Hej, kochani!
Jest i kolejny rozdział, dedykowany Julii.
Pod ostatnim postem zauważyłam naprawdę małą aktywność... Nie mam zamiaru wprowadzać sloganów typu ,,Czytam = Komentuję" czy ,,Osiem komentarzy = nowy rozdział", jednak nie ukrywam, że mała ilość komentarzy nie motywuje zbytnio do dalszego pisania...
Next w sobotę :*
Zapraszam do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy ;)
******
Twarze nie były już przyjazne.
Przysięgli zimnym wzrokiem wpatrywali się w rudą kobietę, która opierała się
dłońmi o barierki dla świadków. Ramiona jej drżały, a żołądek był ściśnięty z
nerwów.
- Od kiedy mówienie swojemu ukochanemu o
tym, kim się jest, jest karalne? – zapytała cicho. Uniosła głowę i gniewnie
spojrzała na Connora McCrowda.
- Czasy się zmieniają, panno Welch –
rzekł sędzia z ironicznym uśmiechem – Za niedługo zapanuje dyscyplina i
sprawiedliwe rządy, a najlepszym sposobem, by je zapoczątkować, jest
zwiększenie rygoru w karaniu czarodziejów. Nie chcemy przecież kolejnej wojny,
prawda?
- Czyli chcecie zamknąć mnie w Azkabanie
tylko dlatego, że kilka razy użyłam czarów przy mugolach i jednemu wyznałam, że
jestem czarownicą?
- Dokładnie tak. Wiedziałem, że jest
pani pojętna – powiedział sarkastycznie – Nie możemy pani uniewinnić, bo wtedy
czarodzieje, którzy mają na sumieniu większe przewinienia, również będą domagać
się uwolnienia.
- Chcecie, bym zostawiła moich fanów?
Mój zespół? – spytała zrozpaczona. Nogi trzęsły się jej tak bardzo, że nie
umiała na nich się utrzymać. Cały ciężar ciała opierała na barierkach.
- Niech się tym pani nie martwi. Mamy
swoich specjalistów od modyfikacji pamięci – rzekł jeden z ławników.
- Nie możecie mnie zamknąć! – krzyknęła,
powstrzymując łzy – Nie możecie!
- Uważam tę sprawę za zamkniętą – rzekł
chłodno McCrowd, nie zwracając uwagi na wrzaski rudej.
- Nie możecie mi tego zrobić! – zgięła
się wpół, gdy strażnik spętał jej ręce. Z oczu popłynęły jej łzy, a ton głosu
był już niemal histeryczny – Mój Rob… Nie możecie mnie od niego zabrać!
- Teleportujcie się z nią do Azkabanu –
polecił sędzia. Zerknął na Florence i zaczął zastanawiać się nad tym, jak różne
emocje mogą władać ludźmi. Jeszcze pół roku temu kobieta była nieustraszona i
bezczelnie zwracała się do niego po imieniu. Wystarczyła zmiana ludzi
należących do ławy przysięgłych, by ruda ukazała swoje słabości – miłość i
przywiązanie.
- McCrowd! Ty śmierciożerco! – krzyknęła
jeszcze Flo, po czym razem ze strażnikiem zniknęła z sali rozpraw.
Nie zdążyła wyrzucić z siebie wszystkich
inwektyw, którymi chciała ukoronować Connora McCrowda, gdy znalazła się w
Azkabanie. Od razu poczuła zmęczenie i utratę chęci do życia, zupełnie tak,
jakby miała kolejną wizję. Strażnik popchnął ją, a ona upadła na podłogę, bo
nogi wciąż jej drżały.
- Wstawaj – powiedział głosem
wypranym z uczuć. Był jak maszynka do
sprawiania ludziom cierpienia.
Florence oparła dłonie na zimnej
podłodze i próbowała uspokoić oddech. Nie wstała. Gdy mężczyzna zauważył, że
ruda nie reaguje na jego komendę, chwycił ją za tył brudnej koszuli i postawił
kobietę na nogi, jakby była marionetką.
- Idź – rozkazał i wbił różdżkę w jej
plecy.
Tym razem nie sprzeciwiła się. Wolno
zaczęła iść w głąb mrocznych korytarzy więzienia. Wokół siebie słyszała jęki
innych czarodziejów i nieciekawe odgłosy wysysania szczęścia przez dementorów.
