czwartek, 27 października 2016

Zawieszenie opowieści

Hej, kochani! 
Dzisiaj post nieco inny od wszystkich... Chciałabym napisać Wam, że z powodów osobistych jestem zmuszona zawiesić pisanie Wojowniczek. Mimo że pomysł na to opowiadanie miałam już dawno i byłam pewna, że pisanie nie będzie dla mnie wyzwaniem, okazało się inaczej. Zbyt dużo czasu poświęcałam, by sklecić choć kilka zdań, które i tak mnie nie satysfakcjonowały, porzucając moje inne pomysły. 
Może kiedyś wrócę jeszcze do tego opowiadania, ale na dzień dzisiejszy nie jestem niczego pewna, dlatego tez wszystkie rozdziały Octachel znikną z bloga w momencie, w którym opublikuję tego posta. Mogę Wam jednak obiecać, że jestem w trakcie pisania pierwszej części krótkiego Dramione i mam nadzieję, że za niedługo je opublikuję :D 

Wasza J. M. xxx

poniedziałek, 24 października 2016

DRAMIONE - ,,Trzymając się zasad"

Hej, kochani! 
Dziś, nieco spontanicznie publikuję drugą miniaturkę, która napisana była w wakacje. Miała ona brać udział w konkursie na Stowarzyszeniu Dramione, jednak nie odbył się on z powodu zbyt małej liczby prac. Tak więc teraz mam przyjemność zaprezentować Wam ten tekst ;) 
Aktualnie jestem w trakcie pisania krótkiego opowiadania Dramione, którego pierwsza część powinna pojawić się w połowie listopada.
Zapraszam również na moją poprzednią miniaturkę Świat mi się skręcił i do zostawienia pod nią swojej opinii :D

Zapraszam do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy 
****** 




Od dziecka Draconowi Malfoyowi wpajano, że ma trzymać się ściśle określonych przez ojca zasad. ,,Brzydź się szlam”, ,,Bądź we wszystkim najlepszy”, ,,Nie splam nazwiska rodu”, ,,Rób wszystko, aby uprzykrzyć innym życie”. Przez siedemnaście lat te reguły były nieodłączną częścią jego egzystencji, podążały za nim i radziły, jak ma postępować. Mimo że chłopak nienawidził niektórych z nich, przestrzegał ich, aby tylko zadowolić swoich rodziców.
Wszystko zmieniło się, gdy Lucjusz i Narcyza zmarli na wojnie. Wtedy przekonania i zasady, wśród których dorastał i żył tyle lat, pękły jak bańka mydlana. Dracon był bez rodziny, a krótko po wojnie także bez pieniędzy, domu i godności.
W tamtym momencie życia był bliski stoczenia się na samo dno. Nie wiedział, co stałoby się z nim, gdyby nie drobna, gładka dłoń, którą wyciągnęła ku niemu Astoria. To ona nauczyła go kochać, ufać, sprawiać ludziom nie ból, a radość. Stworzyła dla niego nowe zasady, których przestrzegał z przyjemnością.
Żyli w miłości, cieple malutkiego mieszkania w Londynie i zapachu ich nowonarodzonego synka. Nawzajem wspierali się i starali, aby Malfoy nigdy nie przeżył już podobnego załamania, jak po wojnie.
Są jednak w życiu sprawy, którym nie da się zapobiec.
Astoria zmarła na mugolską chorobę, a razem z nią pewność, którą Draco zyskiwał przez lata ich związku. Gdy został sam z kilkurocznym Scorpiusem, rachunkami do zapłacenia i kredytem w banku Gringotta, postanowił ponownie porzucić swoje zasady.
Jego żona zawsze mówiła, że rodzina jest najważniejsza. Jeżeli teraz, patrząc na niego z nieba, chciała, aby ocalił Scorpiusa, musiał przestać postępować tak, jak mu radziła. Skończyć z byciem miłym, skończyć z legalną, ale mało płatną pracą.
Po jej śmierci był nikim. Człowiekiem bez zasad. Pusty od środka, nie miał własnego zdania, sumienia, ani moralności. W jego wnętrzu rósł strach, że kiedyś spotka osobę, która przypomni mu, jak to jest posiadać te wszystkie wartości.

***
‒ Wyjeżdżam ‒ oświadczyła chłodno Hermiona, szybko pakując swoje ubrania do walizki.
‒ Kochanie, nie bądź taka… ‒ burknął z niezadowoleniem Simon, próbując zatrzymać kobietę.
‒ Jaka? Jaka mam nie być? ‒ zapytała, strzepując jego rękę ze swojego nadgarstka.
‒ Nie złość się o to… Przecież to był tylko jednorazowy wybryk…
‒ Jednorazowy?! ‒ nie opanowała krzyku, słysząc kłamstwo z ust, już byłego narzeczonego. ‒ Myślisz, że nie wiem o twoich wcześniejszych romansach i nocnych przygodach?!
Simon na chwilę zamilkł, a jego usta ułożyły się w wąską kreskę. Obserwował, jak Hermiona zbiera swoje kosmetyki z półki, a gniew rozsadzał jego ciało. Gdy ponownie otworzył swoje usta, ton głosu miał ostry i niemal napastliwy.
‒ A co miałem zrobić? Co miałem zrobić, gdy okazało się, że moja narzeczona ma zamiar zostać dziewicą aż do ślubu?!
‒ Miałeś czekać!
‒ Czekać? Kobieto, czy ty żartujesz?! ‒ krótko się zaśmiał. ‒ Miałem czekać? W jakim świecie ty żyjesz?
‒ Na pewno w innym niż ty. Teraz już to wiem ‒ odparła ostro. Zaczęła iść w stronę drzwi, ciągnąc za sobą ciężką walizkę. 
‒ I co? Chcesz tak po prostu odejść?!  ‒ zapytał Simon, widząc, że Hermiona naprawdę ma zamiar wyjść z ich hotelowego pokoju.
‒ Tak ‒ odwróciła się i spojrzała prosto w jego oczy, wypełnione furią.
‒ A co chcesz zrobić później?
‒ Trzymać się moich zasad, których ty, najwyraźniej, nie rozumiesz.

