Hej, kochani!
W to środowe piękne popołudnie prezentuję przed Wami obiecaną niespodziankę związaną z Utraconą Przyjaźnią - ,,Pamiętniki Gavina Whitmore'a". Będą się one składać z trzech części. Kolejną opublikuję w piątek 20.05 o 16:00 ;)
Nie pozostaje mi nic innego, jak, standardowo, zaprosić Was do czytania i komentowania!
Johanna Malfoy :*
******
Biegłem.
Moje kroki echem odbijały się od ścian
korytarzy Hogwartu. Mięśnie łydek paliły mnie żywym ogniem z wysiłku, a oddech
był urywany. Mimo to pokój wspólny Gryffindoru wciąż wydawał się być miliony
kilometrów stąd.
Cholerne wypracowanie. Cholerna mapa
nieba. Cholerny układ gwiazd. Cholerna nowa nauczycielka wróżbiarstwa.
Przeklinałem w duchu kobietę, która
zadała nam to zadanie oraz samego siebie za to, że zapomniałem go z
dormitorium. Nie wiem, na kogo byłem bardziej zły. Wciąż biegłem, pokonując po
kilka schodów na raz i ślizgając się na zakrętach. Kilka razy przypadkowo
zahaczyłem o jakiś obraz, wywołując tym okrzyki oburzonych namalowanych
postaci.
W końcu, po czasie, który zdawał się dla
mnie być wiecznością, ujrzałem Grubą Damę, za którą znajdowały się drzwi do
pokoju wspólnego. Szybko podałem kobiecie hasło i wpadłem do obszernego
pomieszczenia, Kilka kroków później byłem już w moim dormitorium i próbowałem
przypomnieć sobie, gdzie położyłem esej.
Myśl, Gavin, myśl…
Spojrzałem pod łóżko, jednak na podłodze
zobaczyłem tylko stare wypracowania, za które już dawno dostałem złe oceny.
Cholera! Jak na złość nie umiałem znaleźć tego, co było mi potrzebne.
Wyszedłem z pod mebla i otrzepałem ręce
oraz kolana z kurzu. Rozejrzałem się po dormitorium, mając nadzieję, że znajdę
zadanie na wróżbiarstwo. Wiedziałem, że i tak jestem już spóźniony o jakieś
dziesięć minut, jednak nie chciałem zupełnie opuścić lekcji.
Mój wzrok padł na pergamin, który leżał
na szafce nocnej. Szybko do niego podbiegłem i pochwyciłem, będąc pewien, że
jest to esej o wpływie układu gwiazd na życie ludzi i czarodziejów. Co innego
mogło leżeć na mojej szafce nocnej?
Nie zwróciłem uwagi na to, że pergamin
pachniał kwiatami.
***
Spóźniony piętnaście minut, wszedłem do
klasy wróżbiarstwa. Mimo że już od dwóch miesięcy miałem w niej lekcje, wciąż
uderzała mnie jej barwność. Ściany były pomalowane na niemal wszystkie kolory
tęczy. Lśniące i przesiąknięte zapachem kadzidełka zasłony wisiały w oknach.
Pośrodku klasy stała nowa nauczycielka wróżbiarstwa. Była najbardziej
nawiedzoną kobietą, jaką znałem. Cały czas nawoływała, byśmy ,,otworzyli swoje
wewnętrzne oko i zaczerpnęli wiedzy z Morza Czasu”.
Wolałem poprzednią panią profesor, która
nauczała w tej sali. Była to starsza kobieta, miała pomarszczoną i suchą skórę.
Na lekcjach zazwyczaj prowadziła nudne wykłady, na których sama zasypiała. Rok
temu wróżbiarstwo było idealnym przedmiotem do odrabiania zaległych zadań z
eliksirów i obrony przed czarną magią. Byłem pewien, że moja kochana
zasypiająca profesor Nash nie przejdzie jeszcze na emeryturę, dlatego nie
fatygowałem się, by wykreślić wróżbiarstwo z listy zajęć na czwartym roku.
