niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział XXXIII - ,,Dramione - Utracona Przyjaźń"

Hej, kochani!
Jest i kolejny rozdział, dedykowany Julii.
Pod ostatnim postem zauważyłam naprawdę małą aktywność... Nie mam zamiaru wprowadzać sloganów typu ,,Czytam = Komentuję" czy ,,Osiem komentarzy = nowy rozdział", jednak nie ukrywam, że mała ilość komentarzy nie motywuje zbytnio do dalszego pisania... 

Next w sobotę :* 
Zapraszam do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy ;) 
******



Twarze nie były już przyjazne. Przysięgli zimnym wzrokiem wpatrywali się w rudą kobietę, która opierała się dłońmi o barierki dla świadków. Ramiona jej drżały, a żołądek był ściśnięty z nerwów.
- Od kiedy mówienie swojemu ukochanemu o tym, kim się jest, jest karalne? – zapytała cicho. Uniosła głowę i gniewnie spojrzała na Connora McCrowda.
- Czasy się zmieniają, panno Welch – rzekł sędzia z ironicznym uśmiechem – Za niedługo zapanuje dyscyplina i sprawiedliwe rządy, a najlepszym sposobem, by je zapoczątkować, jest zwiększenie rygoru w karaniu czarodziejów. Nie chcemy przecież kolejnej wojny, prawda?
- Czyli chcecie zamknąć mnie w Azkabanie tylko dlatego, że kilka razy użyłam czarów przy mugolach i jednemu wyznałam, że jestem czarownicą?
- Dokładnie tak. Wiedziałem, że jest pani pojętna – powiedział sarkastycznie – Nie możemy pani uniewinnić, bo wtedy czarodzieje, którzy mają na sumieniu większe przewinienia, również będą domagać się uwolnienia.
- Chcecie, bym zostawiła moich fanów? Mój zespół? – spytała zrozpaczona. Nogi trzęsły się jej tak bardzo, że nie umiała na nich się utrzymać. Cały ciężar ciała opierała na barierkach.
- Niech się tym pani nie martwi. Mamy swoich specjalistów od modyfikacji pamięci – rzekł jeden z ławników.
- Nie możecie mnie zamknąć! – krzyknęła, powstrzymując łzy – Nie możecie!
- Uważam tę sprawę za zamkniętą – rzekł chłodno McCrowd, nie zwracając uwagi na wrzaski rudej.
- Nie możecie mi tego zrobić! – zgięła się wpół, gdy strażnik spętał jej ręce. Z oczu popłynęły jej łzy, a ton głosu był już niemal histeryczny – Mój Rob… Nie możecie mnie od niego zabrać!
- Teleportujcie się z nią do Azkabanu – polecił sędzia. Zerknął na Florence i zaczął zastanawiać się nad tym, jak różne emocje mogą władać ludźmi. Jeszcze pół roku temu kobieta była nieustraszona i bezczelnie zwracała się do niego po imieniu. Wystarczyła zmiana ludzi należących do ławy przysięgłych, by ruda ukazała swoje słabości – miłość i przywiązanie.
- McCrowd! Ty śmierciożerco! – krzyknęła jeszcze Flo, po czym razem ze strażnikiem zniknęła z sali rozpraw.

