Jest i przedostatni rozdział, dedykowany Julce, która już dawno temu podsunęła mi na niego pomysł ;)
Next w piątek :)
Zapraszam do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy :*
******
Żelazna brama Malfoy Manor była
roztopiona. Willow nie zastanawiała się jednak, jakim cudem tak twardy metal
został wygięty. Biegła tak szybko, jak tylko mogła, aby znaleźć się blisko
Gavina.
Wrota domu również były zniszczone.
Kobieta przeszła przez nie, próbując nie wbić w swoje nogi, okryte jedynie
cienką spódnicą, zbyt dużej ilości drzazg. Ruda wkroczyła do majestatycznego
holu Malfoy Manor i na chwilę straciła oddech. Jeszcze nigdy nie widziała tak
bogato zdobionego wnętrza. Obrazy w złotych ramach wisiały na każdej ze ścian.
Na podłodze leżał ozdobny, najpewniej perski dywan. Na pięknie rzeźbionych
piedestałach stały wazony i popiersia przodków Lucjusza Malfoy’a. Willow na
chwilę zatrzymała się, by podziwiać te wszystkie cuda, ale po chwili
przypomniało jej się, dlaczego przybyła do dworu.
- Gavin?! Gavin, gdzie jesteś?! –
krzyknęła kobieta. Rozejrzała się po holu, zastanawiając się, do którego pokoju
ma się skierować najpierw.
Zobaczyła, że jedne z drzwi nosiły na
sobie ślady pożaru. Ostrożnie do nich podeszła i przez nie wyjrzała. Podłoga
pomieszczenia – najprawdopodobniej salonu, którego wystrój został całkowicie
zniszczony – była zasłana ciałami. Ruda wzdrygnęła się z obrzydzenia. Widziała,
że niektóre osoby zostały jedynie spetryfikowane, inne zaś nie żyły.
-
Willow? Willow, czy
to ty?
Kobieta szybko się odwróciła i ujrzała
Lunę, która weszła do holu. Ruda od razu odeszła od progu salonu i rzuciła się
swojej kuzynce w objęcia.
- Luna! Tak bardzo się o ciebie
martwiłam! – przygładziła potargane włosy blondynki – Nawet nie wiesz, jak się
wystraszyłam, gdy odkryłam, że razem z Harrym jesteś w Malfoy Manor.
Powinniście mi o tym powiedzieć.
- Przecież dobrze wiesz, że nie
zgodziłabyś się – powiedziała poważnie Luna - A dzięki temu, że napadliśmy
dzisiaj na ten dom, zrobiliśmy dużo dobrego. Pokonaliśmy armię Lucjusza. Prawie
całą.
- Prawie? – zdziwiła się Willow.
- Jeszcze nie wiemy, gdzie przebywa
Lucjusz – powiedziała nieco zmieszana Krukonka – Ale to tylko kwestia czasu. O
wiele łatwiej pokonać mężczyznę bez armii.
Willow wolno pokiwała głową, wciąż
przytulając kuzynkę. W końcu jednak nie wytrzymała i zadała jej najważniejsze z
pytań, które kłębiły się w jej głowie.
- Pomagał wam Gavin, prawda?
- Tak – potwierdziła Luna, nagle
pochmurniejąc.
- Gdzie on jest? Muszę z nim natychmiast
porozmawiać… - powiedziała ruda, ledwo hamując emocje, które ją przepełniały.
- Gavin… Gavin jest tam – dziewczyna
drżącym palcem wskazała na ciemny korytarz, który zaczynał się zaraz za
schodami prowadzącymi za piętro.
Kobieta wypuściła z objęć blondynkę i
szybko pobiegła we wskazanym jej kierunku. Z oddali słyszała już głosy, jednak
nie były one zbyt radosne. Ktoś cicho płakał, ktoś pocieszał drugą osobę.
Willow nieco zaniepokojona tymi odgłosami przyspieszyła kroku i już po chwili
natknęła się na grupkę czarodziejów, którzy klęczeli wokół czyjegoś ciała na
podłodze.
Oczy martwego były jeszcze otwarte, a ciemne
włosy były rozwichrzone. Kilka osób próbowało równo ułożyć ciało zmarłego.
Momentalnie zrobiło jej się czarno przed
oczami. Upadła na kolana, nieświadomie krzycząc. Dopiero wtedy inni zauważyli
jej przybycie.
- Willow? Willow, co tu robisz? –
zapytał szybko Harry, podchodząc do niej. Jednak ona go już nie słyszała.
Podpierając się drżącymi rękami, zaczęła czołgać się w stronę nieruchomego
ciała Whitmore’a.
- Gavin… Gavin… - mówiła cicho, a łzy
wartkim strumykiem płynęła po jej policzkach.
