środa, 11 maja 2016

Pamiętniki Gavina Whitmore'a (CZ. I)

Hej, kochani! 
W to środowe piękne popołudnie prezentuję przed Wami obiecaną niespodziankę związaną z Utraconą Przyjaźnią - ,,Pamiętniki Gavina Whitmore'a". Będą się one składać z trzech części. Kolejną opublikuję w piątek 20.05 o 16:00 ;) 
Nie pozostaje mi nic innego, jak, standardowo, zaprosić Was do czytania i komentowania! 
Johanna Malfoy :* 
****** 



Biegłem.
Moje kroki echem odbijały się od ścian korytarzy Hogwartu. Mięśnie łydek paliły mnie żywym ogniem z wysiłku, a oddech był urywany. Mimo to pokój wspólny Gryffindoru wciąż wydawał się być miliony kilometrów stąd.
Cholerne wypracowanie. Cholerna mapa nieba. Cholerny układ gwiazd. Cholerna nowa nauczycielka wróżbiarstwa.
Przeklinałem w duchu kobietę, która zadała nam to zadanie oraz samego siebie za to, że zapomniałem go z dormitorium. Nie wiem, na kogo byłem bardziej zły. Wciąż biegłem, pokonując po kilka schodów na raz i ślizgając się na zakrętach. Kilka razy przypadkowo zahaczyłem o jakiś obraz, wywołując tym okrzyki oburzonych namalowanych postaci.
W końcu, po czasie, który zdawał się dla mnie być wiecznością, ujrzałem Grubą Damę, za którą znajdowały się drzwi do pokoju wspólnego. Szybko podałem kobiecie hasło i wpadłem do obszernego pomieszczenia, Kilka kroków później byłem już w moim dormitorium i próbowałem przypomnieć sobie, gdzie położyłem esej.
Myśl, Gavin, myśl…
Spojrzałem pod łóżko, jednak na podłodze zobaczyłem tylko stare wypracowania, za które już dawno dostałem złe oceny. Cholera! Jak na złość nie umiałem znaleźć tego, co było mi potrzebne.
Wyszedłem z pod mebla i otrzepałem ręce oraz kolana z kurzu. Rozejrzałem się po dormitorium, mając nadzieję, że znajdę zadanie na wróżbiarstwo. Wiedziałem, że i tak jestem już spóźniony o jakieś dziesięć minut, jednak nie chciałem zupełnie opuścić lekcji.
Mój wzrok padł na pergamin, który leżał na szafce nocnej. Szybko do niego podbiegłem i pochwyciłem, będąc pewien, że jest to esej o wpływie układu gwiazd na życie ludzi i czarodziejów. Co innego mogło leżeć na mojej szafce nocnej?
Nie zwróciłem uwagi na to, że pergamin pachniał kwiatami.

