Hej, kochani!
Jak obiecałam, jest rozdział XXXIV, dedykowany wszystkim, którym chce się jeszcze czytać UP :)
Nie przedłużając, zapraszam Was do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy :*
PS. Next w piątek.
******
Pracownicy Ministerstwa
Magii wyszli poza teren Malfoy Manor i po kolei teleportowali się do swoich
domów. Lucjusz obserwował ich przez okno salonu, popijając Ognistą Whisky. W
myślach wciąż przypominał sobie twarze swoich nowych popleczników. Było ich
więcej, niż przypuszczał, a każda twarz wyrażała chęć obalenia obecnych rządów
i oczyszczenia świata czarodziejów.
- Panie – usłyszał za sobą. Odwrócił się
i ujrzał pracownika Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, Johna
Travisa – Gdzie McCrowd? Miałem odtransportować go do ministerstwa.
- McCrowd zapłacił za swoje błędy –
odpowiedział spokojnie Lucjusz. Jego wzrok przesunął się po ciele mężczyzny, aż
spotkał się z zimnymi oczami Johna.
- Zabiłeś go, Panie – rzekł obojętnie
pracownik ministerstwa – Też bym tak zrobił na twoim miejscu. Dużo już nasłuchałem
się o McCrowdzie. Co chcesz zrobić z ciałem?
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem
– powiedział, nieco zaskoczony tym pytaniem – Pewnie każę O’Malley’owi porzucić
je w lesie.
- Mogę zaproponować ci lepsze
rozwiązanie, Panie – Travis rozsiadł się na sofie, jakby był panem Malfoy
Manor. Był niezwykle pewny siebie, jednak o dziwo nie denerwowało to Lucjusza.
- Jakie?
- W dzień rozprawy Florence Welch
usłyszałem, jak Isabella Summers krzyczy do Connora McCrowda, że go zabije.
Sądzę, że ten wrzask poniósł się po całym X poziomie, więc nikogo chyba nie
zdziwi, jeżeli ciało przewodniczącego Wizengamotu zostanie znalezione pod domem
Summers… - chytrze się uśmiechnął.
Malfoy uważnie przyjrzał się Johnowi
Travisowi. Był bardzo młody, dopiero co musiał rozpocząć pracę w ministerstwie.
Mimo to już teraz wiedział, którzy ludzie głoszą właściwe poglądy. Był bardziej
chętny do oczyszczenia świata niż nie jeden były śmierciożerca.
- Podobasz mi się, synu – mruknął
długowłosy i spoczął obok Travisa na sofie – Właśnie takich ludzi jak ty
potrzebuję do mojej armii – poklepał go po ramieniu, po czym zwrócił się w
stronę wyjścia z salonu – O’Malley!
Po chwili na progu pomieszczenia pojawił
się służący. W ręku trzymał zmiotkę i szufelkę, a jego dłonie były szare od kurzu.
- Tak, Panie? – spytał, głęboko się
kłaniając.
- Zawołaj Zabiniego. Powinien być w
swojej komnacie – polecił.
O’Malley skinął głową i wyszedł z
salonu. Powrócił po kilku minutach w asyście ciemnoskórego chłopaka. Blaise był
ubrany w rozciągniętą koszulkę z logo mugolskiego zespołu i ciemne bermudy.
Nonszalancko oparł się o poręcz fotela i spojrzał na Lucjusza.
- Co znowu? – burknął.
- Grzeczniej, Zabini – rzekł zimno
Malfoy – Mam zadanie dla ciebie i O’Malley’a. Musicie przetransportować trupa
pod dom Isy Summers.
Służący drgnął, gdy usłyszał, że znowu
ma transportować nieżywego. Próbował nie okazywać obrzydzenia, które wypełniało
go od środka. Blaise natomiast tylko się zaśmiał, jakby Lucjusz opowiedział mu
wyjątkowo zabawny żart.
- Kogo znowu zabiłeś? – spytał
ironicznie – Kto tym razem ci podpadł?
- Connor McCrowd – długowłosy próbował
zachować zimną krew. Wiedział, że Zabini jest jego najlepszym pracownikiem i
nie mógł pozwolić sobie na to, by go zabić.
- Czyli chcesz, bym jak zwykle wypełnił
za ciebie czarną robotę – domyślił się. Już dawno przestał zwracać się do niego
per ,,Panie” – Chcesz, bym wziął jakiegoś śmierdzącego trupa, zaniósł go pod
dom przyjaciółki rudej wariatki i jak gdyby nigdy nic zostawił go tam?
- Dokładnie tak, Zabini.
- A co byś zrobił, gdybym ci odmówił? –
zapytał przekornie.