Nie zdążyła wyrzucić z siebie wszystkich inwektyw, którymi chciała ukoronować Connora McCrowda, gdy znalazła się w Azkabanie. Od razu poczuła zmęczenie i utratę chęci do życia, zupełnie tak, jakby miała kolejną wizję. Strażnik popchnął ją, a ona upadła na podłogę, bo nogi wciąż jej drżały.
- Wstawaj – powiedział głosem wypranym  z uczuć. Był jak maszynka do sprawiania ludziom cierpienia.
Florence oparła dłonie na zimnej podłodze i próbowała uspokoić oddech. Nie wstała. Gdy mężczyzna zauważył, że ruda nie reaguje na jego komendę, chwycił ją za tył brudnej koszuli i postawił kobietę na nogi, jakby była marionetką.
- Idź – rozkazał i wbił różdżkę w jej plecy.
Tym razem nie sprzeciwiła się. Wolno zaczęła iść w głąb mrocznych korytarzy więzienia. Wokół siebie słyszała jęki innych czarodziejów i nieciekawe odgłosy wysysania szczęścia przez dementorów. Florence cicho szlochała, a przez jej głowę przewijały się obrazy rodziny, fanów i przyjaciół, których opuściła bez słowa wyjaśnienia. Nie umiała uwierzyć, że niecałe dwa tygodnie temu razem z polskimi dziewczynami obsypywała się brokatem na festiwalu.
W pewnym momencie strażnik zatrzymał się i wskazał na jedną z pustych cel.
- Powitaj nowy dom – powiedział sarkastycznie.
Ruda delikatnie dotknęła chłodnych krat, a dreszcz przeszedł po jej plecach. Odwróciła się w stronę mężczyzny i błagalnie na niego spojrzała.
- Czy mogłabym napisać jeszcze list do przyjaciół – zapytała cicho – Proszę…
Strażnik nie drgnął nawet na jej słowa, tylko wciąż niewzruszenie się w nią wpatrywał.
- Proszę… Ty na pewno też masz rodzinę. Zastanów się, jakby czuła się twoja żona, gdybyś nawet się z nią nie pożegnał… - szepnęła.
Cień strachu przeszedł przez jego twarz. Głęboko westchnął i różdżką przywołał kartkę papieru wraz z piórem. Rzucił je kobiecie, mrucząc, żeby się pospieszyła. Widać było jednak, że słowa rudej trafiły prosto w jego serce.
Florence szybko pochwyciła przybory do pisania i oparła kartkę o ścianę korytarza.
,,Drodzy Robie, Iso, Hermiono i Draconie!
Zapewne wiecie już, gdzie jestem. Nie martwcie się o mnie – dwa lata szybko miną, nawet się nie obejrzycie. Nie martwcie się też o fanów. McCrowd powiedział, że wszyscy po prostu o mnie zapomną. Mam nadzieję, że nie zmieni to zbytnio ich życia. Chcę, żeby byli szczęśliwi, bo kocham ich tak samo, jak kocham Was. Może będzie Wam dane koncertować beze mnie, wydać kolejną płytę i znów pojechać do Polski, Włoch i Niemiec.
Wiem, ze nikt nie będzie mnie tam pamiętać, ale powiedzcie im, że ich kocham.”
- Pospiesz się – burknął strażnik.
,,Iso!
Cała moja szafa należy do Ciebie, razem z  bordowymi butami, które tak kochasz. Zaopiekuj się moim kotem, nie zniszcz sukienki od Alexandra McQueena i uważaj, gdy będziesz korzystać z piekarnika. Nie chcę, byś poparzyła się, gdy mnie nie będzie w domu.
Pamiętaj, że bardzo Cię kocham. Gdy będzie Ci smutno, wspominaj, jak razem nagrywałyśmy nasze pierwsze piosenki, To zawsze pomaga.
Robie!
Jeżeli jeszcze nie wymazali Ci wspomnień, pamiętaj, że nie żałuję ani sekundy, którą razem spędziliśmy. Przycinaj regularnie żywopłot obok domu, zakładaj czapkę, gdy będzie mróz i pilnuj Isy, by poprawnie używała piekarnika.
Mam nadzieję, że te dwa lata szybko miną.
Hermiono i Draconie!
Przykro mi, że nasza znajomość trwała tak krótko. Myślę jednak, że za dwa lata ponownie się spotkamy i wszystko będzie tak, jak dawniej. Pamiętajcie, żebyście zawsze unikali kłopotów, Wizengamotu i byłych śmierciożerców.
Kocham Was wszystkich
Wasza Florence xxx”

Drżącą ręka podała strażnikowi list.
- Isa Summers powinna być jeszcze przed Wielką Salą Wizengamotu – powiedziała – Przekaż jej to.
Mężczyzna skinął głową, po czym otworzył drzwi celi i wprowadził do niej rudą. Szczęk metalu oznajmił kobiecie, że od teraz przez dwa następne lata jej życie będzie toczyć się wśród czterech omszałych ścian. Flo usiadła na zimnej podłodze i oparła plecy o kamienie. Zdjęła buty na wysokich obcasach, by było jej wygodniej i przymknęła oczy. Zaczęła cicho śpiewać jedną ze swoich piosenek, by dodać sobie otuchy.
- Żale zbierają się jak starzy przyjaciele, by przypomnieć ci twoje najgorsze chwile. Nie widzę wyjścia, nie widzę wyjścia... A wszystkie upiory zjawiają się, by się pobawić. Każdy demon stanowczo domaga się swego...*