***
Spóźniony piętnaście minut, wszedłem do klasy wróżbiarstwa. Mimo że już od dwóch miesięcy miałem w niej lekcje, wciąż uderzała mnie jej barwność. Ściany były pomalowane na niemal wszystkie kolory tęczy. Lśniące i przesiąknięte zapachem kadzidełka zasłony wisiały w oknach. Pośrodku klasy stała nowa nauczycielka wróżbiarstwa. Była najbardziej nawiedzoną kobietą, jaką znałem. Cały czas nawoływała, byśmy ,,otworzyli swoje wewnętrzne oko i zaczerpnęli wiedzy z Morza Czasu”.    
Wolałem poprzednią panią profesor, która nauczała w tej sali. Była to starsza kobieta, miała pomarszczoną i suchą skórę. Na lekcjach zazwyczaj prowadziła nudne wykłady, na których sama zasypiała. Rok temu wróżbiarstwo było idealnym przedmiotem do odrabiania zaległych zadań z eliksirów i obrony przed czarną magią. Byłem pewien, że moja kochana zasypiająca profesor Nash nie przejdzie jeszcze na emeryturę, dlatego nie fatygowałem się, by wykreślić wróżbiarstwo z listy zajęć na czwartym roku.
Przeżyłem szok, gdy dowiedziałem się, że w szkole pojawiła się nowa nauczycielka wróżbiarstwa, której nazwiska nawet nie pamiętałem. Szybko okazało się, że na jej lekcjach organoleptycznie poznaje się techniki wróżenia. Czytanie z fusów, chiromancja, horoskopy – już po dwóch dniach zaczęło mnie to przerastać. Nigdy nie miałem ,,wewnętrznego oka”, nie umiałem go więc otwierać, ani tym bardziej czerpać wiedzy z Morza Czasu.
Podszedłem do nauczycielki i wręczyłem jej esej o gwiazdach.
- Przepraszam, za spóźnienie – powiedziałem do kobiety.
- Nic się nie stało, panie Whitmore – rzekła, spoglądając na mnie swoim nieobecnym wzrokiem przez grube szkła okularów – Jednak musi pan uważać. Kiedyś spóźnienie może się dla pana źle skończyć – powiedziała złowrogo – Czuję to w pana aurze.
Spojrzałem na nią dziwnie, po czym szybko oddaliłem się w stronę miejsca, które zawsze zajmowałem. Za zdziwieniem stwierdziłem jednak, że krzesło zajęte jest przez Krukonkę z mojego roku.
- Stary, o co chodzi? – zapytałem mojego przyjaciela z drużyny quidditcha, wskazując na miejsce przy stoliku, które powinno być puste. Od zawsze siedzieliśmy razem.
- Trelawney kazała nam pracować w parach, które sama ustaliła – odpowiedział szeptem – Przykro mi, Gavin.
- Wiadomo chociaż, co będziemy dzisiaj robić? – spytałem.
- Nie, jeszcze nie – pokręcił głową, po czym odwrócił się w stronę Krukonki z zalotnym uśmiechem.
Super. Dzień zaczyna się najgorzej, jakby tylko mógł, a mój przyjaciel flirtuje z jakąś dziewczyną, zamiast mi pomóc.
Rozejrzałem się po klasie, aby znaleźć wolne miejsce. W końcu znalazłem ostatni pusty stolik na końcu klasy. Podszedłem do niego i z westchnieniem usiadłem na krześle.
- Dziś będziemy pracować ze szklaną kulą – ogłosiła profesor Telawney (przypomniałem sobie jej nazwisko dopiero, gdy powiedział je mój przyjaciel).
Zamknąłem oczy i uderzyłem pięścią w stół. Myślałem, że ten dzień nie może być już okropniejszy.
Umiałem pisać fałszywe horoskopy. Umiałem improwizować przy interpretacji snów i fusów. Umiałem nawet przekonująco wróżyć z linii na dłoniach. Ale, do cholery, szklana kula przewyższała moje umiejętności. Niemożliwym, według mnie, było ujrzenie przyszłości w kawałku szkła. Nauczycielka mówiła, że po prostu moje trzecie oko nie jest wyczulone na sygnały wysyłane z Morza Czasu – bzdura. Tam po prostu niczego nie można było zobaczyć.
Przyszłość nie pojawia się, ot tak, w szklanej kuli.
Perspektywa wpatrywania się w czyste szkło przez czterdzieści pięć minut była dla mnie tak absurdalna, że za każdym razem naprawdę próbowałem dojrzeć coś w tym wróżbiarskim atrybucie. Po każdych zajęciach byłem z siebie zadowolony, ponieważ dowiodłem, że w szklanej kuli nie można niczego dojrzeć. Jedynym kłopotem było jednak to, że, zajęty udowadnianiem mojej racji, zapominałem wymyślić odpowiednią historyjkę o tym, co zobaczyłem. Skutkiem było to, że zawsze jąkałem się przed nauczycielką, a moje wizje były totalnie niespójne i nieprawdopodobne. Trelawney nigdy w nie nie uwierzyła.
(,,Panie Whitmore, czy jest pan pewien, że widział pan krowę latającą nad polem holenderskich tulipanów? I miała róg jak jednorożec?”)
- Otwórzcie swoje wewnętrzne oko! Zaczerpnijcie wiedzy z Morza Czasu! Ujrzyjcie przyszłość! – nauczycielka chodziła pomiędzy stołami, apelując do uczniów.
Oparłem głowę na splecionych dłoniach i zacząłem wpatrywać się w szklaną kulę. Próbowałem coś w niej zobaczyć, jednak jak zwykle mi nie wychodziło. Jedyną właściwością, jaką zauważyłem w tym przedmiocie, było to, że powiększała. Była klasycznym przykładem soczewki skupiającej.
Patrzyłem, patrzyłem, a moje cholerne wewnętrzne oko nie chciało się otworzyć. Właśnie rozmyślałem nad tym, że w ostatnim czasie zdecydowanie nadużywam słowa ,,cholera” oraz jego pochodnych, gdy usłyszałem trzask zamykanych drzwi sali.
Willow Lovegood, Krukonka z mojego roku weszła do klasy z potulną miną. Jej rude włosy były rozwichrzona, opaska na czole przekrzywiona, a policzki zaróżowione. Najwyraźniej biegła, tak samo, jak ja kilka minut temu.
- Bardzo przepraszam, pani profesor – powiedziała, niemal klękając do stóp Trelawney.
- Nic się nie stało, Willow – nauczycielka uśmiechnęła się ciepło – Dopiero zaczęliśmy wróżenie ze szklanej kuli. Zajmij miejsce obok pana Whitmore’a, on nie ma jeszcze swojej pary.
Wszyscy spojrzeli na mnie ze współczuciem. Lovegood nie była lubiana w szkole. Jej wujkiem był znany wydawca ,,Żonglera”, jednej z najmniej racjonalnych gazet w czarodziejskim świecie. Dziewczyna znana była ze swoich nietypowych ubiorów i dziwnego zachowania.