Usiadła przy głowie swojego ukochanego i
zaczęła jeszcze głośniej szlochać. Jak przez mgłę słyszała głosy czarodziejów,
którzy ją otaczali i składali jej kondolencje. Jednak w tym momencie było dla
niej ważne jedynie to, by po raz ostatni dotknąć skóry mężczyzny, pocałować
jego usta, nos, powieki, przeczesać jego włosy i spleść z nim palce. W ogóle
nie zwracała uwagi na osoby, które były wokół niej.
Mimo że nie czuła pulsu w jego szyi, a
jego klatka piersiowa się nie unosiła, to wszystko było dla niej nierealne.
Wydawało jej się, że Gavin za chwilę otworzy swoje oczy, w których jak zawsze
będą lśnić wesołe iskierki, zaśmieje się i przyciągnie do siebie Willow.
Wybaczy jej to wszystko, co działo się po wojnie i znów zaproponuje jej, by
razem mieszkali. Willow będzie budzić się przy nim, spędzać z nim popołudnia i
tańczyć w rytm piosenek puszczanych z zabytkowego gramofonu rodziców
Whitmore’a, tak, jak zawsze.
Rzeczywistość była jednak o wiele
okrutniejsza. Nie wiedziała, ile razy pocałowała zimne i już siniejące wargi
Gavina z nadzieją, że wszystko potoczy się tak, jak w jednej z mugolskich
baśni. Milion razy przytykała palce do nadragstka mężczyzny, mając nadzieję, że
w którymś momencie poczuje choć słaby puls. Po raz tysięczny nie skupiała się
tam, co mówił do niej Harry, Luna i inni czarodzieje. Nie chciała im wierzyć,
gdy mówili, że Whitmore został potraktowany Avadą Kedavrą.
Nie wiedziała, ile minęło czasu. Czuła
się, jakby zawiesiła się w jakimś półśnie. Jedyną rzeczą, którą mogła robić,
było płakanie i nieustanne dotykanie zmarłego.
- Gavin… Gavin, kocham cię – szeptała –
Chciałabym cię przeprosić za to wszystko, co działo się pomiędzy nami w
ostatnim czasie. To, co ci mówiłam, wcale nie było prawdą. Nigdy nie wierzyłam
w to, że mnie zdradziłeś. Gavin, tak bardzo cię kocham… Proszę, obudź się…
Isa wstała z podłogi i podeszła do Molly
i Artura, którzy stali w innej części
korytarza, cicho rozmawiając.
- Biedna Willow – powiedziała cicho pani
Weasley, zerkając na kurczowo obejmującą Gavina kobietę. Raz po raz szeptała
coś w sine wargi mężczyzny. Wyglądała, jakby zapadłą w trans. Harry co jakiś
czas próbował oderwać rudą od zmarłego, jednak w ogóle nie reagowała ona na
Wybrańca.
- Niestety, nie możemy już na to
poradzić – rzekła smutno Isa. Cała ta scena przypominała jej moment, w którym
narzeczony Grace, Thomas, znalazł jej martwe ciało w swoim domu.
- Gdybyśmy zorientowali się trochę
wcześniej, że Gavina z nami nie ma… - pan Weasley pokręcił głową – Był jednym z
najlepszych aurorów, jakich znałem.
Zamilkli. Jedynym odgłosem, który niósł
się po korytarzu był szloch Willow. Żałosny płacz płynący prosto z jej
złamanego serca kobiety był tak przejmujący, że po jakimś czasie stał się nie
do wytrzymania. Florence również wstała z podłogi i zbliżyła się do swojej
przyjaciółki.
- Chodźmy do holu, Iso. Nie mogę się
tutaj skupić, a musimy przecież zacząć myśleć, co robić dalej.
Pociągnęła blondynkę za rękę, a już po
chwili znalazły się w przestronnym pomieszczeniu, nieco zniszczonego przez
niedawną bitwę. Podeszły do wyłamanych z zawiasów drzwi i spojrzały na
otaczający Malfoy Manor ogród.
- Musimy zlokalizować Lucjusza –
powiedziała z mocą Florence – Najlepiej, jeżeli zaczniemy poszukiwania już
teraz.
- W jaki sposób? Może być przecież
wszędzie – Isa wzruszyła ramionami – Lepiej sprawę Malfoy’a zostawmy
ministerstwu, a sami zajmijmy się znalezieniem Draco i Hermiony.
-
Oni też mogą być wszędzie – zauważyła ruda – Nie kazałaś im przecież
teleportować się w konkretne miejsce. A pamiętaj, że kilka godzin temu miałam
wizję, w której Lucjusz atakował Hermionę. Musimy jak najszybciej go złapać.
- O wiele łatwiej będzie znaleźć
Ślizgonów. Zapewne bardzo się zdziwisz, gdy powiem ci, że byłam na tyle
przemyślna, że zamontowałam Draconowi namiar – blondynka uśmiechnęła się z dumą.