Dracon Malfoy siedział na hotelowej kanapie i próbował się skupić na czytaniu książki, jednak jego myśli cały czas odpływały w kierunku kłopotów, które ostatnio spadły mu na głowę.
,,Jeżeli w ciągu tego tygodnia nie przyniesiesz mi ani jednego dobrego artykułu, wylecisz na zbity pysk.”
Słowa redaktora ,,Proroka Codziennego” wciąż odbijały się echem w jego czaszce. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że jego szef nie kłamał. Malfoy naprawdę mógł stracić pracę, a akurat w tym momencie potrzebował jej najbardziej.
Nerwowo spoglądał na zegarek na przegubie ręki, sprawdzając ile czasu mu jeszcze zostało. Pięć godzin. Miał pięć godzin, by napisać artykuł i oddać go do druku.
,,Muszę znaleźć jakiś odpowiedni temat”, myślał, gorączkowo rozglądając się po korytarzu hotelu dla czarodziejów w Bournemouth. ,,Muszę znaleźć…”
Nagle zza ściany jednego z pokojów doszły go krzyki.
‒ A co miałem zrobić? Co miałem zrobić, gdy okazało się, że moja narzeczona ma zamiar zostać dziewicą aż do ślubu?!
‒ Miałeś czekać!
Draco natychmiast odłożył książkę i zaczął wsłuchiwać się w kłótnię dwójki narzeczonych. Głos kobiety był wzburzony, podobnie jak mężczyzny. Temat ich sprzeczki był tak banalny, że mężczyzna miał ochotę się roześmiać. Chciał ponownie chwycić wolumin w dłoń i zacząć czytać, gdy drzwi pokoju, z którego dochodziły krzyki, gwałtownie otworzyły się.
W progu stanęła Hermiona Granger z walizką w ręce. Draco zaczął się jej przyglądać. Kobieta była niska i, zdaniem mężczyzny, po prostu brzydka. Pokręcone, brązowe włosy były napuszone i wyglądały, jakby nigdy nie były czesane. Oczy Granger, pomimo nieudolnie narysowanej kreski na górnej powiece, były małe, a przednie zęby wciąż wyglądały, jakby należały do bobra. Hermiona ubrana była w stare, sprane dżinsy i podkoszulek, który chyba nigdy nie miał styczności z żelazkiem. Plastikowe klapki wydawały charakterystyczny dźwięk podczas każdego z jej kroków. Malfoy nigdy nie zatrzymałby na niej wzroku ani sekundy dłużej, gdyby nie plan, który wykiełkował w jego głowie. 
,,A gdyby tak…?”
‒ Granger! ‒ krzyknął za nią, wstając z kanapy. Kobieta odwróciła się, dopiero wtedy go zauważając. ‒ Pomogę ci z tą walizką. Wygląda na ciężką.
‒ Malfoy? ‒ zapytała zdumiona, w ogóle nie rejestrując jego słów.
‒ Tak, to ja ‒ odpowiedział, wyjmując z jej dłoni rączką walizki. ‒ We własnej osobie.
‒ Skąd się tu wziąłeś? ‒ wciąż była tak zdumiona, że nie zaprotestowała, gdy wziął od niej bagaż.
‒ Nie ty jedyna spędzasz wakacje na plaży w Bournemouth ‒ wzruszył ramionami, a przez jego twarz przemknęło coś na kształt uśmiechu.
Zaczął iść po schodach prowadzących na parter hotelu, a kobieta podążyła tuż za nim. Żadne z nich nie odzywało się, jednak mimo to cisza nie była napięta.
‒ Właściwie… Dlaczego niesiesz moją walizkę? ‒ zapytała po chwili Hermiona, dopiero teraz uświadamiając sobie, w jakiej sytuacji się znalazła. ‒ Przecież mnie nienawidzisz!
‒ Po wojnie zmieniło się wiele rzeczy.
Może nawet zbyt wiele.
‒ Czyli mnie nie nienawidzisz?
‒ Tego nie powiedziałem.

Po wielu namowach, Granger zgodziła się, by niósł jej walizkę, usiadł z nią przy jednym stoliku w hotelowej restauracji, zamówił dla niej kawę i mógł się do niej odezwać. Kobieta cały czas jednak nie umiała mu zaufać. Dlaczego nagle, po tylu latach nienawiści, chciał z nią rozmawiać?
Przyjrzała się jego twarzy, gdy w skupieniu pił czarną kawę. Nie uważała, by był przystojny. Odcień jego skóry był szary, niezdrowy, świadczący o tym, że mężczyzna niemal cały czas pracuje. Ramiona miał spięte, jakby denerwował się czymś. Dawny głęboki błękit oczu został zastąpiony rozwodnionym i nieciekawym kolorem. Włosy mężczyzny były bardziej siwe niż platynowe. Skórki w jego paznokciach były poobgryzane.
‒ Słuchaj, Malfoy, w co ty grasz? ‒ zapytała w końcu, nie wytrzymując napięcia, przez które powietrze aż iskrzyło od kiedy usiedli razem przy stole. ‒ Nie widzieliśmy się od ponad dziesięciu lat, a ty nagle proponujesz mi kawę. Tak, jakby… jakbyś…
‒ Nadal uważam cię za szlamę, Granger, jeżeli właśnie to miałaś na myśli ‒ przerwał jej, odrywając wzrok od swojej filiżanki. ‒ Nie zmieniłem mojego zdania o tobie. Po prostu chciałem zrobić coś wbrew sobie. Nie uważasz, że czasem warto?
‒ Nie ‒ odrzekła. ‒ Nigdy nie robię niczego wbrew sobie. Zawsze trzymam się swoich zasad.
‒ Uważasz, że tak bardzo ci się to opłaca? Nie sądzisz, że stracisz coś przez to? ‒ zapytał sugestywnie, przesuwając spierzchniętą dłonią po naczyniu. ‒ Na przykład… narzeczonego?
‒ Co ty… Czy… Słyszałeś? ‒ zapytała cicho, z lekkim przestrachem. Kurczowo zacisnęła palce na krawędzi stolika, próbując tym samym opanować emocje, które chciały wypłynąć na jej twarz.
‒ Trudno było nie słyszeć ‒ rzekł kpiącym tonem. ‒ Krzyczeliście na cały hotel.
Kobieta ukryła twarz w drżących dłoniach, mamrocząc coś pod nosem, po czym szybko wstała, tłumacząc, że musi koniecznie udać się do toalety. Malfoy wodził za nią wzrokiem aż zniknęła z jego pola widzenia. Następnie sięgnął do kieszeni swojej marynarki i wyjął z niej czystą kartkę. Szybko napisał na niej nagłówek nowego artykułu, który miał zamiar przygotować.
,,NIEOCZEKIWANE ROZSTANIE HERMIONY GRANGER I SIMONA ACKROYDA!”
Pióro mężczyzny szybko sunęło po papierze, tworząc tekst, który miał zapewnić mu posadę w redakcji ,,Proroka Codziennego”. Gdy tylko uświadomił sobie, że kłótnia, którą słyszał, odbyła się pomiędzy Granger a jej narzeczonym, wiedział, że będzie mógł o tym napisać. Simon Ackroyd należał do rodu najbogatszych arystokratów w czarodziejskim świecie i gazety z lubością śledziły jego życie, Malfoy nie oszczędził zatem pikantnych szczegółów rozstania.
Robił to dla pieniędzy, ale też z zemsty. Nie tylko na Granger, tej przebrzydłej szlamie, której nienawidził od ich pierwszego spotkania i zapewne będzie nienawidzić do końca swojego zasranego życia, ale także na Simonie. Ackroydowie przez długi czas w statystykach najbogatszych rodów zajmowali miejsce zaraz po Malfoyach ale po wojnie…
Po wojnie wiele się zmieniło. Może nawet zbyt wiele.
Pisał artykuł, wspominając, jak Simon patrzył się na niego z wyższością, podczas, gdy jemu odbierali cały dobytek. ,,To najłagodniejsza kara, panie Malfoy”, mówił sędzia, gdy skrytka jrgo rodu w banku Gringotta była opróżniana niemal do zera. ,,Lud domagał się, by pan, jako ostatni z żyjących Malfoyów, został ukarany”. Jego dom został sprzedany. Jego godność zapadła się pod ziemię razem z całym dobytkiem.
Mężczyzna zobaczył, że Granger wychodzi już z toalety, więc szybko schował do kieszeni kartkę z niemal gotowym materiałem do następnego numer ,,Proroka Codziennego” i wytarł palce z atramentu. Gdy kobieta zasiadła po drugiej stronie stołu, nic nie świadczyło o tym, że właśnie przed chwilą pisał plotkarski artykuł o swojej towarzyszce.
‒ Wyjdźmy stąd ‒ powiedziała cicho Hermiona, podchodząc do niego. ‒ Zaczyna się tutaj robić duszno.
Skinął głową, przystając na jej propozycję.

