Hej, kochani!
Dziś, nieco spontanicznie publikuję drugą miniaturkę, która napisana była w wakacje. Miała ona brać udział w konkursie na Stowarzyszeniu Dramione, jednak nie odbył się on z powodu zbyt małej liczby prac. Tak więc teraz mam przyjemność zaprezentować Wam ten tekst ;)
Aktualnie jestem w trakcie pisania krótkiego opowiadania Dramione, którego pierwsza część powinna pojawić się w połowie listopada.
Zapraszam również na moją poprzednią miniaturkę Świat mi się skręcił i do zostawienia pod nią swojej opinii :D
Zapraszam do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy
******
Od
dziecka Draconowi Malfoyowi wpajano, że ma trzymać się ściśle określonych przez ojca zasad.
,,Brzydź się szlam”, ,,Bądź we wszystkim najlepszy”, ,,Nie splam nazwiska
rodu”, ,,Rób wszystko, aby uprzykrzyć innym życie”. Przez siedemnaście lat te reguły
były nieodłączną częścią jego egzystencji, podążały za nim i radziły, jak ma
postępować. Mimo że chłopak nienawidził niektórych z nich, przestrzegał ich,
aby tylko zadowolić swoich rodziców.
Wszystko
zmieniło się, gdy Lucjusz i Narcyza zmarli na wojnie. Wtedy przekonania i
zasady, wśród których dorastał i żył tyle lat, pękły jak bańka mydlana. Dracon
był bez rodziny, a krótko po wojnie także bez pieniędzy, domu i godności.
W
tamtym momencie życia był bliski stoczenia się na samo dno. Nie wiedział, co
stałoby się z nim, gdyby nie drobna, gładka dłoń, którą wyciągnęła ku niemu
Astoria. To ona nauczyła go kochać, ufać, sprawiać ludziom nie ból, a radość.
Stworzyła dla niego nowe zasady, których przestrzegał z przyjemnością.
Żyli
w miłości, cieple malutkiego mieszkania w Londynie i zapachu ich
nowonarodzonego synka. Nawzajem wspierali się i starali, aby Malfoy nigdy nie
przeżył już podobnego załamania, jak po wojnie.
Są
jednak w życiu sprawy, którym nie da się zapobiec.
Astoria
zmarła na mugolską chorobę, a razem z nią pewność, którą Draco zyskiwał przez
lata ich związku. Gdy został sam z kilkurocznym Scorpiusem, rachunkami do
zapłacenia i kredytem w banku Gringotta, postanowił ponownie porzucić swoje
zasady.
Jego
żona zawsze mówiła, że rodzina jest najważniejsza. Jeżeli teraz, patrząc na
niego z nieba, chciała, aby ocalił Scorpiusa, musiał przestać postępować tak,
jak mu radziła. Skończyć z byciem miłym, skończyć z legalną, ale mało płatną
pracą.
Po
jej śmierci był nikim. Człowiekiem bez zasad. Pusty od środka, nie miał
własnego zdania, sumienia, ani moralności. W jego wnętrzu rósł strach, że
kiedyś spotka osobę, która przypomni mu, jak to jest posiadać te wszystkie
wartości.
***
‒ Wyjeżdżam ‒ oświadczyła chłodno
Hermiona, szybko pakując swoje ubrania do walizki.
‒ Kochanie, nie bądź taka… ‒
burknął z niezadowoleniem Simon, próbując zatrzymać kobietę.
‒ Jaka? Jaka mam nie być? ‒
zapytała, strzepując jego rękę ze swojego nadgarstka.
‒ Nie złość się o to… Przecież to
był tylko jednorazowy wybryk…
‒ Jednorazowy?! ‒ nie opanowała
krzyku, słysząc kłamstwo z ust, już byłego narzeczonego. ‒ Myślisz, że nie wiem
o twoich wcześniejszych romansach i nocnych przygodach?!
Simon na chwilę zamilkł, a jego usta
ułożyły się w wąską kreskę. Obserwował, jak Hermiona zbiera swoje kosmetyki z
półki, a gniew rozsadzał jego ciało. Gdy ponownie otworzył swoje usta, ton głosu
miał ostry i niemal napastliwy.