Nie zdążyła zaśpiewać nawet jednaj zwrotki, gdy dementor ją usłyszał. Istota podpłynęła w stronę celi Florence i przeniknęła przez kraty. Nachyliła się nad rudą i zaczęła pochłaniać jej chęć do życia i szczęście.
Cała nadzieja nagle opuściła kobietę. Została już tylko rozpacz i bezbrzeżne poczucie beznadziejności. Flo położyła się na nieprzyjemnej podłodze więzienia i zwinęła w kłębek. Nie chciała już śpiewać. Chciała tylko zasnąć.

***
Isa niespokojnie przechadzała się korytarzem przed Wielką Salą Wizengamotu. Co rusz spoglądała na zegarek. Dziwiło ją, że tym razem proces Florence trwa tak długo. Zazwyczaj już po kilku minutach Connor McCrowd uniewinniał rudą,  byleby tylko szybciej uwolnić się do jej towarzystwa.
W końcu drzwi sali rozpraw otworzyły się, a na korytarz zaczęli wychodzić przysięgli. Blondynka odetchnęła z ulgą i zaczęła szukać rudej głowy wśród pracowników ministerstwa. Mimo wszystko była jednak nieco zaniepokojona, ponieważ nigdzie nie słyszała stukotu butów na wysokim obcasie, które ubrała tego dnia Flo, ani jej charakterystycznego głosu. Zaczęła przepychać się przez ławników, by dotrzeć do sali rozpraw.
- Florence? – zapytała. Rozejrzała się po pomieszczeniu i ze zdziwieniem stwierdziła, że był w nim tylko Connor McCrowd – Gdzie jest Florence?
- Panna Welch jest już w Azkabanie – powiedział spokojnie mężczyzna. Siedział na miejscu dla sędziego i przeglądał dokumenty.
- Jak to?! – blondynka podbiegłą do niego. Wspięła się na palce, by chwycić się dłońmi za krawędzie jego biurka – Co ty jej zrobiłeś?! – zapytała z łzami w oczach.
- Panna Welch została po prostu ukarana adekwatnie do jej przewinień – rzekł ze złośliwym uśmiechem. Strącił dłonie Isy z biurka, a kobieta upadła na posadzkę sali.
- Kłamiesz – wypluła z siebie. Podparła się drżącymi rękami i wstała z podłogi – Nie mogłeś. Nie wierzę ci.
- Mogłem. Rządy się zmieniają, panno Summers, a razem z nimi prawa – wzruszył ramionami.
- Rządy się zmieniają? O czym ty mówisz…
Nie dokończyła, bo w pomieszczeniu nagle dało się słyszeć trzask aportacji. Blondynka oraz McCrowd od razu zwrócili wzrok w stronę przeciwległego końca sali, w którym pojawił się jeden ze strażników. Mężczyzna miał przyprószone siwizna włosy, ciemną roboczą szatę i kartkę papieru w jednej z dłoni.
- Pani jest Isa Summers? – zapytał kobiety, podchodząc do niej.
- Tak, to ja – odpowiedziała automatycznie.
- To list do pani – strażnik podał jej kartkę – Od Florence Welch.
Isa szybko chwyciła ją i zaczęła czytać wiadomość. Już po kilku chwilach łzy wypłynęły na jej policzki.
- Zabiję was! – krzyknęła, po czym wybiegła z pomieszczenia.