- Spędziłam tylko kilka dni w Azkabanie,
a już nie umiem cię poznać – Florence spojrzała na przyjaciółkę z uznaniem–
Wydoroślałaś, Iso. Nie przypuszczałam, że stać cię na taki… plan.
- Widzę, że miałaś o mnie naprawdę dobre
mniemanie – mruknęła kobieta.
- Nie o to mi chodziło – zaśmiała się
Flo.
- Wiem, wiem… - blondynka szeroko się
uśmiechnęła - Jeżeli chodzi o namiar, zamontowałam go już w dzień, kiedy
Hermiona zniknęła. Napoiłam Dracona eliksirem słodkiego snu, po czym rzuciłam
na jego różdżkę zaklęcie lokalizacji. Teleportował się wtedy niemal po całym
świecie, więc wolałam wiedzieć, gdzie przebywa.
- Naprawdę jestem z ciebie dumna –
powiedziała szczerze wokalistka i mocno ją przytuliła – No, ale teleportujmy
się już. Im szybciej upewnimy się, że są bezpieczni, tym lepiej.
Ruda wypuściła z objęć swoją
przyjaciółkę, która cicho wypowiedziała magiczną formułę. Po chwili na jej
nadgarstku pojawił się adres wypisany ciemnym atramentem.
- Rynek, Linlithgow, Szkocja –
przeczytała Isa.
- Więc teleportujmy się – rzekła Flo.
Chwyciła blondynkę za ręce i skupiła się
na miejscu, w którym przebywał obecnie Draco. Już po chwili obraz holu Malfoy
Manor rozmył się, by zmienić się w budynki szkockiej wioski. Ruda rozejrzała
się wokół siebie i próbowała zlokalizować Ślizgonów. Jej wzrok przesuwał się po
skromnych zdobieniach domów, podcieniach, które znajdowały się w niektórych
miejscach oraz studni stojącej na środku rynku. Na placu było jednak cicho i
nic nie świadczyło o tym, by ktokolwiek na nim przebywał.
- Gdzie oni są? – mruknęła Isa.
Nagle Florence głośno wciągnęła
powietrze. Zakryła usta dłonią, a z jej gardła wyrwał się zduszony jęk. Drżącym
palcem wskazała na północny fragment rynku.
- Isa… - wyjąkała – Moja wizja…
- Będziemy musiały wezwać ludzi z
ministerstwa. Natychmiast.
***
Percival Graves pochylił się nad stołem,
na którym leżała różdżka zakończona popiersiem smoka. Delikatnie jej dotknął,
uważając, by nic się jej nie stało.
- Znalazłeś coś, Hammond? – zapytał,
odwracając się do swojego podwładnego. Mężczyzna stał przy dużym regale i
kartkował grubą księgę.
- Jak na razie tylko metody, które
wymagając obecności osoby, której odebrano pamięć – odpowiedział markotnie.
- Cholera, musi być jakieś inne wyjście.
Nie zdołamy znaleźć przecież wszystkich ludzi, którym Lucjusz zmienił albo
usunął wspomnienia – Percival przytknął swoje dłonie do twarzy.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Jedynym
dźwiękiem, który monotonnie się powtarzał, było przewracanie kolejnych kartek
księgi. Graves przymknął oczy i zaczął zastanawiać się nad tym wszystkim, co
wydarzyło się wczorajszego popołudnia, gdy patronus Isabelli Summers pojawił
się w gabinecie ministra magii.
Najpierw zapanował chaos – informacje o
bitwie, która stoczyła się w Malfoy Manor oraz ilości pokonanych w niej
śmierciożerców mocno zdziwiły pracowników ministerstwa. Nikt nie wiedział, do
czego najpierw się zabrać – transportowania spetryfikowanych popleczników
starszego Malfoy’a z dworu do Azkabanu czy teleportowania się na rynek
Linlithgow, na którym przebywał Lucjusz. Długowłosy został tam obezwładniony
przez swojego syna jedynie za pomocą kamienia. Wielu czarodziejów bardzo
podziwiało za to Dracona, szczególnie, że pokonał tak potężnego czarodzieja,
mając na głowie własne problemy.
Tego ranka do biura Percivala przyszedł
sam minister magii. Przyniósł ze sobą różdżkę Lucjusza Malfoy’a, która została
mu odebrana poprzedniego wieczora. Nakazał, aby auror znalazł sposób na
wydobycie zaklętych w niej wspomnień bez obecności wszystkich ofiar rzucanego
przez długowłosego Oblivate.
Mijała już trzecia godzina, od kiedy
Graves i jego pomagier, Felix, szukali sposobu, by wypełnić polecenie ministra.
Wydawało się to już niemal niemożliwe, gdy głos Hammonda poniósł się po
pomieszczeniu.