- Znalazłbym odpowiedni sposób, by
przekonać cię do wypełnienia tego zadania – odpowiedział spokojnie mężczyzna.
- Wiesz, że już ponad pół roku temu
miałeś wpłacić do mojej skrytki pieniądze za nękanie twojego syna i Granger?
Wiesz, że wciąż nie mam tych galeonów? – zaatakował Malfoy’a ciemnoskóry.
Szybko do niego podszedł – Domagam się ich. To moja należność.
- Należność należnością, Zabini. Zawsze
możesz odejść z tego biznesu, jednak nie wiem, jakie miałoby to dla ciebie
skutki – uśmiechnął się kpiąco – Proponuję ci jednak cierpliwie czekać na moje
pieniądze. Inaczej… może być nieciekawie.
- Niby jak? Wiesz przecież, że już od
dawna zależy mi tylko na pieniądzach – wzruszyła ramionami ciemnoskóry –
Dlatego nie patrzę na to, jakie skutki będzie nieść domaganie się o moje
galeony.
Blaise nachylił się nad Lucjuszem i
chwycił go za poły szaty. Bez problemu podniósł go na nogi i postawił przed
sobą.
- Po raz ostatni wykonuję twoje głupie
zadanie – szepnął mściwie wprost w ucho długowłosego – Jeżeli za siedem dni nie
znajdę u Gringotta należnej mi sumy, odejdę. A wiesz przecież, że jestem twoim
najlepszym pracownikiem.
Puścił mężczyznę, który mimowolnie
głębiej odetchnął. Zabini wygładził swój t-shirt i skierował się w stronę
wyjścia, pytając, gdzie znajduje się ciało McCrowda. Lucjusz odpowiedział mu,
próbując nie okazywać, że jego głos nieco drży. Malfoy dobrze zdawał sobie
sprawę z tego, że głównym atutem Blaise’a jest siła, a chłopak służy mężczyźnie
tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia. Długowłosy nie wiedział nawet, czy Zabini
popiera jego idee. Dlatego tak bardzo bał się momentu, w którym ciemnoskóry
odejdzie z szeregów śmierciożerców.
- Jeszcze przyjdziesz do mnie i będziesz
prosić o wybaczenie – szepnął mściwie Lucjusz, wpatrując się w chłopaka, który
wynosił ciało McCrowda. W głowie Malfoy’a już krystalizował się pewien plan.
***
- Dlaczego to wszystko dzieje się
jednocześnie? – Isa nerwowo chodziła po salonie. Co chwilę potykała się o
przedmioty, które leżały na podłodze.
- Tylko spokojnie, Isa… - próbował ją
uspokoić Rob. Siedział na kanapie obok wytrąconego z równowagi Dracona i
drżącej Hermiony. Jako jedyny próbował zachować zimną krew.
- Spokojnie? Spokojnie?! – krzyknęła.
Chwyciła jeden z wazonów, który stał na dębowej komodzie i rzuciła nim przez
całą długoś pokoju. Ozdoba rozbiła się, a jej porcelanowe fragmenty odprysły
niemal na całe pomieszczenie – Mam być spokojna? Jak?! Ledwo skazali Florence
na dwa lata w Azkabanie, a ja już znalazłam pod moim domem ciało sędziego
Wizengamotu i jestem oskarżona o jego morderstwo! – podeszła do skorup wazonu.
Zaczęła je zbierać, a ich ostre fragmenty przecinały skórę jej rąk.
- Isa, proszę cię… - Hermiona wstała z
sofy i zbliżyła się do kobiety. Delikatnie wyjęła z jej dłoni fragmenty stłuczonego
wazonu. Wyjęła różdżkę zza paska spodni i uleczyła skaleczenia na rękach
blondynki – To nie jest żaden sposób. Musisz się uspokoić.
- Może macie racje… - szepnęła. Pustym
wzrokiem spojrzała na Ślizgonkę, po czym podeszła do sofy i usiadła na niej,
ukrywając twarz w dłoniach – Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
- Nic się przecież nie stało – Draco
poklepał kobietę po ramieniu – Każdego mogą ponieść emocje.
- Chodzi właśnie o to, że mnie nie mogą
teraz ponosić emocje – powiedziała zrozpaczonym głosem – Powinnam działać, coś
robić, a nie rzucać ulubionym wazonem Flo po pokoju.
- Więc działajmy – zaproponował Rob.
Oparł się o zagłówek sofy i spojrzał na Isę – Od czego zaczniemy?
- Musimy dowiedzieć się, kto zabił
Connora i dlaczego jego ciało znalazło się pod tym domem – rzekła Hermiona.
