Hej, kochani!
Na początku powinnam Was bardzo, bardzo przeprosić... Za wszystko. Począwszy od tego, że nie było mnie trzy tygodnie, a kończąc na tym, że tekst nie był jeszcze betowany. Niestety, ostatnio działo się u mnie tyle rzeczy, że sama się nawet zdziwiłam, ile ich jest. Nawet wczoraj, kiedy chciałam kończyć pisać ostatnią część, okazało się, że nie mogę teraz tworzyć, bo muszę się martwić o to, że nieco zdewastowałam moją szkołę (ale tylko nieco. I to przypadkowo). Tak więc tekst w większości tworzony był dzisiaj. A to wszystko przez szkołę...
Mam nadzieję, że Ci, którzy jeszcze tu zostali, wybaczą mi. W zamian za to chcę Wam oznajmić, że w najbliższym czasie (tj. do wakacji) mam zamiar rozpocząć nowego bloga. Nie będzie on w tematyce HP, ale będzie pojawiać się na nim moje nowe opowiadanie, więc mam nadzieję, że wpadniecie ;) Zaś na Nic Dwa Razy przez wakacje powinny się pojawić 3-4 miniaturki, a wraz z nowym rokiem szkolnym ruszam z Octachel :)
Dla fanów Dramione również mam dobrą wiadomość - około grudnia powinno pojawić się moje kolejne ff na temat Draco i Hermiony.
Trochę się rozpisałam, ale zasługiwaliście na wyjaśnienia z mojej strony. Mam nadzieję, że ostatni powrót do wątków Utraconej Przyjaźni przypadnie Wam do gustu :)
Zapraszam do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy :*
******
Przez 10 lat nie żałowałem mojej decyzji.
Na początku powinnam Was bardzo, bardzo przeprosić... Za wszystko. Począwszy od tego, że nie było mnie trzy tygodnie, a kończąc na tym, że tekst nie był jeszcze betowany. Niestety, ostatnio działo się u mnie tyle rzeczy, że sama się nawet zdziwiłam, ile ich jest. Nawet wczoraj, kiedy chciałam kończyć pisać ostatnią część, okazało się, że nie mogę teraz tworzyć, bo muszę się martwić o to, że nieco zdewastowałam moją szkołę (ale tylko nieco. I to przypadkowo). Tak więc tekst w większości tworzony był dzisiaj. A to wszystko przez szkołę...
Mam nadzieję, że Ci, którzy jeszcze tu zostali, wybaczą mi. W zamian za to chcę Wam oznajmić, że w najbliższym czasie (tj. do wakacji) mam zamiar rozpocząć nowego bloga. Nie będzie on w tematyce HP, ale będzie pojawiać się na nim moje nowe opowiadanie, więc mam nadzieję, że wpadniecie ;) Zaś na Nic Dwa Razy przez wakacje powinny się pojawić 3-4 miniaturki, a wraz z nowym rokiem szkolnym ruszam z Octachel :)
Dla fanów Dramione również mam dobrą wiadomość - około grudnia powinno pojawić się moje kolejne ff na temat Draco i Hermiony.
Trochę się rozpisałam, ale zasługiwaliście na wyjaśnienia z mojej strony. Mam nadzieję, że ostatni powrót do wątków Utraconej Przyjaźni przypadnie Wam do gustu :)
Zapraszam do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy :*
******
Przez 10 lat nie żałowałem mojej decyzji.
Przez 10 lat nie żałowałem, że wybrałem
życie z Willow zamiast zemsty na Lucjuszu.
Przez 10 lat nie żałowałem, że nie
zabiłem Malfoy’a.
Aż do pewnego deszczowego popołudnia.
***
Pogłoski o powrocie Voldemorta od
dłuższego czasu krążyły po czarodziejskim świecie. Ich głównym źródłem był
niejaki Harry Potter – Chłopiec, Który Przeżył. Większość czarodziejów w nie
nie wierzyła, a ja nie chciałem wierzyć. Nie mogłem wyobrazić sobie, że
wybuchnie kolejna wojna.
W sumie, nie musiałem. Po prostu znów ją
zobaczyłem.
- Gavinie.
Dumbledore stanął przede mną. Jego siwa
broda niemal sięgała podłogi, podobnie jak długa szata, w którą był ubrany. Próbowałem
skupić się na drobnych detalach, takich jak przebarwienie na lewym policzku
profesora, by nie myśleć o tym, jaki mógł powód, dla którego mnie odwiedził.