- Mam! Znalazłem!
Szef aurorów poderwał się ze stołka i
podbiegł do swojego podwładnego, który z zadowoleniem przyglądał się otwartej
na 234 stronie księdze ,,Remedia na najsilniejsze zaklęcia”.
- To dosyć ryzykowny sposób, ale
najprawdopodobniej jedyny. Polega na tym, by wypowiedzieć odpowiednią formułę,
łamiąc w tym samym czasie różdżkę, którą wysyłane były zaklęcia – wytłumaczył
Felix Hammond.
- Na czym polega jego ryzykowność?
- Jeżeli różdżka nie zostanie przełamana
w odpowiednim momencie, zaklęcie nie zadziała, a wszystkie wspomnienia ulecą i
już nigdy nie będzie można ich odzyskać. Obojętnie, jakim sposobem.
Percival przygryzł swoja wargę i przez
chwilę intensywnie się zastanawiał.
- Chyba musimy zaryzykować, prawda? –
spojrzał na Felixa.
- Nie mamy innego wyjścia – potwierdził
mężczyzna.
Zbliżyli się do stołu, na którym leżała
różdżka. Hammond położył obok niej księgę z tekstem magicznej formuły. Graves
kilka razy głęboko odetchnął, po czym wziął do swoich rąk magiczny atrybut
Lucjusza Malfoy’a.
- Czyli mam wypowiedzieć te zaklęcie i
jednocześnie złamać różdżkę? – upewnił się szef aurorów. Nie czuł się dobrze z
tym, że wspomnienia tak wielu osób dosłownie leżały w jego rękach.
- Konkretniej, gdy będziesz wypowiadał
słowo ,,wyzwólcie” – rzekł mężczyzna.
- Życz mi szczęścia, Hammond –
powiedział lekko drżącym głosem Percival, po czym zaczął wypowiadać słowa
formuły – Wspomnienia, zaklęte w różdżce
bez przyzwolenia, wyzwólcie się i lećcie do właściciela.
Szef aurorów spojrzał na trzymaną w
dłoniach złamaną różdżkę. Z jej środka wydobywał się biały dym, dokładnie taki
sam, który jest obecny podczas odbierania wspomnień.
- Proszę, powiedz mi, że to dobry znak –
szepnął Graves.
- Jak najlepszy, szefie! – ucieszył się
Felix – W księdze właśnie takie zjawisko zostało zakwalifikowane jako
potwierdzenie tego, że zaklęcie zostało dobrze wypowiedziane.
- W takim razie zostaje nam tylko
czekać, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście wszystko poszło dobrze.
Spojrzeli w górę, gdzie biały dym już
się rozwiewał.
***
Narcyza siedziała przed dużymi
drewnianymi drzwiami, od czasu do czasu mocno uderzając w nie pięściami.
Spojrzała na ozdobny zegar, który stał na kominku i uświadomiła sobie, że jest
zamknięta w tej komnacie już ponad dwadzieścia godzin.
Poprzedniego ranka dało się wyczuć w
Malfoy Manor atmosferę podniecenia, dokładnie taką samą, jaka panowała w
szeregach Czarnego Pana przed bitwą w Hogwarcie. Narcyza próbowała dowiedzieć
się od swojego męża, szczęśliwego tego dnia jak nigdy, co było powodem
zadowolenia mieszkańców dworu. Mężczyzna nie chciał jednak podać jej
szczegółowych informacji. Wspominał jej tylko o specjalnym gościu, który miał
tego dnia przybyć do posiadłości oraz o planie, który w końcu miał wejść w
życie. Kobieta próbowała zdobyć jakieś dane od innych osób, które zamieszkiwały
Malfoy Manor od czasu, gdy uciekli z Azkabanu, lecz wszyscy byli tak samo
milczący jak Lucjusz.
Narcyza podejrzewała, że cała ta sprawa
ma związek z krzykami, które od dwóch dni codziennie można było słyszeć w
dworze. Dochodziły one z lochów posiadłości. Jasnowłosa poprzedniego dnia
chciała zakraść się do podziemi, by odkryć, kogo tym razem torturuje jej mąż,
jednak strażnik zagrodził jej wejście. Zaraz potem została zaprowadzona przez
Lucjusza do tej komnaty, która zamknięta została najsilniejszymi zaklęciami.
Na początku kobieta krzyczała, próbując
zwrócić na siebie uwagę. Szybko jednak zorientowała się, że na pokój zostało
rzucone również zaklęcie wyciszające. Wydawało jej się, że znała niemal
wszystkie wady swojego męża, ale nie wiedziała, że umie on być okrutny dla
członków swojej rodziny.
Po kilku godzinach od zamknięcia, z
parteru posiadłości doszły ją odgłosy walki. Słyszała, jak czarodzieje
wykrzykują formuły zaklęć, a meble i ozdoby rozpadają się pod wpływem klątw.