***
‒ Musiałeś dodać mi czegoś do kawy, Malfoy ‒ powiedziała. Jakimś cudem szum morza nie zagłuszył jej szeptu.
‒ Dlaczego tak uważasz? ‒ zapytał z czystej ciekawości.
‒ Inaczej nie opowiedziałabym ci tego wszystkiego ‒ przystanęła i spojrzała na popołudniowe słońce, które wychylało się zza chmur i odbijało się w morzu. Fale obmywały jej stopy. Czuła się naga, zupełnie, jakby właśnie rozebrała się przed Draconem.  
Od dwóch godzin spacerowali po plaży w Bournemouth. Przez ten czas mężczyzna zdążył poznać sporo szczegółów związku Simona i Granger. On też nie wiedział, jakim cudem kobieta zaczęła opowiadać mu o swoim byłym narzeczonym. Po prostu w którymś momencie przestała wyzywać blondyna i wypowiedziała słowa, których mężczyzna nigdy miał nie zapomnieć:
‒ Trzymając się zasad, możemy stracić wszystko oprócz honoru. Ja, na szczęście, swój uratowałam.
Opowiedziała mu o swoim pierwszym spotkaniu z Ackroydem, o randkach, oświadczynach, zdradach, wakacjach w Bournemouth, które miały być najlepszymi w ich życiu i o zasadach, których starała się przestrzegać, a na których złamanie tak bardzo namawiał ją jej mężczyzna. Po sposobie, w jakim Granger opowiadała to wszystko, łatwo można było się domyślić, że była niezwykle zaangażowana w ten związek. Kochała Simona Ackroyda, a nie jego pieniądze. Chciała, żeby byli małżeństwem, mieli dzieci i spokojnie pracowali w Ministerstwie Magii. Nie wiedziała jednak, że o tym wszystkim marzył również tuzin kochanek mężczyzny.   
‒ Nie dosypałem ci niczego, dlatego musi być inne wytłumaczenie tego  dziwnego zjawiska ‒ powiedział Draco. Nerwowo spojrzał na zegarek. Niecałe trzy godziny. Miał niecałe trzy godziny, żeby dokończyć artykuł, wzbogacając go o niedawno uzyskane informacje, i oddać go szefowi. Miał niecałe trzy godziny, aby uratować siebie i ostatnią osobę z rodziny, jaka mu została.
‒ Może po prostu jestem tak zdesperowana, że opowiedziałabym każdemu, kogo bym spotkała ‒ mruknęła. Schyliła się i podniosła małą muszelkę, którą morze wyrzuciło na brzeg.
‒ Czyli nie jestem lepszy od przypadkowego przechodnia ‒ skonkludował.
‒ Nie ‒ odwróciła się w jego stronę z kamiennym wyrazem twarzy. ‒ Nigdy nie byłeś i nie będziesz lepszy.
‒ Miło mi to słyszeć. Nigdy nie chciałbym być dla ciebie kimś więcej, niż tylko przypadkowym przechodniem ‒ powiedział obojętnie. 
Wciąż szli obok siebie, ale jednak osobno. Dzieliło ich wszystko, a łączyło jedynie to, że oboje przebywali na plaży w Bournemouth.
‒ Wracając do tego, co powiedziałam ci o Simonie… ‒ na chwilę zawiesiła głos, jakby nie wiedziała, co rzec. ‒ Pewnie zabrzmi to dziwnie, ale ulżyło mi, gdy wyrzuciłam to wszystko z siebie, nawet jeżeli to ty miałeś tego słuchać. Wolę powiedzieć to tobie, niż jakiemuś dziennikarzowi, który tylko czyha na plotki o Simonie i zaraz napisałby o tym w gazecie.
Mężczyzna nagle wyraźniej uświadomił sobie obecność kartki papieru, która tkwiła w jego kieszeni. Przełknął ślinę, czując, że krew zaczyna szybciej płynąć w jego żyłach.
‒ Nie chcesz, aby ludzie wiedzieli o waszym rozstaniu? ‒ spytał, niby niewinnie. Bał się każdego drgnięcia swojego głosu.
‒ Nie ‒ potrząsnęła głową. ‒ Nikt nie musi się wtrącać w moje życie, szczególnie, gdy jest takie zagmatwane, jak teraz. Wakacje nad morzem, w Bournemouth, miały dać mi wytchnienie. Nawet, jeżeli Simon już je zniszczył, pismaki nie muszą psuć ich bardziej. Za tydzień wracam do Londynu, może wtedy razem z Ackroydem zdecydujemy się to wszystko wyjawić.  Jedną z moich zasad jest, aby…
‒ Granger, czy ty chociaż na chwilę nie potrafisz przestać mówić o tych swoich pieprzonych zasadach, których przestrzegasz? ‒ przerwał jej Draco, kopiąc czubkiem palców mokry piasek przy brzegu morza. Włożył rękę do kieszeni i chwycił napisany artykuł. Nagle poczuł irytację na kolejne zdanie zawierające w sobie słowo ,,zasady”.