- Witam, panie profesorze – przepuściłem
go w drzwiach domu Willow. Już od jakiegoś czasu mieszkaliśmy razem, mimo że
wciąż nie zdecydowaliśmy się na ślub.
- Pewnie wiesz, w jakiej sprawie do
ciebie przyszedłem – powiedział spokojnie.
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Nie chcę wiedzieć.
- Przyszedłem do ciebie w sprawie
Voldemorta.
Imię Czarnego Pana wstrząsnęło domem.
Miałem wrażenie, że fundamenty budynku mają dreszcze.
- Co z nim? Przecież umarł ponad 10 lat
temu – wzruszyłem ramionami. Udawałem, że o niczym nie wiem.
- Gavinie. On wrócił – Albus wciąż był
spokojny, mimo że jego chłodne oczy wwiercały się w moją osobę. Chyba wiedział,
że udaję.
- Nie wierzę – odpowiedziałem pewnie.
Usiadłem na kanapie w salonie i głową wskazałem mężczyźnie fotel – Jakim cudem?
Pytałem tylko z grzeczności. Nie
chciałem wiedzieć.
- Nie wiem jeszcze dokładnie. Ale
wrócił… na pewno.
- Prorok Codzienny mówi co innego – mój
głos był zadziorny. Nie wiem, kiedy stałem się taki odważny i zacząłem pyskować
dyrektorowi Hogwartu. O, no tak, przecież brałem udział w wojnie. Ale może to
nie ona sprawiła, że stałem się odważny.
- Prorok Codzienny kłamie.
- Nie.
- Tak. Kontroluje go ministerstwo. A w
ministerstwie są śmierciożercy.
- Nie ma ich.
- Są.
- Nie.
- Są.
Mogliśmy rozmawiać tak w nieskończoność,
gdyby nie to, że usłyszałem kroki Willow na schodach. Gwałtownie spojrzałem za
siebie i ujrzałem moją narzeczoną, jak wchodzi do salonu. Okryta była grubym
kocem, a mimo to jej ramiona drżały.
- Dzień dobry, profesorze – powiedziała
cicho. Usiadła obok mnie i wtuliła się w moją klatkę piersiową.
- Dzień dobry, Willow – rzekł Albus,
nieco zbity z tropu.
- Co pana do nas sprowadza? – zapytała.
- Cóż… właściwie przyszedłem tu w
sprawie wojny – ani jedna z jego zmarszczek nie zadrżała, gdy wypowiadał te
słowa.
Kobieta stężała w moich ramionach. Lekko
odchyliła się ode mnie i uważnie spojrzała na dyrektora Hogwartu. Mógłbym
przysiąc, że właśnie przeszywa go swoim morderczym wzrokiem.
- W. Moim. Domu. Nie. Będzie. Rozmawiać.
Się. O. Wojnie – wycedziła przez zaciśnięte szczęki – Niech pan wyjdzie. Teraz.
- Willow, tylko spokojnie… - próbowałem
ostudzić jej emocje.
- Nie, Gavin, nie będę spokojna! –
krzyknęła histerycznie. Po jej policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy – Ta
wojna zabrała mi zbyt wiele! Nie będę tolerować rozmów o niej przy mnie!
- Spokojnie, Willow – powtórzyłem, tym
razem dobitniej.
Chwyciłem kobietę za ramiona i
podniosłem z kanapy. Nie zwracałem uwagi na to, że wyrywała mi się i
protestowała. Mocno ją trzymałem, a w którymś momencie po prostu wziąłem ją za
ręce i zaniosłem do naszej sypialni. Położyłem Willow na łóżku i szczelnie
opatuliłem kolejnym kocem, po czym delikatnie pocałowałem ją w usta. Wydawała
się już spokojniejsza.
- Wyproś Dumbledore’a – poprosiła cicho,
kładąc swoje drobne dłonie na moim karku.
- Zaraz to zrobię, kochanie – obiecałem.
Jeszcze raz ją pocałowałem, po czym wyplątałem się z jej objęć i skierowałem
się w stronę drzwi.
- Gavinie… - szepnęła jeszcze.
Odwróciłem się w jej stronę.
- Tak?
- Nie idź tam.
- Gdzie? Do salonu?
- Nie. Na wojnę. Nie idź znowu na wojnę.
***
- Widzi pan, dyrektorze – westchnąłem i
znów usiadłem na kanapie – Dlatego nie mogę iść na wojnę.
- Co stało się pannie Lovegood? –
zapytał, wciąż nieco zdziwiony reakcją mojej narzeczonej.