Florence cicho szlochała, a przez jej głowę przewijały się obrazy rodziny,
fanów i przyjaciół, których opuściła bez słowa wyjaśnienia. Nie umiała
uwierzyć, że niecałe dwa tygodnie temu razem z polskimi dziewczynami obsypywała
się brokatem na festiwalu.
W pewnym momencie strażnik zatrzymał się
i wskazał na jedną z pustych cel.
- Powitaj nowy dom – powiedział
sarkastycznie.
Ruda delikatnie dotknęła chłodnych krat,
a dreszcz przeszedł po jej plecach. Odwróciła się w stronę mężczyzny i
błagalnie na niego spojrzała.
- Czy mogłabym napisać jeszcze list do
przyjaciół – zapytała cicho – Proszę…
Strażnik nie drgnął nawet na jej słowa,
tylko wciąż niewzruszenie się w nią wpatrywał.
- Proszę… Ty na pewno też masz rodzinę.
Zastanów się, jakby czuła się twoja żona, gdybyś nawet się z nią nie pożegnał…
- szepnęła.
Cień strachu przeszedł przez jego twarz.
Głęboko westchnął i różdżką przywołał kartkę papieru wraz z piórem. Rzucił je
kobiecie, mrucząc, żeby się pospieszyła. Widać było jednak, że słowa rudej
trafiły prosto w jego serce.
Florence szybko pochwyciła przybory do
pisania i oparła kartkę o ścianę korytarza.
,,Drodzy Robie, Iso, Hermiono i Draconie!
Zapewne wiecie już, gdzie jestem. Nie
martwcie się o mnie – dwa lata szybko miną, nawet się nie obejrzycie. Nie
martwcie się też o fanów. McCrowd powiedział, że wszyscy po prostu o mnie
zapomną. Mam nadzieję, że nie zmieni to zbytnio ich życia. Chcę, żeby byli
szczęśliwi, bo kocham ich tak samo, jak kocham Was. Może będzie Wam dane
koncertować beze mnie, wydać kolejną płytę i znów pojechać do Polski, Włoch i
Niemiec.
Wiem, ze nikt nie będzie mnie tam
pamiętać, ale powiedzcie im, że ich kocham.”
- Pospiesz się – burknął strażnik.
,,Iso!
Cała moja szafa należy do Ciebie, razem
z bordowymi butami, które tak kochasz.
Zaopiekuj się moim kotem, nie zniszcz sukienki od Alexandra McQueena i uważaj,
gdy będziesz korzystać z piekarnika. Nie chcę, byś poparzyła się, gdy mnie nie
będzie w domu.
Pamiętaj, że bardzo Cię kocham. Gdy
będzie Ci smutno, wspominaj, jak razem nagrywałyśmy nasze pierwsze piosenki, To
zawsze pomaga.
Robie!
Jeżeli jeszcze nie wymazali Ci
wspomnień, pamiętaj, że nie żałuję ani sekundy, którą razem spędziliśmy.
Przycinaj regularnie żywopłot obok domu, zakładaj czapkę, gdy będzie mróz i
pilnuj Isy, by poprawnie używała piekarnika.
Mam nadzieję, że te dwa lata szybko
miną.
Hermiono i Draconie!
Przykro mi, że nasza znajomość trwała
tak krótko. Myślę jednak, że za dwa lata ponownie się spotkamy i wszystko
będzie tak, jak dawniej. Pamiętajcie, żebyście zawsze unikali kłopotów,
Wizengamotu i byłych śmierciożerców.
Kocham Was wszystkich
Wasza Florence xxx”
Drżącą ręka podała strażnikowi list.
- Isa Summers powinna być jeszcze przed
Wielką Salą Wizengamotu – powiedziała – Przekaż jej to.
Mężczyzna skinął głową, po czym otworzył
drzwi celi i wprowadził do niej rudą. Szczęk metalu oznajmił kobiecie, że od
teraz przez dwa następne lata jej życie będzie toczyć się wśród czterech
omszałych ścian. Flo usiadła na zimnej podłodze i oparła plecy o kamienie.
Zdjęła buty na wysokich obcasach, by było jej wygodniej i przymknęła oczy.
Zaczęła cicho śpiewać jedną ze swoich piosenek, by dodać sobie otuchy.
