sobota, 13 lutego 2016

Rozdział XXXIV - ,,Dramione - Utracona Przyjaźń"

Hej, kochani! 
Jak obiecałam, jest rozdział XXXIV, dedykowany wszystkim, którym chce się jeszcze czytać UP :) 
Nie przedłużając, zapraszam Was do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy :* 
PS. Next w piątek. 
****** 



Pracownicy Ministerstwa Magii wyszli poza teren Malfoy Manor i po kolei teleportowali się do swoich domów. Lucjusz obserwował ich przez okno salonu, popijając Ognistą Whisky. W myślach wciąż przypominał sobie twarze swoich nowych popleczników. Było ich więcej, niż przypuszczał, a każda twarz wyrażała chęć obalenia obecnych rządów i oczyszczenia świata czarodziejów.
- Panie – usłyszał za sobą. Odwrócił się i ujrzał pracownika Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, Johna Travisa – Gdzie McCrowd? Miałem odtransportować go do ministerstwa.
- McCrowd zapłacił za swoje błędy – odpowiedział spokojnie Lucjusz. Jego wzrok przesunął się po ciele mężczyzny, aż spotkał się z zimnymi oczami Johna.
- Zabiłeś go, Panie – rzekł obojętnie pracownik ministerstwa – Też bym tak zrobił na twoim miejscu. Dużo już nasłuchałem się o McCrowdzie. Co chcesz zrobić z ciałem?
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem – powiedział, nieco zaskoczony tym pytaniem – Pewnie każę O’Malley’owi porzucić je w lesie.
- Mogę zaproponować ci lepsze rozwiązanie, Panie – Travis rozsiadł się na sofie, jakby był panem Malfoy Manor. Był niezwykle pewny siebie, jednak o dziwo nie denerwowało to Lucjusza.
- Jakie?
- W dzień rozprawy Florence Welch usłyszałem, jak Isabella Summers krzyczy do Connora McCrowda, że go zabije. Sądzę, że ten wrzask poniósł się po całym X poziomie, więc nikogo chyba nie zdziwi, jeżeli ciało przewodniczącego Wizengamotu zostanie znalezione pod domem Summers… - chytrze się uśmiechnął.
Malfoy uważnie przyjrzał się Johnowi Travisowi. Był bardzo młody, dopiero co musiał rozpocząć pracę w ministerstwie. Mimo to już teraz wiedział, którzy ludzie głoszą właściwe poglądy. Był bardziej chętny do oczyszczenia świata niż nie jeden były śmierciożerca.
- Podobasz mi się, synu – mruknął długowłosy i spoczął obok Travisa na sofie – Właśnie takich ludzi jak ty potrzebuję do mojej armii – poklepał go po ramieniu, po czym zwrócił się w stronę wyjścia z salonu – O’Malley!
Po chwili na progu pomieszczenia pojawił się służący. W ręku trzymał zmiotkę i szufelkę, a jego dłonie były szare od kurzu.
- Tak, Panie? – spytał, głęboko się kłaniając.
- Zawołaj Zabiniego. Powinien być w swojej komnacie – polecił.
O’Malley skinął głową i wyszedł z salonu. Powrócił po kilku minutach w asyście ciemnoskórego chłopaka. Blaise był ubrany w rozciągniętą koszulkę z logo mugolskiego zespołu i ciemne bermudy. Nonszalancko oparł się o poręcz fotela i spojrzał na Lucjusza.
- Co znowu? – burknął.
- Grzeczniej, Zabini – rzekł zimno Malfoy – Mam zadanie dla ciebie i O’Malley’a. Musicie przetransportować trupa pod dom Isy Summers.
Służący drgnął, gdy usłyszał, że znowu ma transportować nieżywego. Próbował nie okazywać obrzydzenia, które wypełniało go od środka. Blaise natomiast tylko się zaśmiał, jakby Lucjusz opowiedział mu wyjątkowo zabawny żart.
- Kogo znowu zabiłeś? – spytał ironicznie – Kto tym razem ci podpadł?
- Connor McCrowd – długowłosy próbował zachować zimną krew. Wiedział, że Zabini jest jego najlepszym pracownikiem i nie mógł pozwolić sobie na to, by go zabić.
- Czyli chcesz, bym jak zwykle wypełnił za ciebie czarną robotę – domyślił się. Już dawno przestał zwracać się do niego per ,,Panie” – Chcesz, bym wziął jakiegoś śmierdzącego trupa, zaniósł go pod dom przyjaciółki rudej wariatki i jak gdyby nigdy nic zostawił go tam?