- To proste. W dzień rozprawy Flo
zawołałam do McCrowda, że go zabiję – wzruszyła ramionami – Ktoś musiał to
usłyszeć i wykorzystać.
- Czyli zabił go ktoś z ministerstwa –
domyślił się Rob.
- Albo ktoś, kto ma ludzi w
ministerstwie – dodał Malfoy.
Hermiona szybko odwróciła się w stronę
chłopaka.
- Twój ojciec – powiedziała cicho.
- Co, mój ojciec? – nie zrozumiał.
- Twój ojciec go zabił. A raczej jego
poplecznicy.
Twarze wszystkich stężały. Wpatrywali
się w Ślizgonkę, jakby jeszcze nie do końca zrozumieli jej słowa.
- Jego służący zabili McCrowda, bo przez
niego trafił do Azkabanu – wyjaśniła swoją teorię dziewczyna.
- Ale jakim cudem miał przekazać tę
informację poplecznikom? – zapytała Isa.
- To Lucjusz. Dla niego nic nie jest
niemożliwe – Draco przeczesał swoje włosy palcami, po czym chwycił Hermionę za
rękę – Chciałbym zaprzeczyć twojej teorii, ale to wszystko wydaje się zbyt
prawdopodobne. Zabijanie ludzi i oskarżanie o morderstwa innych czarodziejów to
ulubione zajęcie mojego ojca.
- Może tylko steruje swoimi
poplecznikami z Azkabanu – powiedział z nadzieją Rob.
- Wątpię – rzekł sceptycznie blondyn.
- Nie nastawiajmy się od razu tak
negatywnie… - Ślizgonka pogładził swojego chłopaka po dłoni – Jeżeli Lucjusz rzeczywiście
wrócił, będziemy potrzebowali pomocy Flo i jej daru jasnowidzenia. Ale aby mieć
pomoc Flo, potrzebujemy planu, jak uwolnić ją z więzienia.
- To udało się tylko Syriuszowi Blackowi
i Lucjuszowi Malfoy’owi. Nie wydostaniemy jej sami – powiedziała Isa. Wstała z
sofy i znowu zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Jeżeli będziemy w to wierzyć, uwolnimy
ją – głos dziewczyny był mocny i stanowczy – Kochamy Florence i ją uwolnimy.
- Tak – Rob poparł Ślizgonkę – Uwolnimy
ją. Ja też w to wierzę.
Również wstał z sofy i podszedł do
blondynki. Oparł dłonie na jej ramionach i głęboko spojrzał w jej oczy.
- Iso? – zapytał.
- Ja też chciałabym w to wierzyć –
powiedziała cicho.
- Więc uwierz – poparł wszystkich Draco.
Kobieta zaśmiała się, po czym pocałowała
Roba w policzki. Uczyniła to samo, podchodząc do dwojga Ślizgonów.
- To od czego zaczynamy – sprawdzamy
zabezpieczenia Azkabanu, czy lokalizujemy, w której celi jest Flo? – zapytała
radośnie. Oczy skrzyły jej nadzieją.
***
Blaise teleportował się na teren Malfoy
Manor. Szybkim krokiem pokonał odcinek, który dzielił go od wrót dworku. Przyłożył
lewą dłoń do drzwi, a już po chwili stały one przed nim otworem. Skierował się
wprost do salonu, w którym jak zawsze siedział Lucjusz.
- Gdzie. Moje. Pieniądze? – wycedził
przez zaciśnięte zęby czarnoskóry. Wpatrywał się w Malfoy’a, który z cynicznym
uśmieszkiem nalewał sobie Ognistej Whisky do kryształowej szklanki.
- Zapewne jeszcze w mojej skrytce –
odpowiedział. Wstał z fotela i podszedł do Zabiniego – Czyżby coś było nie tak?
- Nie wspominałem ci o tym, że jeżeli
nie ujrzę ich w ciągu tygodnia, odejdę z twoich szeregów? – spytał, ledwo
panując nad sobą.
- Wspominałeś, owszem. Wydaje mi się
jednak, że to ja jestem tutaj panem i to ja decyduję, czy ktoś dostaje
pieniądze, czy nie – odparł Lucjusz.
- Nie wydaje mi się – Blaise chwycił
mężczyznę za gardło – Nie masz nic, czym mógłbyś mnie szantażować. Mogę odejść
w każdej chwili. Tylko pieniądze mnie tutaj trzymały.
- Więc teraz będzie trzymać cię tutaj
jeszcze jedna rzecz – Malfoy wykręcił swoją twarz w stronę wyjścia z
pomieszczenia, jednocześnie luzując uchwyt chłopaka – O’Malley, klucze od
lochów.