‒ A co miałem zrobić? Co miałem
zrobić, gdy okazało się, że moja narzeczona ma zamiar zostać dziewicą aż do
ślubu?!
‒ Miałeś czekać!
‒ Czekać? Kobieto, czy ty
żartujesz?! ‒ krótko się zaśmiał. ‒ Miałem czekać? W jakim świecie ty żyjesz?
‒ Na pewno w innym niż ty. Teraz
już to wiem ‒ odparła ostro. Zaczęła iść w stronę drzwi, ciągnąc za sobą ciężką
walizkę.
‒ I co? Chcesz tak po prostu
odejść?! ‒ zapytał Simon, widząc, że
Hermiona naprawdę ma zamiar wyjść z ich hotelowego pokoju.
‒ Tak ‒ odwróciła się i spojrzała
prosto w jego oczy, wypełnione furią.
‒ A co chcesz zrobić później?
‒ Trzymać się moich zasad, których
ty, najwyraźniej, nie rozumiesz.
Dracon Malfoy siedział na hotelowej
kanapie i próbował się skupić na czytaniu książki, jednak jego myśli cały czas
odpływały w kierunku kłopotów, które ostatnio spadły mu na głowę.
,,Jeżeli w ciągu tego tygodnia nie
przyniesiesz mi ani jednego dobrego artykułu, wylecisz na zbity pysk.”
Słowa redaktora ,,Proroka Codziennego”
wciąż odbijały się echem w jego czaszce. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego,
że jego szef nie kłamał. Malfoy naprawdę mógł stracić pracę, a akurat w tym
momencie potrzebował jej najbardziej.
Nerwowo spoglądał na zegarek na
przegubie ręki, sprawdzając ile czasu mu jeszcze zostało. Pięć godzin. Miał pięć
godzin, by napisać artykuł i oddać go do druku.
,,Muszę znaleźć jakiś odpowiedni temat”,
myślał, gorączkowo rozglądając się po korytarzu hotelu dla czarodziejów w
Bournemouth. ,,Muszę znaleźć…”
Nagle zza ściany jednego z pokojów
doszły go krzyki.
‒ A co miałem zrobić? Co miałem
zrobić, gdy okazało się, że moja narzeczona ma zamiar zostać dziewicą aż do
ślubu?!
‒ Miałeś czekać!
Draco natychmiast odłożył książkę i
zaczął wsłuchiwać się w kłótnię dwójki narzeczonych. Głos kobiety był
wzburzony, podobnie jak mężczyzny. Temat ich sprzeczki był tak banalny, że
mężczyzna miał ochotę się roześmiać. Chciał ponownie chwycić wolumin w dłoń i
zacząć czytać, gdy drzwi pokoju, z którego dochodziły krzyki, gwałtownie
otworzyły się.
W progu stanęła Hermiona Granger z
walizką w ręce. Draco zaczął się jej przyglądać. Kobieta była niska i, zdaniem
mężczyzny, po prostu brzydka. Pokręcone, brązowe włosy były napuszone i
wyglądały, jakby nigdy nie były czesane. Oczy Granger, pomimo nieudolnie
narysowanej kreski na górnej powiece, były małe, a przednie zęby wciąż
wyglądały, jakby należały do bobra. Hermiona ubrana była w stare, sprane dżinsy
i podkoszulek, który chyba nigdy nie miał styczności z żelazkiem. Plastikowe klapki
wydawały charakterystyczny dźwięk podczas każdego z jej kroków. Malfoy nigdy
nie zatrzymałby na niej wzroku ani sekundy dłużej, gdyby nie plan, który
wykiełkował w jego głowie.
,,A gdyby tak…?”
‒ Granger! ‒ krzyknął za nią,
wstając z kanapy. Kobieta odwróciła się, dopiero wtedy go zauważając. ‒ Pomogę
ci z tą walizką. Wygląda na ciężką.
‒ Malfoy? ‒ zapytała zdumiona, w
ogóle nie rejestrując jego słów.
‒ Tak, to ja ‒ odpowiedział,
wyjmując z jej dłoni rączką walizki. ‒ We własnej osobie.