Narcyza bardzo chciała dołączyć do walki, którą śmierciożercy toczyli zapewne z
armią Zakonu Feniksa. Kobieta nienawidziła członków organizacji założonej przez
Albusa Dumbledore’a i zrobiłaby niemal wszystko, by w momencie walki być na
parterze i móc wysyłać zaklęcia niewybaczalne w stronę służącym ministerstwu
czarodziejom. Szczególnie, że miała dziwne wrażenie, że w jej domu przebywał
ten okrutny blondyn, który podawał się za jej syna. Narcyza postanowiła, że
nigdy nie wybaczy mu tego, że zeznawał na niekorzyść Lucjusza, oskarżając go o
zbyt okrutne rzeczy. Chciała się zemścić – tak szybko, jak tylko było to możliwe. Jednak od kiedy wydostała
się z Azkabanu, jej mąż nie pozwolił wychodzić jej poza teren Malfoy Manor. A
gdy w końcu doszło do walki, ona siedziała uwięziona w komnacie.
Zmęczona gniewem, zasnęła poprzedniego
wieczoru niczym suseł. Położyła się na ogromnym łożu, które stało na środku
pokoju. Owinęła się ciemnozieloną jedwabną kołdrą, która leżała na posłaniu.
Była pewna, że znała kogoś, kto uwielbiał taką pościel, jednak nie umiała sobie
przypomnieć.
Gdy tylko obudziła się następnego dnia,
znów biła dłońmi w drzwi, mając nadzieję, że jakimś cudem ktoś ją usłyszy.
Jednak po trzech godzinach dała za wygraną. Teraz mogła jedynie mieć nadzieję, że
jej mąż przypomni sobie o niej i ją uwolni.
Nagle okno komnaty, wcześnie również
szczelnie zamknięte, otworzyło się. Do pokoju wleciał zimny wiatr, który targał
srebrnymi zasłonami. Narcyza objęła swoje ramiona, by ochronić się przed zimnem
i wstała z podłogi. Podeszła do okna, by sprawdzić, czy jest możliwość, by
wydostać się przez nie z komnaty.
Wychyliła się i zobaczyła, że znajduje
się dobre piętnaście metrów nad ziemią. Zadrżała, gdy pomyślała, że może to być
jej jedyne wyjście z komnaty. Przymknęła swoje oczy, próbując oswoić się z
myślą, że zaraz spróbuje wyskoczyć przez okno i nie połamać nóg.
Gdy uchyliła powieki, była już pewna, że
chce to zrobić. Wszystko było lepsze od siedzenia w dźwiękoszczelnym
pomieszczeniu. Lecz gdy stawała już na parapecie okna, zobaczyła, że oprócz
wiatru do pokoju wleciało coś jeszcze – smuga białego dymu. Kobieta ze
zdziwieniem wpatrywała się w nią, gdy ta zbliżała się do niej, a w końcu
wniknęła w jej głowę.
Leżała
na łóżku, przytulając do siebie małe zawiniątko. Co chwilę wzrokiem pełnym
miłości spoglądała na chłopczyka, który leżał w jej ramionach. Miał kilka
jasnych włosków na głowie oraz oczy takiego samego koloru jak Lucjusz. Urodził
się w czasach wojny z Voldemortem, jednak Narcyza przysięgła sobie, że będzie
go chronić tak długo, jak tylko będzie mogła.
Spoglądała
przez okno Malfoy Manor na ogród, w którym siedział jej syn. Nie biegał jednak
po nim lub grał w quidditcha, tak jak robiłyby to inne dzieci w jego wieku.
Draco siedział pod jednym z drzew i czytał książkę. Jego mina wyrażała ogromne
skupienie. Z jednej strony Narcyza cieszyła się, że ma tak mądrego syna, z
drugiej jednak nieco się niepokoiła. Bała się, że sposób, w który Lucjusz
wychowywał chłopczyka nie był odpowiedni. I mimo że próbowała okazywać mu jak
najwięcej uczuć, wciąż widziała, że Draco czuje się w ich domu niemal obco.
Stała
razem z nim na peronie 9¾. Opiekuńczo obejmowała go
ramieniem, jednak jej mąż wciąż szeptał coś do uch chłopaka. Była pewna, że
znów przypomina mu o tym, by nie zadawał się z mugolakami oraz Gryfonami.
Denerwowało ją to, że od wojny minęło już jedenaście lat, a Lucjusz wciąż
głosił poglądy Voldemorta.
Draco
podbiegł do niej i mocno ją przytulił.
-
Mamo… Mamo, ja już nie mogę – szlochał cicho wprost w jej szatę.
-
Co się stało, synku? – zapytała z troską.