Służący podszedł do mężczyzny i podał mu
pęk kluczy. Ten pochwycił go, jakby był on ostatnią deską jego ratunku.
- Po co ci klucze do lochów? – zapytał
zdziwiony Blaise.
- Zobaczysz, jeżeli mnie puścisz –
wycharczał Lucjusz.
Ciemnoskóry oderwał dłoń od szyi
długowłosego, na której malowało się teraz pięć czerwonych pręg. Malfoy
rozmasował ręką obolałe miejsca, po czym skierował się w stronę korytarza
prowadzącego do lochów. Znał tę drogę na pamięć – już tyle razy schodził do
podziemi swojej posiadłości, by szantażować, zabić kogoś lub po prostu
popatrzeć na swoich więźniów. Mimo że robił to od tylu lat, wciąż sprawiało mu
to przyjemność.
- Chciałbym pokazać ci moją najnowszą
zdobycz – mówił Lucjusz, schodząc po schodach – Wiem, że przecież nikogo nie
kochasz, nie mam czym cię szantażować, bla, bla, bla… Jednak wydaje mi się, że
znalazłem wyjątek, który potwierdza te reguły.
Weszli pomiędzy kręte korytarze lochów i
zaczęli pośród nich lawirować. Na twarz długowłosego malował się ironiczny
uśmiech. Już wyobrażał sobie reakcję Zabiniego na widok osoby leżącej w celi.
- Oto i mój eksponat! – Malfoy wskazał
na jedno z pomieszczeń, odgrodzonych od korytarza żelaznymi kratkami.
Oświetlenie nie było dobre, jednak na podłodze celi wyraźnie rysowało się
czyjeś ciało.
- Lumos Maxima – wyszeptał Blaise.
Drżącymi rękoma otworzył drzwi do pomieszczenia, które teraz zalane było
światłem.
- Wydaje mi się, że to nie jest
zaklęcie, którego najczęściej tutaj używam – powiedział Lucjusz. Wyciągnął
różdżkę ze swojej laski zakończonej głową smoka i wycelował nią w leżące ciało
– Crucio!
Przeraźliwy wrzask poniósł się po podziemiach
Malfoy Manor. Zabini z przerażeniem stwierdził, że bardzo dobrze zna osobę,
która tak krzyczała.
- Pansy?! – podbiegł do postaci leżącej
na ziemi i odwrócił ją na plecy. Ujrzał swoją byłą dziewczynę. Była ubrana w
białą szatę, którą Lucjusz kazał zakładać każdemu więźniowi. Twarz miała całą w
siniakach i krwawiących ranach. Cicho jęczała i wiła się w konwulsjach, gdy
Lucjusz wysyłał w jej stronę kolejne zaklęcia niewybaczalne.
- Pansy, Pansy, spójrz na mnie… –
szeptał Blaise. Chwycił twarz dziewczyny
w swoje dłonie i próbował nawiązać z nią kontakt – Proszę, Pansy…
- Nie sądzę, by jakkolwiek ci
odpowiedziała – zimny głos Lucjusza dotarł do uszu Zabiniego – Już od dwóch dni
jest całkowicie nieprzytomna.
- Co ty z nią zrobiłeś?! – krzyknął
ciemnoskóry. Delikatnie położył głowę Pansy na ziemi i szybkim krokiem podszedł
do mężczyzny.
- Przecież nie powinno cię to obchodzić
– powiedział kpiąco Malfoy – Mówiłeś, że nikogo nie kochasz.
- Bo nie kocham – odpowiedział
automatycznie chłopak.
- Więc nie będziesz miał nic przeciwko
temu, że teraz zabiję tę dziewczynę? – spytał niewinnie. Ponownie skierował w
stronę Parkinson różdżkę.
- Nie! – ryknął Blaise. Rzucił się na
Lucjusza i wytrącił mu magiczny atrybut z dłoni – Nie zrobisz tego. Nie możesz.
- Nie zrobię tego, jeżeli ty będziesz mi
posłuszny – odparł mężczyzna. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy uświadomił
sobie, że jego plan po raz kolejny okazał się trafny.
- Jesteś okrutny – wysyczał czarnoskóry.
Z furią wpatrywał się w nowego przywódcę śmierciożerców.
- Powinieneś pamiętać o tym, gdy
zechciałeś mi się sprzeciwić. Bajeczka o tym, że nikogo nie kochasz u mnie
nigdy by nie przeszła. Myślałeś, że tak dobrze ukrywałeś swój romans z
Parkinson? – zaśmiał się – Umowa jest taka – ty wykonujesz moje polecenia,
dziewczyna żyje. Nie wykonujesz moich poleceń, dziewczyna ginie. Chyba
postawiłem sprawę jasno.