- Dokładnie tak, Zabini.
- A co byś zrobił, gdybym ci odmówił? – zapytał przekornie.
- Znalazłbym odpowiedni sposób, by przekonać cię do wypełnienia tego zadania – odpowiedział spokojnie mężczyzna.
- Wiesz, że już ponad pół roku temu miałeś wpłacić do mojej skrytki pieniądze za nękanie twojego syna i Granger? Wiesz, że wciąż nie mam tych galeonów? – zaatakował Malfoy’a ciemnoskóry. Szybko do niego podszedł – Domagam się ich. To moja należność.
- Należność należnością, Zabini. Zawsze możesz odejść z tego biznesu, jednak nie wiem, jakie miałoby to dla ciebie skutki – uśmiechnął się kpiąco – Proponuję ci jednak cierpliwie czekać na moje pieniądze. Inaczej… może być nieciekawie.
- Niby jak? Wiesz przecież, że już od dawna zależy mi tylko na pieniądzach – wzruszyła ramionami ciemnoskóry – Dlatego nie patrzę na to, jakie skutki będzie nieść domaganie się o moje galeony.
Blaise nachylił się nad Lucjuszem i chwycił go za poły szaty. Bez problemu podniósł go na nogi i postawił przed sobą.
- Po raz ostatni wykonuję twoje głupie zadanie – szepnął mściwie wprost w ucho długowłosego – Jeżeli za siedem dni nie znajdę u Gringotta należnej mi sumy, odejdę. A wiesz przecież, że jestem twoim najlepszym pracownikiem.
Puścił mężczyznę, który mimowolnie głębiej odetchnął. Zabini wygładził swój t-shirt i skierował się w stronę wyjścia, pytając, gdzie znajduje się ciało McCrowda. Lucjusz odpowiedział mu, próbując nie okazywać, że jego głos nieco drży. Malfoy dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że głównym atutem Blaise’a jest siła, a chłopak służy mężczyźnie tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia. Długowłosy nie wiedział nawet, czy Zabini popiera jego idee. Dlatego tak bardzo bał się momentu, w którym ciemnoskóry odejdzie z szeregów śmierciożerców.
- Jeszcze przyjdziesz do mnie i będziesz prosić o wybaczenie – szepnął mściwie Lucjusz, wpatrując się w chłopaka, który wynosił ciało McCrowda. W głowie Malfoy’a już krystalizował się pewien plan.

***
- Dlaczego to wszystko dzieje się jednocześnie? – Isa nerwowo chodziła po salonie. Co chwilę potykała się o przedmioty, które leżały na podłodze.
- Tylko spokojnie, Isa… - próbował ją uspokoić Rob. Siedział na kanapie obok wytrąconego z równowagi Dracona i drżącej Hermiony. Jako jedyny próbował zachować zimną krew.
- Spokojnie? Spokojnie?! – krzyknęła. Chwyciła jeden z wazonów, który stał na dębowej komodzie i rzuciła nim przez całą długoś pokoju. Ozdoba rozbiła się, a jej porcelanowe fragmenty odprysły niemal na całe pomieszczenie – Mam być spokojna? Jak?! Ledwo skazali Florence na dwa lata w Azkabanie, a ja już znalazłam pod moim domem ciało sędziego Wizengamotu i jestem oskarżona o jego morderstwo! – podeszła do skorup wazonu. Zaczęła je zbierać, a ich ostre fragmenty przecinały skórę jej rąk.
- Isa, proszę cię… - Hermiona wstała z sofy i zbliżyła się do kobiety. Delikatnie wyjęła z jej dłoni fragmenty stłuczonego wazonu. Wyjęła różdżkę zza paska spodni i uleczyła skaleczenia na rękach blondynki – To nie jest żaden sposób. Musisz się uspokoić.
- Może macie racje… - szepnęła. Pustym wzrokiem spojrzała na Ślizgonkę, po czym podeszła do sofy i usiadła na niej, ukrywając twarz w dłoniach – Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
- Nic się przecież nie stało – Draco poklepał kobietę po ramieniu – Każdego mogą ponieść emocje.
- Chodzi właśnie o to, że mnie nie mogą teraz ponosić emocje – powiedziała zrozpaczonym głosem – Powinnam działać, coś robić, a nie rzucać ulubionym wazonem Flo po pokoju.
- Więc działajmy – zaproponował Rob. Oparł się o zagłówek sofy i spojrzał na Isę – Od czego zaczniemy?
- Musimy dowiedzieć się, kto zabił Connora i dlaczego jego ciało znalazło się pod tym domem – rzekła Hermiona.
