niedziela, 13 marca 2016

Rozdział XXXVIII - ,,Dramione - Utracona Przyjaźń"

Hej, kochani! 
Nie wierzę, że jesteśmy już tak blisko końca... Serce mi się kraja, gdy myślę, że już tylko dwa rozdziały i epilog dzielą nas od zakończenia tego ff. Jednak w zanadrzu mam jeszcze kilka niespodzianek, które nie pozwolą nam do końca zapomnieć o bohaterach Utraconej Przyjaźni ;) 
Ten rozdział chciałabym dedykować moim najwspanialszym koleżankom, z którymi spędziłam wczoraj cudowny dzień :* 
Next w sobotę :) 
Zapraszam do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy 
****** 



Jedyną rzeczą, o której umiał myśleć Draco, było uratowanie Hermiony. Lucjusz nie zauważył, że chłopak odbiegł od niego i siedział teraz obok swojej dziewczyny, jednak najwyraźniej na Ślizgonów czekało kolejne zagrożenie. Do salonu wpadło dwadzieścia uzbrojonych czarodziejów, z okrzykami bojowymi na ustach.
Chłopak już chciał uciekać razem z brązowowłosą, gdy usłyszał znajomy krzyk.
- Brać ich! – wołał Gavin, rzucając opakowaniami Kieszonkowego Bagna w śmierciożerców.
Gdy Malfoy ujrzał, że to jego przyjaciele zaatakowali dwór Lucjusza, miał ochotę się roześmiać. Mógł domyślić się, że Isa nie podda się tak łatwo i znajdzie sposób, by mu pomóc. Czuł wyrzuty sumienia, a jednocześnie wielką ulgę, widząc, że razem z nim w salonie przebywał Harry, Neville, Luna oraz cała rodzina Weasley’ów. Dzielnie walczyli, odwracając uwagę wszystkich śmierciożerców od Dracona i Hermiony. Blondyn postanowił wykorzystać to zamieszanie, by zrobić coś, o czym myślał już od poprzedniego wieczora.
Chciał zabić swojego ojca.
Nie baczył na to, że Avada Kedavra jest niewybaczalnym zaklęciem – używał go już przecież w czasach wojny. Tym razem jednak miałby prawdziwy powód, aby wypowiedzieć tę formułę. Jego ojciec uczynił zbyt wiele zła w życiu blondyna oraz Hermiony.
Chłopak nachylił się nad brązowowłosą i mocno ją objął.
- Dasz radę biec? – zapytał.
- Tak – odpowiedziała cicho. Kurczowo chwyciła Dracona za nadgarstek.
- Bądź cały czas blisko mnie i staraj się unikać zaklęć – polecił jej, po czym zaczęli biec w stronę walczących.
Zaklęcia latały nad ich głowami, a hałas w pokoju był tak duży, że wazony stojące na meblach się trzęsły. Chłopak próbował wypatrzyć pomiędzy walczącymi swojego ojca, jednak długowłosego nigdzie nie było widać.
- Masz na imię Draco, prawda? – zapytała drżącym głosem Hermiona, nachylając się nad blondynem. Ledwo za nim nadążała, więc coraz większy ciężar ciała opierała na jego ręce. Mimo wcześniejszych zapewnień, jej nogi były zbyt słabe na tak duży wysiłek, jakim był bieg.
- Tak. Dlaczego teraz o to pytasz? – zapytał zdziwiony.
- Właśnie biegniemy w stronę rozgorzałej walki. Niektórzy czarodzieje już polegli – wskazała na kilka ciał leżących na podłodze – Dlatego… chciałam coś ci powiedzieć – zrobiła pauzę, by złapać dech – Jeżeli kiedyś naprawdę byliśmy razem… to miałam ogromne szczęście.
Blondyn odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią z czułością. Gdyby nie to, że lawirowali pomiędzy walczącymi czarodziejami, by zabić Lucjusza Malfoy’a, z pewnością mocno pocałowałby ją. Już miał odwrócić się, by dalej szukać swojego ojca pośród tłumu znajdującego się w Malfoy Manor, gdy dostrzegł, że brązowowłosa coraz bardziej zostaje w tyle. Szybko oddychała, a jej usta były już zupełnie suche.
- Wszystko dobrze? – zapytał zaniepokojony.
- Tak… średnio… - odpowiedziała zdyszana.
Mięśnie paliły ją od wysiłku. Czuła, że jeżeli zrobi jeszcze jeden krok, zemdleje. Jej palce ześlizgnęły się z nadgarstka chłopaka. Na chwilę przystanęła i zamknęła swoje oczy, próbując znaleźć w sobie siłę na dalszy bieg. Odchyliła głowę w tył, głęboko oddychając.
Ułamek sekundy później Draco ponownie odwrócił się w stronę Hermiony, czując, że jej dłoń nie oplata już jego ręki.
Niestety, o ułamek sekundy za późno.
Ujrzał czerwony promień, który ugodził dziewczynę prosto w plecy. Brązowowłosa upadła na podłogę i zaczęła krzyczeć, a jej głos ginął pośród bitewnego zgiełku. Chłopak szybko podbiegł do Hermiony, która wiła się z bólu wywołanego Cruciatusem.
