Hej, kochani!
Przed Wami pierwsza miniaturka mojego autorstwa, dedykowana pewnej osobie, która podsunęła mi na nią pomysł :) Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie. Dotyczy ona Thalii i Luke'a z serii książek autorstwa Ricka Riordana. Mam nadzieję, że będzie podobac się ona również osobom, które nie czytały tych książek ;)
Następna, niestety, dopiero za dwa tygodnie, ponieważ teraz piszę na zmianę zaległe i bieżące sprawdziany, a do tego dochodzi masa projektów do zaliczenia :(
Zapraszam do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy :*
******
Huk.
Trzask.
Ból.
Wszystko skąpane było w czerwieni.
Jeszcze przez chwilę o niej pomyślał.
A potem…
Potem była już tylko ciemność.
***
Cześć.
Nazywam się Thalia Grace, mam
dziewiętnaście lat, jestem córką Zeusa i kompletnie nie wiem, dlaczego od kilku
tygodni ubieram się zupełnie na czarno.
Wychowywałam się razem moją matką,
Josephine, i bratem, Jasonem. Jason też jest półbogiem. Jego ojcem nie jest
jednak Zeus, tylko jego rzymski odpowiednik – Jupiter. Jason jest ode mnie pięć
lat młodszy, dopiero dwa lata temu zaczął szkolenie w swoim obozie. Był bardzo
młody, gdy odwoziłam go w to miejsce. Czułam nawet coś w rodzaju żalu,
zostawiając go z zupełnie obcymi osobami. Wiedziałam jednak, że to
najbezpieczniejsze miejsce, w jakim mógł przebywać.
Sama uciekłam do Obozu Herosów -
miejsca, w którym greccy półbogowie zawsze mogą się schronić. Miałam wtedy
dwanaście lat, nie znałam się na trasach autobusów, nie wiedziałam nawet, jak
zakupić bilet na pociąg. Wszystko było jednak lepsze od przebywania w domu z
alkoholiczką, którą stała się nasza matka. Podróżowałam z przypadkowo spotkaną
półboginią – Annabeth. W późniejszych latach pokonałyśmy razem naprawdę dużą
ilość potworów i zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami, mimo dość dużej różnicy
wieku.
Czy znam Luke’a Castellana? Nie, nigdy o
nim nie słyszałam.
Naprawdę powinnam? Dlaczego?
Mówisz, że był moim chłopkiem?
***
Luke wszedł do domku, w którym
mieszkała. Była jego jedyną lokatorką, ponieważ w Obozie Herosów nie było
innych dzieci Zeusa.
- Thalio! – zawołał – To ja, Luke!
Po chwili dziewczyna wygramoliła się
spod swojego łóżka, pod którym czytała książkę i słuchała muzyki. Jej krótkie,
ciemne włosy były w nieładzie. Chłopak z zachwytem wpatrywał się w tajemnicze
oczy dziewczyny, które obrysowane były czarna kredką.
- Cześć, Luke – powitała się z nim i
pocałowała lekko w policzek – Coś się stało?
- Jest spotkanie grupowych. Idziesz? – spytał
blondyn.
Thalia westchnęła i odgarnęła swoje
czarne kosmyki z twarzy, po czym oparła się dłonią o ścianę.
- A mam jakiś wybór? – zapytała
zrezygnowanym głosem – Chejron przyprowadziłby mnie na nie, choćbym biła rękami
i nogami.
- Może tylko twoja błyskawica by go
powstrzymała– roześmiał się Luke. Rzucił okiem na kąt pokoju, gdy stała
gromowładna broń Thalii, używana przez nią na treningach.
- Mam ponownie jej na tobie użyć, synu
Hermesa? – dziewczyna dała blondynowi kuksańca w bok i również się zaśmiała.
- Nie musisz, kilka razy przekonałem
się, jak działa – odpowiedział, nadal się śmiejąc. Oboje niemal jednocześni
przywołali w pamięci obraz ich pierwszej walki, stoczonej na arenie Obozu
Herosów. Nie była ona przyjemna dla żadnej ze stron. Włosy Luke’a przez dwa
miesiące odrastały po kontakcie z piorunem, zaś córka Zeusa musiała przez kilka
dobrych tygodni znosić kawały mieszkańców domku numer 12.
