Strony

Dramione - Utracona Przyjaźń

Miniaturki

środa, 13 kwietnia 2016

THALUKE - Spowiedź

Hej, kochani! 
Przed Wami pierwsza miniaturka mojego autorstwa, dedykowana pewnej osobie, która podsunęła mi na nią pomysł :) Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie. Dotyczy ona Thalii i Luke'a z serii książek autorstwa Ricka Riordana. Mam nadzieję, że będzie podobac się ona również osobom, które nie czytały tych książek ;) 
Następna, niestety, dopiero za dwa tygodnie, ponieważ teraz piszę na zmianę zaległe i bieżące sprawdziany, a do tego dochodzi masa projektów do zaliczenia :( 

Zapraszam do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy :* 
****** 



            Huk.
Trzask.
Ból.
Wszystko skąpane było w czerwieni.
Jeszcze przez chwilę o niej pomyślał.
A potem…
Potem była już tylko ciemność.

***
Cześć.
Nazywam się Thalia Grace, mam dziewiętnaście lat, jestem córką Zeusa i kompletnie nie wiem, dlaczego od kilku tygodni ubieram się zupełnie na czarno.
Wychowywałam się razem moją matką, Josephine, i bratem, Jasonem. Jason też jest półbogiem. Jego ojcem nie jest jednak Zeus, tylko jego rzymski odpowiednik – Jupiter. Jason jest ode mnie pięć lat młodszy, dopiero dwa lata temu zaczął szkolenie w swoim obozie. Był bardzo młody, gdy odwoziłam go w to miejsce. Czułam nawet coś w rodzaju żalu, zostawiając go z zupełnie obcymi osobami. Wiedziałam jednak, że to najbezpieczniejsze miejsce, w jakim mógł przebywać.
Sama uciekłam do Obozu Herosów - miejsca, w którym greccy półbogowie zawsze mogą się schronić. Miałam wtedy dwanaście lat, nie znałam się na trasach autobusów, nie wiedziałam nawet, jak zakupić bilet na pociąg. Wszystko było jednak lepsze od przebywania w domu z alkoholiczką, którą stała się nasza matka. Podróżowałam z przypadkowo spotkaną półboginią – Annabeth. W późniejszych latach pokonałyśmy razem naprawdę dużą ilość potworów i zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami, mimo dość dużej różnicy wieku.

Czy znam Luke’a Castellana? Nie, nigdy o nim nie słyszałam.
Naprawdę powinnam? Dlaczego?
Mówisz, że był moim chłopkiem?