Nie mógł patrzeć na łzy na jej policzkach i twarz wykrzywioną w grymasie cierpienia. Tak, jakby przeżywał to znowu – podłoga salonu Malfoy Manor, torturowanie zaklęciem niewybaczalnym. Tylko że teraz nie leżał w na łóżku w swojej sypialni. Teraz oglądał to wszystko z bliska, mogąc poczuć spięte z bólu mięśnie dziewczyny i dotknąć jej mokrych od płaczu policzków.
Dopiero w tym momencie uświadomił sobie, jak okrutne było to, co robił podczas wojny. Nie umiał wyobrazić sobie, że czasem to on zadawał innym taki ból.  
Szybko stworzył wokół siebie oraz Hermiony barierę z zaklęć ochronnych, aby już żadne inna klątwa ich nie ugodziła. Następnie zaczął rozglądać się i szukać w tłumie czarodzieja, który mierzył w brązowowłosą Cruciatusem.
Po kilkunastu sekundach znalazł go – o ile dobrze pamiętał, był to John Travis. Stał kilka metrów dalej i z uśmiechem dalej torturował dziewczynę.
- Panie, Panie, znalazłem twojego syna i szlamę! – wołał w niebogłosy, rozglądając się wokół siebie.
Młodszy Malfoy, nie chcąc dopuścić, by Lucjusz go znalazł oraz aby zakończyć cierpienie Hermiony, wysłał w stronę śmierciożercy Avadę Kedavrę. Zrobił to bez skrupułów, przez chwilę nawet bojąc się swojego opanowania i zimnego głosu, którym wypowiedział zaklęcie. Travis nie spodziewał ataku, dlatego jego twarz zastygła wyrazie zdziwienia. Mężczyzna przewrócił się do tyłu, rozbijając swoją głowę o podłogę pomieszczenia. Jego krew zaczęła plamić jeden z bezcennych dywanów Lucjusza.  
Ciało Hermiony znieruchomiało, gdy tylko klątwa Cruciatus przestała działać. Draco szybko pochylił się nad dziewczyną i z ulga stwierdził, że oddychała. Brązowowłosa była jednak zbyt wycieńczona torturami, by wykonać jakikolwiek ruch, nie mówiąc już o biegu przez pole walki.
- Nie… mogę… - wyszeptała słabo. Jej wzrok był zamglony.
- Wiem, kochanie. Wiem – powiedział cicho.
Szybko wziął Hermionę na ręce i wykonał ruch swoją różdżką, zdejmując zaklęcia chroniące z miejsca, w którym przebywali. Zaczął biec w stronę walczących, mając nadzieję, że Lucjusz nie usłyszał wołania swojego nieżyjącego już sługi i nie wie, w którym miejscu ogromnego salonu przebywa teraz Draco.
Nagle ktoś złapał blondyna za ramię. Chłopak gwałtownie odskoczył, próbując wymierzyć w przeciwnika różdżkę, jednocześnie nie upuszczając swojej dziewczyny.
- Spokojnie, Draco, to tylko ja – powiedziała Isa. Jej włosy były rozwichrzone, a policzki nieco brudne – Musisz jak najszybciej teleportować się z Hermioną. Obojętnie, gdzie.
- Ale… Lucjusz…
- Nim zajmiemy się my. Najważniejsze, żebyście opuścili ten dom – rzekła szybko blondynka, rozglądając się na boki. Jeden ze śmierciożerców chciał do niej podbiec, jednak rzuciła w jego stronę Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności – Proszę, teleportuj was. Szybko.
Kobieta odbiegła, atakując po drodze kolejnych wojowników Lucjusza Malfoy’a. Draco po chwili wahania zdecydował się wykonać polecenie kobiety. Mocniej przytulił do siebie Hermione i skupił się na wyglądzie jednej z wiosek, do której zabrała go kiedyś brązowowłosa.
Poczuł znajome skręcanie w żołądku. Już po chwili gwar bitewny ustał i chłopak razem z dziewczyną na rękach znaleźli się na spokojnym rynku. Blondyn głęboko wciągnął powietrze do swoich płuc, nie mogąc uwierzyć, że wszystko poszło tak dobrze.
Uciekli z Malfoy Manor. Hermiona nie miała wspomnień i była wycieńczona, ale również bezpieczna A to dla Dracona było najważniejsze.
- Moja Hermiono… - powiedział cicho, nachylając się nad nią. Delikatnie postawił jej stopy na ziemi, wciąż trzymając ją za ramiona. Gdyby nie to, brązowowłosa bezwładnie upadłaby na niego – Hermiono? Słyszysz mnie? – zapytał cicho.
Oczy dziewczyny były otwarte, ale zdawało się, że nie rejestrowała niczego, co działo się wokół niej. Na jej czole pojawiły się kropelki potu.  
- Chyba będę musiał zabrać cię do Munga – mruknął Draco, delikatnie gładząc policzek Hermiony.
- Nie tak szybko – usłyszał za sobą znajomy głos. Nie zdążył nawet się odwrócić, gdy różdżka wyleciała z jego kieszeni i znalazła się w dłoni Lucjusza – Zaskoczony? – zapytał ze śmiechem, widząc zdziwioną minę chłopaka – Na twoim miejscu zawsze sprawdzałbym, czy nikt nie ma chęci teleportować się razem z tobą. Szczególnie ktoś, z kimnie dokończyłeś załatwiać interesów.