- Będę mógł do niej przychodzić? –
zapytał cicho Blaise. Już teraz wiedział, że będzie musiał zgodzić się na
warunki mężczyzny.
- Jeżeli nie będziesz upominać się o
pieniądze, wizyty z Parkinson będą się odbywały co tydzień – oznajmił Lucjusz –
To co? Zgadzasz się, czy mam zabić ją od razu?
- Zgadzam się – powiedział zmęczonym
głosem Zabini – Mam tylko jedna prośbę, czy mógłbym jeszcze na chwilę z nią
zostać?
- Niech ci będzie – odpowiedział z
ociąganiem Malfoy – Ale tylko trzy minuty. Ani sekundy więcej.
Lucjusz wyszedł z celi, a Blaise ukląkł
przy ciele ciemnowłosej. Nachylił się nad jej twarzą i delikatnie odgarnął loki
z brudnego czoła.
- Nie pozwolę, by cię skrzywdził –
szepnął – Znajdę sposób, byśmy oboje stąd uciekli. Już nigdy nie będziemy
musieli wracać do przeszłości.
Przytknął usta do warg Pansy i lekko je
pocałował. Poczuł, że dziewczyna mimowolnie przysuwa się do niego, jednak wciąż
była nieprzytomna.
- Jeszcze tylko minuta, Zabini –
poinformował zimno Malfoy zza krat celi.
- Kocham cię, Pansy – powiedział szybko
chłopak. Jeszcze raz ją pocałował – Pamiętaj o tym.
Ułożył bezwładne ciało dziewczyny w
wygodniejszej pozycji i wyszedł z pomieszczenia, jeszcze kilka razy oglądając
się za siebie. Z bólem odchodził od Pansy, ponieważ wiedział, że słowo Lucjusza
tak naprawdę nic nigdy nie znaczyło. Równie dobrze mógł zabić Ślizgonkę zaraz
po wyjściu Blaise’a z lochów.
Po raz pierwszy nie ucieszył się, gdy
opuścił podziemia posiadłości Malfoy’a. Kiedy szedł korytarzem prowadzącym do
holu, przez jego głowę wciąż przewijał się obraz nieprzytomnej Pansy. Nie mógł
przestać obwiniać się o to, że nie zapewnił dziewczynie odpowiedniej ochrony.
- Może już to mówiłem, ale jesteś
okrutny – powiedział cicho ciemnoskóry, stając przy drzwiach wyjściowych.
- To najlepszy komplement, jaki mogłeś
mi powiedzieć – Lucjusz uśmiechnął się szeroko.
- Nigdy ci tego nie wybaczę. Pamiętaj,
że pracuję dla ciebie tylko dlatego, że nie mam innego wyboru.
- Wiem, wiem, Zabini – machnął ręką w
stronę wrót – Teraz jednak muszę cię wyprosić, bo mam wiele innych spraw do
załatwienia – Chwycił za klamkę i szeroko otworzył drzwi.
- Znów chcesz kogoś skrzywdzić? –
zapytał gorzko Blaise. Przeszedł przez próg Malfoy Manor i zaczął iść w stronę
bramy.
- To przecież moje hobby! – zawołał za
nim jasnowłosy, po czym zaśmiał się.
***
Hermiona leżała na swoim łóżku i
wpatrywała się w sufit. Ledwo powstrzymywała się od zerkania na plakat
Florence, który wisiał naprzeciwko posłania. Dziewczyna skupiała się na
drobnych grudkach farby na ścianach, miękkiej pościeli pod plecami i Draconie,
który siedział przy niej, jednak dręczący ją temat uwolnienia Florence wciąż do
niej powracał.
- O czym myślisz? – zapytał cicho
Malfoy. Nachylił się nad Ślizgonką, gładząc jej splątane loki, po czym lekko
pocałował ją w skroń.
- Myślę o naszym planie uwolnienia Flo –
głęboko westchnęła. Uniosła dłonie do twarzy chłopaka i delikatnie przesunęła
palcami po jego kościach policzkowych.
- Coś z nim nie tak? – zdziwił się
blondyn. Położył się obok dziewczyny i otoczył ją ramieniem.
- Jak na to, że opracowywaliśmy go
niecałe dwie godziny jest świetny, jednak… - zawahała się – Nie wydaje ci się,
że jest nas trochę za mało? Czy trójka czarodziejów i mugol mogą wedrzeć się do
Azkabanu, pokonać strażników i dementorów, uwolnić Florence, a następnie
ukrywać się przed ministerstwem? – zapytała niepewnie. Przekręciła się w
objęciach chłopaka i spojrzała prosto w jego błękitne oczy.