- Niedawno jej rodzice zostali
zamordowani, a kilka dni temu jej kuzynka, Luna, została porwana. Zostałem jej
tylko ja i jej wujek. Nie mogę jej teraz opuścić. Nie teraz, gdy załamała się
psychicznie – powiedziałem dobitnie – Muszę się nią zajmować. Kocham ją nad
życie i nie zostawię jej.
Albus ze zrozumieniem pokiwał głową,
jednak wydawało mi się, że nie do końca podziela moje stanowisko. Aby
utwierdzić go w przekonaniu, że naprawdę nie mam zamiaru opuszczać tego domu,
dodałem:
- W czasie pierwszej wojny dostatecznie
zaangażowałem się w walkę o dobro. Tym razem niech zrobią to inni – niemal
warknąłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że mężczyzna umrze w ciągu kolejnych 24
godzin – A teraz, niech profesor już pójdzie. Willow nie chciała, by pan tu
przebywał.
Dumbledore opuścił dom z kamienną miną,
którą widziałem wtedy po raz ostatni. Nie wiem, co o mnie sądził. Nie
obchodziło mnie to. Obchodziła mnie tylko Willow. Żyłem nią, z nią i dla niej.
***
Bywa jednak, że gdy usilnie chcemy przed
czymś uciec, to samo nas znajduje.
Tak było ze mną i wojną.
Konkretnie – ze mną i Lucjuszem
Malfoy’em.
***
- Willow, idę do sklepu! – krzyknąłem z
parteru domu, dzień po wizycie dyrektora Hogwartu.
- Tylko wróć szybko! – odkrzyknęła ze
strychu, na którym właśnie sprzątała – I kup te pomidory na obiad!
Teleportowałem się do pobliskiego
mugolskiego supermarketu. Szybko wziąłem do ręki koszyk i zacząłem wrzucać do
niego produkty, które Willow wypisała na liście zakupów. Po kilku minutach
zmierzałem już w stronę kasy. Po drodze przypomniałem sobie jeszcze o tych
nieszczęsnych pomidorach, więc wróciłem się po nie. Gdy leżały już na samej
górze koszyka, po raz drugi wyruszyłem w stronę kasy.
Nie zdążyłem wyjść ze sklepu, by
bezpiecznie się teleportować, gdy ktoś w pelerynie niewidce wcisnął do moich
ust knebel.
- Spokojnie, Whitmore. Tylko spokojnie –
syknął ktoś prosto do mojego ucha. Nieświadomie powtórzył moje słowa, które
dzień wcześniej wypowiedziałem do Willow – Zachowuj się normalnie, a nic ci się
nie stanie – poczułem chłód różdżki na swojej szyi.
Nieznacznie potaknąłem głową na znak
zgody. Poczułem, że mężczyzna, który mnie zakneblował, pcha mnie w stronę
wyjścia ze sklepu. Posłusznie zacząłem iść, wlokąc za sobą siatkę z zakupami i
rozmyślając nad sytuacją, w której się znalazłem.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie jej
powagę. Ktoś mnie odnalazł. Ktoś, kto ma
związek z wojną. Ktoś ze świata czarodziejów. Ktoś, z kim na pewno
miałem już kiedyś do czynienia, bo znałem jego szept, tak gładko przechodzący w
syk.
Nagle przyszło olśnienie.
Malfoy.
Lucjusz Malfoy.
Zabójca moich rodziców.
A teraz może i mój.
Starałem się, by mój oddech nie
przyspieszył, a policzki zaróżowiły, by Malfoy niczego nie spostrzegł. Nie
udało mi się to jednak. Gdy byliśmy już na samym wyjściu z supermarketu,
przełknąłem ślinę tak głośno, że usłyszeli mnie chyba wszyscy ludzie, a moja
twarz była gorąca i czerwona jak lawa wulkaniczna.
- Co jest, Whitmore? – syknął gniewnie
mężczyzna. Po jego drugiej wypowiedzi nie miałem już żadnych wątpliwości co do
jego tożsamości. Nikt inny nie wypowiadał słów z taką nienawiścią.
- Nicz, Luzjuszu – wybełkotałem przez
knebel.
Malfoy zaśmiał się na tyle głośno, bym
mógł wyraźnie to usłyszeć.
- Od zawsze wiedziałem, że jesteś
pojętny, Whitmore. Mogłem spodziewać się, że od razu zorientujesz się, kim
jestem – mocniej wbił różdżkę w moją szyję – Niestety, zepsułeś tym jedną z
przygotowanych dla ciebie niespodzianek. Ale nie martw się, mam ich więcej.