***
Florence ogarnęło coś w rodzaju szału bitewnego. Gdy tylko wpadła do przepełnionego śmierciożercami pokoju, poczuła przemożną chęć, by wylać na nich całą swoja złość. Za zamknięcie w Azkabanie, za porwanie Hermiony i za to, że w ogóle istnieli.
- Pójdę poszukać Dracona i Hermiony – powiedziała do jej ucha Isa, a po chwili zniknęła w tłumie czarodziejów.
Ruda pokiwała głową i zabrała się do obezwładniania popleczników Lucjusza Malfoy’a. Niespodziewanie wrzucała do ich ust Gigantojęzyczne Toffi, wtykała do dziurek ich nosów Łajnobomby i detonowała przed nimi Peruwiańskie Proszki Natychmiastowej Ciemności. Od czasu do czasu używała petryfikujących zaklęć, śmiejąc się z min, z którymi zastygali śmierciożercy. Jak zwykle, nikt nie doceniał chudego rudzielca, który biegał pomiędzy walczącymi z paczkami słodyczy.
Po pewnym czasie walka stała się jednak bardziej poważna. Na polu bitwy zostali jedynie najsilniejsi i najbardziej zwinni poplecznicy starszego Malfoy’a. Zaklęcia niewybaczalne latały pod sufitem o wiele częściej niż wcześniej. Flo zauważyła, że wszyscy członkowie armii Zakonu odłożyli już produkty z Magicznych Dowcipów Weasley’ów, zastępując je różdżkami. To samo uczyniła więc ruda kobieta. Nie zdążyła jednak zaatakować nawet jednego śmierciożercy, gdy przed nią wyrósł wysoki mężczyzna. Miał włosy przyprószone siwizną i kilka szram na swojej twarzy.
To było jak supernowa wybuchająca w jej umyśle. Znała go. Ale nie tylko ze styczniowej rozprawy, na której mężczyzna był jednym z oskarżonych. Znała go również ze swojej wizji, która miała miejsce dwa i pół roku temu.
- To… To ty zabiłeś moją siostrę – powiedziała ze złością. Mocniej zacisnęła palce na swojej różdżce.
- Jak się nazywała? Zabiłem już tylu ludzi… - bezczelnie się uśmiechnął.
- Welch. Grace Welch – odpowiedziała przeze zaciśnięte zęby.
- No tak, Grace! – klepnął się w czoło – Tak, zabiłem ją. Mogłem się domyślić, że jesteś jej siostrą – jesteś tak samo…  
- Nigdy ci tego nie wybaczę! – Flo zamachnęła się różdżką na śmierciożercę, jednak ten był od niej szybszy. Chwycił ją za nadgarstek i wyrwał magiczny atrybut z jej dłoni.
- Nie tak szybko, panienko – zaśmiał się Rowle – Grace po prostu nie chciała dołączyć do naszej armii. Nie mogliśmy tak po prostu zostawić jej w spokoju. Zresztą, ciebie też nie…
Popchnął kobietę na podłogę, a ta uderzyła swoimi plecami w twardą posadzkę pomieszczenia. Nie zdążyła nawet przetoczyć się w bok, gdy Thorfin wysłał w jej stronę uśmiercające zaklęcie.
To był jej odruch. Zaczęła wrzeszczeć, tak głośno, że przekrzykiwała nawet gwar bitewny. Mocno zamknęła swoje oczy, przygotowując się na śmierć. W głowie zaczęła robić listę osób, z którymi się nie pożegnała. Rodzice. Bracia. Przyjaciele z zespołu. Pomyślała o Robie i o jego prośbie, by na siebie uważała.
,,Przepraszam, Rob”, przemknęło przez jej umysł.
Minęło jednak kilkanaście sekund, a ona wciąż żyła. Uchyliła jedno oko i zobaczyła, że Rowle zniknął. Uniosła się na łokciach, rozglądając za mężczyzną.
Leżał kilka metrów od niej. Nieżywy. Flo potrząsnęła swoimi rudymi lokami, próbując zrozumieć sytuację, która właśnie miała miejsce. Przecież nie wysłała w stronę Thorfina żadnego zaklęcia, ponieważ nie miała swojej różdżki. Czy ktoś inny zabił śmierciożercę?
Dopiero, gdy zobaczyła resztki białego dymu, który wydobywał się z jej ust i owijał nieżywe ciało Rowle’a, pojęła, co tak naprawdę się wydarzyło. Znów zadziałał jej niezwykły dar. Tym razem najwidoczniej odbił on klątwę i Avada Kedavra uderzyła w mężczyznę, który sam ją rzucił.
- Czuje się jak Supermen – powiedziała do siebie Florence.
Następnie rzuciła się w wir walki, krzycząc ile sił w płucach. A miała jej całkiem sporo.

