Hej, kochani!
Wracam po dwóch tygodniach, nieco zmęczona pracami, które robię w ostatnim czasie, ale zadowolona z kolejnej miniaturki ;) Ta dedykowana jest mojej ekipie filmowej :D
Następna publikacja również odbędzie się za dwa tygodnie i zdradzę, że będzie ona miała związek z Utraconą Przyjaźnią.
Zapraszam do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy :*
******
- Lily.
Severus stanął przed rudą kobietą i
spojrzał w jej intensywnie zielone oczy.
- Wróciłeś – zdołała tylko wyszeptać.
- Nigdy nie próbowałem odejść. Nie od
ciebie.
Ciemnowłosy pochylił się nad nią i
odgarnął kosmyk z jej czoła.
- Severusie… Wiesz przecież… -
zaoponowała cicho.
- Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę.
Pozwól mi tylko raz… - zawiesił głos. Nie musiał dopowiadać.
Lily obudziła się zlana potem. Już
kolejną noc z rzędu śnił jej się ten sam sen.
Powrót Severusa Snape’a do szeregów
Zakonu Feniksa.
Pamiętała ten dzień tak dobrze, jak
żaden inny. Jak zwykle pożegnała się ze swoim mężem i synem, po czym
teleportowała się do domu ich przyjaciela, Syriusza, w którym odbywały się
zebrania Zakonu. Jednak gdy tylko przekroczyła próg kuchni przy Grimmuald Place
12 wiedziała, że coś się zmieniło.
Jej krzesło było zajęte. Przez Severusa
Snape’a. Jej miłość z dzieciństwa. Jej przyjaciela ze szkoły. Jej wroga z wojny.
Pamiętała jak bardzo znienawidziła go,
gdy dołączył do śmierciożerców. Myślała, że jest inny od wszystkich Ślizgonów,
jednak najwyraźniej się myliła. Łzy złości i bezsilności mieszały się na jej
policzkach, za każdym razem, gdy widziała Mroczny Znak wypalony na jego lewym
przedramieniu. Zabójca, złodziej i wróg ministerstwa – nigdy nie sądziła, że
będzie określać go tymi słowami.
A potem wrócił. Nie było głośnym
okrzyków, powitalnych uścisków ani wszechogarniającej euforii. Jedynie
niedowierzanie – dlaczego zmienił stronę? Dlaczego dołączył do Zakonu Feniksa?
Dlaczego nie pracuje dla Voldemorta? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Jedynie Albus Dumbledore zdawał się
wierzyć czystym intencjom Snape’a. Nawet Lily miała co do nich wątpliwości.
Pomimo tego, że Severus w dzień powrotu
złożył na jej ustach najbardziej gorący pocałunek jaki kiedykolwiek przeżyła.
- Wszystko w porządku? – zaspany głos
Jamesa wybudził ją z rozmyślań.
- Tak – szepnęła, odwracając się w
stronę męża – Śpij, kochanie.
Mężczyzna pokiwał głową, po czym
przyciągnął do siebie Lily i wtulił twarz w jej ramię. Kilka minut później już
smacznie chrapał, a jego żona zastanawiała się, jak mogła go zdradzić.
Po raz pierwszy w życiu.
***
Od kiedy Severus wrócił do Zakonu
Feniksa, Lily rozmawiała z nim tylko raz – w dzień jego przybycia. Przez
następny tydzień nie umiała nawet spojrzeć w jego oczy, nie przypominając sobie
momentu, w którym jego wargi objęły jej usta. Widziała, że i Snape nie czuł się
komfortowo w jej towarzystwie po tym, co stało się pomiędzy nimi. Dlatego też
zawsze siadali po przeciwnych stronach stołu, rozmawiali z innymi ludźmi, nawet
nie zajmowali głosu w tym samym czasie. Unikali się jak ognia, bojąc się, że
każde spojrzenie może rozniecić iskrę, która tliła się pomiędzy nimi. Nie
wiedzieli, czy byliby weselsi, gdyby nigdy nie spotkali się podczas wojny.
Lily siedziała przy kuchennym blacie,
jedną ręką tuląc do siebie Harry’ego, a drugą wysyłając zaklęcia w stronę samo
robiących się kanapek. Po chwili do pomieszczenia wszedł James. Jego włosy były
jeszcze rozwichrzone od niedawnego snu. Podszedł do kobiety i delikatnie ją
pocałował, po czym pogładził swojego syna po głowie.