- Oczywiście, że tak! Damy radę uwolnić
Flo, jestem głęboko o tym przekonany. A przecież i ty w to wierzyłaś –
powiedział z troską.
- Wciąż w to wierzę, Draco – zapewniła
go – Jednak nie wydaje mi się, że uda nam się to w cztery osoby. Potrzebujemy
większej ilości czarodziejów.
- Masz kogoś konkretnego na myśli? –
spytał Malfoy. Przyciągnął do siebie Hermionę i przytulił ją.
- Myślałam o Harrym, Lunie, Ginny i Neville’u
– rzekła chowając twarz w koszulce blondyna.
- Znowu ci Gryfoni i Krukonka? – Draco
próbował ukryć rozdrażnienie w swoim głosie – Rozumiem, że podziwiasz ich za
to, że ochronili świat przed Voldemortem, ale… uwierz, to nie jedyni odważni
ludzie na świecie. To po prostu zwykli Gryfoni i Luna. Poradzimy sobie bez
nich.
- Zwykli Gryfoni? – dziewczyna
zesztywniała w ramionach chłopaka, po czym wyplątała się z jego objęć – Czyli
nie traktujesz ich jako swoich przyjaciół? – zapytała z wyrzutem.
- Nie chodziło mi o to… - Draco
wyciągnął dłoń, by pochwycić rękę dziewczyny, jednak ona odsunęła się już zbyt
daleko od niego – Mówię po prostu o tym, że to czarodzieje tacy sami, jak my.
Nie potrzebujemy ich do każdego zadania. A od kiedy pogodziliśmy się, cokolwiek
byśmy nie robili, zawsze chciałaś, żeby byli z nami. Obojętnie, czy szliśmy
gdzieś, czy mieliśmy pomóc w odgnomianiu ogródka starej czarownicy, która
mieszka niedaleko – proponowałaś, byśmy zrobili to z Luną, Harrym, Ginny i
Nevillem. Nie zwracałem na to uwagi, ponieważ wiedziałem, że są to twoi
przyjaciele. Jednak czy nie wydaje ci się, że branie ich na akcję ratunkową
jest zbyt dużym ryzykiem?
- Nie rozumiem cię, Draco – powiedziała
zdenerwowanym głosem Ślizgonka. Usiadła na skraju łóżka i ukryła twarz w
dłoniach – Najpierw zapewniasz, że również przyjaźnisz się z Ginny, Nevillem,
Harrym i Luną, a potem zarzucasz mi, że chcę się z nimi spotykać.
- Ja też cię nie rozumiem – rzekł
Malfoy. Dziewczyna usłyszała, jak niespokojnie chodzi po pokoju – Za każdym
razem, gdy mamy coś zrobić, prosisz ich o pomoc, jakbyś… jakbyś nie wierzyła w
to, że potrafię zrobić tego sam. Że my nie umiemy zrobić tego sami. Jakby oni
byli w czymś od nas lepsi. A to tylko Gryfoni – położył nacisk na ostatnie
słowo.
- Ja po prostu jestem z nimi bardzo
związana. Pomagali mi po wojnie. Mimo tych wszystkich wydarzeń, które miały
miejsce w czasie roku szkolnego, wciąż są moimi przyjaciółmi. Myślałam, że od
kiedy przeszedłeś na stronę Zakonu zmieniłeś również zdanie o innych domach,
ale widzę, że wciąż traktujesz ich, jakby byli z góry gorsi od ciebie – wstała
z łóżka i poważnie spojrzała na chłopaka, który opierał się o drzwi na balkon –
Naprawdę myślałam, że się zmieniłeś, Draco. Ale cóż, dla ciebie cały czas moi
przyjaciele są tylko Gryfonami.
Skierowała się w stronę drzwi z
sypialni. Słyszała, że Malfoy podążył za nią i próbował się tłumaczyć,
zapewniając, że zmienił się i nigdy nie chciał, by Hermiona tak odebrała jego
słowa. Ona jednak nie chciała już go słuchać.
- Wybacz, Draco, ale muszę się iść
przewietrzyć – powiedziała, chwytając za klamkę – Chciałabym to wszystko
przeanalizować w spokoju.
Opuściła chłopaka stojącego w drzwiach
ich pokoju i opierającego się czołem o framugę drzwi. Szybko zbiegła po
schodach na parter domu i wyszła przez drzwi do ogrodu wokół posiadłości.
Zaczęła iść w stronę stawu, który znajdował się na granicy ich posesji.
Słońce urządziło na liściach mokrych od
drobnego deszczu prawdziwą grę światła. Hermiona nie zwracała jednak na nią
uwagę, wciąż myśląc tylko o rozmowie, którą odbyła się przed kilkoma minutami.