Znowu się zaśmiał. A potem poczułem
skręcanie żołądka i świat zupełnie mi się rozmył.
Wylądowałem na twardym podłożu, boleśnie
obijając się w miejscu, w którym plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Zaraz potem
ktoś butem przygwoździł mnie do podłogi tak mocno, że aż straciłem dech.
- Przejdźmy do rzeczy, Whitmore –
Lucjusz mówił głośno, bez skrępowania. Zapewne znaleźliśmy się w miejscu, gdzie
Malfoy czuł się bezpiecznie i nie musiał szeptać – Powiedz mi wszystko, co
wiesz na temat wojny. Jakie ataki są planowane, jak radzi sobie Zakon Feniksa?
- Nie wiem. Nic nie wiem – wycharczałem.
- Kłamiesz – jego but mocniej przywarł
do mojej klatki piersiowej – Powiedz to teraz, a nic złego ci się nie stanie.
- Naprawdę o niczym nie wiem, Lucjuszu.
Od czasów pierwszej wojny ani razu nie byłem na zebraniu zakonu – rzekłem
niemal szeptem. Próbowałem jakoś wykręcić się od zabójczego uścisku Malfoy’a,
jednak mężczyzna był zbyt silny.
- Kłamiesz – powtórzył – Kłamiesz –
brzmiał, jak płyta, która się zacięła, co było dosyć zabawne, ale wtedy nie
miałem siły na śmiech.
- Nie kłamię – wykrztusiłem,
wykorzystując resztki swoich sił.
- Ciekawe, czy będziesz mówić tak samo
po kilku godzinach spędzonych w mojej celi dla specjalnych gości – wysyczał.
Zdjął nogę z mojej klatki piersiowej, a
do moich płuc napłynęło zbawienne powietrze. Nie zwracałem nawet uwagi na to,
że w pomieszczeniu, w którym byłem, czuć było mocną woń stęchlizny. Chodziło mi
tylko o oddech. I kolejny. I jeszcze jeden.
Lucjusz chwycił mnie za ramiona i
postawił na nogi. Nie zdążyłem nawet porządnie na nich stanąć, gdy mężczyzna
znów mnie popchnął, tym razem do przodu. Ledwo zdążyłem wyciągnąć przed siebie
dłonie, gdy już z powrotem znajdowałem się na podłodze. Spróbowałem się
podnieść, jednak poczułem kopnięcie w plecy.
- Nie trudź się, Whitmore. Po jakimś
czasie zorientujesz się, że stanie w tej celi nie ma sensu.
Obróciłem się, by leżeć na plecach.
Pożegnał mnie szczęk zamykanego zamka.
Ugrzęznąłem w celi Lucjusza Malfoy’a.
***
Wystarczyły mi dwa dni, aby dowiedzieć
się, na czym polegała specjalność celi Lucjusza.
W nocy obudziły mnie duszności. Szybko
otworzyłem oczy i dłonią przejechałem po mojej twarzy, która cała mokra była od
potu. Rozejrzałem się po celi. Mimo mroku, jaki w niej panował, widziałem, jak
ściany pomieszczenia zbliżają się do siebie, by w ostatecznym rozrachunku
spłaszczyć mnie. Zacząłem krzyczeć i gwałtownie usiadłem, szeroko
rozpościerając swoje ramiona. Okazało się, że nie umiałem dotknąć ich nawet
czubkami palców, bo ani o milimetr nie przybliżyły się do siebie. Zasnąłem,
przekonany, że miałem sen na jawie.
Kilka godzin później, znów się
obudziłem. Nie wiem, czy była to jeszcze noc, czy już rano – w celi nie było
okna. Wiedziałem tylko, że ściany znów przysuwają się do siebie. Energicznie
zacząłem je odpychać, by opóźnić swoją śmierć, lecz i tym razem wszystko
okazało się przywidzeniami.
Wtedy zorientowałem się, jak działa ta
cela. Wywoływała klaustrofobię.
Nie mogłem skupić się na niczym.
Chciałem myśleć o Willow, o tym, czy radzi sobie beze mnie i jak mógłbym się z
nią skontaktować. Ale do mojego umysłu wciąż wkradały się obrazy miażdżących
mnie ścian, które wywoływały zimny pot na całym moim ciele. Zaciskałem palce na
brudnych i omszałych kamieniach, tworzących podłogę celi i zamykałem swoje
oczy, jednak omamy wciąż mnie męczyły.