Mało kto wiedział jednak, że Willow podobała mi się już od pierwszego roku. Po raz pierwszy ujrzałem ją podczas ceremonii przydziału i już wtedy postanowiłem, że kiedyś się z nią umówię. Od trzeciego roku próbowałem jakoś ją zagadać i zaprosić na kremowe piwo do pubu Pod Trzema Miotłami, jednak nieskutecznie. Dziewczyna była niedostępna i nie zgadzała się na każdą moją propozycję. Nie byłem do tego przyzwyczajony, ponieważ większość żeńskiej części mojego rocznika oraz wszystkich niższych uważała mnie za swój ideał. Willow była inna. Podczas gdy każda inna dziewczyna z chęcią wybrałaby się ze mną na spacer po Hogsmeade, ona tak po prostu odmawiała. Jej niedostępność nieco mnie irytowała, ale jednocześnie jeszcze bardziej zachęcała do walki. Postanowiłem sobie, że się z nią umówię i tak musiało się stać.
Nawet kilka dni temu podszedłem do niej przed zielarstwem i zapytałem, czy nie chciałaby pojechać ze mną w ten weekend do Hogsmeade. Bąknęła coś tylko o tym, że będzie musiała uczyć się do testu z eliksirów, po czym szybko odeszła.
Typowa Willow Lovegood.
Gdy nie proponuję jej spotkania, zazwyczaj dosyć dobrze nam się rozmawia. Zazwyczaj – ponieważ rzadko kiedy mam siłę, by stać kilka centymetrów od dziewczyny i rozmawiać z nią, podczas gdy ona wcale a wcale nie ma ochoty się ze mną umówić.
Dlatego, gdy zobaczyłem, jak zmierza w stronę mojego stolika z rozmarzonym uśmiechem na twarzy, mój żołądek gwałtownie się skurczył. Spojrzałem na zegarek – zostało jeszcze dwadzieścia pięć minut lekcji.
Dwadzieścia pięć minut przymusowego siedzenia przy Willow, która jest cudowna, ale niedostępna. Jedynym pożytkiem z tego wszystkiego było to, że Lovegood naprawdę dobrze umiała wróżbiarstwo. Miałem nadzieję, że dziewczyna pomoże mi w wymyśleniu wiarygodnej historyjki dla nauczycielki.
- Cześć, Gavin – powiedziała ciepło i usiadła na krześle obok mnie.
- Hej, Willow – próbowałem, by mój głos brzmiał normalnie.
- Pracujemy dziś ze szklaną kulą? – zapytała, choć było to oczywiste. Chyba czuła napiętą atmosferę, która pomiędzy nami była i chciała ją rozładować.
- Tak – mruknąłem – Ale ja kompletnie tego nie umiem.
- Jak to nie umiesz? – zdziwiła się – Przecież to najłatwiejszy sposób wróżenia!
- Tak, ale ja nie umie otworzyć swojego wewnętrznego oka – powiedziałem nieco zjadliwie.
- Och, to bardzo proste. Wewnętrzne oko jest w każdym z nas, trzeba tylko je odnaleźć – powiedziała Willow, najwyraźniej nie słysząc sarkazmu w moich słowach – Zaraz pokażę ci, jak wróżyć z kuli – rzekła entuzjastycznie.
Spojrzałem na nią z lekkim zdziwieniem, jednak nie umiałem powstrzymać się od zauważenia, że gdy jest czymś podekscytowana, jej oczy lśnią, a na policzkach pojawiają się lekkie rumieńce. Wyglądała uroczo, gdy przygotowywała się do nauczenia mnie techniki otwierania swojego wewnętrznego oka i nie umiałem przestać o tym myśleć, mimo że całą tą szklaną kulę uważałem za bujdę.
- Musisz po prostu się skupić – poinstruowała mnie – Połóż dłonie na kuli i zamknij oczy. Spróbuj skupić się na trzecim oku, które jest w tobie ukryte. Gdy je odnajdziesz, rozchyl powieki, a w szklanej kuli pojawi się obraz przyszłości.
Zrobiłem wszystko, co kazała mi Willow, jednak nadal niczego nie widziałem.
- Skąd mam wiedzieć, że odnalazłem moje wewnętrzne oko? – zapytałem nieco marudnie.
- Poczujesz wtedy lekkie dreszcze… Będą się rozchodzić po całym twoim ciele, a skupiać najbardziej na opuszkach palców – wytłumaczyła.
Mijały minuty, a ja wciąż niczego nie czułem. Były tylko dwie opcje – albo ja byłem kompletnym beztalenciem w tej dziedzinie, albo wróżenie ze szklanej kuli naprawdę nie miało bytu.
- Willow, wciąż niczego nie widzę – powiedziałem, odwracając się w jej stronę.
- Więc może… pomogę ci? – jej głos był niepewny, a wzrok nie chciał spocząć na mojej twarzy. Nigdy nie widziałem jej zmieszanej – Po prostu połóż rękę na kuli…
Chwyciła moją dłoń, by położyć ją na przedmiocie, gdy wydarzyła się dziwna rzecz- pomiędzy naszymi rękoma przeskoczyło coś w rodzaju iskry. Nagle po całym moim ciele rozeszły się dreszcze. Zamknąłem oczy, zaskoczony tym, co się stało. Wciąż drżałem, a opuszki palców bardzo mnie piekły. Poczułem także pulsowanie w moim czole, które po chwili przerodziło się w pewnośc, że właśnie tam znajduje się moje trzecie oko.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na Lovegood. Wciąż trzymała mnie za rękę. Jej mina wyrażała zdziwienie.  Najwyraźniej i ona musiała poczuć to, co przed chwilą się wydarzyło.
- Spójrz na kulę – wyszeptała tylko.
Zrobiłem to, co mi kazała i nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
Widziałem obraz. W kuli. Po raz pierwszy w moim życiu.
Byłem tak bardzo zdziwiony, że nie umiałem wykrztusić ani jednego słowa. Siedziałem więc tylko i wpatrywałem się w to, co działo się w kuli.
Zobaczyłem Willow, dobre dziesięć starszą od tej, która była obok mnie. Siedziała na tarasie jakiegoś domu i ciepło się uśmiechała. Przed nią leżał talerz pełen azjatyckich przysmaków, które jeszcze parowały. Dziewczyna trzymała kogoś za rękę, jednak nie umiałem dojrzeć, kto to był.
- Widzisz coś, prawda? – szept Lovegood doszedł do moich uszu. Odwróciłem się od kuli i spojrzałem na rudą.
- Tak – odpowiedziałem cicho.
Spojrzałem na dłoń dziewczyny, która opleciona była wokół mojego nadgarstka. Wyglądała, jakby była stworzona do jego trzymania. Gdy Willow zobaczyła, na co się patrzę, momentalnie puściła moją rękę i zarumieniła się. W jednym momencie przestałem czuć dreszcze na całym ciele, a obecność mojego trzeciego oka nie była już dla mnie taką rzeczywistą sprawą.
- Dlaczego? – wydukałem, wskazując raz na szklaną kulę, raz na rękę dziewczyny, która leżała na stole.
- Wróżbiarstwo nie jest racjonalną nauką. Czasem zdarzają się więc dziwne, nawet prawie niemożliwe rzeczy. Myślę, że jedną z nich jest to, ze właśnie przed chwilą dzięki mnie połączyłeś się z Morzem Czasu i swoim wewnętrznym okiem.
Wciąż mówiła szeptem, jakby nie chciała, by ktokolwiek nas usłyszał. Wprowadziło to atmosferę intymności, dzięki której choć na chwilę zapomniałem, ze siedzę przed dziewczyną, która odrzuca moje względy. Jej głos był miękki, podobnie jak wzrok. Willow sprawiała wrażenie, jakbym wcale nie był jej obojętny.