- Żale zbierają się jak starzy przyjaciele, by przypomnieć ci twoje najgorsze chwile. Nie widzę wyjścia, nie widzę wyjścia... A wszystkie upiory zjawiają się, by się pobawić. Każdy demon stanowczo domaga się swego...*
Nie zdążyła zaśpiewać nawet jednaj zwrotki, gdy dementor ją usłyszał. Istota podpłynęła w stronę celi Florence i przeniknęła przez kraty. Nachyliła się nad rudą i zaczęła pochłaniać jej chęć do życia i szczęście.
Nie zdążyła zaśpiewać nawet jednaj zwrotki, gdy dementor ją usłyszał. Istota podpłynęła w stronę celi Florence i przeniknęła przez kraty. Nachyliła się nad rudą i zaczęła pochłaniać jej chęć do życia i szczęście.
Cała nadzieja nagle opuściła kobietę.
Została już tylko rozpacz i bezbrzeżne poczucie beznadziejności. Flo położyła
się na nieprzyjemnej podłodze więzienia i zwinęła w kłębek. Nie chciała już
śpiewać. Chciała tylko zasnąć.
***
Isa niespokojnie przechadzała się
korytarzem przed Wielką Salą Wizengamotu. Co rusz spoglądała na zegarek.
Dziwiło ją, że tym razem proces Florence trwa tak długo. Zazwyczaj już po kilku
minutach Connor McCrowd uniewinniał rudą,
byleby tylko szybciej uwolnić się do jej towarzystwa.
W końcu drzwi sali rozpraw otworzyły
się, a na korytarz zaczęli wychodzić przysięgli. Blondynka odetchnęła z ulgą i
zaczęła szukać rudej głowy wśród pracowników ministerstwa. Mimo wszystko była
jednak nieco zaniepokojona, ponieważ nigdzie nie słyszała stukotu butów na
wysokim obcasie, które ubrała tego dnia Flo, ani jej charakterystycznego głosu.
Zaczęła przepychać się przez ławników, by dotrzeć do sali rozpraw.
- Florence? – zapytała. Rozejrzała się
po pomieszczeniu i ze zdziwieniem stwierdziła, że był w nim tylko Connor
McCrowd – Gdzie jest Florence?
- Panna Welch jest już w Azkabanie –
powiedział spokojnie mężczyzna. Siedział na miejscu dla sędziego i przeglądał
dokumenty.
- Jak to?! – blondynka podbiegłą do
niego. Wspięła się na palce, by chwycić się dłońmi za krawędzie jego biurka –
Co ty jej zrobiłeś?! – zapytała z łzami w oczach.
- Panna Welch została po prostu ukarana
adekwatnie do jej przewinień – rzekł ze złośliwym uśmiechem. Strącił dłonie Isy
z biurka, a kobieta upadła na posadzkę sali.
- Kłamiesz – wypluła z siebie. Podparła
się drżącymi rękami i wstała z podłogi – Nie mogłeś. Nie wierzę ci.
- Mogłem. Rządy się zmieniają, panno
Summers, a razem z nimi prawa – wzruszył ramionami.
- Rządy się zmieniają? O czym ty mówisz…
Nie dokończyła, bo w pomieszczeniu nagle
dało się słyszeć trzask aportacji. Blondynka oraz McCrowd od razu zwrócili
wzrok w stronę przeciwległego końca sali, w którym pojawił się jeden ze
strażników. Mężczyzna miał przyprószone siwizna włosy, ciemną roboczą szatę i
kartkę papieru w jednej z dłoni.
- Pani jest Isa Summers? – zapytał
kobiety, podchodząc do niej.
- Tak, to ja – odpowiedziała
automatycznie.
- To list do pani – strażnik podał jej
kartkę – Od Florence Welch.
Isa szybko chwyciła ją i zaczęła czytać
wiadomość. Już po kilku chwilach łzy wypłynęły na jej policzki.
- Zabiję was! – krzyknęła, po czym
wybiegła z pomieszczenia.
***
Hermiona siedziała w kuchni i małymi
łykami piła herbatę. Patrzyła się przez okno i obserwowała ptaki, które latały
nad ogrodem wokół domu.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i
zobaczyła Dracona, który wszedł do pomieszczenia. Blondyn był ubrany w proste
dżinsy i białą koszulę, a w jednej dłoni trzymał różdżkę. Zbliżył się do
Ślizgonki i usiadł obok niej.
- Zabezpieczyłeś dom zaklęciami? –
zapytała dziewczyna.