Któregoś dnia usłyszałem kroki w
korytarzu. Podczołgałem się do krat, by spojrzeć, kto idzie. Jasne światło
różdżki oślepiło mnie, ale nie na tyle, bym nie rozpoznał Lucjusza w
mężczyźnie, który właśnie zmierzał w moją stronę.
- Jak tam, Whitmore? Poznałeś już
działanie mojej celi? – zaśmiał się sadystycznie.
- Owszem, poznałem – rzekłem, hamując
napływające do mojego umysłu obrazy.
- I jak? Podoba ci się?
- Szalenie – próbowałem powstrzymać się
od krzyczenia na głos i wierzgania nogami. Nie chciałem jednak ośmieszyć się w
oczach mojego największego wroga.
- To co? Może zdradzisz mi nieco
tajemnic Zakonu Feniksa? – Lucjusz wszedł do celi i stanął nade mną.
- Nie mam zamiaru.
Pierwsze zaklęcie uderzyło we mnie jak
rozpędzony pociąg.
Paliło, kłuło, szatkowało i targało moje
ciało naraz. Nie miałem wątpliwości co do tego, że było to Crucio. Malfoy
torturował mnie przez kilka minut, po czym jego różdżka niespodziewanie
przestała wysyłać zaklęcie.
- A teraz? Powiesz mi co nieco? – ten
jego śmiech był nie na miejscu. Przynajmniej ja tak uważałem.
- Nie! Wypuść mnie! Ja nic nie wiem! –
krzyknąłem. Nie umiałem już wytrzymać.
- Uważaj, bo ci uwierzę, Whitmore –
wysyczał Lucjusz – Podczas pierwszej wojny byłeś jednym z najważniejszych
aurorów. Nie możesz teraz ,,niczego nie wiedzieć” – przedrzeźnił go.
- Przysięgam, to prawda!
- W takim razie, mam nadzieję, że małe
Crucio przywróci ci pamięć.
Zaklęcie znów zostało we mnie
wymierzone. Wyłem z bólu, a konwulsje miotały moim ciałem. Już nie przyjmowałem
się tym, że Malfoy mnie widzi. Chciałem tylko, by to wszystko się już
skończyło.
Krew tak głośno huczała w moich uszach,
że nie usłyszałem, kolejnych tego dnia, kroków w korytarzu. Po chwili, jak w
oddali, zobaczyłem chłopaka, który stał w progu celi. Miał najwyżej osiemnaście
lat i był niemal kopią swojego ojca. Jego włosy również były niemal platynowe,
a z oczu bił ten sam chłód. Szybko domyśliłem się, że był on paniczem na Malfoy
Manor.
- Kto to jest, ojcze? – zapytał cicho
chłopak. Jego dłonie lekko drżały. Przygryzał wargę. Może nie był jednak kopią
Lucjusza.
Długowłosy gwałtownie się odwrócił,
zapominając o mnie, co pozwoliło mi na odprężenie się, choć na chwilę. Chociaż
nie wiem, czy przerwę pomiędzy torturowaniem można nazwać odprężeniem.
- Co ty tu robisz? – zapytał zirytowany
Malfoy – Przecież miałeś razem z innymi być na zebraniu w domu Snape’a.
- Źle się czułem. Mama pozwoliła mi
zostać – powiedział – A czy ty powiesz
mi, co tu robisz?
- Nie twoja sprawa. To, kim jest ten
więzień to sprawa tylko moja i rodzeństwa Carrow – wysyczał – Nie powinieneś go
nawet widzieć.
- Przepraszam, ojcze – odpowiedział
potulnie blondyn.
- Nie przepraszaj, tylko lepiej zapomnij
o tym wszystkim! – różdżka mężczyzny została skierowana w stronę syna, by po
chwili odebrać mu wspomnienia.
Myślałem, że ten mężczyzna nie może już
być okrutniejszy. To, co wtedy zobaczyłem, przekonało mnie, że nie zobaczyłem
nawet połowy możliwości Malfoy’a.
‒ No, synu, możesz już iść. Dziękuję, że
pomogłeś mi w sprzątaniu – Lucjusz uśmiechnął się od ucha do ucha, formując w
głowie chłopaka nowe, sfałszowane wspomnienie.
‒ Nie ma za co – mruknął blondyn. Zaraz
potem zniknął za rogiem korytarza.