‒ Skąd się tu wziąłeś? ‒ wciąż była
tak zdumiona, że nie zaprotestowała, gdy wziął od niej bagaż.
‒ Nie ty jedyna spędzasz wakacje na
plaży w Bournemouth ‒ wzruszył ramionami, a przez jego twarz przemknęło coś na
kształt uśmiechu.
Zaczął iść po schodach prowadzących na
parter hotelu, a kobieta podążyła tuż za nim. Żadne z nich nie odzywało się,
jednak mimo to cisza nie była napięta.
‒ Właściwie… Dlaczego niesiesz moją
walizkę? ‒ zapytała po chwili Hermiona, dopiero teraz uświadamiając sobie, w
jakiej sytuacji się znalazła. ‒ Przecież mnie nienawidzisz!
‒ Po wojnie zmieniło się wiele
rzeczy.
Może nawet zbyt wiele.
‒ Czyli mnie nie nienawidzisz?
‒ Tego nie powiedziałem.
Po wielu namowach, Granger zgodziła się,
by niósł jej walizkę, usiadł z nią przy jednym stoliku w hotelowej restauracji,
zamówił dla niej kawę i mógł się do niej odezwać. Kobieta cały czas jednak nie
umiała mu zaufać. Dlaczego nagle, po tylu latach nienawiści, chciał z nią
rozmawiać?
Przyjrzała się jego twarzy, gdy w
skupieniu pił czarną kawę. Nie uważała, by był przystojny. Odcień jego skóry
był szary, niezdrowy, świadczący o tym, że mężczyzna niemal cały czas pracuje.
Ramiona miał spięte, jakby denerwował się czymś. Dawny głęboki błękit oczu
został zastąpiony rozwodnionym i nieciekawym kolorem. Włosy mężczyzny były
bardziej siwe niż platynowe. Skórki w jego paznokciach były poobgryzane.
‒ Słuchaj, Malfoy, w co ty grasz? ‒
zapytała w końcu, nie wytrzymując napięcia, przez które powietrze aż iskrzyło od kiedy usiedli razem przy stole. ‒ Nie widzieliśmy się od ponad
dziesięciu lat, a ty nagle proponujesz mi kawę. Tak, jakby… jakbyś…
‒ Nadal uważam cię za szlamę,
Granger, jeżeli właśnie to miałaś na myśli ‒ przerwał jej, odrywając wzrok od
swojej filiżanki. ‒ Nie zmieniłem mojego zdania o tobie. Po prostu chciałem
zrobić coś wbrew sobie. Nie uważasz, że czasem warto?
‒ Nie ‒ odrzekła. ‒ Nigdy nie robię
niczego wbrew sobie. Zawsze trzymam się swoich zasad.
‒ Uważasz, że tak bardzo ci się to
opłaca? Nie sądzisz, że stracisz coś przez to? ‒ zapytał sugestywnie,
przesuwając spierzchniętą dłonią po naczyniu. ‒ Na przykład… narzeczonego?
‒ Co ty… Czy… Słyszałeś? ‒ zapytała
cicho, z lekkim przestrachem. Kurczowo zacisnęła palce na krawędzi stolika,
próbując tym samym opanować emocje, które chciały wypłynąć na jej twarz.
‒ Trudno było nie słyszeć ‒ rzekł
kpiącym tonem. ‒ Krzyczeliście na cały hotel.
Kobieta ukryła twarz w drżących
dłoniach, mamrocząc coś pod nosem, po czym szybko wstała, tłumacząc, że musi koniecznie
udać się do toalety. Malfoy wodził za nią wzrokiem aż zniknęła z jego pola
widzenia. Następnie sięgnął do kieszeni swojej marynarki i wyjął z niej czystą
kartkę. Szybko napisał na niej nagłówek nowego artykułu, który miał zamiar
przygotować.
,,NIEOCZEKIWANE ROZSTANIE HERMIONY
GRANGER I SIMONA ACKROYDA!”
Pióro mężczyzny szybko sunęło po
papierze, tworząc tekst, który miał zapewnić mu posadę w redakcji ,,Proroka
Codziennego”. Gdy tylko uświadomił sobie, że kłótnia, którą słyszał, odbyła się
pomiędzy Granger a jej narzeczonym, wiedział, że będzie mógł o tym napisać.