- Tak – odparł Malfoy – Wszyscy nasi
przyjaciele wiedzą już, gdzie się mieści, więc spokojnie możemy nałożyć na
niego kilka zaklęć.
- Wciąż boisz się swojego ojca? –
szepnęła. Mocniej zacisnęła palce na kubku z herbatą.
- Po prostu wolę zapobiegać – rzekł
wymijająco. Spojrzał na Hermionę i zobaczył jej niepewną minę – Nie myśl o tym
teraz. Tyle czasu minęło już od rozprawy.
- Wiem, jednak… Wtedy przestawałam o tym
wszystkim myśleć, bo zajmowałam się nauką i egzaminami. A teraz? Dopóki nie
dostanę pracy w Ministerstwie Magii, mam całe dnie na rozpamiętywanie wydarzeń,
które miały miejsce zimą…
- Więc teraz pójdziemy do Florence i
Isy. U nich nie będziesz mieć czasu na rozmyślania – uśmiechnął się do niej
ciepło, po czym chwycił jej dłoń. Dziewczyna odstawiła kubek na blat kuchenny i
dała się ponieść wirowi teleportacji.
Już po chwili znajdowała się przed domem
przyjaciółek. Bez lampek choinkowych i śniegu na podwórku wyglądał zupełnie
inaczej. Żywa dzika róża rosła pod ścianą, na której widniało malowidło płuc.
Roślina roztaczała wokół siebie słodki, charakterystyczny zapach.
Ślizgoni skierowali się w stronę wejścia
do domu. Lekko zapukali, jednak nikt im nie odpowiedział. Po kilku minutach
nacisnęli dzwonek, który mieścił się u wrót, lecz i tym razem nikt z domowników
nie zareagował.
- Pewnie są na piętrze – mruknęła Hermiona,
po czym nacisnęła klamkę. Tak, jak sądził, drzwi były otwarte.
Weszli do dobrze znanego im holu domu
Florence i Isy. Od razu skierowali się w stronę schodów, które prowadziły na
piętro. Ostrożnie stąpali po podłodze, próbując nie podeptać ubrań oraz innych
przedmiotów. Byli już prawie przy korytarzu, prowadzącym na piętro, gdy z
salonu doszło ich ciche łkanie. Od razu skierowali się w stronę pomieszczenia,
niepewnie zerkając na siebie nawzajem.
Isa siedziała na kanapie, a Rob
obejmował ją ramieniem. Oboje mieli oczy zaczerwienione i opuchnięte od płaczu.
Blondynka pustym wzrokiem wpatrywała się w kartkę papieru, którą gitarzysta
trzymał w dłoni.
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona
Ślizgonka. Szybko podeszła do sofy, a za nią podążył Draco – Gdzie jest
Florence?
- Flo… - zaczęła urywanym głosem Isa –
Flo jest…
- Flo jest w Azkabanie – dokończył za
nią Rob. Ręce mu drżały, gdy palcami przeczesywał włosy.
- Jak to? – zapytał zdruzgotany Malfoy.
Z wrażenia aż usiadł na najbliższym fotelu.
- Nie udało jej się przekonać nowych
przysięgłych. Została skazana na dwa lata – szepnęła Isa – Wysłała nam list, w
którym wszystko wyjaśnia.
Rob podał Ślizgonom kartkę papieru, a
oni zaczęli czytać wiadomość od rudej. Z każdym kolejnym zdaniem Hermiona coraz
bardziej uświadamiała sobie, że to wszystko jest prawdą. Mimo wszystko jednak
wydawało jej się to nierealne. Jak Florence Welch mogła zostać wysłana do
więzienia?
- Nie wierzę… - powiedziała cicho
dziewczyna, powstrzymując łzy.
- Jakim cudem się jej nie udało? –
spytał szeptem blondyn. Oparł się o fotel i ukrył twarz w dłoniach.
- Zmieniono ławników, ponoć zmieniono
też prawa… Connor mówił coś o tym, że zmieniają się również rządy – Isa
potrząsnęła swoimi jasnymi włosami, po czym się zaśmiała – Wiecie, co jest
najgorsze? Że to nie jest żaden kawał. Inaczej Flo nie kazałaby mi się
zaopiekować jej kotem i nie oddałaby prawa do szafy.
- A mi podcinać żywopłot. Zawsze sama to
robi – dopowiedział smutno Rob.