‒ Co przeszkadza ci w tym, że mam zasady i ich przestrzegam?
‒ Wszystko. Przeszkadza mi w tym wszystko, bo jest to związane z tobą. Przeszkadza mi twój pedantyzm, twoja dokładność, to, jak się starasz. Przeszkadza mi to, że wszystko komentujesz cytatem z jednej ze swoich zasad ‒ wyrzucił z siebie. Artykuł zaczął palić jego dłoń żywym ogniem, przez co mężczyzna był jeszcze bardziej zły. ,,Przeszkadza mi to, że cały czas przypominasz mi, jaki mógłbym być, gdybym postępował według jej zasad. Przeszkadza mi to, że jesteś prawa, podczas gdy ja rozmawiam z tobą tylko po to, by wyjawić światu twoje sekrety. Sekrety, które skrywałaś na dnie serca, a teraz należą także do mnie. Myślisz, że będę strażnikiem twojej tajemnicy, ale ja sprzedam ją już dziś wieczorem.”
‒ Ty nie masz własnych zasad? ‒ zdziwiła się.
‒ Nie. I nie wiem, czy kiedykolwiek miałem. ‒ burknął. Odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, by na nią nie patrzeć. ‒ Nie rozmawiajmy już o tych zasadach, dobrze? Dopóki one nie wcięły się do konwersacji, szło nam całkiem nieźle.
‒ Dlaczego? Dlaczego mamy o nich nie rozmawiać? Zasady to ważna część życia. Trzymając się zasad, możemy…
‒ Ale ja nie mam zasad, rozumiesz, Granger?! ‒ niemal krzyknął. ‒ Nie mam ich, więc nie mam się czego trzymać!
‒ To jak chcesz wychować syna? Kim on będzie w przyszłości? Człowiekiem bez zasad? ‒ była niemal rozczarowana. Zacisnęła pieść i zgniotła małą muszelkę, którą trzymała w dłoni.
‒ Nie mieszaj w to Scorpiusa ‒ syknął. ‒ To dla niego już od dawna nie mam zasad.
‒ Astoria nie byłaby z ciebie dumna. Pamiętam ją i wiem, jaka była.
‒ Mówisz, jakbym jej nie znał! ‒ przypadkowo zmiął cześć kartki w kieszeni. ‒ Mówisz, jakby to twoją żoną była, a nie moją!
‒ Malfoy, wiem, że zapewne trudno ci się o niej rozmawia i całkowicie cię rozumiem, ale… nie możesz tak żyć ‒ niemal wyszeptała.
‒ Nie tobie oceniać, jak mogę żyć, a jak nie! ‒ wrzasnął, zupełnie nad sobą nie panując. Chciał rozerwać artykuł, który trawił ogniem jego dłoń, a jednocześnie jak najszybciej oddać go szefowi. ‒ Nie mam już siły z tobą dyskutować o zasadach ani o czymkolwiek innym. Żegnam cię, Granger.
Odwrócił się na pięcie i zaczął szybko iść w stronę hotelu, zupełnie zapominając, że mógłby po prostu się do niego aportować. Wściekłość na kobietę przysłoniła jego pole widzenia, zaciemniła umysł i upośledziła zmysł słuchu. W głowie wciąż słyszał jej słowa, przypominające mu o zasadach. Nie wiedział więc, jakim cudem przez wrzawę w jego umyśle przebiło się ciche łkanie dochodzące zza jego pleców. Odwrócił się i ujrzał najdziwniejszy widok w całym swoim życiu.
Hermiona stała kilka kroków od niego, tak, jakby szła za nim, a po jej policzkach płynęły łzy, rozmazując krzywą kreskę na powiece. Kobieta udawała, że nie płacze, jednak od czasu do czasu z jej piersi wyrywał się szloch.
‒ Granger? Co ty, do cholery?... ‒ głos ugrzązł w jego gardle. Po raz pierwszy od dawna poczuł się zmieszany.
‒ Ja… Nic, tak po prostu… ‒ rzekła cicho, odwracając się.
‒ Granger, powiedz, o co ci chodzi? Dlaczego beczysz? ‒ podszedł do niej i mocno chwycił ja za ramiona, żeby odwróciła się w jego stronę. Nawet nie udawał, że chce być delikatny.
‒ Ja… ‒ znów się zawahała. ‒ Po tym, co dzisiaj zrobił mi Simon, nie chcę być sama ‒ szepnęła. ‒ Kiedy rozmawialiśmy ze sobą, udało mi się choć na chwilę zapomnieć.
‒ Przecież mnie nienawidzisz ‒ powtórzył jej słowa sprzed dwóch godzin, przekrzywiając głowę w bok i uważniej się jej przyglądając. W tej brzydkiej kobiecie było coś, czego nie potrafił rozszyfrować. ‒ Dlaczego teraz chcesz, żebym dotrzymywał ci towarzystwa?
‒ Czasami trzeba zrobić coś wbrew sobie ‒ słabo uśmiechnęła się przez łzy.
‒ Nawet jeżeli trzeba złamać przy tym kilka zasad?
‒ Nawet wtedy.