Przeżyłem szok, gdy dowiedziałem się, że
w szkole pojawiła się nowa nauczycielka wróżbiarstwa, której nazwiska nawet nie
pamiętałem. Szybko okazało się, że na jej lekcjach organoleptycznie poznaje się
techniki wróżenia. Czytanie z fusów, chiromancja, horoskopy – już po dwóch
dniach zaczęło mnie to przerastać. Nigdy nie miałem ,,wewnętrznego oka”, nie
umiałem go więc otwierać, ani tym bardziej czerpać wiedzy z Morza Czasu.
Podszedłem do nauczycielki i wręczyłem
jej esej o gwiazdach.
- Przepraszam, za spóźnienie –
powiedziałem do kobiety.
- Nic się nie stało, panie Whitmore –
rzekła, spoglądając na mnie swoim nieobecnym wzrokiem przez grube szkła
okularów – Jednak musi pan uważać. Kiedyś spóźnienie może się dla pana źle
skończyć – powiedziała złowrogo – Czuję to w pana aurze.
Spojrzałem na nią dziwnie, po czym
szybko oddaliłem się w stronę miejsca, które zawsze zajmowałem. Za zdziwieniem
stwierdziłem jednak, że krzesło zajęte jest przez Krukonkę z mojego roku.
- Stary, o co chodzi? – zapytałem mojego
przyjaciela z drużyny quidditcha, wskazując na miejsce przy stoliku, które
powinno być puste. Od zawsze siedzieliśmy razem.
- Trelawney kazała nam pracować w
parach, które sama ustaliła – odpowiedział szeptem – Przykro mi, Gavin.
- Wiadomo chociaż, co będziemy dzisiaj
robić? – spytałem.
- Nie, jeszcze nie – pokręcił głową, po
czym odwrócił się w stronę Krukonki z zalotnym uśmiechem.
Super. Dzień zaczyna się najgorzej,
jakby tylko mógł, a mój przyjaciel flirtuje z jakąś dziewczyną, zamiast mi
pomóc.
Rozejrzałem się po klasie, aby znaleźć
wolne miejsce. W końcu znalazłem ostatni pusty stolik na końcu klasy.
Podszedłem do niego i z westchnieniem usiadłem na krześle.
- Dziś będziemy pracować ze szklaną kulą
– ogłosiła profesor Telawney (przypomniałem sobie jej nazwisko dopiero, gdy
powiedział je mój przyjaciel).
Zamknąłem oczy i uderzyłem pięścią w
stół. Myślałem, że ten dzień nie może być już okropniejszy.
Umiałem pisać fałszywe horoskopy.
Umiałem improwizować przy interpretacji snów i fusów. Umiałem nawet
przekonująco wróżyć z linii na dłoniach. Ale, do cholery, szklana kula
przewyższała moje umiejętności. Niemożliwym, według mnie, było ujrzenie
przyszłości w kawałku szkła. Nauczycielka mówiła, że po prostu moje trzecie oko
nie jest wyczulone na sygnały wysyłane z Morza Czasu – bzdura. Tam po prostu
niczego nie można było zobaczyć.
Przyszłość nie pojawia się, ot tak, w
szklanej kuli.
Perspektywa wpatrywania się w czyste
szkło przez czterdzieści pięć minut była dla mnie tak absurdalna, że za każdym
razem naprawdę próbowałem dojrzeć coś w tym wróżbiarskim atrybucie. Po każdych
zajęciach byłem z siebie zadowolony, ponieważ dowiodłem, że w szklanej kuli nie
można niczego dojrzeć. Jedynym kłopotem było jednak to, że, zajęty
udowadnianiem mojej racji, zapominałem wymyślić odpowiednią historyjkę o tym,
co zobaczyłem. Skutkiem było to, że zawsze jąkałem się przed nauczycielką, a
moje wizje były totalnie niespójne i nieprawdopodobne. Trelawney nigdy w nie
nie uwierzyła.