- Cześć, kochanie – powiedziała ciepło
Lily – Jak się spało?
- Dobrze – mężczyzna usiadł przy blacie
– Za to ty znów się nie wyspałaś – dodał ze zmartwioną miną.
- Nie było źle – odpowiedziała
wymijająco. Poczuła na sobie intensywne spojrzenie męża – Naprawdę. Bywało już
gorzej.
Wstała i podeszła do stołu, na którym
leżało już przygotowane śniadanie. Zacisnęła palce na krawędzi mebla i
przymknęła oczy, głęboko oddychając i próbując odegnać rumieniec ze swojej
twarzy. Chwilę później, jak gdyby nigdy nic, z uśmiechem na twarzy podsunęła
Jamesowi pod nos talerz pełen kanapek.
- Może chcesz zażywać Eliksir Słodkiego
Snu? Jeżeli będziesz niewyspana…
- Nie martw się tym, James – przerwała
mu spokojnym, lecz i stanowczym głosem Lily – Poradzę sobie sama. Nie musisz
się tym przejmować.
Potter zamilkł, a jego żona westchnęła i
mocno przytuliła do siebie synka. Widziała, że James chciał coś jeszcze
powiedzieć, jednak w końcu zamilkł. Uporczywie wpatrywał się w talerz z
kanapkami.
Ruda podeszła do okna i wyjrzała przez
nie. Liści na drzewach było już niewiele, większość z nich leżała na ziemi
wśród błota. Zimny wiatr targał nagimi drzewami i gonił gęste chmury na niebie.
Wszystko zatopione było w gęstej jak mleko mgle.
- Nie jesz śniadanie? – zapytał w pewnym
momencie James, przerywając niezręczną ciszę, która zapanowała w kuchni.
- Nie – odpowiedziała nieswoim głosem
Lily – Nie jest głodna.
Czy zażywałaby eliksir, czy nie – twarz
Severusa Snape’a i tak pojawiałaby się w jej snach. Tego mogła być pewna.
***
Były Ślizgon coraz rzadziej spoglądał na
spotkaniach Zakonu Feniksa w stronę Lily Potter. Najczęściej zajęty był rozmową
z Albusem Dumbledore’m lub innymi byłymi
śmierciożercami. Wydawało się, że rutyną stało się już dla niego spotykanie
kobiety, z którą tak namiętnie się całował.
Tym większy było więc zdziwienie rudej,
gdy trzydziestego pierwszego października, dwa tygodnie od jego przybycia, w
deszczowy i chmurny dzień, Severus stanął kilka centymetrów przed nią i
spojrzał wprost w jej oczy.
- Lily – wypowiedział jej imię bardzo
cicho, tak jak za pierwszym razem, gdy spotkali się w domu Syriusza.
- Severusie – w jej głosie słychać było
nutkę strachu.
Stali sami, w mrocznym korytarzu budynku
przy Grimmuald Place 12. Z dołu dobiegały ich strzępki rozmów prowadzone przez
członków Zakonu Feniksa. Zebranie najpewniej już się rozpoczęło.
- Co tutaj robisz? – zapytała ruda ze
zdziwieniem.
- Przyszedłem na spotkanie Zakonu. Tak
jak i ty – usta mężczyzny wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, jednak jego głos
nie zdradzał żadnych oznak rozbawienia.
- Chodzi mi o to, co robisz tutaj –
położyła akcent na ostatnim słowie, jednocześnie wskazując palcem na miejsce, w
którym stała – Co robisz na tym korytarzu?
- Chciałem z tobą porozmawiać –
odpowiedział, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
- Nie ma o czym – rzekła nieco ostrzej
niż planowała.
- Jest. Uwierz mi – wyciągnął ręce w jej
stronę i ujął jej ręce.
- Nie. Nie ma – wyrwała mu się i cofnęła
się od niego o kilka kroków.
- Lily… - powiedział błagalnie.
- Nie, Severusie. Nie pozwolę, by to, co
wydarzyło się dwa tygodnie temu, powtórzyło się. Nie zniszczysz tego, co jest
pomiędzy mną a Jamesem – odparła butnie. Splotła ręce na piersi.
- Nie mam zamiaru tego niszczyć. Chcę to
tylko ochronić – zapewnił ją Snape łagodnie.
- W jaki sposób? Spotykając się ze mną
sam na sam w ciemnym korytarzu? – zapytała sarkastycznie.
