi zostać – powiedział Draco – A czy ty powiesz mi, co tu robisz?
- Nie twoja sprawa. To, kim jest ten więzień to sprawa tylko moja i rodzeństwa Carrow – wysyczał – Nie powinieneś go nawet widzieć.
- Przepraszam, ojcze – odpowiedział potulnie blondyn.
- Nie przepraszaj, tylko lepiej zapomnij o tym wszystkim! – różdżka mężczyzny została skierowana w stronę Dracona, by po chwili odebrać mu wspomnienia.

***
Miała na imię…
Hermiona. Hermiona Granger. Była tego pewna. Nie dlatego, ze ktoś jej o tym powiedział. Czuła to. Była Hermioną Granger.
Zaraz po tym, jak przypomniała sobie swoje imię, zaczęły napływać kolejne wspomnienia. Chodziła do Hogwartu. Była Ślizgonką. Przeżyła wiele przygód razem ze swoimi przyjaciółmi. Brała udział w drugiej wojnie.
Była po uszy zakochana w Draco Malfoy’u.
Potok obrazów związanych z blondynem zalał jej umysł. Jego uśmiech, kilka kosmyków, które zawsze opadały mu na czoło, silne ramiona, obejmujące ją. Jednak były też smutne wspomnienia, które były z nim związane – jego usta układające się w wyraz ,,szlama”, zimny wzrok, próba przekonania dziewczyny, by wstąpiła do szeregów śmierciożerców.
Obrazom z przeszłości miejsca ustąpiły wydarzenia ostatnich dwóch dni – tym razem przepuszczone przez filtr odzyskanych wspomnień. Teraz Hermiona wiedziała już, że była więziona w Malfoy Manor przez Lucjusza, ojca Dracona. Torturował ją Cruciatusem – jednym z trzech zaklęć niewybaczalnych. Blondyn przybył po nią i chciał uratować, jednak nie wiedział, że w lochach dworu nie można aportować się do innych miejsc.
Potem przyszedł Lucjusz, którego jeszcze wtedy dziewczyna uznawała za swojego Pana. Mężczyzna kazał im iść do salonu posiadłości, dokładnie tego samego, w którym półtorej roku temu torturowana była Hermiona. Długowłosy podał Draconowi cenę, za którą mógł odzyskać swoją dziewczynę z powrotem. Gdy uświadomiła sobie, że Lucjusz chciał, aby jego syn był jego szpiegiem w ministerstwie i zabił Harry’ego, najlepszego przyjaciela brązowowłosej, dziękowała niebiosom za to, że chłopak się nie zgodził.
W salonie zapanował chaos, a ponad dwudziestu obcych czarodziejów wkroczyło do Malfoy Manor. Teraz jednak Hermiona ich rozpoznawała – byli to niemal wszyscy jej przyjaciele. Napadli na dom Lucjusza, by ratować ją i Dracona. Korzystając z zamieszania, blondyn zaczął biec i pociągnął za sobą dziewczynę. Była słaba i w którymś momencie poczuła, że musi choć na chwilę przystanąć.
Crucio uderzyło w jej plecy. Od tego czasu wszystko zmyło się w jedną, okraszoną bólem, całość. Mimo że po jakimś czasie zaklęcie niewybaczalne przestało działać, Hermiona nie odzyskała już do końca przytomności. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, była wysłana w jej stronę klątwa. Wtedy nie wiedziała jeszcze, jakie miała działanie.
Teraz zdała sobie z tego, że było to zaklęcie uśmiercające. Avada Kedavra.
Ale czy to, że odzyskała te wszystkie wspomnienia oznaczało, że nie udało jej się uniknąć zaklęcie i… umarła?
- Hermiono… - z oddali doszedł ją pełen emocji głos – Hermiono, zostań…


 


16 komentarzy:

  1. Po raz kolejny dlaczego w takim momencie?!
    Jestem zwolenniczką smutnych zakończeń jednak w tym opowiadaniu wolałabym chyba szczęśliwe.
    Cudowny rozdział!
    Pozdrawiam SectumSempra :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo emocjonujący cieszę się, że powróciły utracone wspomnienia jednak jakoś mi tak smutno. Może to świadomość, że ta historia niedługo się kończy?
    Oczywiście wybrałaś sobie specyficzny moment na przerywanie -.- cóż wybaczam :D
    Czekam na ostatni rozdział i życzę weny!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Mnie też jest trochę smutno, ale nie chciałam pisać telenoweli brazylijskiej, więc ograniczyłam się do 40 rozdziałów :D
      Nie mogłabym wybrać innego ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  3. Hermiona odzyskała wspomnienia!!! Alleluja! Niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba! (no ofc oprócz tego, żeby przeżyli :P)
    Dobrze, że Narcyza także odzyskala wspomnienia, widzę że wszystko się teraz ułoży! No oczywiście poza tragedią Willow :/
    Pozdrawiam serdecznie, Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet wątek Willow nie skończy się tak źle ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  4. super rozdział życzę weny i czekam na następny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na wstępie, pragnę przeprosić Cię za brak mojego jakże emocjonalnego komentarza pod tamtym rozdziałem, jakoś nie miałam do tego głowy. Ale przy tym będzie inaczej. ^^
    Rozdział jak zwykle epicki, wspomnienia wróciły do wszystkich, którym się to należy. I bardzo cieszy mnie fakt, że znaleziono na to odpowiedni sposób. Zawsze to jakiś plus.
    Ciekawe zakończenie... hmmm, teraz się będę zastanawiać jak o się dalej potoczy, ale skoro mówiłaś o happy endzie to wykreśla przynajmniej połowę moich teorii. (Uff... xd)
    Szkoda mi Willow, ale niestety (lub stety...) takie rzeczy zdarzają się bardzo często. Osoba kochająca uświadamia sobie swoje uczucia już za późno, ja jestem na to żywym przykładem. Jednak skoro twierdzisz, że jej wątek nie zakończy się tak tragicznie, to nie zrobię Ci krzywdy (O tak, uwielbiam Willow ;>).
    No nic czekam na (już...) ostatni rozdział, a zaraz po nim epilog, mimo mojego krwawiącego serca ;<

    Pozdrawiam i życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co ;)
      Bardzo dziękuję! Rzeczywiście, jest kilka opcji zakończenia, ale ja wybiorę chyba tą najprostszą :)
      Ojej, mam nadzieję, że Twoja historia nie była aż tak straszna, jak Willow...
      Nie mogę skończyć tego wątku tragicznie, bo nawet nie umiałabym.
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  6. To musiał być głos Draco, musiał być to jego głos. Jeśli mam być szczera to polubiłam Willow, szkoda mi jej mimo, że prubowała zniszczyć związek Dracona i Hermiony. Na szczęście Hermiona i Narcyza odzyskały wspomnienia. To smutne, że przed nami ostatni rozdział. Serdecznie pozdrawiam Ross❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko okaże się w piątek ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  7. Cudny rozdział ❤ Nie wiem dlaczego, ale popłakałam się pod koniec. Oby Hermiona przeżyła ❤ Trochę szkoda mi Willow 😪 no, ale cóż... mówi się trudno xD !
    Pozdraiwam ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Wszystko w następnym rozdziale ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  8. jeśli dalej chcesz pisać bloga a nie masz pomysłów napisz na mój e-mail martyna.majcher@onet.pl i napisze ci pomysły które mam. pozdrawiam
    m.m

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie pomysłów mi nie brakuje, ale dziękuję za propozycję ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  9. Bardzo crazy rozdział.
    Pozdrawiam
    Wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz = +10 do motywacji ;)