(,,Panie Whitmore, czy jest pan pewien, że
widział pan krowę latającą nad polem holenderskich tulipanów? I miała róg jak
jednorożec?”)
- Otwórzcie swoje wewnętrzne oko!
Zaczerpnijcie wiedzy z Morza Czasu! Ujrzyjcie przyszłość! – nauczycielka
chodziła pomiędzy stołami, apelując do uczniów.
Oparłem głowę na splecionych dłoniach i
zacząłem wpatrywać się w szklaną kulę. Próbowałem coś w niej zobaczyć, jednak
jak zwykle mi nie wychodziło. Jedyną właściwością, jaką zauważyłem w tym
przedmiocie, było to, że powiększała. Była klasycznym przykładem soczewki
skupiającej.
Patrzyłem, patrzyłem, a moje cholerne
wewnętrzne oko nie chciało się otworzyć. Właśnie rozmyślałem nad tym, że w
ostatnim czasie zdecydowanie nadużywam słowa ,,cholera” oraz jego pochodnych,
gdy usłyszałem trzask zamykanych drzwi sali.
Willow Lovegood, Krukonka z mojego roku
weszła do klasy z potulną miną. Jej rude włosy były rozwichrzona, opaska na
czole przekrzywiona, a policzki zaróżowione. Najwyraźniej biegła, tak samo, jak
ja kilka minut temu.
- Bardzo przepraszam, pani profesor – powiedziała,
niemal klękając do stóp Trelawney.
- Nic się nie stało, Willow –
nauczycielka uśmiechnęła się ciepło – Dopiero zaczęliśmy wróżenie ze szklanej
kuli. Zajmij miejsce obok pana Whitmore’a, on nie ma jeszcze swojej pary.
Wszyscy spojrzeli na mnie ze
współczuciem. Lovegood nie była lubiana w szkole. Jej wujkiem był znany wydawca
,,Żonglera”, jednej z najmniej racjonalnych gazet w czarodziejskim świecie. Dziewczyna
znana była ze swoich nietypowych ubiorów i dziwnego zachowania.
Mało kto wiedział jednak, że Willow
podobała mi się już od pierwszego roku. Po raz pierwszy ujrzałem ją podczas
ceremonii przydziału i już wtedy postanowiłem, że kiedyś się z nią umówię. Od
trzeciego roku próbowałem jakoś ją zagadać i zaprosić na kremowe piwo do pubu
Pod Trzema Miotłami, jednak nieskutecznie. Dziewczyna była niedostępna i nie
zgadzała się na każdą moją propozycję. Nie byłem do tego przyzwyczajony,
ponieważ większość żeńskiej części mojego rocznika oraz wszystkich niższych
uważała mnie za swój ideał. Willow była inna. Podczas gdy każda inna dziewczyna
z chęcią wybrałaby się ze mną na spacer po Hogsmeade, ona tak po prostu
odmawiała. Jej niedostępność nieco mnie irytowała, ale jednocześnie jeszcze
bardziej zachęcała do walki. Postanowiłem sobie, że się z nią umówię i tak
musiało się stać.
Nawet kilka dni temu podszedłem do niej
przed zielarstwem i zapytałem, czy nie chciałaby pojechać ze mną w ten weekend
do Hogsmeade. Bąknęła coś tylko o tym, że będzie musiała uczyć się do testu z
eliksirów, po czym szybko odeszła.
Typowa Willow Lovegood.
Gdy nie proponuję jej spotkania,
zazwyczaj dosyć dobrze nam się rozmawia. Zazwyczaj – ponieważ rzadko kiedy mam
siłę, by stać kilka centymetrów od dziewczyny i rozmawiać z nią, podczas gdy
ona wcale a wcale nie ma ochoty się ze mną umówić.