Simon Ackroyd należał do rodu najbogatszych arystokratów w czarodziejskim
świecie i gazety z lubością śledziły jego życie, Malfoy nie oszczędził zatem
pikantnych szczegółów rozstania.
Robił to dla pieniędzy, ale też z
zemsty. Nie tylko na Granger, tej przebrzydłej szlamie, której nienawidził od
ich pierwszego spotkania i zapewne będzie nienawidzić do końca swojego
zasranego życia, ale także na Simonie. Ackroydowie przez długi czas w
statystykach najbogatszych rodów zajmowali miejsce zaraz po Malfoyach ale po
wojnie…
Po wojnie wiele się zmieniło. Może nawet
zbyt wiele.
Pisał artykuł, wspominając, jak Simon
patrzył się na niego z wyższością, podczas, gdy jemu odbierali cały dobytek.
,,To najłagodniejsza kara, panie Malfoy”, mówił sędzia, gdy skrytka jrgo rodu w
banku Gringotta była opróżniana niemal do zera. ,,Lud domagał się, by pan, jako
ostatni z żyjących Malfoyów, został ukarany”. Jego dom został sprzedany. Jego
godność zapadła się pod ziemię razem z całym dobytkiem.
Mężczyzna zobaczył, że Granger wychodzi
już z toalety, więc szybko schował do kieszeni kartkę z niemal gotowym
materiałem do następnego numer ,,Proroka Codziennego” i wytarł palce z
atramentu. Gdy kobieta zasiadła po drugiej stronie stołu, nic nie świadczyło o
tym, że właśnie przed chwilą pisał plotkarski artykuł o swojej towarzyszce.
‒ Wyjdźmy stąd ‒ powiedziała cicho Hermiona,
podchodząc do niego. ‒ Zaczyna się tutaj robić duszno.
Skinął głową, przystając na jej
propozycję.
***
‒ Musiałeś dodać mi czegoś do kawy,
Malfoy ‒ powiedziała. Jakimś cudem szum morza nie zagłuszył jej szeptu.
‒ Dlaczego tak uważasz? ‒ zapytał z
czystej ciekawości.
‒ Inaczej nie opowiedziałabym ci
tego wszystkiego ‒ przystanęła i spojrzała na popołudniowe słońce, które
wychylało się zza chmur i odbijało się w morzu. Fale obmywały jej stopy. Czuła
się naga, zupełnie, jakby właśnie rozebrała się przed Draconem.
Od dwóch godzin spacerowali po plaży w
Bournemouth. Przez ten czas mężczyzna zdążył poznać sporo szczegółów związku
Simona i Granger. On też nie wiedział, jakim cudem kobieta zaczęła opowiadać mu
o swoim byłym narzeczonym. Po prostu w którymś momencie przestała wyzywać
blondyna i wypowiedziała słowa, których mężczyzna nigdy miał nie zapomnieć:
‒ Trzymając się zasad, możemy
stracić wszystko oprócz honoru. Ja, na szczęście, swój uratowałam.
Opowiedziała mu o swoim pierwszym
spotkaniu z Ackroydem, o randkach, oświadczynach, zdradach, wakacjach w
Bournemouth, które miały być najlepszymi w ich życiu i o zasadach, których
starała się przestrzegać, a na których złamanie tak bardzo namawiał ją jej
mężczyzna. Po sposobie, w jakim Granger opowiadała to wszystko, łatwo można
było się domyślić, że była niezwykle zaangażowana w ten związek. Kochała Simona
Ackroyda, a nie jego pieniądze. Chciała, żeby byli małżeństwem, mieli dzieci i
spokojnie pracowali w Ministerstwie Magii. Nie wiedziała jednak, że o tym
wszystkim marzył również tuzin kochanek mężczyzny.
‒ Nie dosypałem ci niczego, dlatego
musi być inne wytłumaczenie tego dziwnego
zjawiska ‒ powiedział Draco. Nerwowo spojrzał na zegarek. Niecałe trzy godziny.