Nie wiedział, kiedy minęły ostatnie godziny, podczas których mógł oddać szefowi artykuł. Po prostu w którymś momencie spojrzał na swój zegarek i zobaczył, że tylko dwie minuty dzielą go od stracenia pracy.
‒ Przepraszam cię, Granger ‒ szybko wstał od stołu w restauracji, w której przebywali. ‒ Muszę natychmiast coś załatwić.
‒ Malfoy?! ‒ zawołała za nim, gdy biegł już w stronę wyjścia, nerwowo nakładając na ramiona marynarkę. ‒ Zo… Zobaczymy się jeszcze kiedyś? ‒ zająknęła się.
Gwałtownie odwrócił się w jej stronę i intensywnie spojrzał w jej oczy.
‒ Jeżeli tylko będziesz tego chciała ‒ odpowiedział cicho. Zaraz potem opuścił restaurację, a cichy trzask dochodzący z ulicy mógł świadczyć o tym, że się teleportował.

Wpadł do małej kawalerki i zaczął przetrząsać swoje papiery, szukając w nich jakiegoś starego, nieopublikowanego artykułu. Gorąco modlił się do wszystkich bóstw, aby znalazł choć początek materiału, który mógłby przekazać redaktorowi ,,Proroka Codziennego”. Nie zdążył jednak przejrzeć nawet połowy kartek leżących na biurku, gdy w mieszkaniu dało się słyszeć trzask aportacji. Blondyn odwrócił się z przestrachem i ujrzał za sobą swojego szefa.
‒ Dobry wieczór ‒ odpowiedział, próbując by jego głos brzmiał pewnie.
‒ Zależy dla kogo, Malfoy ‒ burknął. ‒ Masz coś dla mnie? Najlepiej plotkarskiego. Ludzie uwielbiają takie artykuły.
‒ Teoretycznie mam, ale… ‒ Ociągał się z odpowiedzią.
‒ Ale? ‒ pogonił go szef.
‒ Ale uważam, że nie jest to dostatecznie dobre ‒ dokończył. ‒ Mógłbym poszukać czegoś lepszego i oddać panu jutro ‒ zaproponował z nadzieją, że mężczyzna zgodzi się na to.
‒ Nie, Malfoy ‒ pokręcił przecząco głową. ‒ Potrzebuję tego artykułu teraz, aby już jutrzejszy numer go zawierał. Pokaż mi go ‒ rozkazał i wyciągnął przed siebie dłoń. ‒ Tylko ja mogę ocenić, czy jest dostatecznie dobry, czy nie.
Draco głośno przełknął ślinę i sięgnął po artykuł, który znajdował się w kieszeni. Próbował jeszcze przekonywać swojego szefa, obiecując mu, że następnego dnia na pewno dostałby lepszy materiał, ale ten wciąż obstawał przy swoim. Chciał artykuł natychmiast. Gdy Malfoy oddawał kartkę w ręce redaktora ,,Proroka Codziennego”, w duchu dziękował, że nie zdążył jeszcze dopisać informacji, których dowiedział się od Granger na plaży.
Szef blondyna szybko przeczytał tekst, po czym poklepał go po ramieniu, chwaląc dobrze napisany artykuł. Powiedział, że właśnie na taki materiał liczył i że dzięki niemu Malfoy nie straci posady. Draco lekko uśmiechnął się na tę wieść, ale gdy redaktor opuścił jego mieszkanie, bezwładnie opadł na malutką sofę. Pomyślał o Scorpiusie, jego synku, który właśnie przebywał pod opieką matki Astorii. Zrobił to wszystko dla niego, w myśl jednej z zasad Astorii: ,,Rodzina jest najważniejsza”. Jednak sumienie, odkopane tego popołudnia spod grubej warstwy okrucieństwa, dawało mu o sobie znać. Nie umiał sobie tego uświadomić, ale po raz pierwszy oddając plotkarski artykuł szefowi, poczuł się źle.
‒ Wybacz, Granger, że zepsułem twoje wakacje nad morzem ‒ szepnął. ‒ Ale możesz być ze mnie dumna, bo trzymałem się zasad, nieprawdaż?  

Z jego gardła wyrwał się szloch. Uświadomił sobie, że trzymając się zasad, nie zawsze można uratować swój honor.

sobota, 15 października 2016

Hermiona x OFC - Świat mi się skręcił

Hej, kochani! 
Dziś publikuję miniaturkę, która została napisana jeszcze w wakacje. Nie mogłam opublikować jej wcześniej, ponieważ brała ona udział w 10. edycji konkursu na miniaturkę na Katalogu Granger. I z ogromną radością mogę Was powiadomić o tym, że została ona nagrodzona nagrodą publiczności




oraz drugim miejscem :D



Jeszcze raz bardzo dziękuję osobom, które oceniły mój tekst oraz wskazały mi błędy, które już poprawiłam i będę się starać więcej ich nie robić :) 
Jestem ciekawa, jak Wy ocenicie tę miniaturkę ;) Jest ona dosyć nietypowa, ponieważ połową głównego paringu jest wymyślona przeze mnie bohaterka. Tekst, którym przetykana jest główna treść, to mój (marny) wiersz, od którego tytuł wzięła cała miniaturka. Napisałam go już prawie dwa lata temu z zamysłem, by podmiotem lirycznym była kobieta. Nigdy nie sądziłam, że użyję go w jakiejś miniaturce póki nie zobaczyłam tematów konkursowych na Katalogu :D

Zapraszam do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy :* 
****** 




Minął już jakiś czas od końca wojny i chwili otępienia, którą przeżyła Hermiona Jean Granger. Mimo to obrazy jedynej osoby, którą naprawdę kochała w całym swoim życiu, nie chciały zniknąć z jej snów.

~~~
Świat mi się skręcił
I widzę w negatywie
Jak leżysz na ziemi bez życia,
Bez tchu, zarumieniona
~~~

Wszystko zaczęło się w czasach, gdy chodziła jeszcze do Hogwartu, uczyła się na egzaminy i była zazdrosna o Ronalda Weasleya. Prowadziła życie zwykłej uczennicy szóstego roku. Była świadoma, że zostanie wyrwana z niego w momencie, gdy rozpocznie się wojna z Voldemortem, jednak w ogóle nie spodziewała się zmiany, która miała nastąpić.
Najpierw były spojrzenia. Długie, niemal przeciągłe, rzucane Hermionie z rozmysłem. Potem zdarzyło się kilka przypadkowych zetknięć ramion. Muśnięć dłoni na zajęciach. Jeszcze więcej spojrzeń – dłuższych, przyprawiających Granger o dreszcze na całym ciele.
Gryfonka zdawała sobie sprawę, przez co przechodzi. Już nie jeden raz fascynowała się jakąś osobą. Doskonale pamiętała swoje zauroczenia Wiktorem Krumem czy Ronem Weasleyem, które objawiały się dokładnie tak samo. Mimo to Hermiona martwiła się swoją reakcją na widok nowego obiektu zainteresowania.
Krum i Weasley byli mężczyznami. A osobą, która teraz tak silnie na nią działała była dziewczyna. A konkretniej Maired Swarr, Krukonka z tego samego roku.

Gryfonka nie umiała pojąć, dlaczego wcześniej jej nie kojarzyła. Przez sześć lat razem chodziły na wiele zajęć, a dopiero po pierwszym rzuconym jej spojrzeniu, zorientowała się, że ktoś taki, jak Maired Swarr, istnieje. I jest całkiem ładny.
Od tego czasu Hermiona codziennie przywoływała w głowie obraz Krukonki – krótkie włosy o bliżej nieokreślonym, oscylującym między ciemnym blondem a brązem kolorze, piwne oczy, wąskie, a mimo to wyglądające na miękkie usta oraz drobny nos. Granger czuła, że coś w jej zainteresowaniu Maired było niewłaściwe. Wiedziała, że jej serce bije za mocno, gdy widzi Swarr, że dreszcze na jej ciele są zbyt intensywne, a brak skupienia na lekcjach nie jest skutkiem małej ilości snu. Póki jednak cała akcja rozgrywała się tylko i wyłącznie w jej głowie, postanowiła nic z tym nie robić. Uważała, że zainteresowanie Krukonką na pewno jej przejdzie, tak jak każde poprzednie.