- Chodź na zebranie, Thalio, proszę cię…
Dlaczego tak ich nie lubisz? – zapytał chłopak, zmieniając temat, i pociągnął
dziewczynę za rękę w stronę drzwi.
- Myślisz, że przyjemnie jest być
jedynym dzieckiem Zeusa w całym obozie? Wszyscy zawsze tak dziwnie się na mnie
patrzą… Dlatego nie lubię chodzić na zebrania grupowych…
- Naprawdę przejmujesz się zdaniem
innych? – zdziwił się Luke – Ty, Thalia Grace, córka najpotężniejszego boga,
najgroźniejsza heroska naszych czasów?
- Tak, ja, Thalia Grace, córka
najpotężniejszego boga, najgroźniejsza heroska naszych czasów, liczę się ze
zdaniem innych – przyznała niemal ze wstydem.
- Z moim także się liczysz? – spytał
Luke i spojrzał na nią wzrokiem, od którego zadrżała.
- Tak, z twoim najbardziej – powiedziała
cicho.
- Więc wiedz – ujął jej twarz w dłonie i
spojrzał prosto w oczy – że według mnie ślicznie dzisiaj wyglądasz, Thalio.
Pocałunek był bardziej elektryzujący niż
cios z broni córki Zeusa.
***
Nie wierzę. Nigdy nie miałam chłopaka i
nie zamierzam mieć.
Chłopcy tylko krzywdzą.
Zadają ból.
Odchodzą.
***
Nigdy nie sądziła, że pogodzi się ze
swoją matką. Myślała, że już na zawsze w jej myślach Jospehine będzie figurować
jako kobieta uzależniona, z przekrwionymi oczami i spierzchniętymi ustami.
Atrybutem jej ojca była błyskawica.
Atrybutem jej matki była butelka wódki.
Uciekła, by o tym zapomnieć, by nie
budzić się codziennie pośród zapachu metabolizującego się alkoholu i dymu
papierosów. By nie wchodzić do kuchni i znajdywać w niej ludzi wciągających
kokainę. By nie wracać do domu z myślą, że najgorsze dopiero przed nią.
Żyjąc w Obozie Herosów, nigdy nie
myślała, że pewnego dnia, gdy będzie przebywać w Nowym Jorku razem z dwójką
przyjaciół, jej telefon zadzwoni, a na wyświetlaczu pojawi się jeden, tak obcy,
wyraz.
Mama.
- Czekajcie, ktoś do mnie dzwoni –
powiedziała Thalia i zaczęła szperać w kieszeniach swojej drelichowej kurtki.
- Córka Zeusa zawsze taka niepoprawna –
zaśmiała się Annabeth i przystanęła na rogu 33. ulicy – Kiedy się w końcu
nauczysz, że nie możemy używać telefonów komórkowych?
- Odezwała się ta, która nigdy nie ma go
przy sobie – prychnął Luke i przyjaźnie szturchnął blondynkę.
- Hej, ale mój zawsze jest wyłączony! –
zaoponowała córka Ateny i oddała chłopakowi, uderzając go w bark.
- Możecie być na chwilę cicho? – burknęła
Thalia, gdy w końcu wydobyła telefon na światło dzienne. Już chciała odbierać,
gdy jej dłoń zamarła.
- Co się stało? – zaniepokoił się Luke i
podszedł do ciemnowłosej, która ze zdruzgotana miną wpatrywała się w
wyświetlacz.
- To mama – wyszeptała – Dzwoni moja
mama.
- Jeżeli nie chcesz odbierać, nie musisz
– szepnął z troską chłopak, obejmując ją ramieniem – Jakkolwiek zadecydujesz,
zawsze będziemy przy tobie.
Właśnie to lubiła w nim najbardziej –
umiał śmiać się i droczyć z przyjaciółmi, by w jednaj chwili opiekować się nimi i dawać im niesamowite wsparcie.