Miał niecałe trzy godziny, żeby dokończyć artykuł, wzbogacając go o niedawno
uzyskane informacje, i oddać go szefowi. Miał niecałe trzy godziny, aby
uratować siebie i ostatnią osobę z rodziny, jaka mu została.
‒ Może po prostu jestem tak
zdesperowana, że opowiedziałabym każdemu, kogo bym spotkała ‒ mruknęła.
Schyliła się i podniosła małą muszelkę, którą morze wyrzuciło na brzeg.
‒ Czyli nie jestem lepszy od
przypadkowego przechodnia ‒ skonkludował.
‒ Nie ‒ odwróciła się w jego stronę
z kamiennym wyrazem twarzy. ‒ Nigdy nie byłeś i nie będziesz lepszy.
‒ Miło mi to słyszeć. Nigdy nie
chciałbym być dla ciebie kimś więcej, niż tylko przypadkowym przechodniem ‒ powiedział
obojętnie.
Wciąż szli obok siebie, ale jednak osobno.
Dzieliło ich wszystko, a łączyło jedynie to, że oboje przebywali na plaży w
Bournemouth.
‒ Wracając do tego, co powiedziałam
ci o Simonie… ‒ na chwilę zawiesiła głos, jakby nie wiedziała, co rzec. ‒ Pewnie
zabrzmi to dziwnie, ale ulżyło mi, gdy wyrzuciłam to wszystko z siebie, nawet
jeżeli to ty miałeś tego słuchać. Wolę powiedzieć to tobie, niż jakiemuś
dziennikarzowi, który tylko czyha na plotki o Simonie i zaraz napisałby o tym w
gazecie.
Mężczyzna nagle wyraźniej uświadomił
sobie obecność kartki papieru, która tkwiła w jego kieszeni. Przełknął ślinę,
czując, że krew zaczyna szybciej płynąć w jego żyłach.
‒ Nie chcesz, aby ludzie wiedzieli
o waszym rozstaniu? ‒ spytał, niby niewinnie. Bał się każdego drgnięcia swojego
głosu.
‒ Nie ‒ potrząsnęła głową. ‒ Nikt
nie musi się wtrącać w moje życie, szczególnie, gdy jest takie zagmatwane, jak
teraz. Wakacje nad morzem, w Bournemouth, miały dać mi wytchnienie. Nawet,
jeżeli Simon już je zniszczył, pismaki nie muszą psuć ich bardziej. Za tydzień
wracam do Londynu, może wtedy razem z Ackroydem zdecydujemy się to wszystko
wyjawić. Jedną z moich zasad jest, aby…
‒ Granger, czy ty chociaż na chwilę
nie potrafisz przestać mówić o tych swoich pieprzonych zasadach, których
przestrzegasz? ‒ przerwał jej Draco, kopiąc czubkiem palców mokry piasek przy
brzegu morza. Włożył rękę do kieszeni i chwycił napisany artykuł. Nagle poczuł
irytację na kolejne zdanie zawierające w sobie słowo ,,zasady”.
‒ Co przeszkadza ci w tym, że mam
zasady i ich przestrzegam?
‒ Wszystko. Przeszkadza mi w tym
wszystko, bo jest to związane z tobą. Przeszkadza mi twój pedantyzm, twoja
dokładność, to, jak się starasz. Przeszkadza mi to, że wszystko komentujesz
cytatem z jednej ze swoich zasad ‒ wyrzucił z siebie. Artykuł zaczął palić jego
dłoń żywym ogniem, przez co mężczyzna był jeszcze bardziej zły. ,,Przeszkadza
mi to, że cały czas przypominasz mi, jaki mógłbym być, gdybym postępował według
jej zasad. Przeszkadza mi to, że jesteś prawa, podczas gdy ja rozmawiam z tobą
tylko po to, by wyjawić światu twoje sekrety. Sekrety, które skrywałaś na dnie
serca, a teraz należą także do mnie. Myślisz, że będę strażnikiem twojej
tajemnicy, ale ja sprzedam ją już dziś wieczorem.”
‒ Ty nie masz własnych zasad? ‒
zdziwiła się.
‒ Nie. I nie wiem, czy kiedykolwiek
miałem. ‒ burknął. Odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, by na nią nie patrzeć.