Harry właśnie spetryfikował kolejnego śmierciożercę, gdy kilka metrów dalej zobaczył Blaise’a. Ciemnoskóry co chwilę wystrzelał w różne strony zaklęcia, jednocześnie doskonale unikając klątw, które były w niego wymierzone.
Złość wybuchła niczym fajerwerki w piersi Wybrańca. W końcu mógł odegrać się na osobie, która zniszczyła jego życie oraz życie jego przyjaciół. Potter zaczął biec w stronę Zabiniego i zastanawiać się, jakim zaklęciem go potraktować. W jego głowie rodziły się coraz okrutniejsze pomysły.
W końcu, gdy chłopak był już na wyciągnięcie ręki od Harry’ego, Wybraniec wystrzelił w jego stronę Sectumsemprę.
- Co ty, do cholery jasnej, robisz, Potter? – krzyknął Blaise, błyskawicznie odwracając się w stronę Gryfona i odbijając klątwę.
- Wyrównuję rachunki, ty przebrzydły śmierciożerco – syknął Harry. Ponownie spróbował zaatakować Ślizgona, jednak i tym razem mu się nie udało.
- Przecież jestem po twojej stronie, Potter. Nie widzisz, że atakuję tylko ludzi Lucjusza? – zapytał.
- Udowodnij to.
Zabini wyciągnął przed siebie różdżkę i wysłał Avadę Kedavrę w stronę jednego ze śmieciożerców. Ten, nie spodziewając się ataku ze strony ciemnoskórego, nie zdążył się obronić i bezwładnie upadł na posadzkę salonu.
- Nie tylko ciebie skrzywdził starszy Malfoy – powiedział posępnie Blaise – Skoro jesteśmy już po tej samej stronie, możemy walczyć razem, prawda? – rzekł po chwili milczenie.
Wybraniec spojrzał na niego podejrzliwie.
- Co ty knujesz, Zabini?
- Zabicie Lucjusza, co innego! – krzyknął zrezygnowany – Powiem to tylko raz w moim życiu: proszę, Potter, walczmy razem. Wtedy będziemy mieć większe szanse na pokonanie Malfoy’a.
Po chwili wahania Harry pokiwał głową. Nie wiedział, dlaczego, ale ten jeden jedyny raz ufał czarnoskóremu. Wydawał mu się taki szczery. Stanął obok niego i razem z nim zaczął mścić się na wszystkich poplecznikach następcy Voldemorta.