***
Hermiona siedziała w kuchni i małymi łykami piła herbatę. Patrzyła się przez okno i obserwowała ptaki, które latały nad ogrodem wokół domu.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyła Dracona, który wszedł do pomieszczenia. Blondyn był ubrany w proste dżinsy i białą koszulę, a w jednej dłoni trzymał różdżkę. Zbliżył się do Ślizgonki i usiadł obok niej.
- Zabezpieczyłeś dom zaklęciami? – zapytała dziewczyna.
- Tak – odparł Malfoy – Wszyscy nasi przyjaciele wiedzą już, gdzie się mieści, więc spokojnie możemy nałożyć na niego kilka zaklęć.
- Wciąż boisz się swojego ojca? – szepnęła. Mocniej zacisnęła palce na kubku z herbatą.
- Po prostu wolę zapobiegać – rzekł wymijająco. Spojrzał na Hermionę i zobaczył jej niepewną minę – Nie myśl o tym teraz. Tyle czasu minęło już od rozprawy.
- Wiem, jednak… Wtedy przestawałam o tym wszystkim myśleć, bo zajmowałam się nauką i egzaminami. A teraz? Dopóki nie dostanę pracy w Ministerstwie Magii, mam całe dnie na rozpamiętywanie wydarzeń, które miały miejsce zimą…
- Więc teraz pójdziemy do Florence i Isy. U nich nie będziesz mieć czasu na rozmyślania – uśmiechnął się do niej ciepło, po czym chwycił jej dłoń. Dziewczyna odstawiła kubek na blat kuchenny i dała się ponieść wirowi teleportacji.
Już po chwili znajdowała się przed domem przyjaciółek. Bez lampek choinkowych i śniegu na podwórku wyglądał zupełnie inaczej. Żywa dzika róża rosła pod ścianą, na której widniało malowidło płuc. Roślina roztaczała wokół siebie słodki, charakterystyczny zapach.
Ślizgoni skierowali się w stronę wejścia do domu. Lekko zapukali, jednak nikt im nie odpowiedział. Po kilku minutach nacisnęli dzwonek, który mieścił się u wrót, lecz i tym razem nikt z domowników nie zareagował.
- Pewnie są na piętrze – mruknęła Hermiona, po czym nacisnęła klamkę. Tak, jak sądził, drzwi były otwarte.
Weszli do dobrze znanego im holu domu Florence i Isy. Od razu skierowali się w stronę schodów, które prowadziły na piętro. Ostrożnie stąpali po podłodze, próbując nie podeptać ubrań oraz innych przedmiotów. Byli już prawie przy korytarzu, prowadzącym na piętro, gdy z salonu doszło ich ciche łkanie. Od razu skierowali się w stronę pomieszczenia, niepewnie zerkając na siebie nawzajem.
Isa siedziała na kanapie, a Rob obejmował ją ramieniem. Oboje mieli oczy zaczerwienione i opuchnięte od płaczu. Blondynka pustym wzrokiem wpatrywała się w kartkę papieru, którą gitarzysta trzymał w dłoni.
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona Ślizgonka. Szybko podeszła do sofy, a za nią podążył Draco – Gdzie jest Florence?
- Flo… - zaczęła urywanym głosem Isa – Flo jest…
- Flo jest w Azkabanie – dokończył za nią Rob. Ręce mu drżały, gdy palcami przeczesywał włosy.
- Jak to? – zapytał zdruzgotany Malfoy. Z wrażenia aż usiadł na najbliższym fotelu.
- Nie udało jej się przekonać nowych przysięgłych. Została skazana na dwa lata – szepnęła Isa – Wysłała nam list, w którym wszystko wyjaśnia.
Rob podał Ślizgonom kartkę papieru, a oni zaczęli czytać wiadomość od rudej. Z każdym kolejnym zdaniem Hermiona coraz bardziej uświadamiała sobie, że to wszystko jest prawdą. Mimo wszystko jednak wydawało jej się to nierealne. Jak Florence Welch mogła zostać wysłana do więzienia?