‒ Nie rozmawiajmy już o tych zasadach, dobrze? Dopóki one nie wcięły się do
konwersacji, szło nam całkiem nieźle.
‒ Dlaczego? Dlaczego mamy o nich
nie rozmawiać? Zasady to ważna część życia. Trzymając się zasad, możemy…
‒ Ale ja nie mam zasad, rozumiesz,
Granger?! ‒ niemal krzyknął. ‒ Nie mam ich, więc nie mam się czego trzymać!
‒ To jak chcesz wychować syna? Kim
on będzie w przyszłości? Człowiekiem bez zasad? ‒ była niemal rozczarowana.
Zacisnęła pieść i zgniotła małą muszelkę, którą trzymała w dłoni.
‒ Nie mieszaj w to Scorpiusa ‒
syknął. ‒ To dla niego już od dawna nie mam zasad.
‒ Astoria nie byłaby z ciebie dumna. Pamiętam
ją i wiem, jaka była.
‒ Mówisz, jakbym jej nie znał! ‒
przypadkowo zmiął cześć kartki w kieszeni. ‒ Mówisz, jakby to twoją żoną była,
a nie moją!
‒ Malfoy, wiem, że zapewne trudno ci się
o niej rozmawia i całkowicie cię rozumiem, ale… nie możesz tak żyć ‒ niemal
wyszeptała.
‒ Nie tobie oceniać, jak mogę żyć, a jak
nie! ‒ wrzasnął, zupełnie nad sobą nie panując. Chciał rozerwać artykuł, który
trawił ogniem jego dłoń, a jednocześnie jak najszybciej oddać go szefowi. ‒ Nie
mam już siły z tobą dyskutować o zasadach ani o czymkolwiek innym. Żegnam cię, Granger.
Odwrócił się na pięcie i zaczął szybko
iść w stronę hotelu, zupełnie zapominając, że mógłby po prostu się do niego
aportować. Wściekłość na kobietę przysłoniła jego pole widzenia, zaciemniła
umysł i upośledziła zmysł słuchu. W głowie wciąż słyszał jej słowa,
przypominające mu o zasadach. Nie wiedział więc, jakim cudem przez wrzawę w
jego umyśle przebiło się ciche łkanie dochodzące zza jego pleców. Odwrócił się
i ujrzał najdziwniejszy widok w całym swoim życiu.
Hermiona stała kilka kroków od niego, tak,
jakby szła za nim, a po jej policzkach płynęły łzy, rozmazując krzywą kreskę na
powiece. Kobieta udawała, że nie płacze, jednak od czasu do czasu z jej piersi
wyrywał się szloch.
‒ Granger? Co ty, do cholery?... ‒
głos ugrzązł w jego gardle. Po raz pierwszy od dawna poczuł się zmieszany.
‒ Ja… Nic, tak po prostu… ‒ rzekła
cicho, odwracając się.
‒ Granger, powiedz, o co ci chodzi?
Dlaczego beczysz? ‒ podszedł do niej i mocno chwycił ja za ramiona, żeby
odwróciła się w jego stronę. Nawet nie udawał, że chce być delikatny.
‒ Ja… ‒ znów się zawahała. ‒ Po
tym, co dzisiaj zrobił mi Simon, nie chcę być sama ‒ szepnęła. ‒ Kiedy
rozmawialiśmy ze sobą, udało mi się choć na chwilę zapomnieć.
‒ Przecież mnie nienawidzisz ‒
powtórzył jej słowa sprzed dwóch godzin, przekrzywiając głowę w bok i uważniej
się jej przyglądając. W tej brzydkiej kobiecie było coś, czego nie potrafił
rozszyfrować. ‒ Dlaczego teraz chcesz, żebym dotrzymywał ci towarzystwa?
‒ Czasami trzeba zrobić coś wbrew
sobie ‒ słabo uśmiechnęła się przez łzy.
‒ Nawet jeżeli trzeba złamać przy
tym kilka zasad?
‒ Nawet wtedy.
Nie wiedział, kiedy minęły ostatnie
godziny, podczas których mógł oddać szefowi artykuł. Po prostu w którymś
momencie spojrzał na swój zegarek i zobaczył, że tylko dwie minuty dzielą go od
stracenia pracy.