Sprawa diametralnie zmieniła się, gdy pewnego listopadowego popołudnia dziewczyny minęły się w drzwiach toalety. Całe ciało Hermiony spięło się, gdy poczuła, że ramię Maired ociera się o jej małe piersi. Gryfonka szybko odwróciła się, udając, że myje ręce, jednak na plecach wciąż czuła wzrok Krukonki.
– Hermiono – szepnęła Swarr.
– Tak? – wykrztusiła po chwili.
Granger nie wiedziała, jakim cudem słowo przeszło przez jej zaciśnięte gardło. Poczuła, jak pot spływa jej po plecach, a lica czerwienią się. Wolno uniosła głowę i spojrzała w oczy Maired odbijające się w lustrze. Zobaczyła w nich cień niepewności.
– Słyszałam, że jesteś dobra z transmutacji – rzekła Krukonka. Zaciśnięte pięści świadczyły o tym, że nie była aż tak wyluzowana, na jaką chciała wyglądać.
– Wydaje mi się, że całkiem nieźle mi idzie – zgodziła się Hermiona. Rumieniec spowodowany pierwszym szokiem powoli zaczynał spływać z jej policzków.
– Chciałabym cię więc zapytać, czy mogłabyś udzielić mi korepetycji? McGonagall powiedziała, że jeżeli z następnego egzaminu nie dostanę zadowalającego, zawiadomi moich rodziców – mówiąc to, teatralnie wywróciła oczami.
– Jasne, z chęcią pomogę ci w transmutacji – wyrwało się Gryfonce. Ponownie się zaczerwieniła, ale zauważyła, że Maired nie zwróciła uwagi na jej słowa. Swarr zaglądała do swojej torby na książki, zapewne szukając kalendarza z rozkładem zajęć.
– Pasuje ci czwartek o 17:00? – zapytała, podnosząc wzrok znad kajetu.
Granger potaknęła.
– To do zobaczenia w Pokoju Życzeń.
Maired wyszła, przelotnie uśmiechając się do Hermiony, która była bliska omdlenia.

~~~
Świat mi się skręcił
I widzę trochę na opak
Jak zamykasz swe drobne oczy,
Jak upadasz w moje ramiona
~~~

Pierwsze korepetycje odbyły się bez zarzutów.
Spięte ramiona Hermiony rozluźniły się nieco, gdy zobaczyła, jak bardzo wyluzowana jest Maired. Tym razem Krukonka nie miała zaciśniętych w pięści dłoni ani dziwnego błysku w oczach. Swarr siedziała przy stole, który pojawił się w Pokoju Życzeń, swobodnie śmiała się i rozmawiała z Gryfonką – nie tylko na tematy związane z transmutacją. Kilka razy przypadkowo dotknęła Granger i rzuciła jej nieco dłuższe spojrzenie, jednak poza tym ich spotkanie przebiegło tak, jak powinno. Jak zwykłe spotkanie dwóch dziewczyn, z których jedna pomaga drugiej. Jak spotkanie dwóch koleżanek.
Bo trzeba było przyznać, że po kilku tygodniach, podczas których spotykały się w Pokoju Życzeń, stały się czymś w rodzaju koleżanek. Pomiędzy nimi zaczęła wytwarzać się więź podobna do tej, jaka łączyła Gryfonkę z Harrym i Ronem. Na spotkaniach, oprócz transmutacji, przerabiały także materiał z innych zajęć i razem odrabiały zadania, wesoło gawędząc.

Hermiona przestała denerwować się spotkaniami z Maired. Zaczęła nawet czuć przed nimi coś w rodzaju ekscytacji – takiej samej, jaka towarzyszyła jej, gdy Swarr przypadkowo dotykała jej pleców czy rzucała spojrzenie przez całą Wielką Salę. Z każdym kolejnym czwartkowym spotkaniem czuła jeszcze większe zafascynowanie Krukonką. Gdy razem odrabiały zadania, czasem przez jej głowę przechodziła myśl, co stałoby się, gdyby przyciągnęła do siebie Maired. Gdyby wplotła palce w jej krótkie włosy. Gdyby ją pocałowała.
Szybko jednak odganiała takie myśli. Swarr była jej koleżanką. Tylko koleżanką.
Dziewczynę jednak niepokoiło to, że jej zainteresowanie nie wypala się, a wręcz wzmaga. Czuła się wspaniale w towarzystwie Maired i nawet nieczyste myśli, które przebiegały przez jej umysł nie były nieprzyjemne, lecz rozum dyktował jej, że to wszystko jest niewłaściwe. Przed zaśnięciem, gdy cała ekscytacja mijała i Gryfonka zaczynała myśleć na chłodno, uświadamiała sobie, że musi zaprzestać spotkań z Krukonką. Nie mogła czuć do niej czegoś takiego. Nie mogła podniecać się na widok dziewczyny, czując dotyk dziewczyny. To było niewłaściwe. Złe. Obleśne. Nagle dziewczyna zaczynała czuć do siebie wstręt i miała ochotę umyć wszystkie miejsca na swoim ciele, których kiedykolwiek dotknęła Swarr, a następnie odebrać sobie wspomnienia, by ponownie zauroczyć się w Ronaldzie Weasleyu. A potem wyjść za niego za mąż. I już nigdy nie myśleć o Maired Swarr i więzi, której Hermionę z nią łączyła – tak złej, a jednocześnie ekscytującej.
Nie mogła być przecież…
(To słowo nie chciało nawet pojawić się w jej myślach.)
Nie mogła być przecież lesbijką.

Po trzech miesiącach, od kiedy zaczęły się spotykać się w Pokoju Życzeń, Granger w końcu postanowiła urwać ich znajomość. Miała obwieścić to Krukonce w pewien lutowy czwartek – w czasie, kiedy zaczęły już nazywać się swoimi przyjaciółkami, znały niemal całe swoje życie, a uczniowie Hogwartu zaczęli już kojarzyć, że gdzie jedna z nich, tam i druga.
Próbowała przekonać samą siebie, że to dobre wyjście z sytuacji, w której się znalazła – wręcz najlepsze. Jednak na dnie jej serca zagnieździł się niepokój. Coś podpowiadało jej, że tego, co chciała zrobić, może żałować całe życie. Hermiona próbowała jednak zagłuszyć wewnętrzny głos, dając się poprowadzić rozsądkowi. Nie mogła ciągnąć tej relacji.

Po raz pierwszy od długiego czasu nie czuła podniecenia przed spotkaniem. Od środka rozsadzały ją strach i zdenerwowanie. Próbowała przekonać się, że właśnie w taki sposób przyszło jej odczuwać ulgę. Gdy w oddali ujrzała Maired, której poły szaty rozwiewały się, ukazując fioletową koszulkę z dużym dekoltem, prawie się zakrztusiła. Swarr naprawdę była piękna i Hermiona widziała to bardzo wyraźnie ‒ szczególnie w momencie, w którym chciała się od niej odciąć.
‒ Pięknie wyglądasz ‒ szepnęła, gdy Krukonka zbliżyła się do niej. Nie mogła oderwać od niej wzroku. Nie mogła powstrzymać się, by ostatni raz nie wyobrazić sobie, jak zdziera z niej szatę.
‒ Ty też jesteś śliczna, Hermiono ‒ odwdzięczyła się Maired. ‒ Tylko jakby… spięta. Coś się stało? Nie pamiętam, byś ostatnio była tak zdenerwowana. – Wyciągnęła przed siebie rękę i lekko dotknęła ramienia Granger. Ta odskoczyła niczym oparzona, czując dotyk Swarr na swoim ciele.
‒ Tylko ci się wydaje ‒ rzuciła, po czym skierowała się w stronę Pokoju Życzeń. ‒ Chodźmy już. Mam dziś dużo zadań.
Krukonka, nieco zdziwiona zachowaniem przyjaciółki, posłusznie skierowała się do pomieszczenia.