- Nie. Ostrzegając cię przed
niebezpieczeństwem – odpowiedział. Rysy jego twarzy stężały.
- Czy to ty jesteś tym
niebezpieczeństwem? – kpiła dalej Lily, nie dostrzegając powagi w głosie
mężczyzny.
- Nie. Sama Wiesz, Kto nim jest.
Kobieta ze zdziwieniem szeroko otworzyła
swoje oczy.
- Co? – zdołała jedynie wykrztusić.
- Sama Wiesz, Kto. To on jest tym
niebezpieczeństwem – powtórzył Severus.
- Wiem, że jest niebezpieczny. Ale jaki
ma to związek ze mną? – zapytała Lily.
- Ten, Którego Imienia Nie Wolno
Wypowiadać chce zabić twojego syna – powiedział cicho mężczyzna.
Mroczki pojawiły się przed oczami
kobiety. Wyciągnęła rękę w stronę ściany, aby się o nią oprzeć. Jej synek. Jej
Harry. Jej promyczek.
- To niemożliwe – rzekła – Co on chce od
Harry’ego? – spytała rozpaczliwie.
- Kilka dni temu została wypowiedziana
przepowiednia. Wynika z niej, że twój syn lub syn Alicji i Franka Longbottoma
pokona w przyszłości Sama Wiesz, Kogo. Postanowił więc, że zgładzi obu
chłopców. Dziś postanowił, że zacznie od małego Pottera.
- To niemożliwe – powtórzyła – On nie
może nam nic zrobić. Nasz dom jest chroniony zaklęciem Fideliusa. Nasz
przyjaciel jest strażnikiem tajemnicy. Nie może nam nic zrobić – rzekła
dobitnie, próbując przekonać o tym samą siebie.
- Być może… - Snape nie wydawał się być
tym przekonany – Jednak pamiętaj – uważaj. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek.
Odwrócił się na pięcie i zaczął oddalać
się od miejsca ich rozmowy, a jego czarna szata powiewała z każdym krokiem.
***
Lily usiadła obok swojego męża i wtuliła
twarz w jego ramię.
- Czy coś się stało? – zapytał łagodnie,
obejmując ją.
- Nie, nie – zaprzeczyła szybko – Po
prostu… chciałam tak z tobą posiedzieć. W ciszy. I spokoju.
- Kochanie, powiedz, co się dzieje – nie
odpuszczał Potter – Przecież widzę, że coś jest na rzeczy. Od dwóch tygodni nie
śpisz, do tego jesteś nerwowa. Czy coś stało się na spotkaniach Zakonu Feniksa?
Może chcesz, bym chodził na nie za ciebie?
- Nie, James, naprawdę nie trzeba. Ja po
prostu… - zawiesiła na chwilę głos, po czym wybuchła niepohamowanym płaczem –
Ja… Ja po prostu się boję. O nas. O Harry’ego. Tak bardzo was kocham…
Mocno przylgnęła do męża i zrosiła jego
koszulkę swoimi słonymi łzami. Szloch targał jej drobnym ciałem.
- Nie bój się, Lily… Nie bój… - szeptał
uspokajająco mężczyzna – Jesteśmy bezpieczni. Ty, ja i Harry. Nikt nic nam
tutaj nie zrobi.
- Ale… Ale Ten, Którego Imienia Nie
Wolno Wymawiać… - wyjąkała – On… jest niebezpieczny – nie umiała się przemóc,
by powiedzieć mężowi o tym, o czym powiadomił ją Snape. James w ogóle nie
powinien wiedzieć, że Ślizgon przeszedł na stronę Zakonu.
- Naprawdę, nic nam nie zrobi –
powtórzył Potter – Nawet on nie jest w stanie złamać zaklęcia Fideliusa. Poza
tym, po co miałby to robić? Jesteśmy tylko zwykłymi czarodziejami, nie mamy
tylko bierny udział w tej wojnie.
Lily uniosła swoją głowę i spojrzała na
spokojnie śpiącego w łóżeczku Harry’ego. Zaczęła zastanawiać się, jaki on
będzie miał udział w tym, co działo się teraz w czarodziejskim świecie.
- Dzisiaj jest Halloween, musimy to
jakoś świętować – próbował przekonać żonę James – Miliony Amerykanów nie mogą
mylić się w tej kwestii.