‒ Przepraszam cię, Granger ‒ szybko
wstał od stołu w restauracji, w której przebywali. ‒ Muszę natychmiast coś
załatwić.
‒ Malfoy?! ‒ zawołała za nim, gdy
biegł już w stronę wyjścia, nerwowo nakładając na ramiona marynarkę. ‒ Zo…
Zobaczymy się jeszcze kiedyś? ‒ zająknęła się.
Gwałtownie odwrócił się w jej stronę i intensywnie
spojrzał w jej oczy.
‒ Jeżeli tylko będziesz tego
chciała ‒ odpowiedział cicho. Zaraz potem opuścił restaurację, a cichy trzask
dochodzący z ulicy mógł świadczyć o tym, że się teleportował.
Wpadł do małej kawalerki i zaczął
przetrząsać swoje papiery, szukając w nich jakiegoś starego, nieopublikowanego
artykułu. Gorąco modlił się do wszystkich bóstw, aby znalazł choć początek
materiału, który mógłby przekazać redaktorowi ,,Proroka Codziennego”. Nie
zdążył jednak przejrzeć nawet połowy kartek leżących na biurku, gdy w
mieszkaniu dało się słyszeć trzask aportacji. Blondyn odwrócił się z
przestrachem i ujrzał za sobą swojego szefa.
‒ Dobry wieczór ‒ odpowiedział,
próbując by jego głos brzmiał pewnie.
‒ Zależy dla kogo, Malfoy ‒ burknął.
‒ Masz coś dla mnie? Najlepiej plotkarskiego. Ludzie uwielbiają takie artykuły.
‒ Teoretycznie mam, ale… ‒ Ociągał
się z odpowiedzią.
‒ Ale? ‒ pogonił go szef.
‒ Ale uważam, że nie jest to
dostatecznie dobre ‒ dokończył. ‒ Mógłbym poszukać czegoś lepszego i oddać panu
jutro ‒ zaproponował z nadzieją, że mężczyzna zgodzi się na to.
‒ Nie, Malfoy ‒ pokręcił przecząco
głową. ‒ Potrzebuję tego artykułu teraz, aby już jutrzejszy numer go zawierał.
Pokaż mi go ‒ rozkazał i wyciągnął przed siebie dłoń. ‒ Tylko ja mogę ocenić,
czy jest dostatecznie dobry, czy nie.
Draco głośno przełknął ślinę i sięgnął
po artykuł, który znajdował się w kieszeni. Próbował jeszcze przekonywać
swojego szefa, obiecując mu, że następnego dnia na pewno dostałby lepszy
materiał, ale ten wciąż obstawał przy swoim. Chciał artykuł natychmiast. Gdy
Malfoy oddawał kartkę w ręce redaktora ,,Proroka Codziennego”, w duchu
dziękował, że nie zdążył jeszcze dopisać informacji, których dowiedział się od
Granger na plaży.
Szef blondyna szybko przeczytał tekst,
po czym poklepał go po ramieniu, chwaląc dobrze napisany artykuł. Powiedział,
że właśnie na taki materiał liczył i że dzięki niemu Malfoy nie straci posady.
Draco lekko uśmiechnął się na tę wieść, ale gdy redaktor opuścił jego
mieszkanie, bezwładnie opadł na malutką sofę. Pomyślał o Scorpiusie, jego
synku, który właśnie przebywał pod opieką matki Astorii. Zrobił to wszystko dla
niego, w myśl jednej z zasad Astorii: ,,Rodzina jest najważniejsza”. Jednak
sumienie, odkopane tego popołudnia spod grubej warstwy okrucieństwa, dawało mu
o sobie znać. Nie umiał sobie tego uświadomić, ale po raz pierwszy oddając
plotkarski artykuł szefowi, poczuł się źle.
‒ Wybacz, Granger, że zepsułem
twoje wakacje nad morzem ‒ szepnął. ‒ Ale możesz być ze mnie dumna, bo
trzymałem się zasad, nieprawdaż?
Z jego gardła wyrwał się szloch.
Uświadomił sobie, że trzymając się zasad, nie zawsze można uratować swój honor.