- Nie wierzę… - powiedziała cicho dziewczyna, powstrzymując łzy.
- Jakim cudem się jej nie udało? – spytał szeptem blondyn. Oparł się o fotel i ukrył twarz w dłoniach.
- Zmieniono ławników, ponoć zmieniono też prawa… Connor mówił coś o tym, że zmieniają się również rządy – Isa potrząsnęła swoimi jasnymi włosami, po czym się zaśmiała – Wiecie, co jest najgorsze? Że to nie jest żaden kawał. Inaczej Flo nie kazałaby mi się zaopiekować jej kotem i nie oddałaby prawa do szafy.
- A mi podcinać żywopłot. Zawsze sama to robi – dopowiedział smutno Rob.
- Wiecie może, o co chodziło jej, gdy napisała do nas, że  mamy unikać byłych śmierciożerców? – spytała Ślizgonka po kilku minutach ciszy, przerywanej jedynie westchnieniami zebranych w salonie.
Blondynka przymknęła na chwilę swoje oczy, po czym powiedziała:
- Nie chciałyśmy wam tego mówić… - głośno przełknęła ślinę – Ale w tej sytuacji to raczej konieczne. Wydaje mi się, że Florence chce, bym was uświadomiła – przytknęła dłonie do policzków – Lucjusz Malfoy powróci.
- Co? – Draco kilka razy mrugnął z niedowierzeniem.
- To, co słyszałeś. Twój ojciec powróci – potwierdziła Isa.
- Jakim cudem? Przecież jest w Azkabanie – wtrąciła Hermiona.
- Wielu innych śmierciożerców również było w Azkabanie – zauważyła blondynka.
- Czyli sądzisz, że… ucieknie?
- Tak – potwierdziła – I to całkiem niedługo.
Hermiona zwiesiła głowę i wbiła swój wzrok w stopy. Przez chwilę analizowała w głowie wiadomości, które przekazała jej przyjaciółka.
- Więc Lucjusz Malfoy wyjdzie z więzienia… I co dalej? – zapytała wolno – czy Florence miała jeszcze jakieś wizje?
- Nie, lecz część wydarzeń z poprzednich jeszcze się nie spełniła. To na ich podstawie sądzimy, że Lucjusz powróci.
- Co dokładnie ma się stać? – spytał Rob – Flo nigdy nie mówiła mi, co widzi.
- Draco ma błagać kogoś o litość, a Blaise Zabini płakać nad czyimś ciałem – szepnęła Isa. Spojrzała na Ślizgonów i ich zaniepokojone miny.
- Dlaczego nigdy nam tego nie powiedziałyście? – spytał cicho blondyn.
- Nie chciałyśmy was martwić. Tak dobrze się wam wiodło…
W salonie zapanowała cisza. Wszyscy rozmyślali o słowach, które zostały wypowiedziane. Błaganie o litość, płacz… To brzmiało zbyt znajomo. Nikt nie chciał przeżywać tego od nowa.
- Myślicie, że fani Flo już o niej zapomnieli? – zapytała w końcu Hermiona, by przerwać niezręczną ciszę.
- Nie wiem – odpowiedział Rob. Przed oczyma od razu stanęła mu piątka roześmianych dziewczyn z Polski, które wchodziły za kulisy. Były całe w brokacie. Zaczął zastanawiać się, czy kiedykolwiek jeszcze choć cień wspomnień  ich wspólnych spotkań nawiedzi je. Nie mógł przeboleć tego, że już nigdy nie ujrzy roześmianych twarzy dziewczyn.
- Nie myślmy o tym teraz – zaproponowała Isa – Po prostu… siedźmy tutaj. Zostaniecie? – zapytała błagalnym tonem.
- Oczywiście – odpowiedział Draco, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Wszyscy usiedli na jednej kanapie i przytulili się do siebie. Zaczęli wspominać różne wydarzenia związane z Florence, jednak opowiadanie o nich bez ciągłego przerywania rudej nie było już tym samym.