- To proste. W dzień rozprawy Flo zawołałam do McCrowda, że go zabiję – wzruszyła ramionami – Ktoś musiał to usłyszeć i wykorzystać.
- Czyli zabił go ktoś z ministerstwa – domyślił się Rob.
- Albo ktoś, kto ma ludzi w ministerstwie – dodał Malfoy.
Hermiona szybko odwróciła się w stronę chłopaka.
- Twój ojciec – powiedziała cicho.
- Co, mój ojciec? – nie zrozumiał.
- Twój ojciec go zabił. A raczej jego poplecznicy.
Twarze wszystkich stężały. Wpatrywali się w Ślizgonkę, jakby jeszcze nie do końca zrozumieli jej słowa.
- Jego służący zabili McCrowda, bo przez niego trafił do Azkabanu – wyjaśniła swoją teorię dziewczyna.
- Ale jakim cudem miał przekazać tę informację poplecznikom? – zapytała Isa.
- To Lucjusz. Dla niego nic nie jest niemożliwe – Draco przeczesał swoje włosy palcami, po czym chwycił Hermionę za rękę – Chciałbym zaprzeczyć twojej teorii, ale to wszystko wydaje się zbyt prawdopodobne. Zabijanie ludzi i oskarżanie o morderstwa innych czarodziejów to ulubione zajęcie mojego ojca.
- Może tylko steruje swoimi poplecznikami z Azkabanu – powiedział z nadzieją Rob.
- Wątpię – rzekł sceptycznie blondyn.
- Nie nastawiajmy się od razu tak negatywnie… - Ślizgonka pogładził swojego chłopaka po dłoni – Jeżeli Lucjusz rzeczywiście wrócił, będziemy potrzebowali pomocy Flo i jej daru jasnowidzenia. Ale aby mieć pomoc Flo, potrzebujemy planu, jak uwolnić ją z więzienia.
- To udało się tylko Syriuszowi Blackowi i Lucjuszowi Malfoy’owi. Nie wydostaniemy jej sami – powiedziała Isa. Wstała z sofy i znowu zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Jeżeli będziemy w to wierzyć, uwolnimy ją – głos dziewczyny był mocny i stanowczy – Kochamy Florence i ją uwolnimy.
- Tak – Rob poparł Ślizgonkę – Uwolnimy ją. Ja też w to wierzę.
Również wstał z sofy i podszedł do blondynki. Oparł dłonie na jej ramionach i głęboko spojrzał w jej oczy.
- Iso? – zapytał.
- Ja też chciałabym w to wierzyć – powiedziała cicho.
- Więc uwierz – poparł wszystkich Draco.
Kobieta zaśmiała się, po czym pocałowała Roba w policzki. Uczyniła to samo, podchodząc do dwojga Ślizgonów.
- To od czego zaczynamy – sprawdzamy zabezpieczenia Azkabanu, czy lokalizujemy, w której celi jest Flo? – zapytała radośnie. Oczy skrzyły jej nadzieją.

***
Blaise teleportował się na teren Malfoy Manor. Szybkim krokiem pokonał odcinek, który dzielił go od wrót dworku. Przyłożył lewą dłoń do drzwi, a już po chwili stały one przed nim otworem. Skierował się wprost do salonu, w którym jak zawsze siedział Lucjusz.
- Gdzie. Moje. Pieniądze? – wycedził przez zaciśnięte zęby czarnoskóry. Wpatrywał się w Malfoy’a, który z cynicznym uśmieszkiem nalewał sobie Ognistej Whisky do kryształowej szklanki.
- Zapewne jeszcze w mojej skrytce – odpowiedział. Wstał z fotela i podszedł do Zabiniego – Czyżby coś było nie tak?
- Nie wspominałem ci o tym, że jeżeli nie ujrzę ich w ciągu tygodnia, odejdę z twoich szeregów? – spytał, ledwo panując nad sobą.
- Wspominałeś, owszem. Wydaje mi się jednak, że to ja jestem tutaj panem i to ja decyduję, czy ktoś dostaje pieniądze, czy nie – odparł Lucjusz.
- Nie wydaje mi się – Blaise chwycił mężczyznę za gardło – Nie masz nic, czym mógłbyś mnie szantażować. Mogę odejść w każdej chwili. Tylko pieniądze mnie tutaj trzymały.
- Więc teraz będzie trzymać cię tutaj jeszcze jedna rzecz – Malfoy wykręcił swoją twarz w stronę wyjścia z pomieszczenia, jednocześnie luzując uchwyt chłopaka – O’Malley, klucze od lochów.