Dlatego, gdy zobaczyłem, jak zmierza w
stronę mojego stolika z rozmarzonym uśmiechem na twarzy, mój żołądek gwałtownie
się skurczył. Spojrzałem na zegarek – zostało jeszcze dwadzieścia pięć minut
lekcji.
Dwadzieścia pięć minut przymusowego
siedzenia przy Willow, która jest cudowna, ale niedostępna. Jedynym pożytkiem z
tego wszystkiego było to, że Lovegood naprawdę dobrze umiała wróżbiarstwo.
Miałem nadzieję, że dziewczyna pomoże mi w wymyśleniu wiarygodnej historyjki
dla nauczycielki.
- Cześć, Gavin – powiedziała ciepło i
usiadła na krześle obok mnie.
- Hej, Willow – próbowałem, by mój głos
brzmiał normalnie.
- Pracujemy dziś ze szklaną kulą? –
zapytała, choć było to oczywiste. Chyba czuła napiętą atmosferę, która pomiędzy
nami była i chciała ją rozładować.
- Tak – mruknąłem – Ale ja kompletnie
tego nie umiem.
- Jak to nie umiesz? – zdziwiła się –
Przecież to najłatwiejszy sposób wróżenia!
- Tak, ale ja nie umie otworzyć swojego
wewnętrznego oka – powiedziałem nieco zjadliwie.
- Och, to bardzo proste. Wewnętrzne oko
jest w każdym z nas, trzeba tylko je odnaleźć – powiedziała Willow,
najwyraźniej nie słysząc sarkazmu w moich słowach – Zaraz pokażę ci, jak wróżyć
z kuli – rzekła entuzjastycznie.
Spojrzałem na nią z lekkim zdziwieniem,
jednak nie umiałem powstrzymać się od zauważenia, że gdy jest czymś
podekscytowana, jej oczy lśnią, a na policzkach pojawiają się lekkie rumieńce.
Wyglądała uroczo, gdy przygotowywała się do nauczenia mnie techniki otwierania
swojego wewnętrznego oka i nie umiałem przestać o tym myśleć, mimo że całą tą
szklaną kulę uważałem za bujdę.
- Musisz po prostu się skupić –
poinstruowała mnie – Połóż dłonie na kuli i zamknij oczy. Spróbuj skupić się na
trzecim oku, które jest w tobie ukryte. Gdy je odnajdziesz, rozchyl powieki, a w
szklanej kuli pojawi się obraz przyszłości.
Zrobiłem wszystko, co kazała mi Willow,
jednak nadal niczego nie widziałem.
- Skąd mam wiedzieć, że odnalazłem moje
wewnętrzne oko? – zapytałem nieco marudnie.
- Poczujesz wtedy lekkie dreszcze… Będą
się rozchodzić po całym twoim ciele, a skupiać najbardziej na opuszkach palców
– wytłumaczyła.
Mijały minuty, a ja wciąż niczego nie
czułem. Były tylko dwie opcje – albo ja byłem kompletnym beztalenciem w tej
dziedzinie, albo wróżenie ze szklanej kuli naprawdę nie miało bytu.
- Willow, wciąż niczego nie widzę –
powiedziałem, odwracając się w jej stronę.
- Więc może… pomogę ci? – jej głos był
niepewny, a wzrok nie chciał spocząć na mojej twarzy. Nigdy nie widziałem jej
zmieszanej – Po prostu połóż rękę na kuli…
Chwyciła moją dłoń, by położyć ją na
przedmiocie, gdy wydarzyła się dziwna rzecz- pomiędzy naszymi rękoma
przeskoczyło coś w rodzaju iskry. Nagle po całym moim ciele rozeszły się
dreszcze. Zamknąłem oczy, zaskoczony tym, co się stało. Wciąż drżałem, a
opuszki palców bardzo mnie piekły. Poczułem także pulsowanie w moim czole,
które po chwili przerodziło się w pewnośc, że właśnie tam znajduje się moje
trzecie oko.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na Lovegood.
Wciąż trzymała mnie za rękę. Jej mina wyrażała zdziwienie. Najwyraźniej i ona musiała poczuć to, co
przed chwilą się wydarzyło.