***
Po dziwnym wydarzeniu, które miało miejsce na początku naszej współpracy, wszystko zaczęło układać się nadzwyczaj dobrze. Po raz pierwszy rozmawiałem z Willow normalnie, nie myśląc o naszych poprzednich spotkaniach. Byliśmy po prostu parą pracującą razem na wróżbiarstwie.
Dziewczyna nie pytała o to, co widziałem w szklanej kuli. Może i nawet dobrze. Nie wiedziałem, co oznaczało to, że zobaczyłem właśnie ją – starszą, najwyraźniej na spotkaniu ze swoim mężczyzną, a może nawet już mężem. Jego twarz była ukryta w mroku, a ja nie miałem nawet pomysłu, kim mógł być.
Lekcja upłynęła bardzo szybko. Byliśmy właśnie w trakcie rozmowy o wróżeniu z fusów, gdy dzwonek oznajmił koniec zajęć. Podniosłem swoją torbę z podłogi i spakowałem swoje książki, podobnie jak Willow. Razem ruszyliśmy w stronę wyjścia z sali. Widziałem, że gdy przemierzaliśmy pomieszczenie niemal stykając się ramionami, kilkoro uczniów śmiało się z nas. Moi koledzy sugestywnie ruszali brwiami i bezgłośnie pytali, czy zakochałem się już w pannie wróżbitce. Wiem, że tylko się ze mnie nabijali, ale chciałem im odpowiedzieć, że stało się to już jakiś czas temu. W końcu jednak zignorowałem ich żarty.
Gdy mijaliśmy profesor Trelawney, kobieta zwróciła się do mnie:
- Widzę, że w końcu uwierzył pan w to, że można wróżyć ze szklanej kuli i zobaczył w niej przyszłość.
- Skąd pani to wie? – zapytałem zdziwiony. Nauczycielka ani razu nie zbliżyła się do naszego stolika, więc wątpię, by słyszała nasze rozmowy.
- Widzę to w twojej aurze… aż kipi od magii, gdy jesteś w towarzystwie Willow – powiedziała – Musicie siedzieć razem na wróżbiarstwie.
Kobieta odwróciła się i skierowała w stronę biurka, a ja razem z Lovegood wyszliśmy z sali. Przez chwilę milczeliśmy, zdziwieni słowami Trelawney.
- Czyli… na następnych zajęciach również siedzimy razem? – zapytałem w końcu, nie spoglądając na nią. Schodziliśmy z wieży jako ostatni, korytarz był już pusty.
- Tak – potwierdziła dziewczyna. Może tylko mi się wydawało, ale chyba znów się zarumieniła.
Nasze kroki echem odbijały się od ścian.   
Stuk, stuk, stuk.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Cisza byłą niezręczna, ale inaczej niż zawsze. Nie chodziło o to, że obok siebie szli uczniowie, z których jeden usilnie próbuje umówić się z drugim. Teraz obok siebie szli uczniowie, pomiędzy którymi wydarzyło się coś bardzo dziwnego na zajęciach wróżbiarstwa.
- Słyszałam, że w sobotę macie trening generalnym przed pierwszym meczem w sezonie – powiedziała na pozór obojętnie, jednak w jej głosie dało się słychać napięcie.
- Tak – odpowiedziałem ostrożnie. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Przecież właśnie w tę sobotę chciałem umówić się z nią w Hogsmeade i opuścić dla niej najważniejszy trening.
- Idziesz? – zapytała. Po raz pierwszy od kiedy wyszliśmy z sali, spojrzała na mnie.
- Dlaczego nie – wzruszyłem ramionami – W końcu to tylko generalny trening… nic innego nie stoi mi na przeszkodzie. A warto byłoby poćwiczyć.
- Czyli w twoich planach na sobotę nie ma już miejsca na… - zawiesiła głos. Nerwowo zaczęła bawić się palcami.
- Na co? – spytałem. Zatrzymałem się i stanąłem tuż przed Willow.
- No… na nas. Pytałeś się przecież, czy nie chciałabym pójść z tobą na piwo kremowe. Dziś rano wysłałam ci odpowiedź… pozytywną – powiedziała cicho, lekko zawstydzona.
- Nie dostałem żadnej odpowiedzi – rzekłem, szczerze zaskoczony całą sytuacją – Ale… jeżeli na papierze twoja odpowiedź była pozytywna, myślę, że w rzeczywistości również taka będzie – lekko się uśmiechnąłem – Willow, czy poszłabyś ze mną w sobotę na kremowe piwo do pubu Pod Trzema Miotłami?
- Oczywiście, że tak, Gavinie – również się uśmiechnęła.
To była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zobaczyłem.