Służący podszedł do mężczyzny i podał mu pęk kluczy. Ten pochwycił go, jakby był on ostatnią deską jego ratunku.
- Po co ci klucze do lochów? – zapytał zdziwiony Blaise.
- Zobaczysz, jeżeli mnie puścisz – wycharczał Lucjusz.
Ciemnoskóry oderwał dłoń od szyi długowłosego, na której malowało się teraz pięć czerwonych pręg. Malfoy rozmasował ręką obolałe miejsca, po czym skierował się w stronę korytarza prowadzącego do lochów. Znał tę drogę na pamięć – już tyle razy schodził do podziemi swojej posiadłości, by szantażować, zabić kogoś lub po prostu popatrzeć na swoich więźniów. Mimo że robił to od tylu lat, wciąż sprawiało mu to przyjemność.
- Chciałbym pokazać ci moją najnowszą zdobycz – mówił Lucjusz, schodząc po schodach – Wiem, że przecież nikogo nie kochasz, nie mam czym cię szantażować, bla, bla, bla… Jednak wydaje mi się, że znalazłem wyjątek, który potwierdza te reguły.
Weszli pomiędzy kręte korytarze lochów i zaczęli pośród nich lawirować. Na twarz długowłosego malował się ironiczny uśmiech. Już wyobrażał sobie reakcję Zabiniego na widok osoby leżącej w celi.
- Oto i mój eksponat! – Malfoy wskazał na jedno z pomieszczeń, odgrodzonych od korytarza żelaznymi kratkami. Oświetlenie nie było dobre, jednak na podłodze celi wyraźnie rysowało się czyjeś ciało.
- Lumos Maxima – wyszeptał Blaise. Drżącymi rękoma otworzył drzwi do pomieszczenia, które teraz zalane było światłem.
- Wydaje mi się, że to nie jest zaklęcie, którego najczęściej tutaj używam – powiedział Lucjusz. Wyciągnął różdżkę ze swojej laski zakończonej głową smoka i wycelował nią w leżące ciało – Crucio!
Przeraźliwy wrzask poniósł się po podziemiach Malfoy Manor. Zabini z przerażeniem stwierdził, że bardzo dobrze zna osobę, która tak krzyczała.
- Pansy?! – podbiegł do postaci leżącej na ziemi i odwrócił ją na plecy. Ujrzał swoją byłą dziewczynę. Była ubrana w białą szatę, którą Lucjusz kazał zakładać każdemu więźniowi. Twarz miała całą w siniakach i krwawiących ranach. Cicho jęczała i wiła się w konwulsjach, gdy Lucjusz wysyłał w jej stronę kolejne zaklęcia niewybaczalne.
- Pansy, Pansy, spójrz na mnie… – szeptał Blaise. Chwycił twarz dziewczyny  w swoje dłonie i próbował nawiązać z nią kontakt – Proszę, Pansy…
- Nie sądzę, by jakkolwiek ci odpowiedziała – zimny głos Lucjusza dotarł do uszu Zabiniego – Już od dwóch dni jest całkowicie nieprzytomna.
- Co ty z nią zrobiłeś?! – krzyknął ciemnoskóry. Delikatnie położył głowę Pansy na ziemi i szybkim krokiem podszedł do mężczyzny.
- Przecież nie powinno cię to obchodzić – powiedział kpiąco Malfoy – Mówiłeś, że nikogo nie kochasz.
- Bo nie kocham – odpowiedział automatycznie chłopak.
- Więc nie będziesz miał nic przeciwko temu, że teraz zabiję tę dziewczynę? – spytał niewinnie. Ponownie skierował w stronę Parkinson różdżkę.
- Nie! – ryknął Blaise. Rzucił się na Lucjusza i wytrącił mu magiczny atrybut z dłoni – Nie zrobisz tego. Nie możesz.
- Nie zrobię tego, jeżeli ty będziesz mi posłuszny – odparł mężczyzna. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy uświadomił sobie, że jego plan po raz kolejny okazał się trafny.
- Jesteś okrutny – wysyczał czarnoskóry. Z furią wpatrywał się w nowego przywódcę śmierciożerców.
- Powinieneś pamiętać o tym, gdy zechciałeś mi się sprzeciwić. Bajeczka o tym, że nikogo nie kochasz u mnie nigdy by nie przeszła. Myślałeś, że tak dobrze ukrywałeś swój romans z Parkinson? – zaśmiał się – Umowa jest taka – ty wykonujesz moje polecenia, dziewczyna żyje. Nie wykonujesz moich poleceń, dziewczyna ginie. Chyba postawiłem sprawę jasno.