- Spójrz na kulę – wyszeptała tylko.
Zrobiłem to, co mi kazała i nie mogłem
uwierzyć własnym oczom.
Widziałem obraz. W kuli. Po raz pierwszy
w moim życiu.
Byłem tak bardzo zdziwiony, że nie
umiałem wykrztusić ani jednego słowa. Siedziałem więc tylko i wpatrywałem się w
to, co działo się w kuli.
Zobaczyłem Willow, dobre dziesięć
starszą od tej, która była obok mnie. Siedziała na tarasie jakiegoś domu i
ciepło się uśmiechała. Przed nią leżał talerz pełen azjatyckich przysmaków,
które jeszcze parowały. Dziewczyna trzymała kogoś za rękę, jednak nie umiałem
dojrzeć, kto to był.
- Widzisz coś, prawda? – szept Lovegood
doszedł do moich uszu. Odwróciłem się od kuli i spojrzałem na rudą.
- Tak – odpowiedziałem cicho.
Spojrzałem na dłoń dziewczyny, która
opleciona była wokół mojego nadgarstka. Wyglądała, jakby była stworzona do jego
trzymania. Gdy Willow zobaczyła, na co się patrzę, momentalnie puściła moją
rękę i zarumieniła się. W jednym momencie przestałem czuć dreszcze na całym
ciele, a obecność mojego trzeciego oka nie była już dla mnie taką rzeczywistą
sprawą.
- Dlaczego? – wydukałem, wskazując raz
na szklaną kulę, raz na rękę dziewczyny, która leżała na stole.
- Wróżbiarstwo nie jest racjonalną
nauką. Czasem zdarzają się więc dziwne, nawet prawie niemożliwe rzeczy. Myślę,
że jedną z nich jest to, ze właśnie przed chwilą dzięki mnie połączyłeś się z
Morzem Czasu i swoim wewnętrznym okiem.
Wciąż mówiła szeptem, jakby nie chciała,
by ktokolwiek nas usłyszał. Wprowadziło to atmosferę intymności, dzięki której
choć na chwilę zapomniałem, ze siedzę przed dziewczyną, która odrzuca moje
względy. Jej głos był miękki, podobnie jak wzrok. Willow sprawiała wrażenie,
jakbym wcale nie był jej obojętny.
***
Po dziwnym wydarzeniu, które miało
miejsce na początku naszej współpracy, wszystko zaczęło układać się nadzwyczaj
dobrze. Po raz pierwszy rozmawiałem z Willow normalnie, nie myśląc o naszych
poprzednich spotkaniach. Byliśmy po prostu parą pracującą razem na
wróżbiarstwie.
Dziewczyna nie pytała o to, co widziałem
w szklanej kuli. Może i nawet dobrze. Nie wiedziałem, co oznaczało to, że
zobaczyłem właśnie ją – starszą, najwyraźniej na spotkaniu ze swoim mężczyzną,
a może nawet już mężem. Jego twarz była ukryta w mroku, a ja nie miałem nawet
pomysłu, kim mógł być.
Lekcja upłynęła bardzo szybko. Byliśmy
właśnie w trakcie rozmowy o wróżeniu z fusów, gdy dzwonek oznajmił koniec
zajęć. Podniosłem swoją torbę z podłogi i spakowałem swoje książki, podobnie
jak Willow. Razem ruszyliśmy w stronę wyjścia z sali. Widziałem, że gdy
przemierzaliśmy pomieszczenie niemal stykając się ramionami, kilkoro uczniów
śmiało się z nas. Moi koledzy sugestywnie ruszali brwiami i bezgłośnie pytali,
czy zakochałem się już w pannie wróżbitce. Wiem, że tylko się ze mnie nabijali,
ale chciałem im odpowiedzieć, że stało się to już jakiś czas temu. W końcu
jednak zignorowałem ich żarty.