***
Luke wszedł do domku, w którym mieszkała. Była jego jedyną lokatorką, ponieważ w Obozie Herosów nie było innych dzieci Zeusa.
- Thalio! – zawołał – To ja, Luke!
Po chwili dziewczyna wygramoliła się spod swojego łóżka, pod którym czytała książkę i słuchała muzyki. Jej krótkie, ciemne włosy były w nieładzie. Chłopak z zachwytem wpatrywał się w tajemnicze oczy dziewczyny, które obrysowane były czarna kredką.  
- Cześć, Luke – powitała się z nim i pocałowała lekko w policzek – Coś się stało?
- Jest spotkanie grupowych. Idziesz? – spytał blondyn.
Thalia westchnęła i odgarnęła swoje czarne kosmyki z twarzy, po czym oparła się dłonią o ścianę.
- A mam jakiś wybór? – zapytała zrezygnowanym głosem – Chejron przyprowadziłby mnie na nie, choćbym biła rękami i nogami.
- Może tylko twoja błyskawica by go powstrzymała– roześmiał się Luke. Rzucił okiem na kąt pokoju, gdy stała gromowładna broń Thalii, używana przez nią na treningach.
- Mam ponownie jej na tobie użyć, synu Hermesa? – dziewczyna dała blondynowi kuksańca w bok i również się zaśmiała.
- Nie musisz, kilka razy przekonałem się, jak działa – odpowiedział, nadal się śmiejąc. Oboje niemal jednocześni przywołali w pamięci obraz ich pierwszej walki, stoczonej na arenie Obozu Herosów. Nie była ona przyjemna dla żadnej ze stron. Włosy Luke’a przez dwa miesiące odrastały po kontakcie z piorunem, zaś córka Zeusa musiała przez kilka dobrych tygodni znosić kawały mieszkańców domku numer 12.  
- Chodź na zebranie, Thalio, proszę cię… Dlaczego tak ich nie lubisz? – zapytał chłopak, zmieniając temat, i pociągnął dziewczynę za rękę w stronę drzwi.
- Myślisz, że przyjemnie jest być jedynym dzieckiem Zeusa w całym obozie? Wszyscy zawsze tak dziwnie się na mnie patrzą… Dlatego nie lubię chodzić na zebrania grupowych…
- Naprawdę przejmujesz się zdaniem innych? – zdziwił się Luke – Ty, Thalia Grace, córka najpotężniejszego boga, najgroźniejsza heroska naszych czasów?
- Tak, ja, Thalia Grace, córka najpotężniejszego boga, najgroźniejsza heroska naszych czasów, liczę się ze zdaniem innych – przyznała niemal ze wstydem.
- Z moim także się liczysz? – spytał Luke i spojrzał na nią wzrokiem, od którego zadrżała.
- Tak, z twoim najbardziej – powiedziała cicho.
- Więc wiedz – ujął jej twarz w dłonie i spojrzał prosto w oczy – że według mnie ślicznie dzisiaj wyglądasz, Thalio.
Pocałunek był bardziej elektryzujący niż cios z broni córki Zeusa.

***
Nie wierzę. Nigdy nie miałam chłopaka i nie zamierzam mieć.
Chłopcy tylko krzywdzą.
Zadają ból.
Odchodzą.

***
Nigdy nie sądziła, że pogodzi się ze swoją matką. Myślała, że już na zawsze w jej myślach Jospehine będzie figurować jako kobieta uzależniona, z przekrwionymi oczami i spierzchniętymi ustami.
Atrybutem jej ojca była błyskawica. Atrybutem jej matki była butelka wódki.
Uciekła, by o tym zapomnieć, by nie budzić się codziennie pośród zapachu metabolizującego się alkoholu i dymu papierosów. By nie wchodzić do kuchni i znajdywać w niej ludzi wciągających kokainę. By nie wracać do domu z myślą, że najgorsze dopiero przed nią.
Żyjąc w Obozie Herosów, nigdy nie myślała, że pewnego dnia, gdy będzie przebywać w Nowym Jorku razem z dwójką przyjaciół, jej telefon zadzwoni, a na wyświetlaczu pojawi się jeden, tak obcy, wyraz.
Mama.

- Czekajcie, ktoś do mnie dzwoni – powiedziała Thalia i zaczęła szperać w kieszeniach swojej drelichowej kurtki.
- Córka Zeusa zawsze taka niepoprawna – zaśmiała się Annabeth i przystanęła na rogu 33. ulicy – Kiedy się w końcu nauczysz, że nie możemy używać telefonów komórkowych?
- Odezwała się ta, która nigdy nie ma go przy sobie – prychnął Luke i przyjaźnie szturchnął blondynkę.
- Hej, ale mój zawsze jest wyłączony! – zaoponowała córka Ateny i oddała chłopakowi, uderzając go w bark.
- Możecie być na chwilę cicho? – burknęła Thalia, gdy w końcu wydobyła telefon na światło dzienne. Już chciała odbierać, gdy jej dłoń zamarła.
- Co się stało? – zaniepokoił się Luke i podszedł do ciemnowłosej, która ze zdruzgotana miną wpatrywała się w wyświetlacz.
- To mama – wyszeptała – Dzwoni moja mama.
- Jeżeli nie chcesz odbierać, nie musisz – szepnął z troską chłopak, obejmując ją ramieniem – Jakkolwiek zadecydujesz, zawsze będziemy przy tobie.