- Będę mógł do niej przychodzić? – zapytał cicho Blaise. Już teraz wiedział, że będzie musiał zgodzić się na warunki mężczyzny.
- Jeżeli nie będziesz upominać się o pieniądze, wizyty z Parkinson będą się odbywały co tydzień – oznajmił Lucjusz – To co? Zgadzasz się, czy mam zabić ją od razu?
- Zgadzam się – powiedział zmęczonym głosem Zabini – Mam tylko jedna prośbę, czy mógłbym jeszcze na chwilę z nią zostać?
- Niech ci będzie – odpowiedział z ociąganiem Malfoy – Ale tylko trzy minuty. Ani sekundy więcej.
Lucjusz wyszedł z celi, a Blaise ukląkł przy ciele ciemnowłosej. Nachylił się nad jej twarzą i delikatnie odgarnął loki z brudnego czoła.
- Nie pozwolę, by cię skrzywdził – szepnął – Znajdę sposób, byśmy oboje stąd uciekli. Już nigdy nie będziemy musieli wracać do przeszłości.
Przytknął usta do warg Pansy i lekko je pocałował. Poczuł, że dziewczyna mimowolnie przysuwa się do niego, jednak wciąż była nieprzytomna.
- Jeszcze tylko minuta, Zabini – poinformował zimno Malfoy zza krat celi.
- Kocham cię, Pansy – powiedział szybko chłopak. Jeszcze raz ją pocałował – Pamiętaj o tym.
Ułożył bezwładne ciało dziewczyny w wygodniejszej pozycji i wyszedł z pomieszczenia, jeszcze kilka razy oglądając się za siebie. Z bólem odchodził od Pansy, ponieważ wiedział, że słowo Lucjusza tak naprawdę nic nigdy nie znaczyło. Równie dobrze mógł zabić Ślizgonkę zaraz po wyjściu Blaise’a z lochów.
Po raz pierwszy nie ucieszył się, gdy opuścił podziemia posiadłości Malfoy’a. Kiedy szedł korytarzem prowadzącym do holu, przez jego głowę wciąż przewijał się obraz nieprzytomnej Pansy. Nie mógł przestać obwiniać się o to, że nie zapewnił dziewczynie odpowiedniej ochrony.
- Może już to mówiłem, ale jesteś okrutny – powiedział cicho ciemnoskóry, stając przy drzwiach wyjściowych.
- To najlepszy komplement, jaki mogłeś mi powiedzieć – Lucjusz uśmiechnął się szeroko.
- Nigdy ci tego nie wybaczę. Pamiętaj, że pracuję dla ciebie tylko dlatego, że nie mam innego wyboru.
- Wiem, wiem, Zabini – machnął ręką w stronę wrót – Teraz jednak muszę cię wyprosić, bo mam wiele innych spraw do załatwienia – Chwycił za klamkę i szeroko otworzył drzwi.
- Znów chcesz kogoś skrzywdzić? – zapytał gorzko Blaise. Przeszedł przez próg Malfoy Manor i zaczął iść w stronę bramy.
- To przecież moje hobby! – zawołał za nim jasnowłosy, po czym zaśmiał się.

***
Hermiona leżała na swoim łóżku i wpatrywała się w sufit. Ledwo powstrzymywała się od zerkania na plakat Florence, który wisiał naprzeciwko posłania. Dziewczyna skupiała się na drobnych grudkach farby na ścianach, miękkiej pościeli pod plecami i Draconie, który siedział przy niej, jednak dręczący ją temat uwolnienia Florence wciąż do niej powracał.
- O czym myślisz? – zapytał cicho Malfoy. Nachylił się nad Ślizgonką, gładząc jej splątane loki, po czym lekko pocałował ją w skroń.
- Myślę o naszym planie uwolnienia Flo – głęboko westchnęła. Uniosła dłonie do twarzy chłopaka i delikatnie przesunęła palcami po jego kościach policzkowych.
- Coś z nim nie tak? – zdziwił się blondyn. Położył się obok dziewczyny i otoczył ją ramieniem.
- Jak na to, że opracowywaliśmy go niecałe dwie godziny jest świetny, jednak… - zawahała się – Nie wydaje ci się, że jest nas trochę za mało? Czy trójka czarodziejów i mugol mogą wedrzeć się do Azkabanu, pokonać strażników i dementorów, uwolnić Florence, a następnie ukrywać się przed ministerstwem? – zapytała niepewnie. Przekręciła się w objęciach chłopaka i spojrzała prosto w jego błękitne oczy.