***
Connor wycelował swoją różdżką w strażnika. Nigdy nie sądził, że włamanie się do Azkabanu będzie tak proste.
- Jednak jestem genialny – mruknął, idąc korytarzami więzienia. Mijał cele z czarodziejami, których sam skazał. Dawało mu to ogromną satysfakcję.
Wydawało mu się, że droga ciągnie się w nieskończoność. Pierwszy, drugi zakręt, minąć celę Thomasa Hooka, znów zakręt. Znał tę ścieżkę na pamięć, mimo to wciąż powtarzał ją w głowie. Właśnie miał skręcić po raz ostatni, gdy usłyszał cichy śpiew, który wydobywał się zza krat. Przystanął, by posłuchać, o czym jest piosenka. Nie minęło kilka sekund, gdy rozpoznał głos śpiewający o nieszczęśliwej miłości.
- Cóż za spotkanie… - powiedział ironicznie, podchodząc do celi – Panna Welch we własnej osobie.
- Connor – wypluła Flo, po czym podeszła do krat. Twarz, włosy i ubrania miała już brudne od tygodnia przebywania w Azkabanie – Co tu robisz?
- Przyszedłem odwiedzić moich starych znajomych – odpowiedział wymijająco – A gdy już jesteśmy w ich temacie… Gdy jeszcze raz przejrzałem twoje papiery, wiesz, co wyraźnie rzuciło mi się w oczy? – płynnie przeszedł na ,,ty”.
Ruda nie odpowiedziała, tylko morderczym wzrokiem wpatrywała się w sędziego.
- Otóż w twoich dokumentach odnotowane było: ,,Pomogła Draconowi Malfoy’owi wygrać sprawę dotyczącą oskarżenia Lucjusza Malfoy’a oraz jego przyjaciół o śmierciożerstwo” – zrobił krótką pauzę – Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś nie bratała się z tymi dzieciakami, Lucjusz nie kazałby skazać cię na dwa lata?  
Zdziwienie odbiło się w oczach kobiety, jednak nadal uparcie milczała.
- Musieliśmy po prostu zabezpieczyć się przed tym, byś nie miała kolejnej wizji, z której relację przekazałabyś przyjaciołom. Przecież w życiu najbardziej chodzi o niespodzianki, prawda? – zaśmiał się – Idziesz ulicą, a tu puff! I ktoś cię porywa!
- Co macie zamiar im zrobić? – zapytała przez zaciśnięte zęby. Kraty wbijały się w jej dłonie.
- Och, na razie nic takiego… Nie chcemy przecież naprawdę zrobić im krzywdy, są nam potrzebni – McCrowd znów się uśmiechnął, po czym odszedł od celi Flo.
- Po co tu przyszedłeś?! – zawołała jeszcze za nim ruda.
- Mówiłem ci już, że rządy się zmieniają – odparł mężczyzna, oglądając się za siebie – Właśnie teraz przyszedł na to czas.