***
Willow weszła do domu.
- Luna! Już jestem! – krzyknęła, wieszając swoją kurtkę na wieszaku w przedpokoju. Nikt jednak jej nie odpowiedział.
Kobieta skierowała się do kuchni, pewna, że jej kuzynka zostawiła jej po prostu kartkę z wiadomością, gdzie przebywa. Lecz gdy zbliżyła się do blatu kuchennego, zobaczyła, że jest on pusty.
- Luna?! Jesteś w domu?! – zawołała nieco zaniepokojona. Ponownie nikt jej nie odpowiedział.
Ruda położyła swoją torebkę na jednym z krzeseł w kuchni i zaczęła iść w stronę pokoju swojej kuzynki. Delikatnie zapukała, a następnie do niego weszła. I to pomieszczenie było puste. Willow już chciała je opuszczać, gdy zobaczyła małą karteczkę, która leżała na stoliku w pokoju Luny. Drżącą ręką ją chwyciła i zaczęła czytać wiadomość.
,,Droga Willow!
Nie szukaj mnie. Jestem razem z Harrym w miejscu, w którym ty nie chciałaś być. Nie martw się o mnie. Postaram się być wieczorem.
Luna”
Przeczytała list kilka razy. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, gdzie najprawdopodobniej była jej kuzynka. Spojrzała na zegarek – czas się zgadzał. Była 1730.
 Luna i Harry byli w Malfoy Manor.

Delikatnie zapukała do drzwi domu Gavina. Przeklinała się w duchu za to, że poproszenie mężczyzny o pomoc było jedynym pomysłem, który przyszedł jej do głowy. Niestety, nie wiedziała w jaki inny sposób mogłaby uzyskać pomoc, aby pójść z odsieczą do Malfoy Manor.
Kilka minut stała pod drzwiami domu Whitmore’a, jednak nikt jej nie otwierał.
- Gavin, proszę! Otwórz mi! To ja, Willow! – krzyknęła, bijąc pięściami po wrotach.
W końcu postanowiła po prostu wejść do domu mężczyzny. Miała nadzieję, że znajdzie w nim wskazówki na to, gdzie może on przebywać, a może nawet jego samego, pogrążonego w głębokim śnie. Gdy otworzyła drzwi zaklęciem i przekroczyła próg domu, uderzyła ją zbyt dobrze znajoma woń proszku do prania Gavina. Używał go, od kiedy tylko pamiętała i dlatego ten zapach zawsze kojarzył jej się tylko z nim. Próbowała nie oddychać, byle tylko szybciej przeszukać dom, jednak w którymś momencie się poddała. Głęboko wciągnęła pachnące powietrze, które wypełniało każdy zakątek domu.
Niechciane wspomnienia znów wróciły. Przed oczyma Willow stanęły te wszystkie dni, które spędzała z Whitmorem. Przypomniało jej się, jak wtulała się w jego koszulkę, jak go całowała, jak go obejmowała.
Łzy zebrały się w jej oczach. Już chciała wychodzić z domu, gdy zauważyła kilka kartek, które leżały na stoliku w sypialni Gavina. Przejrzała je, na początku nie umiejąc zrozumieć, czym były dziwne rysunki, które na nich widniały. Nagle przyszło jednak olśnienie – to były plany. Spojrzała na zdanie znajdujące się u dołu jednej z kartek, zapisane drobnymi literkami.
,,Napad na Malfoy Manor – 13. 07. 2016, 1700
Prawda uderzyła w nią jak rozpędzony pociąg. Whitmore też był w posiadłości Lucjusza.
Zalała się łzami. Dopiero w momencie, gdy uświadomiła sobie, że mężczyzna przebywał teraz w Malfoy Manor, jego największym koszmarze z przeszłości, dotarło do niej, że tak naprawdę wciąż go kochała. Mimo że oskarżała go o zdradę, mimo że nie chciała mu wybaczyć – kochała go. I zapomniałabym o całym poprzednim roku, gdyby tylko mógł być teraz z nią, a nie w domu jego największego wroga.
Postanowiła, że teleportuje się do dworu Lucjusza. Obojętnie, ile będzie ją to kosztowało, musi wyznać Gavinowi swoją miłośći naprawić to wszystko, co zepsuła przez ostatnie miesiące. Gdy przypominała sobie, w jak oziębły sposób traktowała wcześniej mężczyznę, chciała samą siebie przekląć najgorszą klątwą.
Ostatni raz wciągnęła cudowny zapach proszku do prania. Odpędziła łzy i wspomnienia. Zebrała całą swoją miłość, którą nosiła od dnia, kiedy poznała Whitmore’a i skupiła się na tym, by pomóc swojemu ukochanemu.