- Wiecie może, o co chodziło jej, gdy
napisała do nas, że mamy unikać byłych
śmierciożerców? – spytała Ślizgonka po kilku minutach ciszy, przerywanej
jedynie westchnieniami zebranych w salonie.
Blondynka przymknęła na chwilę swoje
oczy, po czym powiedziała:
- Nie chciałyśmy wam tego mówić… -
głośno przełknęła ślinę – Ale w tej sytuacji to raczej konieczne. Wydaje mi
się, że Florence chce, bym was uświadomiła – przytknęła dłonie do policzków –
Lucjusz Malfoy powróci.
- Co? – Draco kilka razy mrugnął z
niedowierzeniem.
- To, co słyszałeś. Twój ojciec powróci
– potwierdziła Isa.
- Jakim cudem? Przecież jest w Azkabanie
– wtrąciła Hermiona.
- Wielu innych śmierciożerców również
było w Azkabanie – zauważyła blondynka.
- Czyli sądzisz, że… ucieknie?
- Tak – potwierdziła – I to całkiem
niedługo.
Hermiona zwiesiła głowę i wbiła swój
wzrok w stopy. Przez chwilę analizowała w głowie wiadomości, które przekazała
jej przyjaciółka.
- Więc Lucjusz Malfoy wyjdzie z
więzienia… I co dalej? – zapytała wolno – czy Florence miała jeszcze jakieś
wizje?
- Nie, lecz część wydarzeń z poprzednich
jeszcze się nie spełniła. To na ich podstawie sądzimy, że Lucjusz powróci.
- Co dokładnie ma się stać? – spytał Rob
– Flo nigdy nie mówiła mi, co widzi.
- Draco ma błagać kogoś o litość, a
Blaise Zabini płakać nad czyimś ciałem – szepnęła Isa. Spojrzała na Ślizgonów i
ich zaniepokojone miny.
- Dlaczego nigdy nam tego nie
powiedziałyście? – spytał cicho blondyn.
- Nie chciałyśmy was martwić. Tak dobrze
się wam wiodło…
W salonie zapanowała cisza. Wszyscy
rozmyślali o słowach, które zostały wypowiedziane. Błaganie o litość, płacz… To
brzmiało zbyt znajomo. Nikt nie chciał przeżywać tego od nowa.
- Myślicie, że fani Flo już o niej
zapomnieli? – zapytała w końcu Hermiona, by przerwać niezręczną ciszę.
- Nie wiem – odpowiedział Rob. Przed
oczyma od razu stanęła mu piątka roześmianych dziewczyn z Polski, które
wchodziły za kulisy. Były całe w brokacie. Zaczął zastanawiać się, czy
kiedykolwiek jeszcze choć cień wspomnień ich wspólnych spotkań nawiedzi je. Nie mógł
przeboleć tego, że już nigdy nie ujrzy roześmianych twarzy dziewczyn.
- Nie myślmy o tym teraz – zaproponowała
Isa – Po prostu… siedźmy tutaj. Zostaniecie? – zapytała błagalnym tonem.
- Oczywiście – odpowiedział Draco, jakby
to była najprostsza rzecz na świecie.
Wszyscy usiedli na jednej kanapie i
przytulili się do siebie. Zaczęli wspominać różne wydarzenia związane z
Florence, jednak opowiadanie o nich bez ciągłego przerywania rudej nie było już
tym samym.
***
Connor wycelował swoją różdżką w
strażnika. Nigdy nie sądził, że włamanie się do Azkabanu będzie tak proste.
- Jednak jestem genialny – mruknął, idąc
korytarzami więzienia. Mijał cele z czarodziejami, których sam skazał. Dawało
mu to ogromną satysfakcję.
Wydawało mu się, że droga ciągnie się w
nieskończoność. Pierwszy, drugi zakręt, minąć celę Thomasa Hooka, znów zakręt.
Znał tę ścieżkę na pamięć, mimo to wciąż powtarzał ją w głowie. Właśnie miał skręcić
po raz ostatni, gdy usłyszał cichy śpiew, który wydobywał się zza krat.
Przystanął, by posłuchać, o czym jest piosenka. Nie minęło kilka sekund, gdy
rozpoznał głos śpiewający o nieszczęśliwej miłości.
- Cóż za spotkanie… - powiedział
ironicznie, podchodząc do celi – Panna Welch we własnej osobie.
- Connor – wypluła Flo, po czym podeszła
do krat. Twarz, włosy i ubrania miała już brudne od tygodnia przebywania w
Azkabanie – Co tu robisz?