Smutek i rozczarowanie odbierało jej możliwość racjonalnego myślenia. Umiała
tylko wciąż przypominać sobie słowa Dracona o jej najlepszych przyjaciołach, a
jej nogi same wciąż szły dalej, dalej i dalej.
Nie zorientowała się nawet, gdy wyszła
poza posesję ich domu, ochronioną czarami. Teraz szła wzgórzem, na którym
mugole uprawiali zboże. Złociste kłosy smagały jej nogi, a promienie
wieczornego światła grzały w nagie ramiona. Wytaczała nową ścieżkę na polu,
chcąc być jak najdalej od wszystkiego.
Łzy zaczęły przysłaniać jej pole
widzenia. Głośno szlochała, a jej głos niósł się po szczycie wzgórza. Ze
złością wyrywała kłosy, karcąc sama siebie w duchu, że tak łatwo dała się
wyprowadzić z równowagi. Najchętniej cofnęłaby czas i powstrzymała samą siebie
od pochopnego oceniania Dracona. Im dłużej myślała o tym zdarzeniu, tym
bardziej uświadamiała sobie, że cała kłótnie spowodowana była stresem związanym
z nieobecnością Florence. Oboje wciąż byli nerwowi, a ich nastroje zmieniały
się jak w kalejdoskopie. Nie było niczego dziwnego w tym, że powiedzieli coś,
co w normalnej sytuacji nawet nie przyszłoby im do głowy.
Gdy tylko to sobie uświadomiła, zaczęła
iść z powrotem w stronę domu. Nie uszła nawet kilku kroków, gdy przed nią
wyrosła wysoka postać. Stała ona pod światło, więc Hermiona nie od razu ją
rozpoznała, jednak głos nie pozostawił żadnej wątpliwości.
- Nie spodziewałem się, że sama
wyjdziesz poza teren posiadłości, Granger – usłyszała szept ojca Dracona.
- Lucjusz – szepnęła przerażona
dziewczyna. Rozejrzała się wokół siebie i zobaczyła, że rzeczywiście nie
znajduje się już w zasięgu działania czarów ochronnych. Strach odebrał jej
zdolność poruszania się i zamiast uciekać, stała niczym spetryfikowana i
wpatrywała się w długowłosego, który wyciągał w jej stronę różdżkę.
- Oblivate – szepnął Lucjusz.
Nic dodać nic ująć. Super i jeszcze raz super. Szkoda, że koniec w takim momencie... ale wierzę w Ciebie ;) Rzycze weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Kocham kończyć rozdział w takich momentach ;P
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
Nie! Nie! Nie! Tylko nie Oblivate!!! Jestem zdruzgotana :/ Nie wiem jakim cudem Lucjusz ich odnalazł, ale ta cwana bestia jest zdolna do wszystkiego, więc można się było tego spodziewać :/ Akcja u Cb zmienia się jak w kalejdoskopie, to dobrze, bo nigdy nie wiadomo co się stanie za chwile :D Rozdział bardzo fajny, już mam ochotę na więcej... Tylko błagam, nie Oblivate...
OdpowiedzUsuńLucjusz ma tylu szpiegów, że bez problemu odnalazł Draco i Hermionę. W sumie i ja zdziwiłam się tym, że właśnie tak chcę poprowadzić akcję...
UsuńNiestety, Oblivate jest już faktem.
Pozdrawiam! J. M. ;)
Mega wciągający rozdział;)
OdpowiedzUsuńCzułam, że będzie jeszcze wątek Pansy i Zabiniego. Ale jakim dupkiem trzeba być, żeby podrzucać zwłoki? Aż dziecinne.
Hermiona nie zrobiła dobrze, udając się po za teren... Czekam na piątek. Oblivate... Nie...
W ogóle jestem ciekawa, jak ta historia się zakończy. Szczęśliwie?
Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję!
UsuńCóż, to Lucjusz Malfoy, po nim można spodziewać się wszystkiego :D
Planuję happy end, jednak jest to dosyć względne, ponieważ nie wszyscy bohaterowie będą go posiadać...
Również pozdrawiam! J. M.
Za przerywanie w tym momencie powinno się zsyłać do Azkabanu -.-
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć w to, że Lucjusz jest taki okrutny! Podrzucanie ciała pod dom Isy to chytry plan, ciekawe tylko czy wyjaśni się kto zabił.
Blaise wreszcie przejrzał na oczy, szkoda mi Pansy :(
Jestem ciekawa rozwoju wydarzeń i akcji ratunkowej. Chociaż po tym co Lucjusz zrobił Hermionie pewnie z tej akcji nic nie wyjdzie :(
Mam nadzieję, że będzie happy end! Błagam zakończ to szczęśliwie!