***
Sądzę, że z kimś mnie po prostu
pomyliłaś. Pamiętałabym przecież, gdybym kiedykolwiek miała chłopaka.
Pamiętałabym jego dotyk.
Usta – zawsze miękkie i gładkie.
Dłonie – ciepłe i kojące.
Szyję – pachnącą wodą kolońską.
Włosy – jasne i potargane.
Pamiętałabym, z jaką czułością
wypowiadał moje imię.
,,Thalio…”
***
- Thalio, jesteś pewna, że chcesz iść na
spotkanie z mamą? – zapytał z troską, siadając na łóżku w jej domku.
- Tak, jestem pewna – odrzekła po raz
tysięczny – Muszę z nią porozmawiać, Luke.
- Chciałabyś z powrotem mieć z nią dobre
stosunki? Zamieszkać? – dopytywał chłopak.
- Nie wiem, co to znaczy mieć dobre
stosunki z matką, ponieważ nigdy ich nie miałam – westchnęła – Co do
zamieszkania… Nie mogłabym.
- Nie mogłabyś z nią mieszkać,
pamiętając o tym, co działo się kiedyś?
- Nie mogłabym cię opuścić.
Stanęła przed zniszczonymi drzwiami i
drżąca ręką nacisnęła dzwonek. Po chwili usłyszała kroki, a w progu mieszkania
stanęła kobieta.
Thalia myślała, że błędny wzrok, szeroki
uśmiech pełen zniszczonych zębów i tłuste włosy to elementy, bez których
portret jej matki nie istnieje. Jednak myliła się. Teraz stała przed nią zadbana
kobieta, w eleganckich ubraniach oraz z lokami rozsypanymi wokół jej
rozświetlonej twarzy. Mimo tak drastycznych zmian, które zaszły w jej
wyglądzie, dziewczyna bez trudu ją rozpoznała.
- Mama – rzekła, a reszta słów uwięzła w
jej gardle.
- Wiem, że trudno poznać, ale… to ja,
Thalio. To nadal ja. I nadal cię kocham – powiedziała cicho Josephine.
Wyciągnęła ramiona w stronę córki i przygarnęła ją do siebie. Thalia odruchowo
wtuliła się w matkę i poczuła delikatny zapach, którym przesiąknięte były jej ubrania.
Miła odmiana po fetorze metabolizującego
się alkoholu.
Dziewczyna weszła do mieszkania kobiety.
Mimo że był to ten sam lokal, i on diametralnie się zmienił. Nowe meble, czyste
ściany, a przede wszystkim brak obcych ludzi w kuchni.
- Na początku chciałam cię przeprosić… -
zaczęła Josephine, bezwiednie bawiąc się swoimi palcami – Wiem, że byłam
okropną matką. Nie zwracałam na was uwagi. Piłam, paliłam, wstrzykiwałam i
wciągałam… Ale w dzień, w którym uciekliście, coś się we mnie złamało.
Zobaczyłam, jak bardzo was krzywdziłam. Uświadomiłam sobie, że odeszliście
przeze mnie – zrobiła krótką pauzę, podczas której przetarła swoje oczy – Kilka
miesięcy po waszej ucieczce rozpoczęłam leczenie. Spędziłam ponad rok w
ośrodku. Potem pracowałam dniami i nocami, by zdobyć pieniądze na remont
mieszkania. Robiłam wszystko, co tylko się dało, bym zaczęła funkcjonować
normalnie. Bo was kocham. Ciebie oraz Jasona. I nigdy nie przestanę. Myślisz,
że moglibyście… Moglibyście dać mi drugą szansę?
Stała na środku lśniącego czystością
salonu i patrzyła na Thalię swoimi dużymi oczami, pełnymi nadziei i skruchy. W
końcu wyglądała pięknie.
- Tak – odpowiedziała ledwo dosłyszalnie
dziewczyna i znów przytuliła się do kobiety, by poczuć, jak powinna pachnieć
prawdziwa matka.
***
Pamiętałabym też, że często się
droczyliśmy.