Chciałem jeszcze przez chwilę użalać się
nad młodym Malfoy’em, jednak właśnie w tym momencie Crucio ponownie we mnie
uderzyło.
‒ Kiedyś ogłoszę konkurs na więźnia,
który przeżył największą ilość Crucio…
***
I tak było przez dobre kilka tygodni. Co
jakiś czas Lucjusz przychodził i torturował mnie, próbując tym samym uzyskać
ode mnie informacje, których nigdy nie posiadałem. W przerwach pomiędzy
wizytami Malfoy’a, nawiedzały mnie moje przywidzenia, które z każdym dniem były
coraz męczące. Wiedziałem jednak, że muszę być silny. Jeżeli nie dla siebie, to
chociaż dla Willow. Czasem wyobrażałem sobie, jak siedzi w dużym fotelu w salonie
i zastanawia się, gdzie jestem. Może mnie szuka. Może już za niedługo wbiegnie
do lochów Malfoy Manor i mnie stąd wyciągnie.
Jednak zamiast niej przyszedł ktoś inny.
Jak zwykle, leżałem wtedy w celi.
Liczyłem kamienie, które znajdowały się na suficie. Nagle usłyszałem kroki w
korytarzu. Instynktownie skuliłem się i wcisnąłem w kąt pomieszczenia. Czekałem
na kolejne tortury.
Po kilku minutach zorientowałem się, że
nie uderzyło we mnie jeszcze żadne zaklęcie. Lekko rozchyliłem powieki i
ujrzałem kobietę, która stała przy kratach. Lekki blask różdżki oświetlał jej
twarz. Miała czarne włosy oraz oczy i jasną cerę. Byłą ubraną w ciemną szatę i
takiego samego koloru koronkowe rękawiczki do łokci. Nie mogłem zaprzeczyć, że
była piękna. Wyglądała jak księżna. W ogóle nie pasowała do lochów Malfoy
Manor.
‒ Czyli to prawda… ‒ szepnęła.
Przytknęła swoje drobne palce do ust i cicho krzyknęła ‒ Naprawdę tutaj
przebywasz. Lucjusz naprawdę cię więzi…
‒ Tak ‒ zdołałem tylko wykrztusić. Nie
spodziewałem się rozmawiać z nikim innym oprócz jasnowłosego śmierciożercy.
‒ Jak masz na imię? ‒ zapytała
delikatnie.
‒ Po co ci to wiedzieć ‒ odpowiedziałem
niemal opryskliwie.
‒ Chciałabym ci pomóc…
‒ Mi nikt już nie pomoże ‒ odburknąłem.
‒ Proszę, powiedz, jak masz na imię ‒
nie odpuszczała ‒ Nie jestem taka, jak oni. Naprawdę chcę ci w jakiś sposób
pomóc ‒ by potwierdzić swoje słowa, wyciągnęła zza pleców pół bochenka chleba.
Niemal rzuciłem się na niego i wyrwałem go z rąk kobiety.
‒ Dlaczego miałbym ci wierzyć? ‒ zapytałem,
jednocześnie napełniając swoje usta pokarmem.
‒ Od jakiegoś czasu czuję, że nie pasuję
do śmierciożerców, tak samo, jak żona Lucjusza. Razem chciałyśmy pomagać
ludziom, którzy walczą z Voldemortem. Uznałyśmy, ze zaczniemy od pomocy tobie ‒
lekko się uśmiechnęła ‒ Mam na imię Alecto ‒ wyciągnęła dłoń w moją stronę.
Otarłem swoją rękę z okruszków chleba i
niepewnie chwyciłem palce kobiety.
‒ A ja Gavin. Gavin… Whitmore ‒
wyjąkałem.
Alecto przychodziła codziennie.
Przynosiła mi jedzenie i picie, czasem także świeże ubrania, dzięki którym mój
poziom życia w więzieniu nieco wzrósł. Zawsze także prowadziliśmy rozmowy,
podczas których mogłem choć na chwilę zapomnieć o strasznych wizjach
miażdżących mnie ścian.
‒ Miałabyś możliwość przekazania pewnej
bliskiej mi osobie listu ode mnie? ‒ zapytałem pewnego razu, gdy siedzieliśmy
niemal obok siebie. Jedynie kraty oddzielały nasze ciała.
‒ Komu? ‒ zapytała zainteresowana ‒
Rodzicom?
‒ Nie ‒ odruchowo zacisnąłem szczęki ‒
Moi rodzice nie żyją, a ich zabójca jest panem tego domu.