Lily westchnęła, jednak uśmiechnęła się
pod nosem. Mąż stał przed nią z synem na rękach i błagalnym wzrokiem się w nią
wpatrywał. Za oknem robiło się już ciemno, a na drodze widać było dzieci
proszące o cukierki.
- Choć jednak malutka dynia i sztuczne
kły wampira – poprosił, mrugając oczami – Harry musi się nauczyć podstawowych
tradycji.
- No dobrze, niech ci będzie – zaśmiała
się – Teleportuję się do sklepu i coś kupię.
Mina Jamesa nagle spoważniała. Potter
wyciągnął rękę w stronę Lily i ujął jej nadgarstek.
- Tylko uważaj. Nie teleportuj się w
oczywiste miejsca – powiedział cicho.
- Oczywiście. Kupię coś w Kornwalii –
zapewniła go. Zaraz potem zniknęła z pomieszczenia.
***
Severus Snape siedział w swoim starym
fotelu i próbował nie myśleć o najgorszym. Jednak okrutne słowa Voldemorta
wciąż tkwiły w jego głowie.
,,Zabiję go. Jeszcze dzisiaj. Nikt nie
śmie odbierać mi władzy. Zabiję go i każdą osobę, która stanie mi na drodze.”
,,Panie, w jaki sposób chcesz to
zrobić”, zapytał wtedy Snape na pozór obojętnym tonem.
,,Mam swoje sposoby, Severusie.”
Wiedział, że jeżeli Ten, Którego Imienia
Nie Wolno Wymawiać dostanie się do domu Potterów, zabije Lily. Ruda nigdy nie
pozwoliłaby na to, by ktoś skrzywdził jej syna. Znał ją, jej gryfońską
waleczność, która tylko u niej nie doprowadzała go do szału.
Dlatego teraz gorąco modlił się do
wszystkich znanych bóstw, by Czarny Pan zmienił plany. By zabił dziecko
Longbottomów i się tym zadowolił. By nie tknął Lily.
Severus kochał ją od dzieciństwa. Zawsze
z podziwem wpatrywał się, jak wyczarowywała piękne kwiaty, gromadziła wokół
siebie zwierzęta. Wyglądała wtedy jak Królewna Śnieżka z mugolskiech bajek.
Tylko ruda, zawsze ruda. I włosy w niej
kochał. Jesienią stawały się ciemniejsze, niemal stapiały się liśćmi na
drzewach. Latem były jasne i intensywne niczym płatki margerytek.
Nie wiedział, co w niego wstąpiło, gdy
dwa tygodnie temu pocałował ją w zaułku domu Syriusza Blacka. Chciał po prostu
się z nią przywitać, może lekko dotknąć ramienia, by nie zorientowała się, że
zrobił to celowo. A on po prostu ujął jej twarz w swoje ręce i pocałował ją.
Mimo że wiedział, że Lily ma męża i syna – dalej ją całował. Smakował jej
delikatne i miękkie usta, a ona wcale nie protestowała. Miał nawet wrażenie, że
w pewnym momencie się do niego przysunęła.
Było to chyba jednak tylko przywidzenie.
Gdy tylko oderwał wargi od jej ust, ona odwróciła się uciekła. Dopiero wtedy
Snape w pełni uświadomił sobie, co zrobił.
Nie twierdził, że tego żałował – wprost
przeciwnie. Całowanie Lily było najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mu się w
życiu. Wiedział jednak, że kobieta do szaleństwa kochała swojego męża i syna.
Chciał, by była z nimi szczęśliwa. Zdawał więc sobie sprawę, że nie powinien
robić takich rzeczy. Powinien pozwolić jej żyć na jej zasadach i biernie się
temu przypatrywać. Widzieć jej szczęście.
Jednak gdy usłyszał słowa Voldemorta,
zadecydował, że musi coś zrobić. Podjąć choć najmniejszą próbę, by ochronić
miłość jego życia. Nie wiedział, czy Lily mu uwierzyła, jednak czuł się choć
trochę spokojniej, wiedząc, że powiedział jej o zagrożeniu.
Złożył ręce do modlitwy.
,,Przeżyj, Lily, przeżyj…”
Knykcie zbielały mu od uścisku.
***
James siedział przy łóżeczku swojego
syna i przyglądał mu się, gdy ten bawił się małym samochodzikiem. Od czasu do
czasu wykrzykiwał niezrozumiałe słowa i wymachiwał swoimi drobnymi dłońmi.
Wyglądał na szczęśliwego.
Nagle mężczyzna usłyszał trzask otwieranych
drzwi.