-
Ciocia Bella torturowała wczoraj w nocy Hermionę – wyznał szeptem – Ja… nie
mogę już dłużej być w szeregach Sama Wiesz Kogo. Muszę jak najszybciej przejść
na stronę Zakonu Feniksa.
-
Spokojnie, Draco, wszystko będzie dobrze… - uspokoiła go – Razem z Alecto już
dawno postanowiłyśmy, że zaczniemy pomagać śmierciożercom, którzy zmienią
poglądy.
-
W jaki sposób? – zdziwił się blondyn.
-
Nawiązałyśmy kontakt z Severusem. Jeżeli chcesz, możesz zostać szpiegiem
Zakonu. Po wojnie, Snape poręczy za ciebie w ministerstwie – wyjaśniła – Jednak
poważnie się zastanów, czy chcesz się tego podjąć. To niebezpieczne zadanie.
-
Wchodzę w to – odpowiedział bez chwili wahania.
Właśnie
przeglądała się w lustrze, gdy do jej komnaty wszedł Lucjusz.
-
Coś się stało? – zapytała go.
-
Nie. Jeszcze nie. Właśnie mam zamiar temu zapobiec – podszedł do niej i chwycił
ją za kark – Twoja miłość do naszego syna tylko nam przeszkadza. Oblivate.
Z wrażenia oparła się o framugę okna.
Wszystkie te wspomnienia pojawiły się przed jej oczami, uświadamiając, co
działo się z nią przez ostatnie pół roku.
Jej mąż usunął jej wspomnienia,
zastępując fałszywymi. Chciał, by Narcyza nienawidziła Dracona i nie uznawała
go nawet za swojego syna. Niestety, udało mu się to. Kobieta przypomniała
sobie, jak podle nazywała swojego syna na styczniowej rozprawie oraz jak bardzo
chciała go zabić, a łzy napłynęły do jej oczu. Nie przypuszczała nawet, że
długowłosy jest w stanie zmienić ją w takiego człowieka.
Mimo wszystko żądza zemsty nie opuściła
Narcyzy. Teraz skierowana była jednak w stronę innej osoby – Lucjusza.
Za to, że ją zmienił, skrzywdził ich
syna, a na koniec zamknął ją w komnacie. Nie wiedziała, jakim cudem te
wspomnienia do niej wróciły, ale chciała to wykorzystać.
Jeszcze raz wychyliła się przez okno, po
czym spuściła swoje nogi w dół. Jej czarna szata powiewała na wietrze, gdy
spadała na ziemię.
***
Siedział na krześle przed drzwiami sali
szpitalnej w Mungu. Jego ramiona się trzęsły, a w głowie panował mętlik. Nie
mógł myśleć o niczym innym, jak o tym, że wielu ludzi ucierpiało, napadając na
Malfoy Manor. Najbardziej bolało go jednak to, że w większości były to osoby,
których kochał. Gdy usłyszał, że Gavin zmarł, a Florence poważnie złamała sobie
nogę, próbując podbiec do niego na rynku w Linlithgow, niemal się rozpłakał.
A gdy powiedziano mu, że jedna z
najważniejszych dla niego kobiet zaginęła, myślał, że zemdleje.
Próbował ratować ją przed Lucjuszem jak
tylko się dało, lecz długowłosy był niemal nie do pokonania. Zawsze był o krok
przed nim. Tylko on mógł pomyśleć o zaklęciu usuwającym wspomnienia. To
zdecydowanie utrudniło wszystkie plany, jakie miał Draco. Nie mógł patrzeć się
w jej puste oczy, niewyrażające miłości.
A teraz przepadła.
Nie wiedział nawet, kiedy i co zrobił z
nią Lucjusz. W duchu prosił wszystkie bóstwa, jakie znał, by się odnalazła –
żywa, zdrowa.
- Panie Malfoy, może pan wejść do sali.
Głos magomedyka wybudził go z rozmyślań.
Zadarł głowę i spojrzał na mężczyznę, który obok niego stał.
- Czy wie pan może coś o tym, by
ktokolwiek znalazł… wie pan, kogo – nie chciał nawet wypowiadać jej imienia.
- Tak mi przykro, panie Malfoy –
magomedyk pokręcił głową – Wciąż nic nie wiadomo.
Draco podziękował mu za informacje, po
czym wstał z krzesła. Już chciał wejść do szpitalnej Sali, by w ukryciu przed
całym światem wylewać kolejne łzy, gdy ujrzał białą smugę, która szybowała w
jego stronę. Nie zdążył się nawet zastanowić, czym była, gdy przez ucho
wleciała wprost do jego głowy.
Usłyszał
krzyki dobiegające z podziemi dworu. Zaintrygowany opuścił swoja komnatę i
zszedł na parter, z którego następnie skierował się w stronę podziemi.