- Oczywiście, że tak! Damy radę uwolnić Flo, jestem głęboko o tym przekonany. A przecież i ty w to wierzyłaś – powiedział z troską.
- Wciąż w to wierzę, Draco – zapewniła go – Jednak nie wydaje mi się, że uda nam się to w cztery osoby. Potrzebujemy większej ilości czarodziejów.
- Masz kogoś konkretnego na myśli? – spytał Malfoy. Przyciągnął do siebie Hermionę i przytulił ją.
- Myślałam o Harrym, Lunie, Ginny i Neville’u – rzekła chowając twarz w koszulce blondyna.
- Znowu ci Gryfoni i Krukonka? – Draco próbował ukryć rozdrażnienie w swoim głosie – Rozumiem, że podziwiasz ich za to, że ochronili świat przed Voldemortem, ale… uwierz, to nie jedyni odważni ludzie na świecie. To po prostu zwykli Gryfoni i Luna. Poradzimy sobie bez nich.
- Zwykli Gryfoni? – dziewczyna zesztywniała w ramionach chłopaka, po czym wyplątała się z jego objęć – Czyli nie traktujesz ich jako swoich przyjaciół? – zapytała z wyrzutem.
- Nie chodziło mi o to… - Draco wyciągnął dłoń, by pochwycić rękę dziewczyny, jednak ona odsunęła się już zbyt daleko od niego – Mówię po prostu o tym, że to czarodzieje tacy sami, jak my. Nie potrzebujemy ich do każdego zadania. A od kiedy pogodziliśmy się, cokolwiek byśmy nie robili, zawsze chciałaś, żeby byli z nami. Obojętnie, czy szliśmy gdzieś, czy mieliśmy pomóc w odgnomianiu ogródka starej czarownicy, która mieszka niedaleko – proponowałaś, byśmy zrobili to z Luną, Harrym, Ginny i Nevillem. Nie zwracałem na to uwagi, ponieważ wiedziałem, że są to twoi przyjaciele. Jednak czy nie wydaje ci się, że branie ich na akcję ratunkową jest zbyt dużym ryzykiem?
- Nie rozumiem cię, Draco – powiedziała zdenerwowanym głosem Ślizgonka. Usiadła na skraju łóżka i ukryła twarz w dłoniach – Najpierw zapewniasz, że również przyjaźnisz się z Ginny, Nevillem, Harrym i Luną, a potem zarzucasz mi, że chcę się z nimi spotykać.
- Ja też cię nie rozumiem – rzekł Malfoy. Dziewczyna usłyszała, jak niespokojnie chodzi po pokoju – Za każdym razem, gdy mamy coś zrobić, prosisz ich o pomoc, jakbyś… jakbyś nie wierzyła w to, że potrafię zrobić tego sam. Że my nie umiemy zrobić tego sami. Jakby oni byli w czymś od nas lepsi. A to tylko Gryfoni – położył nacisk na ostatnie słowo.
- Ja po prostu jestem z nimi bardzo związana. Pomagali mi po wojnie. Mimo tych wszystkich wydarzeń, które miały miejsce w czasie roku szkolnego, wciąż są moimi przyjaciółmi. Myślałam, że od kiedy przeszedłeś na stronę Zakonu zmieniłeś również zdanie o innych domach, ale widzę, że wciąż traktujesz ich, jakby byli z góry gorsi od ciebie – wstała z łóżka i poważnie spojrzała na chłopaka, który opierał się o drzwi na balkon – Naprawdę myślałam, że się zmieniłeś, Draco. Ale cóż, dla ciebie cały czas moi przyjaciele są tylko Gryfonami.
Skierowała się w stronę drzwi z sypialni. Słyszała, że Malfoy podążył za nią i próbował się tłumaczyć, zapewniając, że zmienił się i nigdy nie chciał, by Hermiona tak odebrała jego słowa. Ona jednak nie chciała już go słuchać.
- Wybacz, Draco, ale muszę się iść przewietrzyć – powiedziała, chwytając za klamkę – Chciałabym to wszystko przeanalizować w spokoju.
Opuściła chłopaka stojącego w drzwiach ich pokoju i opierającego się czołem o framugę drzwi. Szybko zbiegła po schodach na parter domu i wyszła przez drzwi do ogrodu wokół posiadłości. Zaczęła iść w stronę stawu, który znajdował się na granicy ich posesji.