- Lily?! – krzyknął zdziwiony. Od
wyjścia kobiety minęło przecież zaledwie pięć minut.
Nikt nie odpowiedział. James ostrożnie
zaczął zbliżać się w stronę wyjścia z pokoju, gdy całym domem wstrząsnął
potężny wybuch. Potter upadł na kolana i odruchowo zamknął swoje oczy. Płacz
Harry’ego poniósł się po całym pokoju.
- Co do chole… - zaczął James, jednak w
tym momencie drzwi pomieszczenia zostały wywarzone. Pył z niedawno zniszczonych
ścian dostał się do środka. Ogromny cień padł na klęczącego mężczyznę, który
zaczął się krztusić.
- Cóż za miła niespodzianka, Potter –
syknął Voldemort.
- Co… Co ty tu robisz? – zapytał
przerażony James. Na kolanach cofnął się w stronę łóżeczka Harry’ego.
- Och, przyszedłem tylko poigrać trochę
z moim losem – rzekł beztrosko, obracając w dłoniach swoją różdżkę – Nie mam
zamiaru, by jakiekolwiek przepowiednie z moim udziałem się spełniły. Muszę więc
zabić twojego syna.
Wycelował w maleńkiego chłopca różdżkę.
Wypowiadał już słowa zaklęcia niewybaczalnego, gdy Potter poderwał się na równe
nogi i obronił własnym ciałem Harry’ego.
- Po moim trupie! – krzyknął.
I miał rację.
***
Już gdy przestępowała próg domu,
wiedziała, że wydarzyło się coś złego. Drzwi wejściowe były lekko otwarte, a na
dywanie w holu widać było drobny pył.
- James?! Coś się stało?! – zawołała
zaniepokojona. Nikt jej jednak nie odpowiedział.
Szybko zdjęła buty oraz kurtkę,
postawiła małą dynię na podłodze i pobiegła na piętro. Już po drodze
zorientowała się, że z pewnością w domu wydarzyło się coś złego. Jedna ze ścian
była zupełnie zniszczona, a meble były poprzewracane. W całym budynku szalał
zimny wiatr, jakby wszystkie okna były wybite.
Ale najgorsze było to, co Lily zobaczyła
w pokoju Harry’ego.
Chłopczyk płakał z przerażeniem patrząc
się na nieruchome ciało leżące na podłodze.
James.
Kobieta upadła i zaczęła głośno
szlochać. Już po kilku sekundach łzy przesłoniły jej całe pole widzenia. Zaczęła
czołgać się w stronę swojego męża, który bez życia leżał obok łóżeczka ich
syna. Gdy tylko położyła dłoń na jego szyi, wiedziała, że nie było już dla
niego ratunku. Był zimny, a w jego żyłach nie krążyła już krew.
Nawet nie wiedziała, kiedy wzięła na
ręce Harry’ego i zaczęła go do siebie tulić, wciąż płacząc. Nie zwróciła nawet
uwagi na bliznę w kształcie błyskawicy, która pojawiła się na jego czole.
Po prostu rozpaczała.
Nie umiała określić, ile czasu minęło,
gdy Severus Snape wparował do pomieszczenia. Jego czarna szata powiewała, gdy
jak burza podbiegł do kobiety i uklęknął przy niej na drżących kolanach.
- Lily! Lily, co się stało?! – krzyknął
przerażony, łapiąc ją za zimny z emocji nadgarstek.
Spojrzała na niego przekrwionymi oczami.
- James… zdążyła wyjąkać, zanim kolejny
raz wybuchła płaczem. Drobnymi palcami mocniej przycisnęła do siebie synka.
- Voldemort – powiedział do siebie cicho
Ślizgon i mimowolnie zacisnął dłonie w pięści – To musiał być on…
Kilka razy próbował zapytać jeszcze o
coś rudą, jednak widząc, że nie jest ona w stanie dłużej z nim porozmawiać, po
prostu objął ją rękoma i przyciągnął do siebie. Wtulił twarz w jej włosy i
delikatnie kołysał kobietę, szepcząc uspokajające słowa.
- Wszystko będzie dobrze, Lily…
Przejdziemy przez to razem… Ja, ty i… - przełknął ślinę – Ja, ty i Harry. Nie
zostawię was.
Lily odwróciła się w jego stronę i
spojrzała na niego z wdzięcznością.