Właśnie to lubiła w nim najbardziej – umiał śmiać się i droczyć z przyjaciółmi, by w jednaj chwili opiekować się  nimi i dawać im niesamowite wsparcie. 

***  
            Sądzę, że z kimś mnie po prostu pomyliłaś. Pamiętałabym przecież, gdybym kiedykolwiek miała chłopaka.
Pamiętałabym jego dotyk.
Usta – zawsze miękkie i gładkie.
Dłonie – ciepłe i kojące.
Szyję – pachnącą wodą kolońską.
Włosy – jasne i potargane.
Pamiętałabym, z jaką czułością wypowiadał moje imię.
,,Thalio…”

***
- Thalio, jesteś pewna, że chcesz iść na spotkanie z mamą? – zapytał z troską, siadając na łóżku w jej domku.
- Tak, jestem pewna – odrzekła po raz tysięczny – Muszę z nią porozmawiać, Luke.
- Chciałabyś z powrotem mieć z nią dobre stosunki? Zamieszkać? – dopytywał chłopak.
- Nie wiem, co to znaczy mieć dobre stosunki z matką, ponieważ nigdy ich nie miałam – westchnęła – Co do zamieszkania… Nie mogłabym.
- Nie mogłabyś z nią mieszkać, pamiętając o tym, co działo się kiedyś?
- Nie mogłabym cię opuścić.

Stanęła przed zniszczonymi drzwiami i drżąca ręką nacisnęła dzwonek. Po chwili usłyszała kroki, a w progu mieszkania stanęła kobieta.
Thalia myślała, że błędny wzrok, szeroki uśmiech pełen zniszczonych zębów i tłuste włosy to elementy, bez których portret jej matki nie istnieje. Jednak myliła się. Teraz stała przed nią zadbana kobieta, w eleganckich ubraniach oraz z lokami rozsypanymi wokół jej rozświetlonej twarzy. Mimo tak drastycznych zmian, które zaszły w jej wyglądzie, dziewczyna bez trudu ją rozpoznała.
- Mama – rzekła, a reszta słów uwięzła w jej gardle.
- Wiem, że trudno poznać, ale… to ja, Thalio. To nadal ja. I nadal cię kocham – powiedziała cicho Josephine. Wyciągnęła ramiona w stronę córki i przygarnęła ją do siebie. Thalia odruchowo wtuliła się w matkę i poczuła delikatny zapach, którym przesiąknięte były jej ubrania.
Miła odmiana po fetorze metabolizującego się alkoholu.
Dziewczyna weszła do mieszkania kobiety. Mimo że był to ten sam lokal, i on diametralnie się zmienił. Nowe meble, czyste ściany, a przede wszystkim brak obcych ludzi w kuchni.
- Na początku chciałam cię przeprosić… - zaczęła Josephine, bezwiednie bawiąc się swoimi palcami – Wiem, że byłam okropną matką. Nie zwracałam na was uwagi. Piłam, paliłam, wstrzykiwałam i wciągałam… Ale w dzień, w którym uciekliście, coś się we mnie złamało. Zobaczyłam, jak bardzo was krzywdziłam. Uświadomiłam sobie, że odeszliście przeze mnie – zrobiła krótką pauzę, podczas której przetarła swoje oczy – Kilka miesięcy po waszej ucieczce rozpoczęłam leczenie. Spędziłam ponad rok w ośrodku. Potem pracowałam dniami i nocami, by zdobyć pieniądze na remont mieszkania. Robiłam wszystko, co tylko się dało, bym zaczęła funkcjonować normalnie. Bo was kocham. Ciebie oraz Jasona. I nigdy nie przestanę. Myślisz, że moglibyście… Moglibyście dać mi drugą szansę?
Stała na środku lśniącego czystością salonu i patrzyła na Thalię swoimi dużymi oczami, pełnymi nadziei i skruchy. W końcu wyglądała pięknie.
- Tak – odpowiedziała ledwo dosłyszalnie dziewczyna i znów przytuliła się do kobiety, by poczuć, jak powinna pachnieć prawdziwa matka.