‒ Przepraszam, Gavin, nie wiedziałam…
Tak mi przykro… ‒ powiedziała cicho Alecto. Wsadził dłoń między kraty i
położyła ją na moim ramieniu.
‒ Nic się nie stało ‒ potrząsnąłem głową
‒ Ale nie chcę o tym rozmawiać. Wracając do poprzedniego tematu… Chciałbym, byś
zaniosła list do mojej narzeczonej. Nazywa się Willow Lovegood. Mieszka w
Londynie.
‒ Masz narzeczoną? ‒ zapytała, a w jej
głosie oprócz zdziwienia dało się słyszeć rozczarowanie.
‒ Tak. Bardzo ją kocham i nie chcę, by
się martwiła.
Następnego dnia napisałem list do
Willow. List, którego nigdy nie dostała.
***
Wiedziałem, że Alecto zaczęła coś do
mnie czuć. Najlepszą tego oznaką był moment, w którym zaczęła mnie całować
przez kraty celi.
Jej chłodne i drobne palce wplotły się w
moje, długie już włosy. Przytknęła wargi do moich ust i zaczęła łapczywie je
całować, nie zwracając uwagi, że nie odwzajemniam jej pieszczot. Po kilku
sekundach oderwałem się od niej i oddaliłem tak, by nie mogła mnie dosięgnąć.
‒ Nie, Alecto ‒ powiedziałem cicho ‒ Nie
rób tego.
‒ Dlaczego? ‒ zapytała zrozpaczona.
‒ Ponieważ mam narzeczoną.
‒ To jeszcze nic nie znaczy. Możesz jej
wszystko wyjaśnić… Możemy być szczęśliwi… ‒ przekonywała ‒ Wojna nas zmienia.
Willow na pewno zrozumie.
‒ Alecto, tu nie chodzi o nią. Tu chodzi
o mnie ‒ wskazałem na siebie palcem ‒ Ja kocham Willow ponad życie. Nigdy z
niej nie zrezygnuję.
Alecto wstała i odeszła bez słowa
wyjaśnienia. Dzień później znów przyszła, jakby nic się nie stało.
***
Nie przypuszczałem jednak, że cały
czarodziejski świat będzie mówić o uczuciu, które kobieta do mnie żywiła.
Wyszedłem z lochów Malfoy Manor po
ciemku, gdy nikt nie mógł mnie zobaczyć. Zostałem wypuszczony nie przez kogo
innego, ale przez samego Lucjusza, który chciał usunąć wszystkie ślady swojego
świadomego śmierciożerstwa.
‒ Udawaj, że ktoś inny cię tam zamknął,
a ja o niczym nie wiedziałem ‒ syknął, ostatni raz popychając mnie w plecy i
wyrzucając poza teren posiadłości.
Nie miałem nawet siły, by nie stosować
się do jego polecenia. Spędziłem rok w klaustrofobicznej celi, będąc
torturowany co kilka dni. Poznałem tam cudowną kobietę, która została moją
przyjaciółką i niesamowicie pomagała mi w tamtym czasie, ale byłem świadomy, że
cały czas wymagała ode mnie czegoś więcej.
Chciałem przestać o tym myśleć i po
prostu teleportować się do domu Willow, by ponownie zanurzyć twarz w jej
włosach i wytłumaczyć, co działo się ze mną przez cały rok.
Przeżyłem jednak pewne zaskoczenie.
***
‒ Willow! ‒ krzyknąłem, pukając do
drzwi.
Otworzyła mi moja narzeczona. Jej włosy
były nieco dłuższe, niż zapamiętałem, a oczy jakby intensywniejsze.
‒ Co ty tu robisz? ‒ zapytała zmęczonym
głosem.
‒ Ja… Willow, wróciłem z niewoli. Po
prostu wróciłem do ciebie ‒ odpowiedziałem, zdziwiony jej pytaniem.
‒ Nie powinieneś być teraz w domu Alecto
Carrow? ‒ zapytała niewinnie.
‒ Ale… Willow, o czym ty mówisz? ‒
wyjąkałem.
‒ O tym ‒ wcisnęła mi numer Proroka
Codziennego do ręki ‒ To koniec, Gavin. Zostawiłeś mnie zupełnie samą na rok,
podczas którego znalazłeś sobie nową kobietę. Bardzo ci dziękuję. A teraz
żegnam.
Zamknęła drzwi z trzaskiem. Nie
wiedziałem, o co jej chodziło, dopóki nie przeczytałem nagłówka gazety.
,,Gavin Whitmore i Alecto Carrow
najgorętszą wojenną parą!”