***
Kobieta obudziła się na podłodze pełnej
kurzu i pyłu. Obok niej smacznie chrapał Harry, a czyjeś silne i ciepłe dłonie
obejmowały rudą w pasie. Przez ułamek sekundy była pewna, że były to ramiona
Jamesa, jednak wtedy przypomniała sobie, co wydarzyło się poprzedniego wieczora.
Voldemort. Śmierć. Zniszczony dom.
Momentalnie oczy zaszły jej łzami. Znów
zaczęła płakać, tym razem niemal bezgłośnie. Jedynie spazmy, które co jakiś
czas targały jej ciałem mogły zdradzić, że kobieta kolejny raz dała upust swoim
emocjom.
Jednak Severus Snape, który nie spał
niemal całą noc, od razu się zorientował się, że Lily płacze. Mocniej ją do
siebie przyciągnął i przekręcił w swoich ramionach, by spojrzała w jego oczy.
- Severusie… - wyszeptała ruda,
spoglądając na mężczyznę – Czyli nie śniło mi się, że tu przyszedłeś…
- Cały czas byłem obok ciebie –
powiedział cicho, gładząc jej policzek – Nie mogłem cię zostawić. Nigdy nie
chciałem. I już nigdy cię nie zostawię. Nie po tym, co się stało.
- Czyli… to co mówiłeś wczoraj było
prawdą? Nie zostawisz mnie i Harry’ego? – zapytała drżącym głosem.
- Nie zostawię – potwierdził Ślizgon.
Lily spojrzała na jego wargi i głośno
przełknęła ślinę. Czuła się dosyć niezręcznie, wiedząc, że jej nieżywy mąż leży
kilka kroków od niej, jednak słowa niemal same cisnęły się na jej usta.
- Kocham cię. Severusie. I zawsze
kochałam, tak samo jak Jamesa. Może wydaje ci się to dziwne, ale naprawdę
kochałam i kocham was obu tak samo mocno. Dlatego… dlatego cieszę, się, że gdy
Jamesa już ze mną nie ma, jesteś choć ty…
- Ja też cię kocham, Lily – szepnął – Od
zawsze. I będę z tobą i teraz, i już zawsze.
Kobieta lekko się uśmiechnęła.
A potem go pocałowała.
Bardzo mi się podobała ta miniaturka mimo że nie jestem zagorzałą fanką Severusa :) Fajnie ujęłaś ich miłość, a najlepsza był końcówka <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne miniaturki i życzę weny :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowy rozdział
http://music-and-love-mission.blogspot.com/
i na zapowiedź nowego opowiadania
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Miło mi, że Ci się podobało ;) i przepraszam, że jeszcze nie nadrobiłam u Ciebie zaległości, ale już wszystko czytam :)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
Z radością informuję, że Twoje zgłoszenie zostało rozpatrzone pozytywnie :)
UsuńPozdrawiam
Arcanum Felis
http://stowarzyszeniedramione.blogspot.com/
To było fascynujące myślałam ze tylko ja mogłam to se wyobrazić jestem najwiekszom fankom severusa🥹
UsuńOgólnie fajnie się czytało, ale od śmierci Jamesa... Podobało mi się mniej. Może dlatego, że wolę Jily. Bała się go pocałować, a tu zaraz obiecują sobie dozgonną miłość. Wiem, że to blog o niekanonicznych, ale nie lepiej czasem trzymać się klasyków? Jak dla mnie to zakończenie trochę naciągane, ale bez tego nie byłoby miniaturki, czyż nie? Ale ogółem fajnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
E.
Ja też jestem fanką Jily, więc dycydując się napisać Snily, wiedziałam, że mimo wszystko muszę umieścić tu wątek miłości Lily do Jamesa. Dlatego wyszedł taki trochę trójkącik :D ale rozumiem, że nie wszystkie odstępstwa od kanonu podobają się wszystkim, bo sama mam te mniej i bardziej lubiane ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
Jeśli mam być szczera to wolę kiedy Lili jest z Jamesem. Mam wrażenie, że go zdradziła całując się z Snapey'em tuż po jego śmierci. Ale to tylko moje odczucie. Mam taką propozycję jeśli piszesz tylko o parkingach niekanonicznych to może napiszesz o Clary i Alecu. Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny.
OdpowiedzUsuńPS: Zapraszam do siebie
Każdy ma swoje zdanie ;) być może zdarzy mi się kiedyś popełnić miniaturkę o paringu z DA... kto wie...
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.