-
Wypuśćcie mnie! Ja nic nie wiem! – krzyczał ktoś.
-
Uważaj, bo ci uwierzę, Whitmore – wysyczał Lucjusz – Podczas pierwszej wojny
byłeś jednym z najważniejszych aurorów. Nie możesz teraz ,,niczego nie
wiedzieć” – przedrzeźnił go.
-
Przysięgam, to prawda!
Draco
zszedł po krętych schodach i znalazł się w lochach Malfoy Manor. Był w nich
tylko kilka razy – w tym wtedy, kiedy ojciec chciał pokazać mu konsekwencje
niestosowania się do jego poleceń.
-
W takim razie, mam nadzieję, że małe Crucio przywróci ci pamięć.
Krzyki
torturowanego poniosły się po zimnym korytarzu. Blondyn szedł za nimi, aż
znalazł się przy najgorszej celi w całych podziemiach. Była ona mała, a czary,
które zostały na nią rzucone, potęgowały jedynie uczucie klaustrofobii. Z
własnego doświadczenie wiedział, że nawet kilka minut spędzonych w tym
pomieszczeniu było bardzo nieprzyjemne.
W
na środku celi leżał mężczyzna. Wił się z bólu, jednak Lucjusz Malfoy nie
przestawał wysyłać w jego stronę zaklęcie niewybaczalnego.
-
Kto to jest, ojcze? – zapytał cicho chłopak.
Długowłosy
gwałtownie się odwrócił, zapominając o swoim więźniu.
-
Co ty tu robisz? – zapytał zirytowany – Przecież miałeś razem z innymi być na
zebraniu w domu Snape’a.
-
Źle się czułem. Mama pozwoliła mi zostać – powiedział Draco – A czy ty powiesz
mi, co tu robisz?
-
Nie twoja sprawa. To, kim jest ten więzień to sprawa tylko moja i rodzeństwa
Carrow – wysyczał – Nie powinieneś go nawet widzieć.
-
Przepraszam, ojcze – odpowiedział potulnie blondyn.
-
Nie przepraszaj, tylko lepiej zapomnij o tym wszystkim! – różdżka mężczyzny
została skierowana w stronę Dracona, by po chwili odebrać mu wspomnienia.
***
Miała na imię…
Hermiona. Hermiona Granger. Była tego
pewna. Nie dlatego, ze ktoś jej o tym powiedział. Czuła to. Była Hermioną
Granger.
Zaraz po tym, jak przypomniała sobie
swoje imię, zaczęły napływać kolejne wspomnienia. Chodziła do Hogwartu. Była
Ślizgonką. Przeżyła wiele przygód razem ze swoimi przyjaciółmi. Brała udział w
drugiej wojnie.
Była po uszy zakochana w Draco Malfoy’u.
Potok obrazów związanych z blondynem
zalał jej umysł. Jego uśmiech, kilka kosmyków, które zawsze opadały mu na
czoło, silne ramiona, obejmujące ją. Jednak były też smutne wspomnienia, które
były z nim związane – jego usta układające się w wyraz ,,szlama”, zimny wzrok,
próba przekonania dziewczyny, by wstąpiła do szeregów śmierciożerców.
Obrazom z przeszłości miejsca ustąpiły
wydarzenia ostatnich dwóch dni – tym razem przepuszczone przez filtr
odzyskanych wspomnień. Teraz Hermiona wiedziała już, że była więziona w Malfoy
Manor przez Lucjusza, ojca Dracona. Torturował ją Cruciatusem – jednym z trzech
zaklęć niewybaczalnych. Blondyn przybył po nią i chciał uratować, jednak nie
wiedział, że w lochach dworu nie można aportować się do innych miejsc.
Potem przyszedł Lucjusz, którego jeszcze
wtedy dziewczyna uznawała za swojego Pana. Mężczyzna kazał im iść do salonu
posiadłości, dokładnie tego samego, w którym półtorej roku temu torturowana
była Hermiona. Długowłosy podał Draconowi cenę, za którą mógł odzyskać swoją
dziewczynę z powrotem. Gdy uświadomiła sobie, że Lucjusz chciał, aby jego syn
był jego szpiegiem w ministerstwie i zabił Harry’ego, najlepszego przyjaciela
brązowowłosej, dziękowała niebiosom za to, że chłopak się nie zgodził.
W salonie zapanował chaos, a ponad
dwudziestu obcych czarodziejów wkroczyło do Malfoy Manor. Teraz jednak Hermiona
ich rozpoznawała – byli to niemal wszyscy jej przyjaciele. Napadli na dom
Lucjusza, by ratować ją i Dracona. Korzystając z zamieszania, blondyn zaczął
biec i pociągnął za sobą dziewczynę. Była słaba i w którymś momencie poczuła,
że musi choć na chwilę przystanąć.