***
Pamiętałabym też, że często się droczyliśmy.
Pamiętałabym, że lubił, gdy moje włosy były rozpuszczone.
Pamiętałabym, że zawsze odprowadzał i odbierał mnie od mojej mamy.
Pamiętałabym nasz plac zabaw, nasze drzewo i naszą tradycję.
Pamiętałabym…  

***
- Co robisz? – zapytał wesoło Luke. Pochylił się nad Thalią, która zawzięcie grzebała plastikową łopatką w piaskownicy. Obok dziewczyny siedział jej brat, Jason. Mimo już niemal nastoletniego wieku i on lubił zabawy na placu zabaw, mieszczącym się przy domu ich mamy.
- Kopię dla ciebie grób – odpowiedziała ze śmiechem córka Zeusa. Podniosła wzrok swoich skrzących się oczu na blondyna i spojrzała wprost w jego złote tęczówki.
- Na razie nie ma potrzeby, nie mam zamiaru cię opuszczać – wyszeptał. Wyciągnął dłoń w stronę Thalii, a ona ufnie ją ujęła.
- Nie wychodź poza teren placu zabaw, Jason – rzuciła tylko do brata, po czym podbiegła z Luke’iem w stronę jednego z drzew.
Oparła się plecami o korę, a chłopak od razu zaczął ją całować. Kochała sposób, w jaki to robił, tak samo, jak kochała całego syna Hermesa. Poczuła, że palce Luke’a suną po jej karku i zatrzymują się na krótkim warkoczu. Chłopak jednym ruchem rozpuścił włosy Thalii, jeszcze mocniej ją do siebie przyciskając.  
- Wolę, gdy masz rozpuszczone włosy – mruknął pomiędzy pocałunkami, na co córka Zeusa uśmiechnęła się.
To było już ich drzewo, ich plac zabaw, ich tradycja. Zawsze po wizycie u mamy przychodzili na niego i się bawili. W którymś momencie Jason zostawał sam, a jego siostra razem z synem Hermesa oddawała się słodkim pocałunkom. Zatracała się w ruchach warg Luke’a, obejmowała jego szyję i przywierała do niego coraz mocniej.  
W którymś momencie Thalia oderwała się od ust chłopaka i głęboko spojrzała w jego jasne oczy.
- Kocham cię – wyszeptała. Pierwszy raz w swoim życiu.
- Ja też cię kocham, Thalio – powiedział  po chwili, równie cicho, a w jego oczach było widać nieziemską czułość – Kocham cię bardziej, niż kogokolwiek innego na świecie.
Znów oddali się pocałunkom, zupełnie tracąc poczucie czasu. Ale teraz wszystko przebiegało całkiem inaczej.

Thalia zauważyła, że całe życie przebiegało inaczej, gdy kochało się i było kochanym.
Wszystkie kolory wydawały się żywsze i intensywniejsze.
Praca w obozie herosów nie była uciążliwa.
Spotkania grupowych przestały być smutnym obowiązkiem.
Przeciwności losu nie były już takim problemem. O wiele łatwiej było je pokonywać w dwie osoby.