Pamiętałabym, że lubił, gdy moje włosy
były rozpuszczone.
Pamiętałabym, że zawsze odprowadzał i
odbierał mnie od mojej mamy.
Pamiętałabym nasz plac zabaw, nasze
drzewo i naszą tradycję.
Pamiętałabym…
***
- Co robisz? – zapytał wesoło Luke.
Pochylił się nad Thalią, która zawzięcie grzebała plastikową łopatką w
piaskownicy. Obok dziewczyny siedział jej brat, Jason. Mimo już niemal
nastoletniego wieku i on lubił zabawy na placu zabaw, mieszczącym się przy domu
ich mamy.
- Kopię dla ciebie grób – odpowiedziała
ze śmiechem córka Zeusa. Podniosła wzrok swoich skrzących się oczu na blondyna
i spojrzała wprost w jego złote tęczówki.
- Na razie nie ma potrzeby, nie mam
zamiaru cię opuszczać – wyszeptał. Wyciągnął dłoń w stronę Thalii, a ona ufnie
ją ujęła.
- Nie wychodź poza teren placu zabaw,
Jason – rzuciła tylko do brata, po czym podbiegła z Luke’iem w stronę jednego z
drzew.
Oparła się plecami o korę, a chłopak od
razu zaczął ją całować. Kochała sposób, w jaki to robił, tak samo, jak kochała
całego syna Hermesa. Poczuła, że palce Luke’a suną po jej karku i zatrzymują
się na krótkim warkoczu. Chłopak jednym ruchem rozpuścił włosy Thalii, jeszcze
mocniej ją do siebie przyciskając.
- Wolę, gdy masz rozpuszczone włosy –
mruknął pomiędzy pocałunkami, na co córka Zeusa uśmiechnęła się.
To było już ich drzewo, ich plac zabaw,
ich tradycja. Zawsze po wizycie u mamy przychodzili na niego i się bawili. W
którymś momencie Jason zostawał sam, a jego siostra razem z synem Hermesa
oddawała się słodkim pocałunkom. Zatracała się w ruchach warg Luke’a, obejmowała
jego szyję i przywierała do niego coraz mocniej.
W którymś momencie Thalia oderwała się
od ust chłopaka i głęboko spojrzała w jego jasne oczy.
- Kocham cię – wyszeptała. Pierwszy raz
w swoim życiu.
- Ja też cię kocham, Thalio – powiedział po chwili, równie cicho, a w jego oczach było
widać nieziemską czułość – Kocham cię bardziej, niż kogokolwiek innego na
świecie.
Znów oddali się pocałunkom, zupełnie
tracąc poczucie czasu. Ale teraz wszystko przebiegało całkiem inaczej.
Thalia zauważyła, że całe życie
przebiegało inaczej, gdy kochało się i było kochanym.
Wszystkie kolory wydawały się żywsze i
intensywniejsze.
Praca w obozie herosów nie była
uciążliwa.
Spotkania grupowych przestały być
smutnym obowiązkiem.
Przeciwności losu nie były już takim
problemem. O wiele łatwiej było je pokonywać w dwie osoby.
Luke delikatnie zapukał do drzwi domku
Thalii. Już po chwili wrota uchyliły się, a przed blondynem stanęła jego
dziewczyna.
- Coś się stało? – zapytała czujnie,
widząc cień smutku na twarzy syna Hermesa.
- Nic złego – wzruszył ramionami.
Spojrzał w bok, by nie musieć kłamać, patrząc wprost w jej oczy.
- Powiedz, co dokładnie – Thalia
położyła mu dłonie na ramionach, uniemożliwiając wejście do domku. Chwyciła
jego podbródek w dwa palce, by spojrzał na nią – Co się stało?
- Nic złego – powtórzył, tym razem
dobitniej i ostrzej. Spróbował wyrwać się z uścisku dziewczyny, jednak jej
dłonie były zbyt silne.
- Luke… - w jej głosie słychać było
niemal namacalną prośbę – Proszę, powiedz mi.