- Przyszedłem odwiedzić moich starych
znajomych – odpowiedział wymijająco – A gdy już jesteśmy w ich temacie… Gdy
jeszcze raz przejrzałem twoje papiery, wiesz, co wyraźnie rzuciło mi się w
oczy? – płynnie przeszedł na ,,ty”.
Ruda nie odpowiedziała, tylko morderczym
wzrokiem wpatrywała się w sędziego.
- Otóż w twoich dokumentach odnotowane
było: ,,Pomogła Draconowi Malfoy’owi wygrać sprawę dotyczącą oskarżenia
Lucjusza Malfoy’a oraz jego przyjaciół o śmierciożerstwo” – zrobił krótką pauzę
– Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś nie bratała się z tymi dzieciakami, Lucjusz nie
kazałby skazać cię na dwa lata?
Zdziwienie odbiło się w oczach kobiety,
jednak nadal uparcie milczała.
- Musieliśmy po prostu zabezpieczyć się
przed tym, byś nie miała kolejnej wizji, z której relację przekazałabyś
przyjaciołom. Przecież w życiu najbardziej chodzi o niespodzianki, prawda? –
zaśmiał się – Idziesz ulicą, a tu puff! I ktoś cię porywa!
- Co macie zamiar im zrobić? – zapytała
przez zaciśnięte zęby. Kraty wbijały się w jej dłonie.
- Och, na razie nic takiego… Nie chcemy
przecież naprawdę zrobić im krzywdy, są nam potrzebni – McCrowd znów się
uśmiechnął, po czym odszedł od celi Flo.
- Po co tu przyszedłeś?! – zawołała
jeszcze za nim ruda.
- Mówiłem ci już, że rządy się zmieniają
– odparł mężczyzna, oglądając się za siebie – Właśnie teraz przyszedł na to
czas.
Lucjusz usłyszał kroki odbijające się od
ścian więzienia. Gdzieś w oddali rozbłysło jasne światło, a czyjś patronus
unieszkodliwił wszystkich dementorów, którzy pilnowali cel śmierciożerców. Po
chwili zza zakrętu wyszedł Connor McCrowd. Jego siwe włosy lśniły w blasku
patronusa. Na twarzy mężczyzny błąkał się dobrze znany Lucjuszowi uśmiech
zwycięstwa. Malfoy pomyślał, że Connor nie miałby Takiej miny, gdyby znał
przyszłość.
- Panie – zaczął sędzia, gdy zbliżył się
do krat. Wyciągnął pęk kluczy z kieszeni szaty i otworzył drzwi celi – Jesteś
wolny.
- Przez ostatnie pół roku żyłem tylko
dla tej chwili – mruknął ojciec Dracona. Odgarnął swoje jasne włosy z czoła –
Otwórz cele pozostałych.
McCrowd posłusznie wykonał polecenie i
już po chwili Rudolf Lestrange, Thorfin Rowle, Amycus Carrow, Blaise Zabini
oraz Narcyza Malfoy kroczyli obok przywódcy ich nowej armii śmierciożerców.
Każdy z nich miał na sobie zaklęcie kameleona, rzucone dzięki odzyskanej
różdżce Lucjusza.
Pierwszy powiew wiatru, który potargał
ich włosy i omiótł policzki, był niebywale orzeźwiający. Po sześciu miesiącach
więzienia nawet przygaszone światło zachodzącego słońca kłuło śmierciożerców w
oczy. Narcyza zasłoniła swoja bladą dłonią twarz, wdychając świeże powietrze.
- Teleportujmy się już – powiedziała
rozkapryszonym tonem – Im szybciej zaczniemy działać, tym lepiej – jej mąż
spojrzał na nią, nie wierząc, że mimo tak długiego upływu czasu, jego zaklęcie
nadal działało. Narcyza była taka, jaka powinna być od zawsze – bezlitosna,
wyniosła i chętna do szerzenia zła.
Już po chwili poplecznicy Lucjusza razem
z nim samym pojawili się w Malfoy Manor. Od razu udali się do salonu, w którym
jak zawsze miało odbyć się zebranie. Każdy usiadł na swoim stałym miejscu, a
Malfoy zawołał O’Malley’a, który już od kilku dni po kryjomu porządkował dom. Polecił
służącemu, by wysłał sowy z wiadomością do reszty śmierciożerców, aby pojawili
się na naradzie.