Luke delikatnie zapukał do drzwi domku Thalii. Już po chwili wrota uchyliły się, a przed blondynem stanęła jego dziewczyna.
- Coś się stało? – zapytała czujnie, widząc cień smutku na twarzy syna Hermesa.
- Nic złego – wzruszył ramionami. Spojrzał w bok, by nie musieć kłamać, patrząc wprost w jej oczy.
- Powiedz, co dokładnie – Thalia położyła mu dłonie na ramionach, uniemożliwiając wejście do domku. Chwyciła jego podbródek w dwa palce, by spojrzał na nią – Co się stało?
- Nic złego – powtórzył, tym razem dobitniej i ostrzej. Spróbował wyrwać się z uścisku dziewczyny, jednak jej dłonie były zbyt silne.
- Luke… - w jej głosie słychać było niemal namacalną prośbę – Proszę, powiedz mi.
- Dobrze – skapitulował chłopak - Wejdźmy tylko do środka - Jego wzrok stał się bardziej miękki. Z mieszaniną współczucia i niepokoju wpatrywał się w zmartwioną twarz ciemnowłosej.
Przeszli do sypialni dziewczyny. Luke usiadł na łóżku, pociągając za sobą Thalię. Córka Zeusa usiadła na kolanach swojego chłopaka, wtulając twarz w jego ramię. Przez kilka sekund siedzieli w ciszy, zanim blondyn w końcu zdecydował się mówić.
- Wyjeżdżam.
Dziewczyna szybko odsunęła się od niego i spojrzała wprost w jego oczy.
- Co? – wykrztusiła ze zdziwieniem.
- Ale tylko na dwa tygodnie – dodał szybko, odgarniając ciemne włosy z czoła Thalii – Wybacz, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale… po prostu nie mogłem.
- Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała, próbując nadać swojemu głosowi normalną barwę.
- Za dwa dni. Jadę do mojej mamy – lekko się uśmiechnął – To kolejny przypadek nawróconego rodzica.
- Ja… bardzo się cieszę, Luke – powiedziała po chwili wahania – Naprawdę cieszę się z powodu twojej mamy.
Znów go przytuliła, tym razem mocniej. Poczuła delikatny zapach jego wody kolońskiej i spróbowała wyobrazić sobie dwa tygodnie bez dotyku Luke’a, bez jego śmiechu, czułych słów i sposobu, w jaki całował jej szyję.
Wydawało się to całkiem niemożliwe.
- Poradzisz sobie beze mnie, prawda? – spytał łagodnie.
- Jasne! – odparła z mocą, próbując przekonać do tego i siebie, i syna Hermesa – Ja miałabym sobie nie poradzić?
- No tak, w końcu jesteś dzieckiem Zeusa – mruknął blondyn, całując ją w skroń – Musisz być silna.
- Akurat to nie mojemu ojcu zawdzięczam swoją siłę – objęła Luke’a za szyję – Kocham cię, Luke. To ta miłość czyni mnie lepszą.

***
Gdybym naprawdę z nim była i gdybym go kochała, pamiętałabym go. Takiego uczucia się nie zapomina.
Chyba, że ktoś usilnie próbuje wyrwać je ze swojej pamięci.

***
Thalia siedziała w salonie i próbowała skupić się na książce. Jednak jej spojrzenie cały czas uciekało w stronę powolnie poruszających się wskazówek zegara.
- Bądź cierpliwa, Thalio – powiedziała jej mama, wchodząc do pomieszczenia.
- Jak mam być cierpliwa, skoro Luke powinien tu być już ponad pół godziny temu? – zapytała zrozpaczona.
- Po prostu zajmij się czymś innym. Jestem pewna, że za niedługo się tu zjawi – Jospehine podeszła do córki i zmierzwiła jej włosy. Zawsze przypominały jej w dotyku czarne kosmyki Zeusa, w które kiedyś lubiła wplatać palce.
- A co, jeśli nie? Co, jeśli coś mu się stało? – zapytała cicho.
- Nic mu się nie stało, kochanie – rzekła kobieta – Pewnie stoi w korku na Moście Brooklyńskim. Za niedługo się tu zjawi.
Mama Thalii wyszła z salonu, a dziewczyna ponownie spróbowała zacząć czytać książkę, jednak bez skutku. Córka Zeusa wstała z krzesła i zaczęła przechadzać się po mieszkaniu, gdy usłyszała dźwięk dzwonka w swoim telefonie. Szybko podbiegła do stołu, na którym leżała jej komórka i odebrała telefon.

Z całej rozmowy zapamiętała tylko jedno zdanie:
- Luke Castellan nie żyje.