***
Zaciekle walczył z ludźmi, których tak dobrze znał z Ministerstwa Magii. Nie miał jednak wobec nich skrupułów – były kolega czy nie, i tak kończył spetryfikowany i spętany niewidzialnymi sieciami. Widział, że jego armia również dobrze sobie radzi. Coraz mniej śmierciożerców było zdolnych do tego, by dalej walczyć. Gavin czuł ogromną satysfakcję, mogąc w końcu odegrać się na ludziach, którzy zniszczyli jego życie osobiste. Gdyby nie porwali go podczas drugiej wojny, plotka o jego rzekomym romansie z Alecto Carrow nigdy by nie powstała.
Nie minęło nawet pół godziny walki, gdy Zakon zyskał przewagę liczebną. Dzięki pomocy Florence, która używała swojego nowego daru, większość różdżek popleczników Malfoy’a była zniszczona, niektórzy z nich leżeli także nieżywi, ugodzeni własnymi zaklęciami, które zostały odbite.
Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Whitmore już miał podbiec i pomóc przyjaciołom w rozprawieniu się z ostatnią dziesiątką śmierciożerców, gdy ktoś złapał go za szyję. Nie zdążył krzyknąć, ponieważ już sekundę później zatkano mu usta. Gavin został wywleczony w ciemna część korytarza Malfoy Manor, a następnie rzucony o ścianę.
Mroczki pojawiły się przed jego oczami. Szybko mrugał powiekami, by je odpędzić. Dzwoniło mu w uszach, jednak po pewnym czasie usłyszał słowa wypowiadane znanym, okrutnym głosem.
- To przez ciebie nie żyje moja siostra – syczał mężczyzna.
Whitmore zadarł głowę i zobaczył osobę, której się spodziewał – Amycusa Carrowa. Brat Alecto stał nad nim i przyciskał do jego gardła różdżkę. Gavin chciał odrzucić go od siebie zaklęciem, jednak zauważył, że jego magiczny atrybut tkwi teraz w kieszeni spodni Carrowa.
- Przecież to nie ja ją zabiłem, Amycusie – powiedział spokojnie nauczyciel. Miał nadzieję, że nie było widać strachu, który tak naprawdę był obecny w każdym fragmencie jego ciała.
- Ale przez ciebie zabił ją Lucjusz. Gdybyś nie omamił jej w czasie wojny, nie byłaby ci posłuszna – odpowiedział, mocniej wbijając różdżkę w grdykę Whitmore’a.
- Nie omamiłem jej – rzekł dobitnie – To ona się w mnie zakochała, mimo że wiedziała, że miałem narzeczoną. Po wojnie sama chciała ze mną pracować. Nie ukrywam, że mnie to cieszyło, jednak do niczego jej nie zmuszałem. To ona sama widziała, że postępujecie nieczysto.
- Kłamiesz, ty przebrzydły sługusie ministerstwa – warknął Amycus – Nie mam ochoty cię więcej słuchać. Chcę po prostu, by spotkało cię to samo, co moja siostrę.
Nauczyciel zamknął oczy. Nie miał takiego daru, jak Florence. Nie mógł odbić zaklęcia. Mógł tylko umrzeć.
- Kocham cię, Willow – wyszeptał jeszcze, zanim zielona wiązka światła wniknęła jego ciało.

***  
Ostatni śmierciożerca został powalony na podłogę, teraz gęsto zaścieloną przez martwe i spetryfikowane ciała.
- Neville! – Ginny podbiegła do swojego chłopaka i mocno się do niego przytuliła – Wygraliśmy! Naprawdę wygraliśmy!
- Tak, Ginn – Gryfon pochylił się nad swoją dziewczyną i lekko ja pocałował – Naprawdę wygraliśmy.
W salonie zapanowała euforia. Każdy członek Zakonu Feniksa, który był obecny w pomieszczeniu skakał niemal pod sufit. Bitwa zakończyła się ich powodzeniem. Draco i Hermiona się teleportowali, więc byli bezpieczni. Wystarczyło tylko zawiadomić Ministerstwo Magii, aby śmierciożercy przestali komukolwiek zagrażać.
- Kochani! – Isa stanęła na zniszczonym przez zaklęcia fotelu Lucjusza Malfoy’a, aby uzyskać atencję swoich przyjaciół – Jestem niezmiernie wam wdzięczna za to, że dzięki waszej pomocy ta walka zakończyła się dla nas powodzeniem. Ocaliliśmy Dracona oraz Hermionę oraz zniszczyliśmy prawdopodobnie najniebezpieczniejszą armię naszych czasów. Jeszcze raz bardzo gorąco chciałabym wam podziękować oraz uhonorować osobę, która pokonała Lucjusza.
Odpowiedziała jej cisza. Kobieta rozejrzała się po salonie.
- No, przyznajcie się, kto z was pokonał Lucka? Musi gdzieś tu leżeć, przecież stoi tu razem z nami…
- Może Gavin go pokonał – zasugerowała Molly – On jest takim dobrym aurorem…
- No właśnie, Gavin! – Florence klepnęła się w czoło – Wiedziałam, że kogoś brakuję. Przecież Whitmore’a z nami nie ma!
Członkowie Zakonu nerwowo zaczęli się wokół siebie rozglądać – rzeczywiście, nauczyciel obrony przed czarną magią wśród nich nie było. Ktoś zaproponował, by przeszukać resztę domu, więc czarodzieje wybiegli z salonu i rozproszyli się po holu.
Bill i George nie musieli długo szukać. Już po chwili znaleźli Gavina leżącego w ciemnej części korytarza Malfoy Manor. Nad mężczyzną pochylał się Amycus Carrow.
- Petrificus Totalus! – krzyknął jeden z rudzielców. Ciało śmierciożercy znieruchomiało i przewróciło się na podłogę. Bill na wszelki wypadek spętał je jeszcze niewidzialnymi linami, a George podbiegł do ciała nauczyciela.
- Bill – powiedział poważnie właściciel Magicznych Dowcipów Weasley’ów, przykładając dwa palce do szyi Gavina.
- Coś nie tak, Georgie? – zapytał zaniepokojony.
- Whitmore… Whitmore nie żyje – chłopak głośno przełknął ślinę.