- Inni śmierciożercy? – zdziwił się
Rowle, opierając plecy o skórzane oparcie sofy. Nagle poczuł się w dworku
Malfoy’a bezpiecznie, mimo że kiedyś zebrania były dla niego znienawidzonym
obowiązkiem.
- Myślałeś, że próżnowałem przez te
sześć miesięcy? Przez ten czas zdołałem przekonać wielu pracowników z
ministerstwa, by przeszli na nasza stronę. Dlatego też wiadomość o naszej
ucieczce nie dotrze do wielu czarodziejów, a szczególnie dziennikarzy Proroka
Codziennego – jasnowłosy uśmiechnął się z satysfakcją.
Rozejrzał się po swoim salonie. Wszystko
było tak, jak za dawnych, dobrych czasów, gdy jego syn nie wtrącał się jeszcze
w nie swoje sprawy. Jedynie nieobecność Alecto burzyła nieco harmonię – żadne
porcelanowe dłonie w koronkowych rękawach nie gładziły delikatnie ram obrazów,
nie splatały się na chudych kolanach. Nikt nie przerywał mu bezczelnie
przemówień.
- Panie, czy moglibyśmy porozmawiać na
osobności? – zapytał Connor, podchodząc do Lucjusza.
- Oczywiście, McCrowd – potaknął. W
duchu cieszył się, że sędzia sam zaproponował rozmowę.
Mężczyźni wyszli z salonu i skierowali
się w stronę jednej z komnat. Malfoy usiadł na fotelu, który znajdował się w
pokoju, a jego podwładny stanął tuż przed nim.
- Dziękuję, że zgodziłeś się, Panie,
porozmawiać ze mną – powiedział, kłaniając się – Nawet nie wiesz, jak
zaszczycony czuję się tym faktem…
- Przejdźmy już do konkretów – przerwał
mu zimno Lucjusz.
- Tak, więc… - Connor odchrząknął, zbity
z tropu, po czym kontynuował – Wiele myślałem przez ostatni czas i
przypomniałem sobie, że zaraz zanim przystąpiłem do twoich szeregów, Panie,
powiedziałeś mi, że być może obejmę jedno z wyższych stanowisk w Ministerstwie
Magii, które przejmiesz…
- Przecież teraz jesteś przewodniczącym
Wizengamotu. Co jeszcze ci się marzy? – znów mu przerwał.
McCrowd oblizał suche wargi.
- Myślałem, że może tak stanowisko
zastępcy Ministra Magii? – zapytał niepewnie, po czym szybko dopowiedział – Tak
dużo zrobiłem dla ciebie, Panie. Skazałem Florence Welch, nakłoniłem innych do
zmiany ławników w Wizengamocie, wypuściłem cię z Azkabanu…
- Mam nadzieję jednak, że nie zapomniałeś,
że nie umiałeś także dostatecznie dobrze manipulować poprzednimi przysięgłymi i
musiałem spędzić pół roku w więzieniu – rzekł chłodno Malfoy. Zadarł głowę i
spojrzał prosto w oczy sędziego, w których malował się strach.
- Oczywiście, że pamiętam, panie, jednak
przecież każdemu zdarzają się jakieś pomyłki, prawda? Nasze życie nie składa
się z samych powodzeń…
- Życie mojego sługi powinno. Nie mam
miejsca dla ludzi, którzy tylko od czasu do czasu zrobią coś dobrego – blondyn
podniósł się z fotela i stanął oko w oko z Connorem – Tak mi przykro.
- Panie, nie mówisz przecież tego na
poważnie – powiedział jeszcze bardziej drżącym głosem – To ja, twój sługa,
zrobiłbym dla ciebie wszystko…
- Podobnych tobie mam na pęczki. Nie
zrobi mi różnicy, czy będzie jeden więcej, czy jeden mnie – wzruszył ramionami.
- Ale przecież… Florence Welch…
Wydostałem cię z Azkabanu…
- Każdy z tutaj obecnych zrobiłby to dla
mnie. Zauważ, że przez żadnego z nich nie byłem więziony – Lucjusz sięgnął po
swoją różdżkę – Byłeś naprawdę dobrym sługą, Connorze, ale najwyraźniej również
głupim, jeżeli sądziłeś, że zapomnę o tym, co wydarzyło się pół roku temu.