***
(Siedzi teraz przede mną i gorzko płacze. Łzy tak gęsto płyną po jej policzkach, że wygląda, jakby była córką Posejdona, nie Zeusa. Bełkocze niezrozumiałe dla mnie słowa, lecz wiem, jakie wspomnienia przepływają teraz przez jej głowę.
Przypomina sobie, jak lekarz przekazał jej, że Luke zginął w wypadku samochodowym, wracając do niej, do Nowego Jorku. Przypomina sobie, jak zemdlała w salonie swojej matki. Jak pojechała do prosektorium, by obejrzeć zwłoki i po raz ostatni pocałowała największą miłość swojego życia. Jak wczepiła się palcami w jego potargane i zakrwawione ubrania i nie chciała wyjść. Jak lekarze musieli zaaplikować jej środek uspokajający. Jak niemal rzuciła się do grobu Luka podczas pogrzebu w Obozie Herosów. Jak zdemolowała swój domek, zrywając ze ścian wszystkie zdjęcia syna Hermesa.
Przypomina sobie to wszystko, a ja nie wiem, czy postąpiłam dobrze. Chciałam, by w końcu pogodziła się z losem i zaczęła żyć normalnie. Teraz wydaje mi się jednak, że jest to niemożliwe, gdy przy jej boku nie ma Luke’a Castellana.
Wybacz, Thalio.)

Tak.
Znałam go, kochałam go. Zadowolona z tego, że w końcu się do tego przyznałam?
Kiedyś powiedziałam mu, że kopię dla niego grób. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten grób był przeznaczony także dla mnie.
Pewnie myślisz, że zwariowałam tuż po jego śmierci. Ale ty nie wiesz najważniejszej rzeczy. Nie wiesz, jak to jest żyć bez kogoś, kto dawał ci siłę na kolejny dzień. Nie wiesz, jak to jest żyć ze świadomością, że jego już nie ma. Że przepadł. Już nigdy nie zapuka w drzwi twojego domku, nie przytuli cię, nie pocałuje. Nawet nie zażartuje z twojej złej techniki walki.
Nie wróci. Nigdy.

W którymś momencie dochodzisz do wniosku, że po prostu musisz o nim zapomnieć. To jedyny sposób, by wziąć kolejny wdech.    
      


 
 


9 komentarzy:

  1. O Zeusie, to było niesamowite. Szkoda mi Thali, najlepiej zapomnieć, wtedy mniej boli. Chcę więcej takich miniaturek!
    Pozdrawiam,
    Kin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Mam nadzieję, że kolejne również Ci się spodobają ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  2. WOW to było mega! Aż mam ciarki na całym ciele :D
    Na początku byłam dość sceptycznie nastawiona, bo nie lubię opowiadań o bogach ale z każdą chwilą coraz bardziej mi się podobało. Brawo dla Ciebie bo to było genialne <3
    Z niecierpliwością czekam na Twoje miniaturki i życzę weny, a przede wszystkim czasu na pisanie!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na nowy rozdział
    http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Cieszę się, że Ci się podobało ;)
      Oj tak, czas się przyda...
      Już zaglądam do Ciebie i również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
    2. Korzystając z okazji chciałabym zaprosić Cię do zgłoszenia swojego bloga do Stowarzyszenia Dramione
      Dopiero zaczynamy i niedawno ogłosiłyśmy pierwszy konkurs na miniaturkę. Zapraszamy do zabawy!
      Pozdrawiam
      Arcanum Felis

      http://stowarzyszeniedramione.blogspot.com/

      Usuń
  3. Piękna, ale smutna miniaturka... <3
    Świetnie opisałaś uczucia bohaterki. Szkoda, że nie było happy end'u... ;c
    Czekam na następną miniaturkę. ;*
    Pozdrawiam i życzę weny.
    ~Eris
    Ps. Powodzenia na sprawdzianach. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i również pozdrawiam! J. M. ;)

      Usuń
  4. Smutne zakończenie szkoda, że Thalia nie była z Luke'a choć nigdy jej nie lubiłam. Twórczość Riordana wprost uwielbiam <3. Powodzenia w szkole. Życzę dużo dobrych ocen oraz weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Rick wymiata ;) Bardzo dziękuję i pozdrawiam! J. M.

      Usuń

Każdy komentarz = +10 do motywacji ;)