***
- Naprawdę myślałeś, że tak szybko się mnie pozbędziesz? – zapytał rozbawiony Lucjusz. Stał przed Draconem, który własnym ciałem ochraniał półprzytomną i słaniająca się na nogach Hermionę – Zawsze dostaję to, czego chcę. A aktualnie chcę twojego posłuszeństwa.
- Nigdy go nie dostaniesz – powiedział zezłoszczony Draco. Może nie miał różdżki, ale za to jego ojciec nie miał żadnych pomocników. Poza tym, nie mógł złożyć przysięgi, że zabije Wybrańca po tym, jak ten napadł na Malfoy Manor, by ich uratować.
- Skąd taka nagła zmiana decyzji? Czyżbyś przestał kochać swoją szlamę? – zakpił.
- Nigdy nie przestanę jej kochać. Po prostu… przejrzałem na oczy. Miłość nie jest naszą słabością, tylko siłą. Nie mam zamiaru ci ulegać. Mam zamiar z tobą walczyć – powiedział twardo chłopak. Mocniej przycisnął do swoich pleców dziewczynę i wolno zaczął iść z nią do tyłu.
- Chcesz ze mną walczyć i zaczynasz się wycofywać? – znów się zaśmiał – Jesteś najśmieszniejszym synem, jakiego mogłem mieć. Myślę jednak, że powinieneś przemyśleć swoją decyzję. Moja oferta wciąż jest ważna. Zgódź się na warunki, a szlamie nic się nie stanie.
Draco przez chwilę nic nie mówił, wciąż idąc do tyłu. Kątem oka widział okazały kamień, który leżał na drodze. Wiedział, że mógł on być ich jedynym ratunkiem. Dopiero gdy chłopak znalazł się bezpośrednio obok kawałka skały, wysyczał:
- Po moim trupie.
Rzucił się w bok, ciągnąc za sobą Hermionę. Dziewczyna byłą jednak zbyt wycieńczona, by zareagować. Przez kilka sekund stała na wprost Lucjusza, niechroniona przez nic i nikogo. Mężczyzna od razu wykorzystał ten moment.

Szumiało jej w głowie. Jej ruchy były ospałe, czuła, jakby poruszała się w gęstym budyniu. Gdy blondyn, który uważał się za jej ukochanego, pociągnął ją w bok, nie umiała zacząć biec tak szybko, jak on. Zobaczyła jak chłopak odwraca się w jej stronę z przerażeniem w oczach. Było już jednak za późno. Pan wyciągnął przed siebie różdżkę i krzyknął:
- Avada Kedavra!
Nie znała  tego zaklęcie. Nie wiedziała, jakie było jego działanie. Próbowała zrobić choć jeden krok w bok, ale jej nogi nie reagowały. Zamknęła więc tylko oczy, zdając się na los.
Poczuła ucisk na nadgarstku. Następnie przyszedł ból, zaczynający się na jej ramieniu i rozchodzący na resztę ciała.
A potem? Potem była już tylko ciemność…
      

17 komentarzy:

  1. To nie może się tak skończyć! Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Chcę żebyś wiedziała że mimo że nie komentuję to jestem tu prawie od początku i ciągle wracam do niektórych rozdziałów :*.
    Pozdrawiam SectumSempra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, po prostu musiałam zostawić kilka wydarzeń na te dwa ostatnie rozdziały...
      Jeju, nigdy nie przypuszczałam, że ktoś wraca do moich rozdziałów! Bardzo mi miło ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  2. Ponawiam pytanie: Czemu skonczylas w takim momencie? Chociaż z tego co wywnioskowałam to raczej Hermiony nie dosięgnie Avada... Nie wiem czy się nie mylę ale ten ból w ramieniu mógł oznaczać to ze upadla na ziemię... Błagam oby tylko Dracze nie zasłonił jej własny ciałem :/ tego bym nie zniosła...
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny, Iva Nerda
    kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tylko, że Twoje rozumowanie jest całkiem słuszne... ale czy prawdziwe, okaże się potem ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  3. W moich snach Lucjusz dostaje Avadą i ląduje na ziemi *.* to tzw sen marzenie :D Chociaż domyślam się, że trochę ubarwisz akcję. W końcu jeszcze dwa rozdziały i epilog ;) Proszę tylko zakończ to szczęśliwie :)
    Podobała mi się akcja w Malfoy Manor, a szczególnie umiejętności Flo ^.^
    Oczywiście czekam na kolejny rozdział
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mówiłam - zakończenie będzie szczęśliwe, jednak nie dla wszystkich. Ale dla większości tak ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
    2. Pozostaje tylko czekać na dalszy rozwój sytuacji :)
      Przy okazji nominowałam Cię do nowej zabawy :) Więcej info w linku: http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/2016/03/trzynascie-rzeczy-ktore-kocham.html

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję ;) postaram się za niedługo odpowiedzieć

      Usuń
  4. Nie zniosę tego jeśli napiszesz zakończenie bez Happy Endu. Po ostatnim rozdziale nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Czy Lucek może w końcu zdechnąć? Smutno mi się robi na myśl, że to już prawie koniec, ale każda dobra historia musi mieć początek jak i koniec❤. Serdecznie pozdrawiam i życzę weny❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nie pozwolę Wam umrzeć ;) za to Lucjuszowi z wielką chęcią.
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  5. Chyba jak każdy spytam : Dlaczego w takim momencie ?!
    Nie wierzę, że Gavin nie żyje... A Willow nie zdążyła mu wyznać, co do niego czuje... Jednak do samego końca miałam nadzieję, że Willow uratuje ukochanego, a potem będą żyć długo i szczęśliwie. <3 A może go wskrzesisz ? ;)
    No Lucjusz to zawsze wepcha się tam gdzie nie trzeba ! No po co on się teleportował z Draco i Hermioną ? No po co ?! Nie da im spokojnie pożyć... Oj, Lucek, Lucek...
    Podejrzewam, że Hermiona nie dostała Avadą. Pewnie się przewróciła i od tego ten ból. A straciła przytomność z wycięczenia albo też od upadku. Mam nadzieję, że Draco ją tylko pociągnął w bok, a nie zasłonił własnym ciałem. I jeszcze to wyznanie Miony w czasie walki... <3 " Jeżeli kiedyś naprawdę byliśmy razem… to miałam ogromne szczęście. " Słodkie... ;*
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę Weny.
    ~Eris
    Ps. Naprawdę już tylko dwa rozdziały i epilog ? ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek Gavina i Willow nie skończy się aż tak źle, jak planowałam ;)
      Lucek już taki jest, że zawsze wtyka nos w nie swoje sprawy.
      Już naprawdę za niedługo dowiecie się, co stało się z Hermioną ;)
      Niestety, wszystko się kiedyś kończy :/
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  6. Nie możesz uśmiercić Hermiony ! Błagam 😭 No i oczywiście, żeby Draco nie zasłonił jej własnym ciałem! 😭 czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego za niedługo się dowiesz ;) ale nie powinno być źle.
      Pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  7. Świetny rozdział! Zresztą tak jak każdy ;)
    Nie wierze, że ta historia sie już kończy , że zostały tylko 2 rozdziały i epilog :(
    No ale mam nadzieje , że będziesz pisać dalej takie świene historie ;)
    Szkoda mi Gavina, zrobił tyle dobrego , no i jak skończył... :(
    Ciekawe jak zareaguje Willow gdy dowie się, że Gavin nie żyje. Wreszcie przejrzała na oczy i chciała do niego wrócić, a tu takie coś. Szkoda ... :(
    No ale mam nadzieje że dla Draco i Hermiony dobrze sie to skończy ;)
    Pozdrawiam i życze dużo dużo dużo weny ^^
    A. G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Ja również mam nadzieję, że nie zawiedziecie się moimi kolejnymi ff ;)
      Niestety, w pewnym sensie Willow zapłaciła cenę za swoje poprzednie zachowanie... co nie znaczy, że jej historia skończy się tak całkiem źle :)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  8. kocham twojego bloga całego przeczytałam w 2 dni masz talent do pisania czekam na następny i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz = +10 do motywacji ;)