Po godzinie siedzenia razem z Maired w jednym pokoju, przy jednym stole i oddychania tym samym, aż iskrzącym się od napięcia powietrzem, Hermiona nie wytrzymała. Uniosła głowę znad pergaminu i wyszeptała:
‒ Maired…
‒ Hermiono… ‒ powiedziała jednocześnie Swarr.
Przez chwilę tylko wpatrywały się w siebie, niczym zahipnotyzowane, a napięcie pomiędzy nimi osiągnęło największą wartość. Po kilku sekundach niezręcznej ciszy Krukonka gwałtownie wstała z krzesła i odsunęła je z trzaskiem, sprawiając, że Granger drgnęła i spuściła swoją głowę w dół. Maired podeszła do dziewczyny, przysuwając się niebezpiecznie blisko niej.
– Hermiono – powtórzyła. Granger nie reagowała. – Hermiono. Spójrz na mnie.
Gryfonka uniosła swoją drżącą brodę i zerknęła w oczy Swarr, które, po raz pierwszy, od kiedy się znały, przepełnione były bezgraniczną czułością.
– Hermiono… Chciałabym ci coś powiedzieć – rzekła, nieco nieśmiało. Przysunęła sobie krzesło, a gdy na nim spoczęła, jej kolana zetknęły się z kolanami Granger.
– Ja też chciałabym ci coś powiedzieć… – zaczęła mówić Gryfonka, jednak jej głos brzmiał niepewnie. Postanowienie o zerwaniu kontaktów z Maired słabło w jej umyśle z sekundy na sekundę, napawając serce radością, a rozum – trwogą.
– Nie – przerwała jej. – Daj mi dokończyć. Już dostatecznie długo tłamsiłam to w sobie – wzięła głęboki wdech i splotła swoje palce na znak zdenerwowania. – Podobasz mi się, Hermiono.
Oczy Granger rozszerzyły się do wielkości spodków.
– Tak, podobasz mi się. Wiem, że to musi być dla ciebie zaskoczenie – w końcu cały czas traktowałaś mnie tylko jako przyjaciółkę – spuściła głowę i pokręciła nią. – Ja też byłam zdziwiona, gdy uświadomiłam sobie, że… że lubię twoje towarzystwo bardziej od towarzystwa innych dziewczyn. I że lubię, gdy marszczysz nos. I że lubię czasami, tak po prostu, przejechać dłonią po twoich plecach – mówiąc to, położyła rękę na wystającej łopatce Gryfonki. – To może wydawać się dziwne… Nie, nie, to jest dziwne… Ale od dłuższego czasu zaczęłam zwracać na ciebie większą niż zwykle uwagę. Zaczęłaś mnie do siebie przyciągać jakąś dziwną siłą. Coraz częściej przyglądałam się tobie, przypadkowo dotykałam… Aż w końcu zauważyłam, że reagujesz na to. Odwzajemniasz spojrzenia. Drżysz, gdy cię dotykam. Czerwienisz się, gdy przechodzę obok. Gdyby nie to wszystko… Gdyby nie twoje reakcje, które zachęcały mnie do dalszego interesowania się tobą, najpewniej po prostu bym o tobie zapomniała. Ale ty zwróciłaś na mnie uwagę. I właśnie to popchnęło mnie do dalszych czynów. To dlatego poprosiłam cię, być uczyła mnie transmutacji, kiedy tak naprawdę nie miałam z nią żadnych problemów. Próbowałam wmówić sobie, że robię to tylko dlatego, że chcę po prostu się z tobą zakolegować – z najmądrzejszą czarownicą naszych czasów. Próbowałam wmówić sobie, że traktujesz mnie tak, jak ja powinnam traktować ciebie. Jak koleżankę. Ale nie mogłam, bo za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam wszystkie twoje drobne ruchy, które mogłyby świadczyć o tym, że traktujesz mnie inaczej, niż zwykłą koleżankę czy przyjaciółkę. Że mój dotyk rozpala cię tak samo, jak mnie twój. Że lubisz spędzać ze mną czas nie tylko ze względu na naszą przyjaźń. I nie mówiłabym ci teraz tego wszystkiego, gdybym nie miała choć cienia nadziei, że rzeczywiście tak jest… Że to nie są moje wymysły…
Każde słowo Krukonki, każda pojedyncza łza, która przetoczyła się po jej policzku, burzyły mury w sercu Hermiony, tak starannie budowane nocą. Chęć zakończenia ich znajomości, urwania jej, tak po prostu – bo to złe – była już niemal zerowa. Granger przestała myśleć o tym, jak brzydziła się swoich uczuć, gdy zobaczyła, że nie jest w nich osamotniona.
Swarr pragnęła jej tak bardzo, jak Gryfonka jej.
– Maired – przerwała jej spokojnie. – Maired. Wszystko jest dobrze.
– Czyli… – zaczęła Swarr, jednak Hermiona przerwała jej pocałunkiem.

~~~
Świat mi się skręcił
I widzę do góry nogami
Jak energia uchodzi powoli
Z twoich ust, twoich oczu, twoich dłoni
~~~

Hermiona nigdy nie czuła się szczęśliwsza. Miała to wszystko, czego tylko pragnęła – cudownych przyjaciół, dobre stopnie, nienaganną opinię wśród nauczycieli. I Maired – Maired, która od pamiętnego czwartku stała się jej dziewczyną. Granger w końcu żyła pełnią życia. Wieczorami nie analizowała już swojego uczucia do Swarr ani nie zastanawiała się, czy tego dnia nie zdradziła się jakoś przed dziewczyną ze swoimi zapędami, lecz rozpamiętywała chwile, które spędziła z Krukonką. Wciąż się uśmiechała, bo cudowne uczucia kochania i bycia kochanym rozsadzało ją od środka.
Tylko czasem, gdy siedziała na zajęciach lub pisała esej na eliksiry, przez jej głowę przelatywały ponure myśli. Czy miała prawo kochać Maired? Czy to uczucie było właściwe? Jak zareagują na to wszystko jej przyjaciele? A jak rodzina? Szybko jednak odganiała te pytania, przywołując w myślach twarz swojej ukochanej.
Mimo to wciąż trudno jej było przyznać się przed samą sobą, że jest lesbijką.