Słońce urządziło na liściach mokrych od drobnego deszczu prawdziwą grę światła. Hermiona nie zwracała jednak na nią uwagę, wciąż myśląc tylko o rozmowie, którą odbyła się przed kilkoma minutami. Smutek i rozczarowanie odbierało jej możliwość racjonalnego myślenia. Umiała tylko wciąż przypominać sobie słowa Dracona o jej najlepszych przyjaciołach, a jej nogi same wciąż szły dalej, dalej i dalej.
Nie zorientowała się nawet, gdy wyszła poza posesję ich domu, ochronioną czarami. Teraz szła wzgórzem, na którym mugole uprawiali zboże. Złociste kłosy smagały jej nogi, a promienie wieczornego światła grzały w nagie ramiona. Wytaczała nową ścieżkę na polu, chcąc być jak najdalej od wszystkiego.
Łzy zaczęły przysłaniać jej pole widzenia. Głośno szlochała, a jej głos niósł się po szczycie wzgórza. Ze złością wyrywała kłosy, karcąc sama siebie w duchu, że tak łatwo dała się wyprowadzić z równowagi. Najchętniej cofnęłaby czas i powstrzymała samą siebie od pochopnego oceniania Dracona. Im dłużej myślała o tym zdarzeniu, tym bardziej uświadamiała sobie, że cała kłótnie spowodowana była stresem związanym z nieobecnością Florence. Oboje wciąż byli nerwowi, a ich nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Nie było niczego dziwnego w tym, że powiedzieli coś, co w normalnej sytuacji nawet nie przyszłoby im do głowy.
Gdy tylko to sobie uświadomiła, zaczęła iść z powrotem w stronę domu. Nie uszła nawet kilku kroków, gdy przed nią wyrosła wysoka postać. Stała ona pod światło, więc Hermiona nie od razu ją rozpoznała, jednak głos nie pozostawił żadnej wątpliwości.
- Nie spodziewałem się, że sama wyjdziesz poza teren posiadłości, Granger – usłyszała szept ojca Dracona.
- Lucjusz – szepnęła przerażona dziewczyna. Rozejrzała się wokół siebie i zobaczyła, że rzeczywiście nie znajduje się już w zasięgu działania czarów ochronnych. Strach odebrał jej zdolność poruszania się i zamiast uciekać, stała niczym spetryfikowana i wpatrywała się w długowłosego, który wyciągał w jej stronę różdżkę.
- Oblivate – szepnął Lucjusz.      


17 komentarzy:

  1. Nic dodać nic ująć. Super i jeszcze raz super. Szkoda, że koniec w takim momencie... ale wierzę w Ciebie ;) Rzycze weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Kocham kończyć rozdział w takich momentach ;P
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  2. Nie! Nie! Nie! Tylko nie Oblivate!!! Jestem zdruzgotana :/ Nie wiem jakim cudem Lucjusz ich odnalazł, ale ta cwana bestia jest zdolna do wszystkiego, więc można się było tego spodziewać :/ Akcja u Cb zmienia się jak w kalejdoskopie, to dobrze, bo nigdy nie wiadomo co się stanie za chwile :D Rozdział bardzo fajny, już mam ochotę na więcej... Tylko błagam, nie Oblivate...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucjusz ma tylu szpiegów, że bez problemu odnalazł Draco i Hermionę. W sumie i ja zdziwiłam się tym, że właśnie tak chcę poprowadzić akcję...
      Niestety, Oblivate jest już faktem.
      Pozdrawiam! J. M. ;)

      Usuń
  3. Mega wciągający rozdział;)
    Czułam, że będzie jeszcze wątek Pansy i Zabiniego. Ale jakim dupkiem trzeba być, żeby podrzucać zwłoki? Aż dziecinne.
    Hermiona nie zrobiła dobrze, udając się po za teren... Czekam na piątek. Oblivate... Nie...
    W ogóle jestem ciekawa, jak ta historia się zakończy. Szczęśliwie?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Cóż, to Lucjusz Malfoy, po nim można spodziewać się wszystkiego :D
      Planuję happy end, jednak jest to dosyć względne, ponieważ nie wszyscy bohaterowie będą go posiadać...
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  4. Za przerywanie w tym momencie powinno się zsyłać do Azkabanu -.-
    Nie mogę uwierzyć w to, że Lucjusz jest taki okrutny! Podrzucanie ciała pod dom Isy to chytry plan, ciekawe tylko czy wyjaśni się kto zabił.