Gdy mijaliśmy profesor Trelawney,
kobieta zwróciła się do mnie:
- Widzę, że w końcu uwierzył pan w to,
że można wróżyć ze szklanej kuli i zobaczył w niej przyszłość.
- Skąd pani to wie? – zapytałem
zdziwiony. Nauczycielka ani razu nie zbliżyła się do naszego stolika, więc
wątpię, by słyszała nasze rozmowy.
- Widzę to w twojej aurze… aż kipi od
magii, gdy jesteś w towarzystwie Willow – powiedziała – Musicie siedzieć razem
na wróżbiarstwie.
Kobieta odwróciła się i skierowała w
stronę biurka, a ja razem z Lovegood wyszliśmy z sali. Przez chwilę
milczeliśmy, zdziwieni słowami Trelawney.
- Czyli… na następnych zajęciach również
siedzimy razem? – zapytałem w końcu, nie spoglądając na nią. Schodziliśmy z
wieży jako ostatni, korytarz był już pusty.
- Tak – potwierdziła dziewczyna. Może
tylko mi się wydawało, ale chyba znów się zarumieniła.
Nasze kroki echem odbijały się od ścian.
Stuk, stuk, stuk.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Cisza
byłą niezręczna, ale inaczej niż zawsze. Nie chodziło o to, że obok siebie szli
uczniowie, z których jeden usilnie próbuje umówić się z drugim. Teraz obok
siebie szli uczniowie, pomiędzy którymi wydarzyło się coś bardzo dziwnego na
zajęciach wróżbiarstwa.
- Słyszałam, że w sobotę macie trening
generalnym przed pierwszym meczem w sezonie – powiedziała na pozór obojętnie,
jednak w jej głosie dało się słychać napięcie.
- Tak – odpowiedziałem ostrożnie. Nie
wiedziałem, o co jej chodzi. Przecież właśnie w tę sobotę chciałem umówić się z
nią w Hogsmeade i opuścić dla niej najważniejszy trening.
- Idziesz? – zapytała. Po raz pierwszy
od kiedy wyszliśmy z sali, spojrzała na mnie.
- Dlaczego nie – wzruszyłem ramionami –
W końcu to tylko generalny trening… nic innego nie stoi mi na przeszkodzie. A
warto byłoby poćwiczyć.
- Czyli w twoich planach na sobotę nie
ma już miejsca na… - zawiesiła głos. Nerwowo zaczęła bawić się palcami.
- Na co? – spytałem. Zatrzymałem się i
stanąłem tuż przed Willow.
- No… na nas. Pytałeś się przecież, czy
nie chciałabym pójść z tobą na piwo kremowe. Dziś rano wysłałam ci odpowiedź…
pozytywną – powiedziała cicho, lekko zawstydzona.
- Nie dostałem żadnej odpowiedzi –
rzekłem, szczerze zaskoczony całą sytuacją – Ale… jeżeli na papierze twoja
odpowiedź była pozytywna, myślę, że w rzeczywistości również taka będzie –
lekko się uśmiechnąłem – Willow, czy poszłabyś ze mną w sobotę na kremowe piwo
do pubu Pod Trzema Miotłami?
- Oczywiście, że tak, Gavinie – również
się uśmiechnęła.
To była najpiękniejsza rzecz, jaką
kiedykolwiek zobaczyłem.
***
Dwa dni później, w piątek, wypadały
kolejne zajęcia wróżbiarstwa. Po raz pierwszy się na nie cieszyłem.
Przynajmniej na nich mogłem jawnie spędzić z Willow więcej niż dziesięć minut.
Usiedliśmy przy stoliku na końcu klasy,
tym samym, przy którym na poprzednich zajęciach po raz pierwszy ujrzałem
przyszłość w szklanej kuli. Znalazłem dłoń Willow i uścisnąłem ją pod meblem,
tak, by nikt nie widział. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła,
poprawiając opaskę, która zjechała z jej czoła.