Granger pragnęła swojej dziewczyny tak, jak pragnąć może szesnastolatka – namiętnie, do granic szaleństwa. Wydawało jej się, że nic nie może jej powstrzymać, że pielęgnując w sobie to uczucie jest niepokonana.
Jak mogła się przekonać, wojna nie dała rady jej uczuciu.
Mimo niebezpiecznej misji, na jaką wybrała się Gryfonka razem z Harrym i Ronem, nie przestała kontaktować się z Maired. Niemal codziennie pisała do niej listy, z których dowiadywała się, że Swarr wciąż chodzi do Hogwartu. Krukonka opowiadała swojej dziewczynie o tym, jak bardzo szkoła zmieniła się po śmierci Dumbledore’a, zaś Hermiona pocieszała ją, obiecując, że gdy tylko skończy się wojna, znów będą mogły być razem.
To korespondencja z Maired i marzenia o ich wspólnej przyszłości utrzymywała Granger przy życiu. Mając twarz ukochanej pod powiekami, Gryfonka przeżyła torturowanie w Malfoy Manor, wkradnięcie się do banku Gringotta, przebieranie się za pracowników Ministerstwa Magii oraz najważniejszą ze wszystkich prób – ponowne zawitanie w progach Hogwartu.
W czarodziejskim świecie robiło się coraz bardziej gorąco. Ostateczna bitwa zbliżała się nieuniknienie. Harry, Ron i Hermiona postanowili przenieść się do szkoły, by wspomóc swoich przyjaciół. Pojawili się w Pokoju Życzeń, gdzie stacjonowali wszyscy uczniowie, będący po stronie Zakonu Feniksa. Potter i Weasley podążyli w stronę Neville’a, Luny oraz rodziny rudego, zaś Granger zaczęła przeciskać się w stronę uczniów Ravencalwu i pytać ich o Swarr. Jednak wszyscy zgodnie twierdzili, że jej nie widzieli.
– Przynajmniej nie w Pokoju Życzeń – odpowiedziała Cho Chang.
– Jak to, nie w Pokoju Życzeń? Przecież to tu przebywają wszyscy poplecznicy Zakonu – zdziwiła się Gryfonka.
– Nie wiem, Hermiono. Naprawdę, nie widziałam jej. 
W sercu Granger pojawił się strach. Dziewczyna nieustannie szukała Swarr, jednocześnie pomagając przyjaciołom i próbując nie zwariować ze zdenerwowania. Jej zaniepokojenie wzrosło w momencie, w którym Bitwa o Hogwart rozgorzała na dobre, a położenie Maired wciąż nie było znane.
– Naprawdę jej nie widzieliście? – pytała, niemal zrozpaczona. Czarodzieje odpowiadali jej, jedynie kręcąc przecząco głową.
– Hermiono – Harry chwycił ją za ramię, gdy przeciskała się pomiędzy uczniami Hogwartu. – To nie ma sensu. Rozumiem, że chcesz znaleźć swoją przyjaciółkę, ale w tym momencie ważniejsze jest wygranie z Voldemortem. Obiecuję ci, że gdy tylko skończy się wojna, poszukamy jej razem.
Granger dała za wygraną. Dała się ponieść szałowi bitewnemu, choć na chwilę zapominając o swoim zmartwieniu. Wyszła przed gmach szkoły i zaczęła walczyć.

Kurz i zaklęcia unosiły się w powietrzu. Hermiona walczyła, obezwładniając śmierciożerców i obijając wysłane w jej stronę zaklęcia. W pewnym momencie jednak dziewczyna została wybita ze swojego rytmu przez głośny łoskot, który doszedł ze strony szkoły. Gryfonka odwróciła się za siebie i ujrzała przerażający widok. Jedna ze ścian Hogwartu zupełnie zawaliła się, wzbijając w powietrze tumany pyłu. Granger pobiegła w jej stronę, chcąc sprawdzić, czy żaden z jej przyjaciół nie został przygnieciony przez gruz.
Była już niemal w centrum zamieszania, które powstało po zawaleniu się ściany, gdy usłyszała krzyki. Znajome krzyki.
– Maired?! – krzyknęła. Gdy usłyszała krzyki Swarr, jej serce zaczęło bić kilka razy szybciej niż przedtem, choć wcześniej wydawało się to niemożliwe.
Wołanie wzmogło się. Granger podążyła za nim i już po chwili ujrzała Krukonkę, całą we krwi. Jej nogi były przysypane gruzem, a twarz brudna od pyłu. Hermiona przyklękła przy niej, zaczynając całować i wycierać jej policzki.
– Wszystko będzie dobrze, Maired – szeptała uspokajająco, biorąc ją w ramiona.
– Nic nie będzie – odpowiedziała jej Swarr. Zaraz potem zamknęła swoje oczy, mdlejąc, a rękaw jej koszulki podwinął się, ukazując na lewym przedramieniu Mroczny Znak.

~~~
Świat mi się skręcił
Już nawet tego nie widzę
Jak wysuwasz się z moich objęć,
Jak zapadasz się w morskiej toni
~~~

Hermiona Granger mogła przekonać się, że nawet śmierć nie pokonała jej uczucia.
Maired Swarr zmarła dzień po Bitwie o Hogwart w Azkabanie w skutek obrażeń, jakich doznała. Chwilę po tym, jak znalazła ją Gryfonka, uczennicę Ravenclawu odnaleźli również członkowie Zakonu. Okazało się, że Swarr była śmierciożerczynią – czynną i świadomie działającą. Granger czuła się jak ogłuszona tą wiadomością. Nie mogła uwierzyć, że Maired – jej Maired – stanęła po stronie zła. Krukonka była nieprzytomna, więc nie mogła zaprotestować ani zacząć się tłumaczyć. Członkowie Zakonu zabrali ją, aby jej proces mógł odbyć się po bitwie.
Dopiero dzień później, gdy do Hermiony dotarła informacja o śmierci Swarr, Gryfonka uświadomiła sobie, co uczyniła. Nie zaprotestowała. Nie poprosiła, by Krukonkę zabrano do Munga. Nie próbowała jej pomóc. Zdziwiona stwierdzeniem, że jej ukochana służyła Voldemortowi, po prostu tępo wpatrywała się przed siebie, czym  przyczyniła się do śmierci Maired.

Myślała, że po jakimś czasie zapomni. Próbowała funkcjonować normalnie, jednak wspomnienia Maired, jej elektryzujących pocałunków i gorącego dotyku, nawiedzały ją każdej nocy. Po jakimś czasie przestała z nimi walczyć.
Nigdy nie zdecydowała się na coming out. O swojej odmienności nie powiedziała przyjaciołom ani rodzinie przed wojną, nie czuła więc potrzeby, by po śmierci ukochanej uświadamiać najbliższych. Bała się, że przez to ich straci. Ostatnich ludzi, którym może ufać.
Dlatego też teraz, siedząc w swoim pustym mieszkaniu myślała o tym, że następnego dnia ma wyjść za Ronalda Weasleya – mężczyznę, którego tak naprawdę nigdy nie kochała w inny sposób, niż jako brata. Wiedziała jednak, że w taki sposób przyszło jej płacić za swoje dawne grzechy.
Gdybym tylko wtedy zaprotestowała… Gdybym jej nie oddała…
Gdyby nie  jedna chwila otępienia, nie siedziałaby w zimnym pokoju, a po jej głowie nie tłukłoby się tylko jedno słowo.
Lesbijka. Lesbijka. Lesbijka.
W tym momencie wyraźniej niż kiedykolwiek uświadomiła sobie, kim jest.
Lesbijką.