    Blaise wreszcie przejrzał na oczy, szkoda mi Pansy :(
    Jestem ciekawa rozwoju wydarzeń i akcji ratunkowej. Chociaż po tym co Lucjusz zrobił Hermionie pewnie z tej akcji nic nie wyjdzie :(
    Mam nadzieję, że będzie happy end! Błagam zakończ to szczęśliwie!
    Życzę weny na kolejne rozdziały
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam do mnie na nowy rozdział
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, wystarczająco dużą ilość osób umieściłam już w Azkabanie ;)
      Rzeczywiście, akcja ratunkowa może przebiec nieco inaczej... i być przeznaczona dla innej osoby.
      Staram się zakończyć to szczęśliwie, serio. Ale nie moja wina, że mam zamiłowanie do zabijania bohaterów ;P
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  5. Super rozdział ;)
    Wiedziałam, że to będzie Pansy, ale nie myślałam nawet, że Blaise będzie dalej pracować dla Lucjusza... Ale przynajmniej Zabini chce odejść od śmierciożerców.
    Hermiona mnie trochę zdenerwowała... Rozumiem Draco. Też bym się zdenerwowała, chociaż w minimalnym stopniu, gdyby mój chłopak chciał cały czas robić coś ze swoimi przyjaciółmi, no ale jednak do tej akcji dodatkowe osoby się przydadzą.
    Obliviate ?! Tylko nie to... ! ;c
    Czekam na next. Pozdrawiam ! ;*
    ~Eris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Haha, no jasne, że i ja byłam po stronie Dracona. Ale przecież emocje mogą ponieść każdego ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  6. Jednak miałam rację, że tą (polubioną, przeze mnie) osobą będzie Pansy. Przecież Zabini za nikim innym by tak nie płakał...
    Biedna Parkinson, tak się narazić przez swoją miłość do niewłaściwej osoby...
    Jeszcze podrzucanie trupów... fuuu xd
    Draco, Draco, Draco... ileż się musi zdarzyć, żebyś wreszcie zrozumiał, że dom węża nie jest tym lepszym... (Mówi to Ślizgonka xd).
    Cieszę się, że Hermiona zareagowała w taki sposób... nie rozumiem Malfoy'a. Jeżeli ma się przyjaciół, a misja na którą się wyrusza nie jest najprostsza, to chyba prosi się ich o pomoc. Widocznie arystokratyczny charakterek mu jeszcze został...
    No i to Oblivite... coś czuję, że następny rozdział będzie bogaty emocje ^^

    No nic, czekam na next ^^
    Pozdrawiam i wysyłam koszyk weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, kto inny mógł to być?
      Ja akurat jestem po stronie Draco, ale tak naprawdę każda strona miała swoje racje.
      Rzeczywiście, nieco się podziejej... ale potem będzie już tylko lepiej (mam nadzieję ;P).
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  7. Bardzo fajny blog! Mam jedno baardzo ważne pytanie. Ile przewidujesz rozdziałów ?
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Przewiduję 40 rozdziałów + epilog ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  8. Hejka! Tak wiem, przez kilka poprzednich rozdziałów nie dawałam o sobie znać , ale czytam ! Odkładanie napisania komentarzy na później nie jest najlepszym pomysłem. Przepraszam cie za to:(
    No a rozdział! Świetny!
    Kurde wszystko tak szybko sie dzieje, że nie wiadomo co za chwile sie wydarzy ;)
    A ja wiedziałam, że Lucjusz schwyta Pansy, haha oczywiście z wizji Flo ;)
    No właśnie i Flo, czy uwolnią ją z ministerstwa? I jak to zrobią z Hermioną i jej Obliviate.
    Aha no i Hermiona, jak wychodziła poza teren jej domu, to wiedziałam, po prostu miałam takie przeczucie, że napotka sie na Lucka ;( no i teraz na pewno nie bedzie pamiętać Dracona i Flo i Isy i wgl. No i pewnie uwięci ją w Malfoy Manor i odbędzie sie kolejna akcja ratunkowa Hermiony i to może wtedy Draco bedzie błagał Lucyfera (haha) o litość. ;)
    No zobaczymy jak to bedzie!
    Z niecierpliwością czekam na next!
    Pozdrawiam i weny życzę!^^
    A. G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      No co Ty, nie masz za co przepraszać ;)
      Sprawa Flo i Hermiony wyjaśni się na przestrzeni dwóch kolejnych rozdziałów.
      Wiele Twoich domysłów jest słusznych... no, ale nie powiem nic więcej :)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  9. Masz wielki talent! Wszystkie rozdziały są cudowne <3 Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam i życze weny!^^

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz = +10 do motywacji ;)