Życzę weny na kolejne rozdziały
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam do mnie na nowy rozdział
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Haha, wystarczająco dużą ilość osób umieściłam już w Azkabanie ;)
UsuńRzeczywiście, akcja ratunkowa może przebiec nieco inaczej... i być przeznaczona dla innej osoby.
Staram się zakończyć to szczęśliwie, serio. Ale nie moja wina, że mam zamiłowanie do zabijania bohaterów ;P
Również pozdrawiam! J. M.
Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to będzie Pansy, ale nie myślałam nawet, że Blaise będzie dalej pracować dla Lucjusza... Ale przynajmniej Zabini chce odejść od śmierciożerców.
Hermiona mnie trochę zdenerwowała... Rozumiem Draco. Też bym się zdenerwowała, chociaż w minimalnym stopniu, gdyby mój chłopak chciał cały czas robić coś ze swoimi przyjaciółmi, no ale jednak do tej akcji dodatkowe osoby się przydadzą.
Obliviate ?! Tylko nie to... ! ;c
Czekam na next. Pozdrawiam ! ;*
~Eris
Bardzo dziękuję!
UsuńHaha, no jasne, że i ja byłam po stronie Dracona. Ale przecież emocje mogą ponieść każdego ;)
Również pozdrawiam! J. M.
Jednak miałam rację, że tą (polubioną, przeze mnie) osobą będzie Pansy. Przecież Zabini za nikim innym by tak nie płakał...
OdpowiedzUsuńBiedna Parkinson, tak się narazić przez swoją miłość do niewłaściwej osoby...
Jeszcze podrzucanie trupów... fuuu xd
Draco, Draco, Draco... ileż się musi zdarzyć, żebyś wreszcie zrozumiał, że dom węża nie jest tym lepszym... (Mówi to Ślizgonka xd).
Cieszę się, że Hermiona zareagowała w taki sposób... nie rozumiem Malfoy'a. Jeżeli ma się przyjaciół, a misja na którą się wyrusza nie jest najprostsza, to chyba prosi się ich o pomoc. Widocznie arystokratyczny charakterek mu jeszcze został...
No i to Oblivite... coś czuję, że następny rozdział będzie bogaty emocje ^^
No nic, czekam na next ^^
Pozdrawiam i wysyłam koszyk weny <3
W sumie, kto inny mógł to być?
UsuńJa akurat jestem po stronie Draco, ale tak naprawdę każda strona miała swoje racje.
Rzeczywiście, nieco się podziejej... ale potem będzie już tylko lepiej (mam nadzieję ;P).
Również pozdrawiam! J. M.
Bardzo fajny blog! Mam jedno baardzo ważne pytanie. Ile przewidujesz rozdziałów ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. <3
Bardzo dziękuję! Przewiduję 40 rozdziałów + epilog ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
Hejka! Tak wiem, przez kilka poprzednich rozdziałów nie dawałam o sobie znać , ale czytam ! Odkładanie napisania komentarzy na później nie jest najlepszym pomysłem. Przepraszam cie za to:(
OdpowiedzUsuńNo a rozdział! Świetny!
Kurde wszystko tak szybko sie dzieje, że nie wiadomo co za chwile sie wydarzy ;)
A ja wiedziałam, że Lucjusz schwyta Pansy, haha oczywiście z wizji Flo ;)
No właśnie i Flo, czy uwolnią ją z ministerstwa? I jak to zrobią z Hermioną i jej Obliviate.
Aha no i Hermiona, jak wychodziła poza teren jej domu, to wiedziałam, po prostu miałam takie przeczucie, że napotka sie na Lucka ;( no i teraz na pewno nie bedzie pamiętać Dracona i Flo i Isy i wgl. No i pewnie uwięci ją w Malfoy Manor i odbędzie sie kolejna akcja ratunkowa Hermiony i to może wtedy Draco bedzie błagał Lucyfera (haha) o litość. ;)
No zobaczymy jak to bedzie!
Z niecierpliwością czekam na next!
Pozdrawiam i weny życzę!^^
A. G.
Bardzo dziękuję!
UsuńNo co Ty, nie masz za co przepraszać ;)
Sprawa Flo i Hermiony wyjaśni się na przestrzeni dwóch kolejnych rozdziałów.
Wiele Twoich domysłów jest słusznych... no, ale nie powiem nic więcej :)
Również pozdrawiam! J. M.
Masz wielki talent! Wszystkie rozdziały są cudowne <3 Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam i życze weny!^^
OdpowiedzUsuń