Lucjusz usłyszał kroki odbijające się od ścian więzienia. Gdzieś w oddali rozbłysło jasne światło, a czyjś patronus unieszkodliwił wszystkich dementorów, którzy pilnowali cel śmierciożerców. Po chwili zza zakrętu wyszedł Connor McCrowd. Jego siwe włosy lśniły w blasku patronusa. Na twarzy mężczyzny błąkał się dobrze znany Lucjuszowi uśmiech zwycięstwa. Malfoy pomyślał, że Connor nie miałby Takiej miny, gdyby znał przyszłość.
- Panie – zaczął sędzia, gdy zbliżył się do krat. Wyciągnął pęk kluczy z kieszeni szaty i otworzył drzwi celi – Jesteś wolny.
- Przez ostatnie pół roku żyłem tylko dla tej chwili – mruknął ojciec Dracona. Odgarnął swoje jasne włosy z czoła – Otwórz cele pozostałych.
McCrowd posłusznie wykonał polecenie i już po chwili Rudolf Lestrange, Thorfin Rowle, Amycus Carrow, Blaise Zabini oraz Narcyza Malfoy kroczyli obok przywódcy ich nowej armii śmierciożerców. Każdy z nich miał na sobie zaklęcie kameleona, rzucone dzięki odzyskanej różdżce Lucjusza.
Pierwszy powiew wiatru, który potargał ich włosy i omiótł policzki, był niebywale orzeźwiający. Po sześciu miesiącach więzienia nawet przygaszone światło zachodzącego słońca kłuło śmierciożerców w oczy. Narcyza zasłoniła swoja bladą dłonią twarz, wdychając świeże powietrze.
- Teleportujmy się już – powiedziała rozkapryszonym tonem – Im szybciej zaczniemy działać, tym lepiej – jej mąż spojrzał na nią, nie wierząc, że mimo tak długiego upływu czasu, jego zaklęcie nadal działało. Narcyza była taka, jaka powinna być od zawsze – bezlitosna, wyniosła i chętna do szerzenia zła.
Już po chwili poplecznicy Lucjusza razem z nim samym pojawili się w Malfoy Manor. Od razu udali się do salonu, w którym jak zawsze miało odbyć się zebranie. Każdy usiadł na swoim stałym miejscu, a Malfoy zawołał O’Malley’a, który już od kilku dni po kryjomu porządkował dom. Polecił służącemu, by wysłał sowy z wiadomością do reszty śmierciożerców, aby pojawili się na naradzie.
- Inni śmierciożercy? – zdziwił się Rowle, opierając plecy o skórzane oparcie sofy. Nagle poczuł się w dworku Malfoy’a bezpiecznie, mimo że kiedyś zebrania były dla niego znienawidzonym obowiązkiem.
- Myślałeś, że próżnowałem przez te sześć miesięcy? Przez ten czas zdołałem przekonać wielu pracowników z ministerstwa, by przeszli na nasza stronę. Dlatego też wiadomość o naszej ucieczce nie dotrze do wielu czarodziejów, a szczególnie dziennikarzy Proroka Codziennego – jasnowłosy uśmiechnął się z satysfakcją.
Rozejrzał się po swoim salonie. Wszystko było tak, jak za dawnych, dobrych czasów, gdy jego syn nie wtrącał się jeszcze w nie swoje sprawy. Jedynie nieobecność Alecto burzyła nieco harmonię – żadne porcelanowe dłonie w koronkowych rękawach nie gładziły delikatnie ram obrazów, nie splatały się na chudych kolanach. Nikt nie przerywał mu bezczelnie przemówień.
- Panie, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? – zapytał Connor, podchodząc do Lucjusza.
- Oczywiście, McCrowd – potaknął. W duchu cieszył się, że sędzia sam zaproponował rozmowę.
Mężczyźni wyszli z salonu i skierowali się w stronę jednej z komnat. Malfoy usiadł na fotelu, który znajdował się w pokoju, a jego podwładny stanął tuż przed nim.
- Dziękuję, że zgodziłeś się, Panie, porozmawiać ze mną – powiedział, kłaniając się – Nawet nie wiesz, jak zaszczycony czuję się tym faktem…
- Przejdźmy już do konkretów – przerwał mu zimno Lucjusz.
- Tak, więc… - Connor odchrząknął, zbity z tropu, po czym kontynuował – Wiele myślałem przez ostatni czas i przypomniałem sobie, że zaraz zanim przystąpiłem do twoich szeregów, Panie, powiedziałeś mi, że być może obejmę jedno z wyższych stanowisk w Ministerstwie Magii, które przejmiesz…
- Przecież teraz jesteś przewodniczącym Wizengamotu. Co jeszcze ci się marzy? – znów mu przerwał.
McCrowd oblizał suche wargi.
- Myślałem, że może tak stanowisko zastępcy Ministra Magii? – zapytał niepewnie, po czym szybko dopowiedział – Tak dużo zrobiłem dla ciebie, Panie. Skazałem Florence Welch, nakłoniłem innych do zmiany ławników w Wizengamocie, wypuściłem cię z Azkabanu…
- Mam nadzieję jednak, że nie zapomniałeś, że nie umiałeś także dostatecznie dobrze manipulować poprzednimi przysięgłymi i musiałem spędzić pół roku w więzieniu – rzekł chłodno Malfoy. Zadarł głowę i spojrzał prosto w oczy sędziego, w których malował się strach.
- Oczywiście, że pamiętam, panie, jednak przecież każdemu zdarzają się jakieś pomyłki, prawda? Nasze życie nie składa się z samych powodzeń…
- Życie mojego sługi powinno. Nie mam miejsca dla ludzi, którzy tylko od czasu do czasu zrobią coś dobrego – blondyn podniósł się z fotela i stanął oko w oko z Connorem – Tak mi przykro.
- Panie, nie mówisz przecież tego na poważnie – powiedział jeszcze bardziej drżącym głosem – To ja, twój sługa, zrobiłbym dla ciebie wszystko…
- Podobnych tobie mam na pęczki. Nie zrobi mi różnicy, czy będzie jeden więcej, czy jeden mnie – wzruszył ramionami.
- Ale przecież… Florence Welch… Wydostałem cię z Azkabanu…
- Każdy z tutaj obecnych zrobiłby to dla mnie. Zauważ, że przez żadnego z nich nie byłem więziony – Lucjusz sięgnął po swoją różdżkę – Byłeś naprawdę dobrym sługą, Connorze, ale najwyraźniej również głupim, jeżeli sądziłeś, że zapomnę o tym, co wydarzyło się pół roku temu. Przez twoją niekompetencję straciliśmy cenny czas. Gdyby nie to wszystko, już dawno byłbym panem wszystkich czarodziejów.
- Panie, proszę, wybacz mi – McCrowd upadł na kolana i objął ramionami nogi Lucjusza – Nie możesz tego zrobić…
- Niestety, nie pozostawiłeś mi innego wyboru – wycelował w mężczyznę różdżką – Avada Kedavra.
Zielony błysk przeszył powietrze, a już po chwili uścisk ramion sędziego się rozluźnił. Malfoy z obrzydzeniem odsunął się od ciała. Otrzepał swoje ręce, jakby umywając się od zbrodni, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił do salonu, z którego słychać już było głosy reszty jego poleczników.     