Przez twoją niekompetencję straciliśmy cenny czas. Gdyby nie to wszystko, już
dawno byłbym panem wszystkich czarodziejów.
- Panie, proszę, wybacz mi – McCrowd
upadł na kolana i objął ramionami nogi Lucjusza – Nie możesz tego zrobić…
- Niestety, nie pozostawiłeś mi innego
wyboru – wycelował w mężczyznę różdżką – Avada Kedavra.
Zielony błysk przeszył powietrze, a już
po chwili uścisk ramion sędziego się rozluźnił. Malfoy z obrzydzeniem odsunął
się od ciała. Otrzepał swoje ręce, jakby umywając się od zbrodni, po czym jak
gdyby nigdy nic wrócił do salonu, z którego słychać już było głosy reszty jego
poleczników.
* tekst piosenki FATM ,,Shake it out"
Rozdział bardzo fajny ;) Mam nadzieję że w dalszych rozdziałach nic aż tak złego się nie stanie Draco i Hermionie :/ POZDRAWIAM ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał, chociaż strasznie smutny :( Biedna Florence jak oni mogli tak postąpić! Lucjusz to kompletny kretyn. Oby tylko Hermionie i Draco nic się nie stało :(
OdpowiedzUsuńŻyczę weny na kolejne rozdziały :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Bardzo dziękuję!
UsuńRzeczywiście, nieciekawie potoczyły się losy Flo... ale przecież to jeszcze nie koniec ;)
Również pozdrawiam! J. M.
Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg :) Przy okazji mam pytanie: jak mogłabym się z Tobą skontaktować, bo mam dla Ciebie pewną propozycję, która powinna Cię zainteresować ;) najlepiej e-mail :)
UsuńJasne, mój e-mail to johannamalfoy@gmail.com ;)
UsuńBiedna Flo, okropnie ją potraktowano, chociaż czego można się spodziewać po sługach Lucjusza... najwyraźniej te kilka miesięcy w Azkabanie niczego go nie nauczyły. Ale każdy wielki powrót, niesie za sobą wielki koniec... niech starszy Malfoy, zapamięta sobie te słowa. Teraz i przez resztę życia ^^
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, jak teraz musi się czuć Isa. Rob, Draco i Hermiona. Ale zapewne przy końcowej potyczce, będzie stanowić to, coś w rodzaju dodatkowej mocy pod postacią zemsty ;>
A sam przypadek McCrowda, niech stanie się ostrzeżeniem dla wszystkich śmierciożerców, których własne ambicje prowadzą naprzód śmierci...
Oczywiście, cudowny rozdział ^^
Czekam na next!
Pozdrawiam i życzę weny <3
Bardzo dziękuję!
UsuńSłowa o wielkim końcu tak pięknie dobrane, że chyba użyję ich w rozdziale :)
Tak, zemsta będzie, ale nieco inna... zresztą, zobaczycie.
Również pozdrawiam! J. M.
Bardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSectumSempra
Smutny rozdział :/ biedna Flo... Mam nadzieję że niedługo ją uwolnią, nie wyobrażam Sb że mogłaby spędzić w Azkabanie 2 lata... Lucjusz jak to Lucjusz, zimny bezlitosny drań, który mam nadzieję dostanie to na co zasłużył. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale bd jeszcze więcej Hermiony i Draco :D pozdrawiam serdecznie Iva Nerda
OdpowiedzUsuńTak, Flo i Azkaban to rzeczywiście dziwne połączenie. Na szczęście, nie na długo ;)
UsuńPostaram się dać nieco więcej Dramione.
Również pozdrawiam! J. M.
Super przepraszamze nie pisałam ale nie miałam jak :) mam nadzieje że sie nie złościsz a tym bardziej pragne ci powiedzieć że to wspaniała wiadomość iż przeczytać nowy rozdział :) naprawde troche nie podoba mi sie tu Lucjusz no ale nic na to nie poradze :) :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję!
UsuńNo co Ty, jak mogłabym się złościć ;)
Pozdrawiam! J. M.
Motywuję Cię, motywuję Cię. Mam nadzieję, że czujesz się zmotywowana. Komentarz jest, czas znaleźć czas na przeczytanie i nadrobienie kilku (dosłownie kilku ;) ) rozdziałów
OdpowiedzUsuńTy motywujesz mnie na każdym kroku ;) I wierzę Ci na słowo, że nadrobisz :P
UsuńPozdrawiam! J. M.