- Dobrze – skapitulował chłopak -
Wejdźmy tylko do środka - Jego wzrok stał się bardziej miękki. Z mieszaniną
współczucia i niepokoju wpatrywał się w zmartwioną twarz ciemnowłosej.
Przeszli do sypialni dziewczyny. Luke
usiadł na łóżku, pociągając za sobą Thalię. Córka Zeusa usiadła na kolanach
swojego chłopaka, wtulając twarz w jego ramię. Przez kilka sekund siedzieli w
ciszy, zanim blondyn w końcu zdecydował się mówić.
- Wyjeżdżam.
Dziewczyna szybko odsunęła się od niego
i spojrzała wprost w jego oczy.
- Co? – wykrztusiła ze zdziwieniem.
- Ale tylko na dwa tygodnie – dodał
szybko, odgarniając ciemne włosy z czoła Thalii – Wybacz, że nie powiedziałem
ci wcześniej, ale… po prostu nie mogłem.
- Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała, próbując
nadać swojemu głosowi normalną barwę.
- Za dwa dni. Jadę do mojej mamy – lekko
się uśmiechnął – To kolejny przypadek nawróconego rodzica.
- Ja… bardzo się cieszę, Luke –
powiedziała po chwili wahania – Naprawdę cieszę się z powodu twojej mamy.
Znów go przytuliła, tym razem mocniej.
Poczuła delikatny zapach jego wody kolońskiej i spróbowała wyobrazić sobie dwa
tygodnie bez dotyku Luke’a, bez jego śmiechu, czułych słów i sposobu, w jaki
całował jej szyję.
Wydawało się to całkiem niemożliwe.
- Poradzisz sobie beze mnie, prawda? –
spytał łagodnie.
- Jasne! – odparła z mocą, próbując
przekonać do tego i siebie, i syna Hermesa – Ja miałabym sobie nie poradzić?
- No tak, w końcu jesteś dzieckiem Zeusa
– mruknął blondyn, całując ją w skroń – Musisz być silna.
- Akurat to nie mojemu ojcu zawdzięczam
swoją siłę – objęła Luke’a za szyję – Kocham cię, Luke. To ta miłość czyni mnie
lepszą.
***
Gdybym naprawdę z nim była i gdybym go
kochała, pamiętałabym go. Takiego uczucia się nie zapomina.
Chyba, że ktoś usilnie próbuje wyrwać je
ze swojej pamięci.
***
Thalia siedziała w salonie i próbowała
skupić się na książce. Jednak jej spojrzenie cały czas uciekało w stronę
powolnie poruszających się wskazówek zegara.
- Bądź cierpliwa, Thalio – powiedziała
jej mama, wchodząc do pomieszczenia.
- Jak mam być cierpliwa, skoro Luke
powinien tu być już ponad pół godziny temu? – zapytała zrozpaczona.
- Po prostu zajmij się czymś innym.
Jestem pewna, że za niedługo się tu zjawi – Jospehine podeszła do córki i
zmierzwiła jej włosy. Zawsze przypominały jej w dotyku czarne kosmyki Zeusa, w
które kiedyś lubiła wplatać palce.
- A co, jeśli nie? Co, jeśli coś mu się
stało? – zapytała cicho.
- Nic mu się nie stało, kochanie –
rzekła kobieta – Pewnie stoi w korku na Moście Brooklyńskim. Za niedługo się tu
zjawi.
Mama Thalii wyszła z salonu, a
dziewczyna ponownie spróbowała zacząć czytać książkę, jednak bez skutku. Córka
Zeusa wstała z krzesła i zaczęła przechadzać się po mieszkaniu, gdy usłyszała
dźwięk dzwonka w swoim telefonie. Szybko podbiegła do stołu, na którym leżała
jej komórka i odebrała telefon.
Z całej rozmowy zapamiętała tylko jedno
zdanie:
- Luke Castellan nie żyje.
***
(Siedzi
teraz przede mną i gorzko płacze. Łzy tak gęsto płyną po jej policzkach, że
wygląda, jakby była córką Posejdona, nie Zeusa. Bełkocze niezrozumiałe dla mnie
słowa, lecz wiem, jakie wspomnienia przepływają teraz przez jej głowę.