- Dziś, zanim zaczniemy ponownie
pracować ze szklaną kulą, oddam wam wasze eseje – powiedziała nauczycielka, po
czym zaczęła chodzić pomiędzy uczniami i oddawać im ocenione prace.
- Jak myślisz, co dostaniesz? – zapytała
mnie ruda
- Mam nadzieję, że jakąś pozytywną
ocenę. Musiałem nieźle wysilić swoją wyobraźnię, by napisać ten esej – cicho
się zaśmiałem, w czym zawtórowała mi Willow.
- Nie martw się, następne zadanie
będziemy już pisać razem. Pokażę ci odpowiednie książki i nie będziesz musiał
zmyślać – rzekła łagodnie.
Nasze stosunki w ciągu tych dwóch dni
ociepliły się do tego stopnia, że teraz Willow uważała za urocze to, że jestem
zupełnym palantem, jeżeli chodzi o wróżbiarstwo. Jako życiowy cel postawiła
sobie, by nauczyć mnie poprawnie korzystać z wszystkich wróżbiarskich atrybutów
i naprawdę widzieć przyszłość, a nie ją zmyślać.
Trelawney podeszłą do naszego stolika i
z uśmiechem wręczyła dziewczynie pergamin. Jednak gdy odwróciła się w moją
stronę, jej mina zmieniła się diametralnie. Wyrażała lekkie zdegustowanie i
rozczarowanie.
- Następnym razem może się pan bardziej
postarać, pani Whitmore – szepnęła.
Nie wiedziałem o co chodziło pani
profesor, dopóki nie zobaczyłem, co napisane było na pergaminie, który jej
oddałem.
,,Gavinie!
Oczywiście, z chęcią wybiorę się z Tobą
do Hogsmeade w tę sobotę.
Willow xxx”
- Chyba już wiem co stało się z moją
wiadomością… - szepnęła rozbawiona Krukonka.
Posłałem jej mordercze spojrzenie, ale
po chwili również się roześmiałem. Patrzyłem na wesołe ogniki w oczach Willow i
zastanawiałem się, kiedy powiedzieć jej, że będzie musiała pomóc mi znaleźć
prawdziwy esej pod moim łóżkiem.
Super notka !
OdpowiedzUsuńMiałaś naprawdę wspaniały pomysł, żeby napisać coś z perspektywy Whitmore'a. I to jeszcze w czasach zzkolnych. <3 Od samego początku polubiłam Gavina i Willow, dlatego bardzo się cieszę, że to właśnie ich historię poznamy dokładniej. ;*
Czekam na kolejną część. <3
Pozdrawiam i życzę weny.
~Eris
Bardzo dziękuję! Ja również lubię Willow i Gavina i w zamian za to, jak zakończyłam ich historię, chciałam napisać jeszcze coś z ich udziałem ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.
Wreszcie jestem! Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam wiele na głowie i dziś nadrabiam zaległości na blogach.
OdpowiedzUsuńMiniaturka bardzo fajna. Podobało mi się to, w jaki sposób ukazałaś Gavina i Willow. To wróżbiarstwo było takie urocze *.*
Czekam na dalszy ciąg i życzę weny :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
PS. Zmieniłam fabułę MM na dramione i właśnie biorę się za pisanie 5 rozdziału, dlatego na jakiś czas odstawiam tłumaczenia na bok. Oczywiście wrócę do nich jak skończę pisać :) jeśli chcesz przeczytać nową zapowiedź i trochę ciekawostek o Draco to zapraszam http://music-and-love-mission.blogspot.com/
A zapomniałam dodać cudowny szablon <3
UsuńNic się nie stało ;)
UsuńBardzo dziękuję! Mam nadzieję, że kolejne części również Ci się spodobają.
Już lecę na Muzyczną Misję! Już nie mogę się doczekać!
Dziękuję :* po raz tysięczny wprowadzam zmiany w szablonie i mam nadzieję, że te będą ostateczne.
Również pozdrawiam! J. M.