***
Dwa dni później, w piątek, wypadały kolejne zajęcia wróżbiarstwa. Po raz pierwszy się na nie cieszyłem. Przynajmniej na nich mogłem jawnie spędzić z Willow więcej niż dziesięć minut.
Usiedliśmy przy stoliku na końcu klasy, tym samym, przy którym na poprzednich zajęciach po raz pierwszy ujrzałem przyszłość w szklanej kuli. Znalazłem dłoń Willow i uścisnąłem ją pod meblem, tak, by nikt nie widział. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła, poprawiając opaskę, która zjechała z jej czoła.
- Dziś, zanim zaczniemy ponownie pracować ze szklaną kulą, oddam wam wasze eseje – powiedziała nauczycielka, po czym zaczęła chodzić pomiędzy uczniami i oddawać im ocenione prace.
- Jak myślisz, co dostaniesz? – zapytała mnie ruda
- Mam nadzieję, że jakąś pozytywną ocenę. Musiałem nieźle wysilić swoją wyobraźnię, by napisać ten esej – cicho się zaśmiałem, w czym zawtórowała mi Willow.
- Nie martw się, następne zadanie będziemy już pisać razem. Pokażę ci odpowiednie książki i nie będziesz musiał zmyślać – rzekła łagodnie.
Nasze stosunki w ciągu tych dwóch dni ociepliły się do tego stopnia, że teraz Willow uważała za urocze to, że jestem zupełnym palantem, jeżeli chodzi o wróżbiarstwo. Jako życiowy cel postawiła sobie, by nauczyć mnie poprawnie korzystać z wszystkich wróżbiarskich atrybutów i naprawdę widzieć przyszłość, a nie ją zmyślać.
Trelawney podeszłą do naszego stolika i z uśmiechem wręczyła dziewczynie pergamin. Jednak gdy odwróciła się w moją stronę, jej mina zmieniła się diametralnie. Wyrażała lekkie zdegustowanie i rozczarowanie.
- Następnym razem może się pan bardziej postarać, pani Whitmore – szepnęła.
Nie wiedziałem o co chodziło pani profesor, dopóki nie zobaczyłem, co napisane było na pergaminie, który jej oddałem.
,,Gavinie!
Oczywiście, z chęcią wybiorę się z Tobą do Hogsmeade w tę sobotę.
Willow xxx”
- Chyba już wiem co stało się z moją wiadomością… - szepnęła rozbawiona Krukonka.
Posłałem jej mordercze spojrzenie, ale po chwili również się roześmiałem. Patrzyłem na wesołe ogniki w oczach Willow i zastanawiałem się, kiedy powiedzieć jej, że będzie musiała pomóc mi znaleźć prawdziwy esej pod moim łóżkiem.