Przypomina
sobie, jak lekarz przekazał jej, że Luke zginął w wypadku samochodowym,
wracając do niej, do Nowego Jorku. Przypomina sobie, jak zemdlała w salonie
swojej matki. Jak pojechała do prosektorium, by obejrzeć zwłoki i po raz
ostatni pocałowała największą miłość swojego życia. Jak wczepiła się palcami w
jego potargane i zakrwawione ubrania i nie chciała wyjść. Jak lekarze musieli
zaaplikować jej środek uspokajający. Jak niemal rzuciła się do grobu Luka
podczas pogrzebu w Obozie Herosów. Jak zdemolowała swój domek, zrywając ze
ścian wszystkie zdjęcia syna Hermesa.
Przypomina
sobie to wszystko, a ja nie wiem, czy postąpiłam dobrze. Chciałam, by w końcu
pogodziła się z losem i zaczęła żyć normalnie. Teraz wydaje mi się jednak, że
jest to niemożliwe, gdy przy jej boku nie ma Luke’a Castellana.
Wybacz,
Thalio.)
Tak.
Znałam go, kochałam go. Zadowolona z
tego, że w końcu się do tego przyznałam?
Kiedyś powiedziałam mu, że kopię dla
niego grób. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten grób był przeznaczony także
dla mnie.
Pewnie myślisz, że zwariowałam tuż po
jego śmierci. Ale ty nie wiesz najważniejszej rzeczy. Nie wiesz, jak to jest
żyć bez kogoś, kto dawał ci siłę na kolejny dzień. Nie wiesz, jak to jest żyć
ze świadomością, że jego już nie ma. Że przepadł. Już nigdy nie zapuka w drzwi
twojego domku, nie przytuli cię, nie pocałuje. Nawet nie zażartuje z twojej
złej techniki walki.
Nie wróci. Nigdy.
W którymś momencie dochodzisz do
wniosku, że po prostu musisz o nim zapomnieć. To jedyny sposób, by wziąć
kolejny wdech.
O Zeusie, to było niesamowite. Szkoda mi Thali, najlepiej zapomnieć, wtedy mniej boli. Chcę więcej takich miniaturek!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kin
Bardzo dziękuję! Mam nadzieję, że kolejne również Ci się spodobają ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
WOW to było mega! Aż mam ciarki na całym ciele :D
OdpowiedzUsuńNa początku byłam dość sceptycznie nastawiona, bo nie lubię opowiadań o bogach ale z każdą chwilą coraz bardziej mi się podobało. Brawo dla Ciebie bo to było genialne <3
Z niecierpliwością czekam na Twoje miniaturki i życzę weny, a przede wszystkim czasu na pisanie!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowy rozdział
http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/
Bardzo dziękuję! Cieszę się, że Ci się podobało ;)
UsuńOj tak, czas się przyda...
Już zaglądam do Ciebie i również pozdrawiam! J. M.
Korzystając z okazji chciałabym zaprosić Cię do zgłoszenia swojego bloga do Stowarzyszenia Dramione
UsuńDopiero zaczynamy i niedawno ogłosiłyśmy pierwszy konkurs na miniaturkę. Zapraszamy do zabawy!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://stowarzyszeniedramione.blogspot.com/
Piękna, ale smutna miniaturka... <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisałaś uczucia bohaterki. Szkoda, że nie było happy end'u... ;c
Czekam na następną miniaturkę. ;*
Pozdrawiam i życzę weny.
~Eris
Ps. Powodzenia na sprawdzianach. ;)
Bardzo dziękuję i również pozdrawiam! J. M. ;)
UsuńSmutne zakończenie szkoda, że Thalia nie była z Luke'a choć nigdy jej nie lubiłam. Twórczość Riordana wprost uwielbiam <3. Powodzenia w szkole. Życzę dużo dobrych ocen oraz weny <3
OdpowiedzUsuńTak, Rick wymiata ;) Bardzo dziękuję i pozdrawiam! J. M.
Usuń