Crucio uderzyło w jej plecy. Od tego
czasu wszystko zmyło się w jedną, okraszoną bólem, całość. Mimo że po jakimś
czasie zaklęcie niewybaczalne przestało działać, Hermiona nie odzyskała już do
końca przytomności. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, była wysłana w jej stronę
klątwa. Wtedy nie wiedziała jeszcze, jakie miała działanie.
Teraz zdała sobie z tego, że było to
zaklęcie uśmiercające. Avada Kedavra.
Ale czy to, że odzyskała te wszystkie
wspomnienia oznaczało, że nie udało jej się uniknąć zaklęcie i… umarła?
- Hermiono… - z oddali doszedł ją pełen
emocji głos – Hermiono, zostań…
Po raz kolejny dlaczego w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńJestem zwolenniczką smutnych zakończeń jednak w tym opowiadaniu wolałabym chyba szczęśliwe.
Cudowny rozdział!
Pozdrawiam SectumSempra :*
Rozdział bardzo emocjonujący cieszę się, że powróciły utracone wspomnienia jednak jakoś mi tak smutno. Może to świadomość, że ta historia niedługo się kończy?
OdpowiedzUsuńOczywiście wybrałaś sobie specyficzny moment na przerywanie -.- cóż wybaczam :D
Czekam na ostatni rozdział i życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Bardzo dziękuję! Mnie też jest trochę smutno, ale nie chciałam pisać telenoweli brazylijskiej, więc ograniczyłam się do 40 rozdziałów :D
UsuńNie mogłabym wybrać innego ;)
Również pozdrawiam! J. M.
Hermiona odzyskała wspomnienia!!! Alleluja! Niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba! (no ofc oprócz tego, żeby przeżyli :P)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Narcyza także odzyskala wspomnienia, widzę że wszystko się teraz ułoży! No oczywiście poza tragedią Willow :/
Pozdrawiam serdecznie, Iva Nerda
Nawet wątek Willow nie skończy się tak źle ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
super rozdział życzę weny i czekam na następny ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i pozdrawiam! J. M. ;)
UsuńNa wstępie, pragnę przeprosić Cię za brak mojego jakże emocjonalnego komentarza pod tamtym rozdziałem, jakoś nie miałam do tego głowy. Ale przy tym będzie inaczej. ^^
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle epicki, wspomnienia wróciły do wszystkich, którym się to należy. I bardzo cieszy mnie fakt, że znaleziono na to odpowiedni sposób. Zawsze to jakiś plus.
Ciekawe zakończenie... hmmm, teraz się będę zastanawiać jak o się dalej potoczy, ale skoro mówiłaś o happy endzie to wykreśla przynajmniej połowę moich teorii. (Uff... xd)
Szkoda mi Willow, ale niestety (lub stety...) takie rzeczy zdarzają się bardzo często. Osoba kochająca uświadamia sobie swoje uczucia już za późno, ja jestem na to żywym przykładem. Jednak skoro twierdzisz, że jej wątek nie zakończy się tak tragicznie, to nie zrobię Ci krzywdy (O tak, uwielbiam Willow ;>).
No nic czekam na (już...) ostatni rozdział, a zaraz po nim epilog, mimo mojego krwawiącego serca ;<
Pozdrawiam i życzę weny! <3
Nie ma za co ;)
UsuńBardzo dziękuję! Rzeczywiście, jest kilka opcji zakończenia, ale ja wybiorę chyba tą najprostszą :)
Ojej, mam nadzieję, że Twoja historia nie była aż tak straszna, jak Willow...
Nie mogę skończyć tego wątku tragicznie, bo nawet nie umiałabym.
Również pozdrawiam! J. M.
To musiał być głos Draco, musiał być to jego głos. Jeśli mam być szczera to polubiłam Willow, szkoda mi jej mimo, że prubowała zniszczyć związek Dracona i Hermiony. Na szczęście Hermiona i Narcyza odzyskały wspomnienia. To smutne, że przed nami ostatni rozdział. Serdecznie pozdrawiam Ross❤❤❤
OdpowiedzUsuńWszystko okaże się w piątek ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
Cudny rozdział ❤ Nie wiem dlaczego, ale popłakałam się pod koniec. Oby Hermiona przeżyła ❤ Trochę szkoda mi Willow 😪 no, ale cóż... mówi się trudno xD !
OdpowiedzUsuńPozdraiwam ❤
Bardzo dziękuję!
UsuńWszystko w następnym rozdziale ;)
Również pozdrawiam! J. M.
jeśli dalej chcesz pisać bloga a nie masz pomysłów napisz na mój e-mail martyna.majcher@onet.pl i napisze ci pomysły które mam. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńm.m
Jak na razie pomysłów mi nie brakuje, ale dziękuję za propozycję ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
Bardzo crazy rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wierna czytelniczka