5 komentarzy:

  1. Super notka !
    Miałaś naprawdę wspaniały pomysł, żeby napisać coś z perspektywy Whitmore'a. I to jeszcze w czasach zzkolnych. <3 Od samego początku polubiłam Gavina i Willow, dlatego bardzo się cieszę, że to właśnie ich historię poznamy dokładniej. ;*
    Czekam na kolejną część. <3
    Pozdrawiam i życzę weny.
    ~Eris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Ja również lubię Willow i Gavina i w zamian za to, jak zakończyłam ich historię, chciałam napisać jeszcze coś z ich udziałem ;)
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń
  2. Wreszcie jestem! Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam wiele na głowie i dziś nadrabiam zaległości na blogach.
    Miniaturka bardzo fajna. Podobało mi się to, w jaki sposób ukazałaś Gavina i Willow. To wróżbiarstwo było takie urocze *.*
    Czekam na dalszy ciąg i życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    PS. Zmieniłam fabułę MM na dramione i właśnie biorę się za pisanie 5 rozdziału, dlatego na jakiś czas odstawiam tłumaczenia na bok. Oczywiście wrócę do nich jak skończę pisać :) jeśli chcesz przeczytać nową zapowiedź i trochę ciekawostek o Draco to zapraszam http://music-and-love-mission.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zapomniałam dodać cudowny szablon <3

      Usuń
    2. Nic się nie stało ;)
      Bardzo dziękuję! Mam nadzieję, że kolejne części również Ci się spodobają.
      Już lecę na Muzyczną Misję! Już nie mogę się doczekać!
      Dziękuję :* po raz tysięczny wprowadzam zmiany w szablonie i mam nadzieję, że te będą ostateczne.
      Również pozdrawiam! J. M.

      Usuń

Każdy komentarz = +10 do motywacji ;)