* tekst piosenki FATM ,,Shake it out" 

14 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo fajny ;) Mam nadzieję że w dalszych rozdziałach nic aż tak złego się nie stanie Draco i Hermionie :/ POZDRAWIAM ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział mi się podobał, chociaż strasznie smutny :( Biedna Florence jak oni mogli tak postąpić! Lucjusz to kompletny kretyn. Oby tylko Hermionie i Draco nic się nie stało :(
    Życzę weny na kolejne rozdziały :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Rzeczywiście, nieciekawie potoczyły się losy Flo... ale przecież to jeszcze nie koniec ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
    2. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg :) Przy okazji mam pytanie: jak mogłabym się z Tobą skontaktować, bo mam dla Ciebie pewną propozycję, która powinna Cię zainteresować ;) najlepiej e-mail :)

      Usuń
    3. Jasne, mój e-mail to johannamalfoy@gmail.com ;)

      Usuń
  3. Biedna Flo, okropnie ją potraktowano, chociaż czego można się spodziewać po sługach Lucjusza... najwyraźniej te kilka miesięcy w Azkabanie niczego go nie nauczyły. Ale każdy wielki powrót, niesie za sobą wielki koniec... niech starszy Malfoy, zapamięta sobie te słowa. Teraz i przez resztę życia ^^
    Podejrzewam, jak teraz musi się czuć Isa. Rob, Draco i Hermiona. Ale zapewne przy końcowej potyczce, będzie stanowić to, coś w rodzaju dodatkowej mocy pod postacią zemsty ;>
    A sam przypadek McCrowda, niech stanie się ostrzeżeniem dla wszystkich śmierciożerców, których własne ambicje prowadzą naprzód śmierci...
    Oczywiście, cudowny rozdział ^^
    Czekam na next!

    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Słowa o wielkim końcu tak pięknie dobrane, że chyba użyję ich w rozdziale :)
      Tak, zemsta będzie, ale nieco inna... zresztą, zobaczycie.
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  4. Bardzo fajny rozdział :)
    SectumSempra

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutny rozdział :/ biedna Flo... Mam nadzieję że niedługo ją uwolnią, nie wyobrażam Sb że mogłaby spędzić w Azkabanie 2 lata... Lucjusz jak to Lucjusz, zimny bezlitosny drań, który mam nadzieję dostanie to na co zasłużył. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale bd jeszcze więcej Hermiony i Draco :D pozdrawiam serdecznie Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Flo i Azkaban to rzeczywiście dziwne połączenie. Na szczęście, nie na długo ;)
      Postaram się dać nieco więcej Dramione.
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  6. Super przepraszamze nie pisałam ale nie miałam jak :) mam nadzieje że sie nie złościsz a tym bardziej pragne ci powiedzieć że to wspaniała wiadomość iż przeczytać nowy rozdział :) naprawde troche nie podoba mi sie tu Lucjusz no ale nic na to nie poradze :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      No co Ty, jak mogłabym się złościć ;)
      Pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  7. Motywuję Cię, motywuję Cię. Mam nadzieję, że czujesz się zmotywowana. Komentarz jest, czas znaleźć czas na przeczytanie i nadrobienie kilku (dosłownie kilku ;) ) rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty motywujesz mnie na każdym kroku ;) I wierzę Ci na słowo, że nadrobisz :P
      Pozdrawiam! J. M.

      Usuń

Każdy komentarz = +10 do motywacji ;)