***
Żyłem, ale co to było za życie. Kilka
ukradkowych pocałunków wciąż niepewnej Willow. Ponowne poznanie młodego
Malfoy’a. Chronienie Granger. Milion listów Alecto. Próby zdobycia Willow.
Zawiedzenie Alecto. Kochanie Willow. Kolejny list do Alecto.
Te kobiety przeplatały się w moim życiu,
razem z Hermioną Granger i Draconem, szczęściem i załamaniem. Czułem, że jeżeli
natychmiast w moim życiu nie będzie tak samo, jak przed drugą wojną, nie
wytrzymam.
Gdy umierałem, pomyślałem tylko o Willow
i o tym, czy duchy z obrazów, z którymi często rozmawiałem, nie okłamały
mnie.
Hejo hejoooo :D
OdpowiedzUsuńJako niepoprawny kibic powinnam teraz oglądać euro a jednak w przerwie meczu zajrzałam do Cb :P
Co do Twoich ogłoszeń, już nie mogę się doczekać na nowe Dramione spod Twojej ręki. Mam nadzieję, że bd tak dobre jak to :D
Możesz zdradzić o jakim paringu bd te 3 miniaturki? Byłabym wdzięczna za każdą informację :P Moja ciekawska natura byłaby usatysfakcjonowana :D
Chociaż jestem absolutną fanką Dramione to jednak historia z Willow w jakiś sposób mnie urzekła. Pięknie ją opisałaś. A końcówka całkowicie mnie rozbroiła.
Pozdrawiam, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
No tak, euro się zaczęło! Kompletnie zapomniałam. Będzie trzeba nadrobić...
UsuńJa też mam nadzieję, że spodoba Ci się moje Dramione ;)
Na pewno kedna miniaturka będzie o Dramione, druga będzie małą zapowiedzią tego, jak kreuję Octachel, a trzecie będzie się dziać w świecie HP, ale nie będzie przedstawiać żadnego konkretnego paringu.
Cieszę się, że Ci się podobało :)
Również pozdrawiam! J. M.
Bardzo ciekawa część czytało się ją bardzo przyjemnie. Chociaż momentami miałam łzy w oczach. Lucjusz Malfoy to okrutny człowiek i w tej części dobitnie to ukazałaś. Alecto to niezła spryciara. Wiedziałam, że nie wyśle listu do Willow no ale i tak był ten element zaskoczenia. Całość oczywiście na plus :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zamierzasz publikować nowe historie. Już nie mogę się doczekać ;)
życzę weny i czasu na pisanie!
Pozdrawiam serdecznie
Arcanum Felis
Bardzo dziękuję! W tej ostatniej części najbardziej chciałam pokazać niesprawiedliwość losu, która dopadła Gavina.
UsuńMam nadzieję, że nowe historie będą Ci się podobać ;)
Również pozdrawiam! J. M.
A o czym będzie ten nowy blog?
OdpowiedzUsuńE.
W sensie to opowiadanie na blogu, ale ogólnie czego będzie dotyczył cały blog też mnie interesuje ;D
OdpowiedzUsuńE.
Na nowym blogu będzie tylko jedno opowiadanie i będzie nazywać się ,,Odyseja". Mimo że również będzie to ff, nie potrzeba znać do jego rozumienia żadnej książki. Będzie nieco refleksyjne, z dużą ilością metafor i dziwnych porównań, które tworzę od dobrego roku. Więcej na razie nie zdradzę ;)
UsuńPozdrawiam! J. M.
Przeczytałam wszystkie części pamiętnika i jestem pod wielkim wrażeniem. Wprowadzając Gavina do świata Harry'ego, udowodniłaś, że w całej trylogii J.K Rowling jest miejsce dla nowych, nieskazitelnych charakterów, które mogłyby ożywić nieco świat magiczny (nie żebym narzekała na obecny, skądże...). Podejrzewam, że Harry'emu w niektórych wypadkach przydałyby się rady Whitmore'a. Hahahah... ;D
OdpowiedzUsuńNo nic, cieszę się, że nie kończysz przygody w blogowym świecie i z chęcią przeczytam inne Twoje historie ;)
Pozdrawiam i życzę weeny <3
Cieszę się, że Ci się podobało ;) tak, choć naginałam kanon do granic możliwości, to udało mi się jakoś wprowadzić Gavina :P
UsuńMam nadzieję, że kolejne opowiadania również będą Ci się podobać.
Również pozdrawiam! J. M.